A jednak...

ks. Włodzimierz Lewandowski

Dlaczego zatem wybierają kapłaństwo? Czasem wbrew wszystkim, nawet wbrew sobie?

A jednak...

Patrząc na zmierzający ku Jasnej Górze potok kleryków nie dziwię się zazdrości, jaki wzbudza on w zachodnich (chyba nie tylko) hierarchach. Wzbudza nie od dziś. Sam pamiętam wzruszenie, jakie widziałem pod koniec lat siedemdziesiątych na twarzy ówczesnego prymasa Francji, gdy rozmawiał z nami w klasztornym refektarzu. Jak wyznał dałby wiele, by móc zabrać nas ze sobą do swojej ojczyzny.

Ta rzeka płynie wbrew powtarzanym od lat proroctwom o spadku powołań. I zmusza do zastanowienia, do szukania odpowiedzi na pytanie dlaczego wybierają kapłaństwo. Wbrew pozorom nie jest to łatwe. Owszem, przychodzi z pomocą socjologia, ale ta nie ma narzędzi, by opisać czynnik najważniejszy – działanie łaski w sercu powołanego. Najważniejszy, bo wszystko inne zdaje się przemawiać raczej przeciw. Samotność, celibat, wręcz napiętnowanie w pewnych środowiskach, ciągły marsz pod prąd. To wszystko mogło by sprawić, że ktoś powie po co mi to wszystko. Lepiej wybrać życie ciche i spokojne (jak w modlitwie Wielkiego Piątku), założyć rodzinę i żyć na chwałę Bożą, troszcząc się o zbawienie swoje i bliźnich. Tę drogę podpowiada otoczenie, z rodzicami – coraz częściej – na czele.

W dodatku są to ludzie z dużymi możliwościami. Dostanie się na studia i tak zwany awans społeczny (do którego najczęściej odwołuje się socjologia) dziś o wiele łatwiejsze są poza seminarium, poza Kościołem. Oni mają pełną świadomość, że czeka ich kilka lat zmagań szkolnych i – ostatecznie – „utknięcie” na małej parafii, bo takich w Polsce mamy większość. Te dylematy nie są zresztą przypisane obecnemu pokoleniu. Sam miałem podobne, choć status społeczny księdza był w czasie, gdy musiałem dokonać wyboru, zupełnie inny. Konserwacja zabytków kusiła, po dwóch miesiącach siedzenia w Bieszczadach leśnictwo jeszcze bardziej. Na dodatek zjawił się kilka tygodni przed maturą smutny pan z wizją studiów na WSNP (Wyższa Szkoła Nauk Politycznych), czyli w kuźni ówczesnych kadr, zasilających rządowe i dyplomatyczne agendy. Mniej wtajemniczonych informuję, że smutnymi panami nazywano w tamtych czasach pracowników służby bezpieczeństwa, czyli tajnej milicji. Dziś zatem mogę powiedzieć, że wbrew dość powszechnej opinii, kapłaństwo nie było ucieczką przed życiową klapą. Wielu z tych, którzy szli we wczorajszej procesji z częstochowskiej katedry na Jasną Górę może powiedzieć podobnie. Wielu z nich, zanim poszło do seminarium, ukończyło inne kierunki studiów lub je zaczęło, dając sobie świetnie radę.

Dlaczego zatem wybierają kapłaństwo? Czasem wbrew wszystkim, nawet wbrew sobie? Żeby zrozumieć chłopaka, który patrząc na ołtarz słyszy jak stojący przy nim wypowiada słowa „Bierzcie i jedzcie… Bierzcie i pijcie” i nagle czuje, że mu coś w sercu gra, że zapala się jakiś ogień, że przenika go spojrzenie będące żarem… Żeby to zrozumieć potrzebna jest wiara. Bez niej zrozumienie powołania, każdego powołania, nie jest możliwe.