Proście, a będzie wam dane

Andrzej Macura

publikacja 25.07.2013 22:59

Garść uwag do czytań na XVII niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Henryk Przondziono /GN Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień?
To nie jest tak, że na Boga można znaleźć „zaklęcie”. Z Bogiem trzeba podyskutować. Wtedy albo Bóg daje czego człowiek chce albo człowiek zaczyna rozumieć, że to, czego chce Bóg, choć trudne, jest lepsze.

Dzisiejszych chrześcijan dość często gnębią pytania: prosić albo nie prosić? Oczywiście Boga o potrzebne łaski. Jaki to ma sens? Bóg wie czego potrzebuj; dlaczego choć wie i choć Go proszę, robi jak chce? Czytania tej niedzieli nie odpowiadają wprost na te pytania. Ale pokazują, że prosić zawsze warto.

1. Kontekst pierwszego czytania Rdz 18,20-32

Czytany tej niedzieli fragment Księgi Rodzaju to fragment opowieści tej księgi o Abrahamie. Czy to ważne? Właśnie…

Nie napisałem tego przed tygodniem. Ale od tematu trudno uciec ;). To pierwsza historia Biblii. Opowiedziana z perspektywy jednej rodziny. Więc napisana trochę jak nordyckie sagi. Pierwsza historia? Tak, bo wszystko co było wcześniej – stworzenie świata i człowieka, grzech pierwszych rodziców, potop – to prehistoria biblijna. To nie tylko kwestia zmiany gatunku literackiego. Gdy czyta się to wszystko w całości widać też inną, ważną zmianę: zmianę taktyki Boga.

Wbrew temu co nieraz myślimy pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju to nie tyle opowieść o początkach ludzkości, co opowieść o próbach Boga poradzenia sobie z ludzkim grzechem. Odpowiedzią nań była kara. Najpierw Adam i Ewa zostają wygnani z raju. Potem za bratobójstwo zostaje ukarany Kain. I co? Wszystko to niewiele daje. Grzech się rozplenia. Lamek jest jeszcze bardziej dziki. Nic nie daje potop, który miał rozpocząć wszystko od początku. Co więc zrobić?

Proszę zwrócić uwagę, że to poniekąd odpowiedź na nasze dzisiejsze pomysły, żeby z grzechem rozprawiać się za pomocą kar. Tymczasem historia początków pokazuje, że to niewiele daje. Sam Bóg próbował i nic z tego nie wyszło. Dlatego też Bóg próbuje innej drogi. Powołanie Abrahama jest pierwszym na niej krokiem.

Abraham to postać trochę niesamowita. Z powodu swojego zaufania Bogu oczywiście. Choć brzmi to strasznie szablonowo, tak jest naprawdę. Bo Abraham nie jest świetlany przykładem cnót wszelkich. Ma swoje za uszami. Na przykład dwa razy kłamie, że Sara jest jego siostrą. Bóg akceptuje go takim jaki jest. Jeśli jest w Abrahamie coś nadzwyczajnego, to właśnie to jego zaufanie Bogu. Nieraz wbrew rozsądkowi.

To postawa zupełnie odmienna od tej, którą przedstawiały sobą wcześniejsze postaci  – Adam, Kain, Lamek, mieszkańcy ziemi przed potopem czy budowniczowie wieży Babel. One wszyscy chcieli urządzić świat po swojemu. Wiedzieli lepiej od Boga. Abraham jest postacią tak niezwykłą, bo jest pierwszym, który w tych wszystkich swoich życiowych komplikacjach naprawdę ufa Bogu.

Proszę zwrócić uwagę, że ważniejsze epizody z jego życia opisano w kilkunastu rozdziałach tej księgi. Ich przeczytanie zajmuje… Godzinę? A przecież to opowieść o długim życiu. Właściwie o długiej końcówce życia. Te wszystkie widzenia, spotkania z Bogiem były tylko drobnym elementem jego codzienności. Elementem który jednak w jakiś sposób ukierunkował wszystko inne.  Ale nie było tak, że Abraham w każdej chwili swojego życia unosił się parę centymetrów nad ziemią.

