Choroba, cierpienie, śmierć mają ludzkie twarze – nie najbliższych jeszcze, ale blisko już, coraz bliżej. Wszyscy umrzemy – zawsze to wiedziałam przecież.
Dla chorego każdy czas jest za długi. Oczekiwaniem można się bardziej zmęczyć niż chorobą. Potem już nawet czekać się nie chce.
Mówimy "ostatni". Ale Kościół wierzy, że jest wsparciem w każdej ciężkiej chorobie... Dziś przypominamy nauczanie Katechizmu Kościoła Katolickiego o sakramencie chorych.
W jakiś sposób nawet nasze ograniczenia okazują się nie takie ważne: pustki na koncie, mieszkanie w tym czy innym miejscu, choroba…
Każdy z nas miał lub ma do czynienia z chorobą. Jeśli to okresowa grypa, przeziębienie, to biorąc antybiotyki i witaminy „jakoś” sobie radzimy.
Umiera mąż, wyjeżdża dziecko, tracimy pracę, powódź niszczy nam dom, choroba odbiera siły... I nagle po stronie „mam” nic nie jest już pewne ani oczywiste.
Wiara w łaskę, Opatrzność, Boże prowadzenie – i trudności, choroba, śmierć. Co zrobić, jeśli nasze zaufanie Bogu prowadzi nas tam, gdzie wcale znaleźć się nie chcemy?
Pan nie sprawia w sposób cudowny, że Jego słudzy wiodą beztrosko szczęśliwy żywot, bez cierpienia i chorób, bez tragedii i nieszczęścia śmierci. Takie oczekiwanie to iluzja...
Wierzyć to angażować się w to, czego Bóg oczekuje. Także wtedy, gdy stajemy wobec choroby i trudno nam nie rozważać jak to wygląda z naszej strony i ile widzimy w tym sensu.
Pytam uparcie. Wydaje mi się, że milczysz. Dlaczego? Czy nie chcesz wskazać mi drogi? Pytam. Ale nie rozglądam się wokół. A wokół konflikt. Gniew. Spory. Choroby duszy i ciała. Wiara „obcych”. Niewiara „swoich”.
… choć do jednego celu.