Znaleźli drogę do nieba

Są tacy między nami. Naprawdę. I chcą się podzielić z nami swoim doświadczeniem Boga i drogi do Niego. Ty też możesz. Jeśli chcesz, napisz

Niedziela, 6 grudnia


M.A.

Otwieram google.pl i wpisuję hasło "wilda". Na złożone zapytanie wyskakuje 353 000 stron. Nie szukam daleko, otwieram pierwszą, czytam: "Najmniejsza z pięciu dzielnic Poznania. Od 1990 roku nie posiada odrębności administracyjnej, ale nadal posiada część instytucji gminnych oraz administracji państwowej, m.in. urząd skarbowy, policję, administrację ochrony zdrowia. Dzielnica ta, jak i pozostałe części Poznania, przywoływana jest do celów statystycznych, ale także żyje w świadomości mieszkańców miasta". Mogę tam przeczytać również opis samej dzielny, jej historię, możliwości komunikacyjne, miejsca, które warto zobaczyć, a także bieżące dane o stanie ludności.

Otwieram kolejną stronę: "Charakter Wildy w dużej mierze określa jej architektura. Neorenesansowy kościół Maryi Królowej obok Rynku Wildeckiego jest jak gdyby sercem dzielnicy, wokół znajdują się piękne kamienice z początków ubiegłego wieku, wieża ciśnień i budynki przemysłowe. Urok Wildy tkwi między innymi w różnorodności budynków, które choć często nadgryzione są zębem czasu, to jednak urzekają". Otwieram jeszcze jedną stronę, nieco humorystyczną, czytam: "o tej dzielnicy Poznania można powiedzieć tylko tyle, że czas zatrzymał się tu jakieś 40–50 lat temu. Stare budynki, stare warzywniaki, stare ulice, starzy ludzie, stare problemy..." Jeszcze inna powtórzy słowa muzyka: "na Wildzie mieszka szatan". Punkt widzenia zależy od punktu siedzienia - można by podsumować.

Zamykam google.pl Otwieram zakładkę zwaną "ŻYCIE".

Na poznańskiej Widzie zamieszkałam niecałe cztery lata temu. Z deszczu pod rynnę, mówili, ponieważ pierwszy rok studiów przeżyłam na Dębcu (który to, tak bardzo ściśle patrząc, administracyjnie jest włączony do Wildy). Mieszkanie, jak mieszkanie, do generalnego remontu, ponieważ zakupione w starej kamienicy. Zamieszkałam razem z siostrą, ale też z wszystkimi historiami, jakie udało nam się do tej pory zasłyszeć od znajomych, oczywiście historie rodem z kryminału. Jakoś nie przywiązywałam większej wagi do tego, co się tam kiedyś stało, co się dzieje teraz, a już w ogóle nie myślałam, co się może stać... Nie identyfikowałam się z miejscem, w którym mieszkałam. Czułam się anonimowo wśród "starch ulic, starych ludzi, starych problemów" - było to moje miejsce zamieszkania, jedno z wielu, miej lub bardziej atrakcyjne, ale miejsce, po prostu. Z czasem zaczęłam zauważać szarzyznę (bez względu na porę roku) Wildy, taką codziennie zwyczajną. Począwszy od widoku z okna, który skupiał się na kontenerach kipiącyh śmieciami, wybitymi szybami w sąsiedniej kamienicy i ośrupanymi ścianami, poprzez degeneratów, którzy poszukiwali chwilowego szczęścia podczas konsumpcji taniego wina, po młodzieniaszków, którzy w przerwie lekcyjnej "wpadywali" do korytarza, by zapalić szybkiego papierosa. Ot, zwyczajna codzienność, o której słyszałam, a teraz mogłam nawet na to popatrzeć. Nie zatrzymywałam się nad taką rzeczywistością, przechodziłam obok. Po co się zatrzymywać, żeby dostać? I... co mi do tego. Żyją jak chcą, tak wielu żyje, tak wielu żyje na Wildzie, tyle.

Pierwszy rok mieszkania był właśnie takim - po - patrzeniem na to, co się dzieje, a co jakoś nie dotyka bezpośrednio, i dobrze, że nie dotyka!

