Cóż z tego, że Jezus otwarł niebo, a tym samym umożliwił nam zobaczenie Boga, skoro ta prawda nie wyzwala w nas radości i tęsknoty za Nim.
Paradoksalnie świat najbardziej cierpi wtedy, kiedy odrzuca Jezusa. Stąd tak wiele w nim, oprócz katastrof naturalnych, bólu i cierpienia.
Bóg, który zna nas lepiej niż my sami siebie, daje nam znaki swojej obecności i zatroskania o nas.
Bez fajerwerków, ale z krzyżem Jezusa, bo nie o własną chwałę tu chodzi ale o Bożą.
„Apostołka apostołów” pokazuje, że miłość otrzymana od Boga jest darem, ale i zadaniem.
Bez zmartwychwstania Jezusa życie byłoby – tak! – beznadziejne.
Jeśli pominiemy język parafialnych wizytacji, „czcigodnych” i „ekscelencji”, jeśli puścimy mimo uszu gazetowe bicie piany, doszukiwanie się pychy i chęci władzy – co nam zostanie?
Oprócz powiększenia liczby uczniów, to „wzrastanie Kościoła” dokonuje się także – i w ośmioletnim chłopcu, i w każdym z nas – przez pogłębianie wiary...
Być wytrwałym w wierze, to przede wszystkim uczyć się Jezusa...
Jak wiele smutku i cierpienia można by uniknąć, gdyby wszystkie decyzje podejmować wraz z Chrystusem
… choć do jednego celu.