Na podobieństwo Aniołów

Andrzej Macura

publikacja 25.12.2012 23:29

A gdyby tak scenę Bożego Narodzenia potraktować jako alegorię współczesnego świata?

Na podobieństwo Aniołów Józef Wolny/GN Takie otrzymali zadanie. Nie było dla nich problemem cieszyć się, że to ludzi spotkało tak wielkie wywyższenie.

Natura ludzka w każdym wieku jest taka sama. Choć okoliczności, w których żyją ludzie, zmieniają się, pewne ludzkie cechy, postawy nie ulegają zmianie. Od ludzi żyjących dwa tysiące lat temu różni nas dieta, strój, pojazdy, ale cechy charakteru i postawy pozostały w zasadzie te same. A gdyby tak scenę Bożego Narodzenia potraktować jako alegorię współczesnego świata? W której postaci z obecnych wtedy przy Jezusie odnalazłbym się dzisiaj?

Zacznijmy od Aniołów. To oni opowiedzieli pasterzem o cudzie narodzenia się Boga i skierowali ich do Betlejem. I właściwie niewiele więcej o ich postawie moglibyśmy opowiedzieć, gdyby nie...

No właśnie. Wiemy, kim są. Istotami duchowymi. Posłańcami spełniającymi Boże rozkazy.  Co czuli, gdy wyznaczono im takie zadanie?

Nie są przecież istotami pozbawionymi własnego rozumu i woli. Kiedyś część z nich zbuntowała się przeciwko Bogu. Choć dziś nie jesteśmy pewni co do powodu tego buntu, przypuszczamy, że chodziło o człowieka. Szatan i jego aniołowie nie mieli nic przeciwko służbie Bogu. Ale gdy okazało się, że oni, tak wspaniali, duchowi i nieubrudzeni cielesnością, mieliby służyć też człowiekowi, unieśli się dumą. Od tamtej pory robią wszystko, by człowiekowi zaszkodzić. Tak, człowiekowi. Nie Bogu, bo wiedzą, że Jemu niczego nie są w stanie zrobić.

W dzień Bożego Narodzenia Aniołowie zobaczyli Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Nie aniołem, a człowiekiem. Bóg w osobie Jezusa złączył naturę Bożą z naturą ludzką. Rozumując po ludzku, dla aniołów musiało to być kolejne upokorzenie. Co wybrali?

Ano pokorne wypełnienie polecenia. Oddali Bogu cześć i życzliwie oznajmili tę niesamowitą wieść o narodzeniu Mesjasza pasterzom. Jakby bez żalu. Bez zazdrości. Bo takie otrzymali zadanie. Nie było dla nich problemem cieszyć się, że ludzkość spotkało tak wielkie wywyższenie.

W kategoriach ludzkich bezinteresowność aniołów, ich opowiedzenie się za Bogiem i za człowiekiem budzą szacunek. Bo tak zachowuje się nie byle kto. Służyć i cieszyć się swoją służbą potrafi tylko ten, kto kocha. A my, chrześcijanie XXI wieku?

Aniołowie mogliby być dziś obrazem wszystkich tych, którzy już poznali Jezusa. Zwłaszcza tych, którzy czują się z  Nim mocniej związani przez gorliwą religijność czy pełnienie ważnej posługi w Kościele. Na pewno wielu z nich pracuje bezinteresownie. Nie myślą o tym, że tych, którym służą, kiedyś spotkają znacznie większe niż ich zaszczyty. Bo takie otrzymali zadanie. „Słudzy nieużyteczni jesteśmy” – powtarzają.

Nie brakuje jednak wśród dzisiejszych aniołów takich, którzy tak bezinteresowni nie są. Czasem boli ich to, że nawróceni w ostatniej chwili otrzymają tyle samo co oni, znoszący przez całe życie trudy (tak to traktują) przynależności do Jezusa.  Czasem, owszem, doprowadzą ludzi do Chrystusa, ale zrobią wiele, by nie stracić swojej pozycji tego, który do Boga przyprowadził. Będą jak rodzice nie pozwalający dzieciom na samodzielność, uzależniający od siebie, ciągle próbujący decydować za innych. A zdarzą się i tacy „aniołowie”, którzy zamiast głosić dobrą nowinę, koncentrują się na utyskiwaniu, że ludzie źli, zepsuci, niewdzięczni, nie zasługujący na tak wielką łaskę. Zanim zechcą komuś opowiedzieć o Chrystusie, zażądają od niego upokorzenia się, publicznego wyznania win i pięciokrotnego przeproszenia za nie. Wtedy może łaskawie rzucą biedakowi ochłap nadziei.

Jeśli uważasz się za porządnego chrześcijanina, to jakim „aniołem”  jesteś?