"Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii" (1 Kor 9,16)
Piszę do Ciebie już ostatni adwentowy list. Nie wiem, czy znajdziesz czas, aby go przeczytać. Święta tuż-tuż, a pewnie masz jeszcze wiele do zrobienia. Chciałbym napisać o czymś, co dla mnie samego zawsze było trudne. I nadal jest trudne. Chodzi o głoszenie Ewangelii. Pytam sam siebie: „Czy potrafię przyznać się do Jezusa w każdych okolicznościach?”. Nieraz słyszałem na katechezie: „Ksiądz tak tylko mówi, bo jest księdzem”. Nie bronię się. Jest w tym sporo racji. W sutannie, na ambonie, jest łatwiej. Być może apostołem byłem najbardziej, kiedy jako mały chłopak na koloniach szedłem do wychowawcy z listem proszącym o umożliwienie udziału w niedzielnej Mszy św. To wymagało ode mnie więcej odwagi niż wszystkie kazania.
Podziwiam szczerze Pawła. Skąd on brał tyle siły? Głosił Ewangelię wszędzie, bez chwili wytchnienia, na wszelkie możliwe sposoby, bez względu na piętrzące się trudności i cierpienia, z narażeniem życia. Ale nie czuł się bohaterem. „Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9,16) – pisał. Z jego listów wynika, że zamierzał głosić Dobrą Nowinę całemu zamieszkanemu światu, który wtedy utożsamiał się z krajami śródziemnomorskimi. Dlaczego my, chrześcijanie współcześni, utraciliśmy taką ambicję? W Tesalonice powiedziano o uczniach Jezusa: „Ludzie, którzy podburzają cały świat, przyszli też tutaj” (Dz 17,6). Głoszenie Zmartwychwstania wywraca świat do góry nogami. Czy nasza wiara jest zaczynem, czy powoduje rośnięcie jakiegoś ciasta? Czy mamy poczucie misji, świadomość, że jesteśmy wysłannikami? Czy nie jest tak, że próbujemy za bardzo poukładać się ze światem? W czasach św. Pawła chrzczono jedynie nawróconych. Dziś trzeba nawracać ochrzczonych.
Kiedy po przeżyciu na drodze do Damaszku Szaweł doszedł do siebie, natychmiast zaczął opowiadać o Jezusie, którego spotkał. Człowiek zakochany, zdobywca podium, uratowany z wypadku, uleczony z ciężkiej choroby… Tacy ludzie mówią wszystkim wokół o tym, co ich spotkało. „Jak może Go (Jezusa) nie być, skoro On zrobił ze mną pewną historię” – mówił w wywiadzie dla „Gościa” o. Jarosz. A jak to jest ze mną, z Tobą? Czy potrafię mówić o historii mojej wiary?
Wiem, to nie jest wcale takie proste. Sam się boję i często nie wiem, jak. Ale wiem jedno: trzeba próbować. Dla innych, a także dla siebie samego. Moc objawia się w słabości. Kiedy narażam się na drwinę, śmieszność, kompromitację w towarzystwie (najtrudniej bywa wśród najbliższych). Im bardziej moje przyznanie się do Jezusa jest trudne i naraża mnie na jakąś stratę, tym więcej może przeze mnie zdziałać Bóg. Przed nami święta Bożego Narodzenia. Czy jest lepsza okazja, by spróbować pogadać o Tym, który obchodzić urodziny?
Ks. Tomasz Jaklewicz
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |