Urok Boga

Marcin Jakimowicz

GN 10/2013 |

publikacja 07.03.2013 00:15

– Warto spróbować być trochę takim bezmyślnym dzieckiem przed Bogiem, zupełnie swobodnym, bez wymądrzania się – opowiada o kontemplacji o. Badeni.

Urok  Boga east news/FOTONOVA/Danuta Wegiel

Gdy się nawróciłem, byłem pijaczkiem. W krótkim czasie po pierwszej generalnej spowiedzi poszedłem na nabożeństwo do dominikanów we Lwowie. I tam dominikanin błogosławi mnie monstrancją. Widzę białą Hostię. W tym momencie dociera do mnie, że to jest Chrystus! Staje się to jasne, nie mam najmniejszych wątpliwości. Czyli otrzymałem łaskę mistyczną wysokiego rzędu, a byłem jeszcze pijaczkiem. Pan Bóg przeskoczył ileś tam etapów i zamiast dać mi tę łaskę po wielu latach, dał mi ją od razu. I to mi zostało do dzisiaj, nigdy nie miałem problemów z wiarą w obecność Chrystusa w Eucharystii. Kapłan codziennie manewruje hostiami, przełamuje, rozdaje, mógłby się oswoić ze świętą postacią Chleba. Mnie nigdy Pan tego nie odebrał. W innych rzeczach mnie ćwiczył, ale w tym nigdy! Eucharystia – Chrystus obecny w konsekrowanej hostii na ołtarzu albo w monstrancji. Pytam księży, czy wierzą w to, a oni odpowiadają: „Tak, wierzymy w to”. Oni w to wierzą, a ja to wiem! Dziwne. Patrzę do mistycznych książeczek i czytam w nich, że w takim razie ja zaszedłem daleko. Tamci przy mnie to takie małe ludziki, a ja jestem mistyk. I łup! Dostaję od razu po głowie: „Joachimie, ta twoja mistyka to kupa śmiechu!”. Bo to jest tak, że słaby człowiek dostaje coś na zachętę. A potem jest zaproszony do wysiłku.

Nie wyobrażaj sobie

Czym jest kontemplacja? Widzenie obecności Bożej, czyli kontemplacja, może być dana każdemu, w każdej chwili. Nie dzieje się to automatycznie, gdy na przykład przyjdę do kościoła. Potrzebne jest pragnienie zobaczenia Boga. Muszę bardzo pragnąć Boga i to jest warunek, aby Go spotkać. Przejdźmy do praktyki.

