Znaleźli drogę do nieba

Są tacy między nami. Naprawdę. I chcą się podzielić z nami swoim doświadczeniem Boga i drogi do Niego. Ty też możesz. Jeśli chcesz, napisz

Niedziela, 13 grudnia


Ewa i Tomek

(Ewa) Nasza historia ze Wspólnotą Błogosławieństw ma ścisły związek z historią naszej miłości, naszego poznania i naszego małżeństwa.

Jak to się zaczęło?

Studiowałam teologię, ponieważ myślałam o wstąpieniu do Karmelu. Jednak w czasie studiów Bóg pokazał mi, że ma inne plany wobec mnie. Chciałam napisać pracę magisterską na temat adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy szukałam jakiegoś doprecyzowania tego tematu, koleżanka podsunęła mi książkę F. Lenoir "Nowe wspólnoty". To wtedy zafascynowała mnie forma życia wspólnego.

Zostałam poruszona świadectwem brata Efraima. Pomyślałam, że to jest jakby "trzecia droga", pozostanie świeckim i całkowite oddanie się Bogu. Pomyślałam, że po 4-tym roku studiów wezmę urlop dziekański i wyjadę do Francji, żeby poznać te wspólnoty, o których pisał F. Lenoir. W tym właśnie czasie poznałam Tomka. Bardzo poważnie potraktowałam naszą znajomość, więc chciałam niejako sprawdzić, czy jest dla mnie odpowiednim kandydatem na męża. Dałam mu do przeczytania książkę o nowych wspólnotach i czekałam na reakcję. Jemu też najbardziej dotknął go wywiad z bratem Efraimem. Potem zapytałam, co myśli o idei spędzenia roku w takich wspólnotach. Bardzo mu się to spodobało. Zaczęliśmy więc szukać w internecie.

(Tomek) Pisaliśmy do prawie wszystkich Wspólnot, o których wspomina Lenoir. Bardzo szybko odrzuciliśmy, te który mają charakter zgromadzeń dla osób konsekrowanych (Wspólnoty Jerozolimskie) lub żyją w całkowitym zamknięciu (siostry betlejemitki). Z czasem kolejne wspólnoty odsyłały nas do swoich domów lub reprezentacji w Polsce - Chemin Neuf, Arka, Chleb Życia, Ogniska Miłości, Emmanuel. Nawiązaliśmy dość bliski kontakt z wspólnotą Chemin neuf w Polsce, ale równocześnie nie ustawaliśmy w kolejnych próbach nawiązania kontaktu ze Wspólnotą Błogosławieństw. Napisaliśmy kilkanaście listów po francusku obszernie nas przedstawiających i opisujących nasze motywacje - pisaliśmy do różnych domów. Niestety nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. W końcu napisaliśmy króciutki list do Chateau St. Luc. Było tam tylko tyle: "Jesteśmy narzeczonymi z Polski. Czy jest możliwość spędzenia jakiegoś czasu we Wspólnocie?" Otrzymaliśmy odpowiedź od Bożeny, która wtedy mieszkała w St Luc. Odpowiedź była po polsku i Bożenka prosiła nas byśmy się przedstawili i napisali coś więcej o sobie... To był pierwszy kwartał 2005 roku - jesienią planowaliśmy wziąć ślub, a wyjazd ustaliliśmy na grudzień. Wiedzieliśmy też, że nie poświęcimy na ten pobyt całego roku. Nasze obowiązki pozwoliły na zaplanowanie wstępnie 4 miesięcy.

Dla mnie przygoda ze Wspólnotą Błogosławieństw jest ciągiem dalszym kilku już lat "chodzenia z Bogiem". Kiedy nawróciłem się 5 października 2001 roku nie miałem sprecyzowanej wizji dalszego życia, przez następne kilka lat żyłem w stanie zachwytu obecnością Boga, byłem prawdziwym neofitą mimo że ochrzczony zostałem jako maleńkie dziecko i wychowany w katolickiej rodzinie, której bardzo wiele zawdzięczam. Jednak nawrócenie oznaczało też powrót do sakramentów po około 5 latach przerwy. Przez 3 lata praktycznie przygotowywałem się do życia zakonnego. Byłem przekonany, że mam powołanie dominikańskie. Jednak z czasem odczuwałem, że to ja sam sobie narzuciłem to jarzmo, a nie Jezus. Ponieważ Jego jarzmo jest słodkie, a ja doświadczałem coraz większego niepokoju. To była jedna z ważniejszych decyzji, które w życiu podjąłem, gdy uwolniłem się od uporczywego trwania przy swoim i powiedziałem Bogu: "Ja to porzucam. Jeśli do końca studiów nie zainterweniujesz w sposób oczywisty, wstępuję do zakonu - teraz przestaję o tym myśleć". Niecałe pół roku później poznałem moją obecną żonę (1 VIII 2004). Nasza pierwsza rozmowa dotyczyła Adoracji Eucharystycznej, którą zaczynałem wtedy odkrywać, kolejna - nowych wspólnot opisanych w książce F. Lenoir'a. Moje serce w przedziwny sposób zapaliło się podczas lektury fragmentów, w których Efraim opowiadał o swojej Wspólnocie.

