Bogactwo, dobrobyt stają się niebezpieczne wtedy, gdy dają człowiekowi poczucie bycia niezależnym od innych. Niezależnym od Stwórcy.
Grozi nam niepewność? Czy raczej upadamy przez pychę, sądząc, że nasza duchowa głębia, bogactwo wiary nas ocalą?
W kilku zdaniach same chwyty marketingowe. Pochlebstwo. Zapewnienie, że wszyscy tak robią. W końcu: obietnica wielkiego bogactwa.
Uznawanie bogactwa za wyznacznik ludzkiej wartości nie jest wcale od nas tak odległe, jak nam się wydaje.
O bogactwie człowieka nie decyduje to, ile posiada i ile daje, ale w jaki sposób się tym dzieli.
Bycie w szkole wiary nigdy się nie kończy, ponieważ człowiek nigdy nie przeniknie całej głębokości bogactw, mądrości i wiedzy Boga.
Jest owocem wysiłku serca i umysłu. Odkrywania prawdy w całym jej bogactwie i złożoności. Prześwietlania rzeczywistości światłem Bożego Słowa.
Dałeś mi czas – moje jedyne bogactwo, które posiadam. Dajesz mi swoje Słowo, by Ono pomagało mi ten czas jak najlepiej wykorzystać.
To my jesteśmy owymi bogaczami, którzy mogą swych dóbr użyczyć innym. To nam powierzono słowo Chrystusa „w całym swym bogactwie”.
Ciało Chrystusa! Tak, wierzę. Amen. Tylko tyle. A jednak w prostocie tej chwili mieści się bogactwo wielkich dogmatycznych traktatów i opasłe tomy zapisane przez teologów duchowości.
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...