Przypuśćmy, że wchodzę do kościoła albo zamykam się w swoim pokoju, idę do lasu. I w tych sprzyjających warunkach zaczynam sobie wyobrażać… Wyobrażam sobie, że Chrystus Pan obecny jest przy mnie. Powiedział mi kiedyś młody mężczyzna, że to jest przyjemne odczucie, gdy ktoś bliski jest przy nim, że nigdy nie jest sam. Najpierw myślałem, że mówi o swojej dziewczynie, a on mówił o Bogu. Kontemplacja jest widzeniem Boga, ale nie jest to widzenie jakiegoś obrazu stworzonego przez wyobraźnię. Mogę sobie wyobrazić Chrystusa w postaci, którą znam ze scen z Ewangelii. Wykonuję wysiłek umysłu, ale to nie jest to! Aby dojść do autentycznej kontemplacji, muszę przekroczyć wyobraźnię. Jeśli zatrzymam się na niej, to po pewnym czasie będę miał tego dosyć. Wyobrażenia zawodzą. Pompowanie wyobraźni nie daje żadnych wyników. Wykonałem ciężką pracę umysłową, a niczego nie osiągnąłem. Niektórzy porzucają w tym momencie kontemplację, nie wiedząc o tym, że właściwie jeszcze w nią nie weszli. To normalny bieg rzeczy, że modlitwa oparta na własnym wysiłku staje się jałowa, nieciekawa, nudna, pusta, oschła. Ta porażka paradoksalnie może być pierwszym znakiem początków kontemplacji. Obyśmy tylko nie poddali się zniechęceniu. Wtedy najważniejsza jest wierność. Gdy podczas modlitwy przeżywam zniechęcenie, to może pojawić się myśl: „No, bądź normalny, idź do kawiarni, do kina, na dyskotekę, znajdź sobie kogoś, żeby przyjemnie spędzić czas. Zajmij się czymś rzeczywistym, konkretnym. To jałowe życie wewnętrzne, ta pustka jest przecież nie do wytrzymania”. I niekiedy pójdę w tę stronę aż za daleko. Czasem, porzucając to wewnętrzne życie, wejdę w jakiś grzech. Bywa też, że nie rozumiem Pana Boga i tylko mi się wydaje, że zgrzeszyłem. Może Pan Bóg kojarzy mi się z kimś bardzo drobiazgowym? Z kimś, kto ma taki komputerek, na którym skrupulatnie rozlicza wszystkie moje myśli i wrażenia. Tak nie jest. On patrzy tylko na wierność. Myślę, że Panu Bogu będzie bliższy pijaczyna, który ma trudności z porzuceniem nałogu, bo tę skłonność po kimś odziedziczył, niż na przykład pobożny charyzmatyk czy zakonnik, który jest pełen pychy i niewierności. Przedziwna jest prostota kontemplacji. Gdybym powiedział: „Proszę państwa, zważywszy na emocjonalne spięcia psychiki, należałoby przeprowadzić analizę pod kątem transewolucji symptomatycznej…”. Wszyscy notują jak szaleni. Próbują zrozumieć kolejne pojęcia. Oni nie wiedzą, a ja wiem. Oni głupi, a ja mądry. To jest karykatura mówienia o sprawach dotyczących modlitwy. Kontemplacja oparta na Piśmie Świętym jest prosta. Czytam słowo Boże i wiem, że to nie jest moje słowo.

Nie wymądrzaj się!

Jestem poruszony prostotą uroku Boga. Ten urok odnajduję w całym tekście Biblii. Medytacja, czyli modlitwa polegająca na rozważaniu słowa Bożego, może być przygotowaniem do kontemplacji. Bóg oczekuje pewnego wysiłku medytacji, ale w pewnym momencie nam przypomni, że wobec Niego jesteśmy dziećmi. Powie: „Stop. Teraz już nie rozmyślaj o Mnie, ale wpatruj się we Mnie”. Gdy wchodzimy w kontemplację, kończy się medytacja. Warto spróbować być trochę takim bezmyślnym dzieckiem przed Bogiem, swobodnym, bez wymądrzania się. Początkowo Bóg zaczyna mi się pokazywać jak gdyby jeszcze nie w swojej obecności osobowej, tylko w swoim Boskim działaniu. Polega ono na stopniowym ujawnianiu swojego uroku. Pamiętam, jak pod wpływem takiego silnego uroku Bożego się nawróciłem, a było to na parę lat przed wybuchem wojny. Potem, kiedy byłem już dominikaninem, dowiedziałem się na wykładzie z teologii, że Pan Bóg działa swoim urokiem. Zrozumiałem wtedy, że wszystkie moje wrażenia, które wtedy się pojawiły, były czymś wspaniałym, ale jeszcze nie była to pełnia spotkania z Bogiem. Pan Bóg wciąż chce mnie zaprowadzić dalej. Może znacie to odczucie, kiedy podczas modlitwy nagle słowa przestają być wystarczające, by wyrazić uwielbienie Boga. Modlitwa staje się coraz prostsza, jesteśmy przyciągani urokiem tajemniczej, niewyobrażalnej Miłości. Pan Bóg objawia się nam wtedy jako płomień ognia lub światła.

On jest we mnie!