Ostatecznie nasza podróż została zaplanowana: grudzień - styczeń we Wspólnocie Błogosławieństw, a potem kolejne trzy miesiące z Paschą włącznie w Chemin Neuf. Ostatecznie wyszło inaczej a wizyta w tych dwóch Wspólnotach we Francji odmieniła nasze życie.

Pamiętam jedną z rozmów z naszymi ówczesnymi pasterzami Jean-Francois i Anne-Marie Haumonte. Powiedziałem wtedy słowa, które narzucały mi się swoją oczywistością: "Byłem w wielu miejscach w Kościele, ale moje miejsce jest TU". Rzeczywiście od pierwszych chwil pobytu w St. Luc zostaliśmy w przedziwny sposób wchłonięci przez Wspólnotę. Dziś mógłbym powiedzieć, że to był jedynie pierwotny zachwyt, gdyby nie trudności wewnętrzne i osobiste jakich wtedy doświadczaliśmy. Trudności, ale i uzdrowienia - wśród modlitwy, prostej pracy, codziennych rozmów. Nagle okazało się, że już nie jesteśmy pewni czy w ogóle wrócimy do Polski. Pobyt w Chemin Neuf, który po ludzku okazał się całkowitą klęską, umocnił w nas przekonanie, że naprawdę nie jest wszystko jedno jakie miejsce wybieramy i że Bóg ofiarowuje konkretne powołania. Na Paschę wróciliśmy do St. Luc - spędziliśmy tam jeszcze kilka tygodni. Byliśmy też świadkami zaangażowania do Wspólnoty małżeństwa Dominique'a i Marie-Gabriel Creton, szczególnie uderzyło nas to, że w formule zaangażowania znajdowało się zdanie o gotowości porzucenia własnego kraju. Wydawało nam się wtedy, że to jest nie do przyjęcia, że tej jednej rzeczy nie potrafimy poświęcić. Jednak Pan przemienił nasze serca w tak szybkim czasie, że gdy rozmawialiśmy z pasterzami tuż przed planowanym wyjazdem zaproponowaliśmy, że zostaniemy we Wspólnocie - natychmiast, tylko z dwoma walizkami osobistych rzeczy. Jean-Francois powiedział nam wtedy: "Przyjedżajcie za rok, niech Ewcia skończy studia, wtedy wstąpicie". Jako znak tej obietnicy otrzymaliśmy krzyże Przyjaciół Baranka. Traktowaliśmy głos naszych pasterzy jako głos Ducha Świętego, w pełnym posłuszeństwie.

Przez rok żyliśmy na całkowitej duchowej pustyni - doznawaliśmy różnorodnych pokus, walczyliśmy o nasze małżeństwo nie znajdując właściwie żadnego duchowego wsparcia. Gdy wróciliśmy odnowić zaangażowanie nowym pasterzem był już o. Bernard-Marie. Długo rozmawialiśmy i te rozmowy pokazały nam, że nasze miejsce jest w Polsce, że troska o naszą rodzinę wymaga zaangażowania zawodowego, które pozwoli pełniej dojrzeć. Nic jednak nie zmieniło się w kwestii tego co Pan włożył w nasze serca - zrozumieliśmy, że jesteśmy powołani do Wspólnoty i do Polski. Bernard-Marie okazał się dla nas prawdziwym pasterzem, który wspiera nas jak tylko może. Dzięki niemu spotkaliśmy Elę Nehring, które to spotkanie zapoczątkowało w lutym 2008 istnienie fraternii.

Gdy kolejny, trzeci raz, odnawialiśmy nasze zaangażowanie w St Luc, Bernard-Marie podziękował nam za wierność jaką okazujemy Wspólnocie. Dla nas jednak jest oczywiste, że ta wierność jest darem jaki wiąże się z obietnicą, że zamieszkamy kiedyś w domu Wspólnoty i że ten dom będzie w Polsce.




Świadectwo ze strony Wspólnoty Błogosławieństw


«« | « | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Kwiecień 2024
N P W Ś C P S
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
Pobieranie... Pobieranie...