Miłosierny Boże, nieustannie oczyszczaj i umacniaj swój Kościół...
Jeśli w centrum naszej wiary nie stanie miłujący Ojciec, wszystko się rozsypie. Mające napełniać radością i szczęściem pełnienie woli Bożej stanie się życiową udręką.
Nie zdążył zapytać o pokutę, a już siedział przy stole. Śpiewał. Tańczył. Radował się miłością nie stawiającą żadnych warunków.
Boże, Ty przez swoje sakramenty dajesz nam udział w dobrach wiecznych...
Choć na koniec przypowieści właściciel przybywa wytracić rolników, ostatecznie wiara wskazuje na inny koniec.
Zatrzyma słowo, bo „rozmyśla nad nim dniem i nocą”. Nie minuta ze słowem, ale ani minuty bez słowa.
Ojciec przyjmuje Ofiarę nie dlatego, że składający ją są doskonali w miłości, przestrzegają Jego przykazań, z zapałem budują Jego królestwo na ziemi. Przyjmuje, gdyż jest nią Chrystus, który „polecił ją składać na swoją pamiątkę".
Za Jezusem. Nie oburzając się na zastawiających sieci, głoszących: trwoga dokoła, pragnących przy okazji ugrać coś dla siebie...
Mojżesz, Estera, Daniel, Jezus na Krzyżu... Co ich łączy?
Na początek proponuję uszykować trzy, może więcej, czyste kartki papieru. Każdą podzielić na pół. U góry napisać imię.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...