Kontemplacja jest modlitwą prostoty. Bóg mówi: „Niech się stanie!”. Gdy chcesz spotkać się z bliską ci osobą, to czy mówisz do niej: „Wiesz, może byś przyszła? A może nie przyjdź? A może…”. Raczej powiesz: „Przyjdź!”. To proste. Tak samo tutaj – Bóg mówi: „Niech się stanie!”. I stało się. Stworzenie to jest prostota kontemplacji. Mieszkam w Bogu, to znaczy, że jestem stale w obecności Bożej. Opowiedział mi kiedyś o tym pewien student: „Uświadamiam sobie, że nie idę sam, zawsze jest przy mnie Pan Bóg, który mnie jakby obejmuje”. Bóg jest wszędzie, więc gdziekolwiek jestem, widzę siebie w świecie jako Jego świątyni. Ja – w Nim. Tak jest rozumiana świątynia w Starym Testamencie. Natomiast w Nowym Testamencie czytamy już nie tylko o zamieszkiwaniu człowieka w Bogu, ale także Boga w człowieku! Nie ja w świątyni, ale Trójca Święta we mnie!

Pa, piękna Erno!

Codziennie odbieramy mnóstwo różnego rodzaju wrażeń. Ale możemy zdecydować się, aby ich nie pożądać. To bardzo ważne – odbierać wrażenia, ale ich nie pożądać. Weźmy dla przykładu jakieś wrażenie, niech to będzie jadłospis w „Wierzynku”, widok ładnej dziewczyny. Czy można się tego pozbyć? Gdyby ktoś się zabrał do tego w sposób prymitywny, to walczyłby z wrażeniami, które są nie do wyparcia, bo stanowią część ludzkiej świadomości. Nie mogę z nimi walczyć, bo wpadnę w nerwicę i to jeszcze jaką! Ja się w coś takiego kiedyś wpakowałem. Już po odkryciu powołania zakonnego spotkałem moją sympatię. Bardzo ładna dziewczyna, brunetka (a ja wtedy raczej do brunetek się skłaniałem). Miała kapelusz na lewym uchu i różę we włosach. Pomyślałem sobie – koniec, pa, pa, święty Dominiku. Mistycznie było, krótko, i skończyło się. Wtedy jeszcze nikt mi tego nie wytłumaczył, że to ogromne wrażenie, jakie na mnie wywarła piękna kobieta, nie oznacza jeszcze, że jej pożądam. Nazywała się Erna, wypiliśmy kawę i tyle było między nami. Nie wiem, co później się z nią stało, może skończyła przez komin w Oświęcimiu, była Żydówką. Nie wiem... Można mieć mnóstwo silnych wrażeń, ale jednocześnie zdecydować się na noc wyrzeczenia się świadomych pożądań i upodobań. To jest ta droga. Wtedy te pożądania i upodobania są jakby zaciemnione. Jeżeli spotykam coś miłego, to budzi się we mnie chęć, aby to posiąść, czyli pożądanie i upodobanie. Chcę to mieć. Ale jeśli powiem, że się tego wyrzekam (na przykład złożyłem ślub czystości), wtedy stwierdzam, że jesteś urocza, piękna, świetna, ale ja to pożądanie i upodobanie do posiadania dobrej żony – zaciemniam. Pozbawiam siebie chęci rozjaśnienia, chęci posiadania tego kogoś czy czegoś. To dotyczy pożądania osób lub rzeczy.

Jedenasty marca

To ważna dla mnie data: rocznica śmierci Joachima Badeniego – dominikanina-arystokraty. Jego zdjęcie wisi od kilku miesięcy nad moim biurkiem. Uwielbiałem jego dystans do samego siebie, pasję, prostotę i humor, z jakim opowiadał o świętości. Na trzecią rocznicę śmierci o. Joachima przygotowaliśmy prezent – fragmenty jego nigdy dotąd nie publikowanych rekolekcji. Wygłosił je w 1984 r. w Krakowie. Teksty zebrał Sylwester Szefer, który na ich postawie planuje wydanie książki „Zobaczyć Boga. Wprowadzenie do kontemplacji”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.