Warto dodać, że kiedy czyta się historię biblijną, tak jest potem zawsze. To znaczy Bóg nie szuka bezgrzesznych i świetlanych postaci. Mojżesz rękami i nogami opierał się przed powołaniem. Gedeon podobnie. Dawid, wzór wszystkich królów, nie tylko cudzołożył i doprowadził do śmierci męża swojej kochanki, ale miał sporo innych grzechów na sumieniu. Pod koniec życia radzi np. Salomonowi, żeby pozbył się (czytaj: zabił) niektórych wrogów, którym on sam darował życie. Bóg tak naprawdę bardziej niż bezgrzeszności szukał w tych ludziach postawy zaufania. Szczytem takiej postawy będzie Jezus Chrystus, który ufając Ojcu nie ucieknie przed krzyżem…  Ciekawa sprawa, prawda? Idąca trochę przekór modnym dzisiaj dyskusjom na temat tego, kto może a kto nie może nazywać się prawdziwym katolikiem..

Wróćmy jednak do pierwszego czytania… To fragment owych większych opowieści o wierze Abrahama i – szerzej – o zaufaniu, jakiego Bóg szuka u ludzi. I widziana jako taki  fragment nabiera jeszcze dodatkowego uroku. Przypomnijmy. Najpierw Bóg przechodzi obok obozowiska Abrahama, a ten zaprasza Go do siebie. Potem Abraham odprowadza swojego gościa. Bóg postanawia wtedy podzielić się z Abrahamem swoimi zamiarami, wszak jest Jego wybrańcem. Abraham słucha i... Musiał się przerazić. Bóg  idzie sprawdzić, czy skargi na Sodomę są słuszne. A przecież w Sodomie mieszka jego bratanek Lot z cała rodziną! Wtedy zaczyna się ów targ Abrahama z Bogiem mający ocalić krewniaków i miasto w którym mieszkali.

Bóg rzekł do Abrahama: «Głośno się rozlega skarga na Sodomę i Gomorę, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie. Chcę więc zstąpić i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się».

Wtedy to dwaj mężowie odeszli w stronę Sodomy, a Abraham stał dalej przed Panem. Podszedłszy do Niego, Abraham rzekł: «Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu przez wzgląd na owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego! Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?». Pan odpowiedział: «Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miastu przez wzgląd na nich».

Rzekł znowu Abraham: «Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem. Gdyby wśród tych pięćdziesięciu sprawiedliwych zabrakło pięciu, czy z braku tych pięciu zniszczysz całe miasto?» Pan rzekł: «Nie zniszczę, jeśli znajdę tam czterdziestu pięciu».

Abraham znów odezwał się tymi słowami: «A może znalazłoby się tam czterdziestu?» Pan rzekł: «Nie dokonam zniszczenia przez wzgląd na tych czterdziestu».

Wtedy Abraham powiedział: «Niech się nie gniewa Pan, jeśli rzeknę: może znalazłoby się tam trzydziestu?» A na to Pan: «Nie dokonam zniszczenia, jeśli znajdę tam trzydziestu».

Rzekł Abraham: «Pozwól, o Panie, że ośmielę się zapytać: gdyby znalazło się tam dwudziestu?» Pan odpowiedział: «Nie zniszczę przez wzgląd na tych dwudziestu».

Na to Abraham: «Niech mój Pan się nie gniewa, jeśli raz jeszcze zapytam: gdyby znalazło się tam dziesięciu?» Odpowiedział Pan: «Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu».

W opowiadaniu uderza pokora, z jaką Abraham prosi Boga. To jest targ, Abraham się targuje, a jednak ani na chwilę nie zapomina, przed kim stoi. Ciągle, choć dopuszczony do takiej bliskości z Bogiem, zachowuje wobec Niego wielki szacunek. I ciągle przeprasza za swoją śmiałość.

