Pogrzebany

ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 29.03.2013 22:44

Co wspólnego, pytamy patrząc na Hostię, ma pogrzebane życie z pogrzebanym Jezusem?

Pogrzebany Roman Koszowski/Agencja GN Mniszka modląca się przy Grobie Pańskim w Jerozolimie.

Ostatni dzień Triduum Paschalnego, słyszymy z prawa i lewa, czekając na mające rozpocząć się Święta. Ależ skąd, odpowiedzą znawcy przedmiotu, czyli liturgiści, zupełnie niesłusznie przy tej okazji nazywani liturgoterrorystami (ależ wyszedł potworek). Bo – przypominać pewnie jeszcze długo trzeba będzie – wystawieniem Pana Jezusa w kaplicy adoracji, w Polsce zwanej grobem, rozpoczął się drugi dzień Triduum, trwający do zmroku Wielkiej Soboty. Dzień, z którym nie za bardzo wiemy, co zrobić, bo znów, pomijając święcenie pokarmów, nic się w kościele nie dzieje. Nie ma żadnej akcji liturgicznej, żadnej celebracji, żadnego nabożeństwa. Jezus pogrzebany.

Ostatnie słowo może być kluczem. I kamieniem, miejscem zatrzymania albo potknięcia. Ostatnie zdarzyć się może wówczas, gdy cisza Wielkiej Soboty zostanie zakrzyczana gwarem, towarzyszącym tak zwanej święconce. Dlatego oddalamy się od pobożnego szumu, szukamy miejsca gdzieś za filarem, na tyle wygodnego by widzieć Hostię i medytujemy. Czyli modlimy się rozważając.

Pogrzebany. Bezpośrednio słowo to odnosi się do ciała osoby zmarłej, złożonego w grobie. Ma też inne znaczenia. Pogrzebane nadzieje, plany, zamiary. Czasem, niezwykle dramatycznie, mówi się nawet o człowieku pogrzebanym za życia. Nie istniejesz dla mnie, mówimy osobie dotkliwie nas raniącej. Żyje jakby nie żył – o kimś, kto zrezygnował z jakiegokolwiek działania, wysiłku, zatrzymał się w miejscu, biernie poddał się losowi. Co wspólnego, pytamy patrząc na Hostię, ma pogrzebane życie z pogrzebanym Jezusem?

Wyznajemy w Credo prawdę o zstąpieniu Jezusa do otchłani. Ten wątek pojawia się w wielu naszych rozważaniach. Niezwykle sugestywnie oddaje tę prawdę czytana w Liturgii Godzin homilia starożytnego autora. Oto Jezus krzyżem otwiera bramy otchłani, czyli miejsca gdzie wszyscy święci Starego Testamentu oczekują na Wybawiciela, chwyta za ramię Adama i woła: „Zbudź się, o śpiący i powstań z martwych!”

Kto wie, może to właśnie jest sensem drugiego dnia Triduum. Zbudź się! Jezus zstępujący do otchłani serca ograbionego z nadziei, chęci życia, radości i optymizmu, chwytający za ramię i budzący. Nie wskrzeszający. Budzący olbrzyma.

Zbudź się! Wiem, twoje  życie po ludzku legło w gruzach. Ale Ja, twój Zbawiciel, przychodzę ze swoją mocą, by z tobą miasto gruzów uczynić Miastem Boga. Przychodzę odkryć przed tobą zamiary Ojca. Zamiary pokoju a nie zagłady. Pragnącego dać ci przyszłość, jakiej oczekujesz. Jakiej jesteś godny, bo zostałeś nabyty nie czymś przemijającym, srebrem i złotem, ale drogocenną Krwią. Podnieś swoje oczy, popatrz. Jawnogrzesznica przyjaciółką Boga, syn marnotrawny w ramionach Ojca, tchórzliwy Piotr idzie do Rzymu, Franciszek odbudowuje Kościół, Faustyna zapala iskrę, mali stają się wielcy, pokonani zwycięzcami. Na pustyni wyrastają ogrody zamieszkałe przez obudzonych. Tych, którzy wstali na Mój głos i poszli. Zbudź się, o śpiący… Ty, który siebie samego pogrzebałeś – wyjdź!