Uczeń w drodze

ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 07.03.2013 00:01

Marzenia inspirują, owszem. Ale potem przychodzi drobiazgowe przygotowanie wyprawy...

Uczeń w drodze Roman Koszowski/Agencja GN ... najpierw trzeba nauczyć się chodzić z przewodnikiem.

Gdzieś już o nim wspominałem. Doświadczony wojną i obozem koncentracyjnym, z trzęsącymi się rękami, godzinami siedział w konfesjonale, spowiadając swoje Pietrki i Zosie kochane. Przylgnąłem do niego od pierwszej spowiedzi. I tak pozostało do czasu, gdy z braku sił przestał przychodzić do świątyni. Potem byli katecheci. Jeden, drugi… Koledzy dziwili się. Spowiadasz się u znajomych księży? Śmieszył mnie ten argument, bo u kogo miał spowiadać się katedralny ministrant. Nie miał księży nieznajomych. Po latach dowiedziałem się że nieświadomie wybrałem coś, co w duchowości nazywane jest kierownictwem duchowym i wielką szkołą systematyczności, pokory, odwagi, umiejętności chodzenia Bożymi drogami.

Pod koniec podstawówki przyszedł czas na oazę. Najpierw była fascynacja, potem bunt. Denerwowały, nie tylko mnie, te podręczniki, notatniki, stopnie, jakby ktoś chciał Ducha Świętego wepchnąć w ramy, wcisnąć w jeden schemat, nakazać Mu poruszanie się po ściśle wytyczonym szlaku. Na szczęście oaza była w górach. Pieniny, Tatry, Gorce. Wystarczyło dobrze obserwować i próbować wędrowanie po górach łączyć z wędrówkami duchowymi.

Z czasem moje lektury wzbogaciły się o mistyków. Kolejny ze spowiedników podarował na imieniny małą książeczkę. Tomasz a’Kempis – O naśladowaniu Chrystusa. Bunt buntem, a tu święty autor pisze o wole i ośle, siebie samych mających za przewodnika. Potem był jeszcze (kilka lat później) Ewagriusz z Pont. Trzy etapy drogi chrześcijanina: oświecenie, oczyszczenie, zjednoczenie. Oświeciło. Przecież te wszystkie podręczniki, notatniki, stopnie, relacja animator – uczestnik, życie z życia, jak mawiał ksiądz Blachnicki, to doświadczenie wieków, klasyka duchowości, rzeka niosąca przez wieki wkraczających na swoją Górę Karmel.

Doświadczenie podróżników też się przydało. Marek Kamiński z Jasiem Melą na bieguny wędrujący. Każdy ma swój biegu, wypisałem sobie nad biurkiem. Co innego w ich doświadczeniu jednak okazało się ważniejszym. Marzenia inspirują, owszem. Ale potem przychodzi drobiazgowe przygotowanie wyprawy, tysiące szczegółów, sprawdzenie każdego ogniwa, bo jedno słabe albo jego brak w sytuacji krytycznej może zdecydować o klęsce. Lekcja dla wszelkiej maści lekkoduchów, lekceważących doświadczenie innych, przekonanych o własnej wyjątkowości, zdanych na rzekome natchnienia i spontaniczność. A ta akurat, dla stawiających pierwsze kroki na Bożych drogach, może okazać się jednym z największych zagrożeń.

Mieli tego świadomość wybierający samotność i pustynię mnisi pierwszych wieków, przestrzegający nowicjuszy przed zbyt szybkim opuszczaniem celi starca, dzielącego się swoim duchowym doświadczeniem.

Znów góry wracają. Każdy, kto je zna, kocha, jedno wie. Zanim zacznie się chodzić po nich samodzielnie, najpierw trzeba nauczyć się chodzić z przewodnikiem.

Więc położyłem w Środę Popielcową na biurko, obok Pisma świętego i brewiarza, Notatnik na okres Wielkiego Postu. Zawieram z wami przymierze. Wdzięczny, że doświadczenie innych pozwoli mi znów stanąć na drugim brzegu i z Mojżeszem zaśpiewać pieśń ku czci Pana.

Oczywiście nie musisz iść tą samą drogą. Kościół w swoim bogactwie ma wiele propozycji. Duch Święty działa na wielu drogach, w licznych wspólnotach, posługując się różnymi ludźmi. Niekoniecznie duchownymi. Ważne jest jedno. Pokorą przezwyciężyć pychę i dać się poprowadzić. Z wdzięcznością przyjąć doświadczenie innych. Bez tego nigdy nie będziesz uczniem.