Abraham nie przekonał Boga. By miasta ocalały za mało było w nich sprawiedliwych. Ze względu na Abrahama Bóg ocalił jednak Lota i jego rodzinę (choć już nie jego żonę, która – charakterystyczne – nie posłuchała Boga i zrobiła po swojemu). Dla nas chrześcijan to ważna nauka.

Bóg nie zawsze wysłuchuje naszych próśb po naszej myśli. Dlatego, że patrzy szerzej i dalej niż my to potrafimy. Nie ma jednak nic przeciwko dyskusji na interesujące nas tematy. Jeśli Go przekonamy – ustąpi i odwoła swoje niby nieodwołalne wyroki. Jednocześnie dyskusję z nami wykorzystuje, by otworzyć nam oczy; byśmy też, tak jak On, umieli spojrzeć dalej i szerzej. My też czasem jak Abraham zakładamy, że Bóg jest niesprawiedliwy, bo razem z złoczyńcami chce zabić 50 sprawiedliwych. Dzięki modlitwie  odkrywamy, że problem leży nie w zawziętości Boga, ale  tym, że tych pięćdziesięciu sprawiedliwych w Sodomie zwyczajnie nie ma. Ba, nie ma ich pewnie nawet dziesięciu. Słowem: modlitwa, także nasze gorące prośby o to czy tamto, pomagają nam patrzyć na wszystko oczyma szerzej i dalej widzącego Boga.

A następujący po tym czytaniu psalm responsoryjny umacnia nas w przekonaniu, że naprawdę warto Bogu zawracać głowę…

2. Kontekst drugiego czytania Kol 2,12-14

To czytanie dobrane jest raczej przypadkowo, stanowi kontynuację lektury tego listu trwającej już od kilku niedziel. Zadziwiająco łączy się jednak z główna myślą pozostałych czytań.

Z Chrystusem pogrzebani jesteście w chrzcie, w którym też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił. I was, umarłych na skutek występków i «nieobrzezania» waszego grzesznego ciała, razem z Nim przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny, przygniatający nas nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża.

Trudno właściwie dociec na czym polegały błędy doktrynalne, którym hołdowali chrześcijanie w Kolosach. To w nawiązaniu do nich Paweł pisze czytane tej niedzieli słowa. Moment wcześniej wyjaśnia Kolosanom, że Chrystus jest jedyna prawdziwą głową ludzi i bytów duchowych. W czytanym fragmencie zwraca uwagę nacisk, jaki kładzie na fakt bezużyteczności obrzezania. Tak, obrzezania. Tak wynika z kontektu. Wskazuje, że przez chrzest stało się w życiu tych chrześcijan coś znacznie większego: umarli i zostali wskrzeszeni. A jako nie żyjący już wedle „starego człowieka”, nie są też obciążeni starymi grzechami. Ich po prostu już nie ma. Zapis dłużny został anulowany.

Określenie chrztu jako nowych narodzin i stwierdzenie, że gładzi on wszystkie grzechy to jedno ze źródeł chrześcijańskiego rozumienia tego sakramentu. Dziś jednak warto zwrócić uwagę na co innego. Na owo odrzucenie myślenia, że aby podobać się Bogu trzeba skrupulatnie wypełniać Jego prawo. Dokładniej: że tylko ten ma szansę podobać się Bogu, kto nie tylko teraz, ale i w przeszłości żył nieskazitelnie. To dokładnie to samo, o czym napisałem kreśląc zamysł autora Księgi Rodzaju i – szerzej – całego Starego Testamentu. Bóg szuka wiary człowieka, szuka Jego zaufania. Nie bezgrzeszności. Bo grzech – co wyraźnie widać w grzechu Adama i Ewy – wypływa z braku zaufania do Boga. I ten brak zaufania jest dla Boga gorszy niż każdy pojedynczy upadek słabego człowieka. To dlatego Abrahamowi, mocno ufającemu Bogu, nie robi On wyrzutów z powodu tej czy innej niedoskonałości. To dlatego sam Jezus piętnuje faryzeuszów, którzy mocno starają się o zachowanie prawa, ale robią to nie z miłości do Boga, ale głownie po to, by Bóg się ich nie czepiał. Nie z wewnętrznego przekonania, że tak jest dobrze, ale dla poczucia, że Bóg w zamian powinien się im odwdzięczyć.