Kolejny rok był o tyle ciekawszy, że niektóre z opowiadanych sytuacji sprawdzały się bezpośrednio na mojej skórze: przebita opona w samochodzie, wybita szyba i skradzione radio, notorycznie wyprawiane urodzinowo-imieninowe imprezy pod drzwiami mojego mieszkania, okropione wódką i przypalone nie tylko już papierosami. Coraz bardziej rosła we mnie niechęć do Wildy. Coraz bardziej czułam się jak nie u siebie. Coraz bardziej chciało mi się stamtąd uciec. To był rok, w którym konfrontowały się ideały z tym, czego się doświadczało. Ideały przenosiły w rzeczywistość odrealnioną, w której nie powinny się dziać rzeczy, które się słyszało, widziało, a i dlatego rosła we mnie frustracja, niechęć, zgorzknienie do samego miejsca, ponieważ ludzi to znałam tam niewielu, tylko tych, których rozpoznawałam po codziennym staniu w bramie lub tych młodych, którzy przewijali się z papierosem w ręku. Pojawiło się narzekanie na miejsce zamieszkania... Jakiś sposób zaradczy! Jakiś - nijaki!
Pewnego kolejnego roku mojego zamieszkania na Wildzie, wracając z uczelni spotkałam w kamienicy trzech chłopaczków, mogli być w gimnazjum, nie dalej, standardowo coś palili. Odważyłam się ich zaczepić i spytać, po co palą. Odpowiedź mnie, może nie tyle powaliła, bo można było się takiej spodziewać, a i moje myślenie było bardzo podobne (napisałam wyżej), co stworzyła we mnie przestrzeń myślenia (w końcu!). Chłopaki odpowiedzieli wtedy, że wszyscy na Wildzie tak robią, to i my tak robimy. Pomyślałam wtedy, że brakuje tutaj autorytetów, najpierw rodzicielskich, brakuje tych, którzy nie są "wszyscy", a i którzy mogą pokazać, że nie trzeba jak wszyscy, że można inaczej. Wtedy to też był rok, kiedy w parafii wildeckiej zawiązało się duszpasterstwo, o ironio, z inicjatywy młodych, którzy wcześniej we wakacje byli na rekolekcjach (tutaj agrument - nie wszyscy na Wildzie mają jeden kierunek:)), a w które to duszpasterstwo razem z koleżanką się zaangażowałam. Początkowo nieśmiało, może w takim poczuciu, że uderzam głową w mur, że za wiele się nie zmieni - no bo chce się widzieć od razu jakieś postępy, zmiany, może też pokutowały we mnie te negatywne obrazy, które dotąd towarzyszyły, a trudno było się od nich odkleić i zobaczyć jakieś dobro. Młodzież przychodziła jak chciała, stąd mi zaczynało się też chcieć w kratkę. Przebaliśmy cały rok, jakoś to było. No właśnie, jakoś. Z niektórymi udało się zawiązać jakiś (znów) kontakt, ale to takie było "dotąd nie dalej" i chyba zbyt bardzo nie starałam się tego zmienić. W parafii też nie czułam się jak u siebie, nie miałam poczucia swojego jakiegoś kąta. W tym wszystkim pokutowała jeszcze jedna rzecz. Zależało mi bardziej, by przeprowadzić spotkanie i przekazać jakąś treść, a chyba mniej (może wtedy nie miałam jeszcze takiej świadomości), by spotkać się z człowiekiem na takiej ludzkiej płaszczyźnie porozumienia.

Stoję w czwartym roku mieszkania na Wildzie... Dlaczego opisuje poprzednie i jaki to ma związek ze świadectwem nawrócenia? Przyglądając się tym trzem latom i porównując je z tym, który teraz przeżywam, jednoznacznie stwierdzam - na-wróciło się! Dotąd żyłam wiarą w Boga, który jest, który jest i bliski, ale nie osadzałam Go w konkretnych rzeczywistościach, żeby dobrze się wyrazić - moje przekonanie zahaczało delikatnie o pogląd deistyczny, że On jest, bo i stworzył świat, ale nie bardzo jest w tym świecie, który stworzył, albo jeszcze inaczej. On jest, ale ja nie zauważałam Jego działania i tutaj zawężając do Wildy - On jest, ale nie bardzo widziałam Go na Wildzie, w ludziach Wildy. Bardziej podpisywałam się pod stwierdzeniem, że na Wildzie mieszka szatan, bo faktycznie łatwiej było zobaczyć to, co złe doświadczyło. A jak zobaczyć Boga, kiedy dotąd tylko mijałam ludzi, a kiedy już zatrzymywałam się przy nich nie miałam pragnienia słuchania ich, zasłuchania się w nich, tylko zasypywałam ich jak być powinno (i może bardziej, jak być powinno według mnie), kiedy przechodziłam konkretne sytuacje, odwracając szybko głowę z myśleniem, przecież mnie to nie dotyczy. Nie można zobaczyć Boga, kiedy nie spotka się człowieka i człowieka z jego doświadczeniem - kiedy nie spotka się z Jego stworzeniem, w którym On konkretnie jest i w którym działa, co więcej przez którego przepowiada Siebie i daje się rozpoznawać. Nawet w tym najbardziej zagubionym, najbardziej grzesznym.

Żeby nie być gołosłowną podzielę się doświadczeniem Wildy czwartego roku.