Pytanie na dziś: czy my, chrześcijanie XXI wieku chcemy zachowywać Boże prawo, bo uznajemy, że tak jest dobrze, czy dlatego, żeby Bóg nie miał się o co nas czepiać. Czy kochamy Boga, ufamy Mu, czy chcemy tylko mieć święty spokój. W wersecie przed Ewangelią usłyszą „Otrzymaliście Ducha przybrania za synów,
w którym wołamy: «Abba, Ojcze»”. Czy mamy świadomość bycia synami, przyjaciółmi, domownikami Boga, czy tylko podchodzimy do sprawy jak do nielubianej pracy, która chcąc nie chcąc trzeba jakoś tam wykonać.

3. Kontekst Ewangelii Łk 11,1–13

Czytany tej niedzieli fragment Ewangelii – podobnie jak od kilku tygodni – pochodzi z tej części Łukaszowego dzieła, które nazywa się „czasem podróży do Jerozolimy”. To czas trudnych wyborów i oczyszczania wiary uczniów. W tym kontekście należy czytać pouczenie Jezusa o modlitwie. Warto zauważyć, że początek tej perykopy wskazuje, że nie ma ona jakiegoś bezpośredniego związku z poprzednimi. „Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją (…)” wskazuje na rozpoczęcie nowego tematu. Ale tematu związanego z oczyszczaniem wiary uczniów.

Jezus, przebywając w jakimś miejscu, modlił się, a kiedy skończył, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów».

A On rzekł do nich: «Kiedy będziecie się modlić, mówcie:

Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie
Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj
nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my
przebaczamy każdemu, kto przeciw nam zawini; i nie
dopuść, byśmy ulegli pokusie».

Dalej mówił do nich: «Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: „Przyjacielu, pożycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam co mu podać”. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: „Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci są ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie”. Powiadam wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.

I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu zostanie otworzone. Jeżeli któregoś z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą».

Po pobieżnej lekturze chciałoby się powiedzieć, że jest to nauczanie o modlitwie. To jednak nie do końca tak. Chyba że ktoś pamięta o definicji modlitwy jako spotkaniu z Bogiem. Bo to raczej nauczanie o relacji, jaka winna łączyć ucznia Chrystusa z Bogiem.

4. Warto zauważyć

  • Trochę obok tekstu, ale ważne. Jezus sporo czasu poświęca modlitwie. „Przebywał w jakimś miejscu na modlitwie” znaczy, że trwała ona znacznie dłużej niż kwadrans czy godzina.
     
  • W wersji Łukasza modlitwa Ojcze nasz (odmawia się powszechnie wersję znaną z Ewangelii Mateusza) jest krótsza i prostsza. Obie jednak mają w zasadzie tę samą wymowę. Jej treść jest wyrazem zaufania do Boga i świadomości że człowiek nie jest samowystarczalny. Zarówno pod względem duchowym jak i materialnym. Znów przypomina się w tym miejscu opowieść Księgi Rodzaju o tym, jak Bóg rezygnuje ze ścisłego  wymagania zachowania prawa na rzecz poszukiwania miłości, zaufania....
     