Dopiero od niedawna zaczęłam traktować Wildę jak jako miejsce swojego życia, w którym bardzo wiele mogę się nauczyć i to nauczyć od tych ludzi, których poniekąd wcześniej spisywałam na straty - tych starych, przesiadujących w bramach i tych młodych z powykolejanymi drogami. Zaczęłam Wildę traktować jako miejsce, w którym mogę spotkać się z tymi ludźmi i zasłuchać się w nich, i spróbować poszukać z nimi korzeni tego wszystkiego, co spowodowało ich teraźniejszą sytuację. W tym roku zaczęło prężniej działać duszpasterstwo młodych na Wildzie, zaczęli przychodzić różni młodzi, z różnym nastawieniem, różnymi historiami życia, różnymi problemami. Również do naszej istniejącej już grupki zaczęli napływać nowi. Nauczona doświadczeniem tych trzech lat, że nie można podchodzić z wyrachowanym planem działania do człowieka postanowiłam postawić w tym roku na dialog, a może bardziej na wsłuchanie się w tych młodych, którzy przychodzą i szukają w parafii, konkretnej grupce swojego miejsca, czy właśnie czegoś innego, niż to co serwują im domy, ulice, a w nich nierzadko rodzice, rówieśnicy. Postanowiłam nie zarzucać ich wiedzą na temat Boga, Kościoła tylko zaczęłam im towarzyszyć w ich małych-wielkich przeżyciach, problemach domowo-szkolnych, i poprzez takie towarzyszenie próbować z nimi odkrywać ich serca, ich wartość serca - swoje dobro i piękno, o których już nie pamiętali, a może w ogóle nie wiedzieli, dalej szukać w tym, co przeżywają osobowego Boga, który mógłby stać się dla nich Kimś, na kogo warto postawić i za Kim warto iść. To taka mała droga jak mawiała św. Tereska z Lisieaux. I może jeszcze jeden ważny element tej drogi - spróbować tak być z młodymi, by czuli się ważni, nie tylko dlatego, że coś zrobią dla parafii, ale dlatego, że tylko, ale i aż, są, że są! I na tę drogę weszło również moje serce... Zaczęło konkretnie zauważać człowieka w bardzo indywidualny sposób, zaczęło spotykać się w bardzo indywidualny sposób z tymi młodymi, zaczęło wsłuchiwać się w historię każdego z nich, czy tych, którzy na to pozwolili i... co ważne - to doświadczenie zostanie we mnie bardzo długo. A mianowicie ZAUFANIE. Dotąd nie zauważałam, że budowanie zaufania jak samo wyrażenie stwierdza jest DROGĄ. Dotąd, podczas rekolekcji czy innych form spotykania się z młodzieżą nie narzekałam na zaufanie, ono jakoś w przedziwny sposób wytwarzało się pomiędzy. Wilda pokazała, że wcale nie musi tak być. Moja intencja dobra i czysta niekoniecznie musi zostać odebrana przez tych młodych jako właśnie taka. Zaufanie stało się cierpliwą drogą, na której wzajemnie poznawaliśmy siebie (co oczywiście nie jest już dokonane), aż do momentu, kiedy jednoznacznie mogłam stwierdzić, że nasza grupka nie jest już tylko grupką (pewnego razu dziewczyna w sposób bardzo wolny zaczęła opowiadać na spotkaniu wszystkim, co przeżywa jej serce w relacji z przyjacielem) ale jest wspólnotą - communio - razem (zaczyna się w niej wytwarzać duch bycia razem).
Pewnie to dla nas droga i dla mnie droga, by uczyć się siebie wzajemnie, we wzajemnym pragnieniu słuchania, rozumienia, towarzyszenia i próby pokazywania "moim" młodym tego, czego na swojej drodze każdy z nas doświadczył, czego ja doświadczyłam, a co może być dla nich inspiracją do poszukiwania dla siebie, siebie samego i Boga w nich.

Google wymienia wiele charakterystyk Wildy. Moja trzyletnia droga również pokazuje róże oblicza tej dzielnicy we mnie, ale dopiero teraźniejszy czas, w którym pozwoliłam spróbować wyzuć się z obrazów, schematów, przekonań dotyczących Wildy, może i narzekań i ucieczek, a pozowliłam bardziej się na nią otworzyć, zasłuchać, bardziej otworzyć i zasłuchać w ludzi, przynosi przekonanie, że jestem tu po coś, ale nie tylko by zrobić coś dla kogoś - to też, ale najważniejsze, paradoksalnie, by Wilda w takim swoim byciu zrobiła dla mnie - nawracała mnie. A że nawraca Pan, jestem przekonana, że w tym wszystkim On jest i pozwala się doświadczać poprzez takie sprawy.

«« | « | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Marzec 2024
N P W Ś C P S
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6
Pobieranie... Pobieranie...