  • Prawdę tę przypomina jeszcze mocniej dalsza część nauczania Jezusa. Nawet natrętów się słucha. Dla świętego spokoju – mówi Jezus. I wskazuje, że dla Boga jesteśmy dziećmi. Więc tym bardziej możemy liczyć na Jego przychylność. Ale.... czemu tylko na danie nam Ducha Świętego? Bo Jezus mówi nie tyle o wysłuchaniu każdej prośby, ale właśnie daniu Ducha Świętego. Wyjaśniam: jest On tutaj  – jak chcą komentatorzy tego tekstu – syntezą wszelkich dóbr. To znaczy chodzi o wszelkie godziwe, dobre prośby. Syn musi być jednak gotowy na to, że spotka się z odmową. Podobnie jak Abraham musi się nauczyć spojrzeć na sprawy o które prosi oczyma Boga. 

Mówienie, że Jezus uczy w tej scenie modlitwy nie jest więc do końca precyzyjnym oddaniem jej sensu. Jezus raczej przedstawia w niej relacje, jakie łączą człowieka z Bogiem. Wskazując jakie lęki człowiek wobec Boga powinien odrzucić, uczy jednocześnie, jak powinien się do Niego odnosić.  Jak dziecko do ojca.

To w sumie bardzo nieprecyzyjne porównanie. Bo relacje w rodzinie mogą wyglądać różnie. Ale chyba dobrze, że opisu tych relacji nie można zamknąć jakimś jednym zgrabnym słowem; (miłość, dobro, zaufanie itd); że ukazane zostały bardziej dynamicznie. Odnoszenia się do Boga, rozumienia Go, zgadzania się z Jego wolą trzeba się uczyć przez całe życie. I nigdy nie jest tak, że ma się sprawę raz na zawsze odfajkowaną, że można ją sobie zostawić, a zająć się innymi sprawami.

5. W praktyce

  • Wiara człowieka musi ciągle się rozwijać, musi ciągle dojrzewać. Przez modlitwę. To nie frazes. Tak naprawdę powinno być. Chrześcijanin musi ciągle pogłębiać swoją relację z Bogiem. Sam Jezus, choć był Bogiem, spędzał długie godziny na modlitwie, na spotykaniu się z Ojcem. Jeśli chrześcijanin zapomina o tej relacji z Bogiem staje się z czasem zwykłym ideologiem.
     
  • Modlitwa nie powinna polegać jedynie na powtarzaniu znanych formuł. To dobre na początek i... ma koniec rozwoju duchowego, kiedy w tych formułach odnajduje się wszystko, co chciałoby się Bogu powiedzieć. Trzeba jednak też chyba przejść prze etap mówienia Bogu o tym, o czym myśli, co się czuje, czego się oczekuje. Jeśli człowiek w takich chwilach potrafi nie tylko mówić, ale także słucha Boga – choćby wsłuchując się w głos sumienia, przypominając sobie ten czy inny fragment Pisma Świętego, który zawierał pouczenie adekwatne do jego sytuacji – wtedy dojrzewa. Dojrzewa przez przestawanie z Bogiem. Dojrzewa odkrywając kim On jest, jaki jest. I to nie dzięki lekturze mądrych książek, ale osobistemu spotkaniu.
     
  • Czy Bóg wysłuchuje naszych próśb? To nie jest tak, że na Boga można znaleźć „zaklęcie”. Z Bogiem trzeba podyskutować. W myśl tego, co napisałem  punkcie poprzednim. Wtedy albo Bóg daje czego człowiek chce albo człowiek zaczyna rozumieć, że to, czego chce Bóg, choć trudne, jest lepsze.
     
  • Skoro wiara nie jest tylko przyjęciem pewnych prawd i życiem wedle pewnych zasad, a relacją z żywym Bogiem powinniśmy nieco poprzestawiać akcenty w duszpasterstwie. I mocniej skoncentrować się na podprowadzaniu do tej relacji. Wiele dobrego już się w tej kwestii dzieje, ale chyba ciągle za mało.