Nadzieja mocno doświadczona

Andrzej Macura

publikacja 07.08.2013 22:32

Garść uwag do czytań na XIX niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Nadzieja mocno doświadczona Henryk Przondziono /GN Boże obietnice niekoniecznie spełniają się tak szybko, jak by człowiek tego oczekiwał. Nadzieja przejść musi nieraz przez ciężką próbę, wątpliwości, a czasem wręcz otrzeć się o zwątpienie. Ale spełniają się niechybnie.

To tak się łatwo mówi: wiara bywa wystawiana na próbę. Kryje się za tym niepewność, lęk, a czasem i cierpienie. Ale warto. Bo Bóg jest wierny. Nawet jeśli wydaje się, że zmienił zdanie, że się nie interesuje, On ciągle pamięta. Można i warto za Nim pójść w ciemno, wbrew rozsądkowi. To chyba główna myśl czytań tej niedzieli. Ich rozszerzenie sprawiło że jeszcze wyraźniejszy stała się w nich myśl, że to czekanie czasem bywa bardzo trudne. Wymaga pójścia na przekór swoim ludzkim pragnieniom wygodnego życia czy chęci traktowania innych, jako gorszych od siebie...

1. Kontekst pierwszego czytania Mdr 18,6-9

Czytany tej niedzieli fragment Księgi Mądrości pochodzi z tej jej części, w której autor wychwala Bożą mądrość ujawniającą się w dziejach Izraela. Retrospektywne to spojrzenie ujęte jest w formie pewnej antytezy: autor pokazuje nieszczęścia, jakie spotkały Egipcjan, by na tym tle jeszcze wyraźniej uwidoczniło się szczęście, które spotkało Izraela. W tym konkretnym fragmencie mowa jest o największym cudzie – wyzwoleniu Izraela z egipskiej niewoli.

Przypomnijmy ogólnie: uciekinier Mojżesz pod górą Horeb (Synaj) spotyka  w ognistym krzaku Boga. Nakazuje mu On wrócić do Egiptu, by wyprowadzić jego Lud Wybrany do Ziemi Obiecanej. Mojżesz wraca i pertraktuje z faraonem. Ten nie chce wypuścić swoich niewolników. Kolejne plagi, które spadają na Egipt nie przekonują go. Dlatego Bóg szykuje ostatnią, dziesiąta plagę. W Egipcie umiera wszystko, co pierworodne – od  bydła po człowieka. Uratowani zostają tylko Izraelici. Dzięki temu że oznaczają odrzwia swoich domów krwią paschalnego baranka. Faraon ustępuje, pozwala Izraelitom odejść, ale wkrótce znów zmienia zdanie i każe swojej armii ich ścigać. Wszystko skończy się, gdy Izrael przejdzie przez morze, które jednak zatopi ścigających ich Egipcjan.

Czytanie tej niedzieli dotyczy momentu, w którym Izraelici gotują się do wyjścia. Czekają jeszcze na spełnienie obietnicy, która  choć brzmiała tak nieprawdopodobnie, jednak się spełniła. Czytelnik to już wie. Łatwo mu być mądrym po tym wydarzeniu. Ale wiadomo, samym zainteresowanym łatwo nie było.

Noc wyzwolenia oznajmiono wcześniej naszym ojcom, by nabrali otuchy, wiedząc dobrze, jakim przysięgom zawierzyli. I lud Twój wyczekiwał ocalenia sprawiedliwych, a zatraty wrogów. Czym bowiem pokarałeś przeciwników, tym wsławiłeś nas, powołanych. Pobożni potomkowie dobrych składali w ukryciu ofiary i ustanowili zgodnie Boskie prawo, że jednakowo te same dobra i niebezpieczeństwa podejmą święci, i już zaczęli śpiewać hymny przodków.

Autor Księgi Mądrości przedstawia Izraelitów jako tych, którzy zaufali, którzy uwierzyli. Choć po ludzku trudno było im uwierzyć. Zwłaszcza że ta wiara nie wymagała tylko przytaknięcia, by dalej spokojnie robić swoje, ale gotowania się do drogi. Wiązała się więc z pokonaniem lęku co będzie, jeśli cud nie nastąpi, a ich plany zostaną ujawnione Egipcjanom. Izraelici na pewno też obawiali się drogi przez pustynię i perypetii w nowym kraju. Jednak uwierzyli. Dzięki połączeniu zbawczego działania Boga i ich wiary stał się możliwy cud wyjścia. Zaufanie Bogu opłaciło się.

O ufności jest też mowa w następującym po czytaniu psalmie responsoryjnym…

2. Kontekst drugiego czytania Hbr 11,1-2.8-12

W drugim czytaniu, pochodzącym z Listu do Hebrajczyków, mowa jest właściwie o tym samym. O wierze człowieka, która umożliwia działanie Bogu. O zaufaniu  Bogu, które sprawia, że człowiek zostaje obdarowany łaskami, których po ludzku nie mógł się spodziewać. Jako przykład takiej wiary zostają podani Abraham i jego żona, Sara.

W czytanym w tej niedzieli fragmencie opuszczono pięć wersetów, ale ich doczytanie właściwie nie zmienia sensu całości. Autor listu przed podaniem przykładu wiary Abrahama i Sary przypomina wiarę innych postaci biblijnych: Abla, Henocha i Noego. I tylko na początku dodaje jeszcze, że także sprawę stworzenia świata z niczego (nie z jakiejś pramaterii) człowiek rozpoznaje dzięki wierze.

Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. To dzięki niej przodkowie otrzymali świadectwo.

Dzięki wierze ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie. Dzięki wierze przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg. Dzięki wierze także i sama Sara, mimo podeszłego wieku, otrzymała moc poczęcia. Uznała bowiem za godnego wiary Tego, który udzielił obietnicy. Przeto z człowieka jednego, i to już niemal obumarłego, powstało potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie, jak niezliczone ziarnka piasku na wybrzeżu morza.

Koniec krótszej perykopy.

W wierze pomarli oni wszyscy, nie osiągnąwszy tego, co im przyrzeczono, lecz patrzyli na to z daleka i witali, uznawszy siebie za obcych i gości na tej ziemi. Ci bowiem, co tak mówią, wykazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej. Teraz zaś do lepszej dążą, to jest do niebieskiej. Dlatego Bóg nie wstydzi się być nazywanym ich Bogiem, gdyż przysposobił im miasto.

Dzięki wierze Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu powiedziane było: «Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo». Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen jest wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go, na podobieństwo śmierci i zmartwychwstania Chrystusa.

Warto jednak zwrócić uwagę, że Abraham, którego przykład wiary podaje autor listu, nie doczekał się spełnienia obietnicy. Owszem, spotkał Boga, widział zagładę Sodomy i uratowanie jego bratanka Lota, cieszył się długo wyczekiwanym potomkiem Izaakiem. Ale zamiast wielu miał tylko jednego syna. A i ziemia, którą miał posiąść na własność, w chwili jego śmierci nie należała jeszcze do niego. Swoją wiarą, swoim zaufaniem do Boga sprawił jednak, że mógł On działać dalej.

W nowym lekcjonarzu do czytania dodano jednak jeszcze parę wierszy. Oczywiście jego sens pozostaje ten sam: warto zaufać Bogu, to zaufanie ze strony człowieka pozwala Mu działać. Dobrze  jednak że w czytaniu wspomniano ten chyba najważniejszy „czyn wiary” Abrahama: ofiarowanie własnego syna. Warto pamiętać, że nie chodziło tu o działanie wbrew swojemu ojcowskiemu instynktowi, który każe traktować syna jak oczko w głowie. To była też  zgoda na niespełnienie Bożej obietnicy. To przecież, sądząc po ludzku,  wszystko i ostatecznie przekreślało. Tym większa zasługa Abrahama.

Przy okazji jednak dodano także akapit o uznaniu się Abrahama za gościa na tej ziemi; gościa, który wychylony w wieczność wyczekuje nowej, lepszej ojczyzny. Trudno nie zauważyć, że to postawa, która powinna też cechować każdego chrześcijanina.

Jak zobaczymy w Ewangelii, pomaga to zupełnie inaczej ustawić się w doczesności. Świat przestaje być domem, człowiek staje się na nim tylko przechodniem, zdążającym do niebieskiego domu. To zresztą motyw dość często przewijający się w pismach Nowego Testamentu. Aż dziw bierze, że wielu chrześcijan, zamiast żyć w teraźniejszości ale  uśmiechać się do wieczności, tak mocno, z taką miłością (bez wzajemności) zapatrzonych jest w doczesność ...

3. Kontekst Ewangelii  Łk 12, 32-48

Ewangelia tej niedzieli to  dalszy ciąg tego, co usłyszeliśmy poprzedniej niedzieli. Poprzedza ją więc wskazanie, by nie troszczyć się o dobra materialne, ale starać się przede wszystkim o dobra nieprzemijające. W starym lekcjonarzu i w wersji krótszej nowego opuszczono w tym miejscu tu kilka wersetów, ale w dłuższej tego opuszczenia już nie ma. I słusznie: jak ktoś chce, niech sobie ten fragment opuszcza, ale lepiej go zostawić. Bo jest przepiękny i mocno współgra zarówno z kontekstem poprzedzającym – Ewangelią ostatniej niedzieli – jak i  z tym, co następuje potem, czyli tym, co czytają używający starego lekcjonarza czy używający wersji krótszej.

Ewangelia tej niedzieli w  wersji dłuższej została też poszerzona o następujące po niej wyjaśnienie Jezusa: porównanie chrześcijan, a wśród nich szczególnie wszelkich chrześcijan, do rządcy, któremu Pan nakazał dbać o inne sługi. Trzeba przyznać, że na obu tych rozszerzeniach czytanie zyskało na dynamice. Owo czuwanie z lampami i pochodniami na przyjście powracającego Pana zyskuje na dynamice. To nie jest tylko statyczne czekanie; czekanie podczas którego można zając się dłubaniem w nosie. To czekanie wymagające czegoś więcej. Ale o tym za chwilę.

Znamienne, że po tym, co usłyszymy tej niedzieli Jezus mówi jeszcze – a usłyszymy to w następną niedzielę – że Ewangelia Jezusa nie jest łatwa; „przyszedłem ogień rzucić na ziemię”, przynoszę nie pokój a rozłam. Tak, wszystko co mówi tu Jezus wiele od chrześcijan wymaga. I to wcale nie tego, by przeciwstawiali się światu, ale przede wszystkim, by przeciwstawiali się sobie. By sami stali się prawdziwie uczniami i nie byli jak dzieci wyjadające z ciasta tylko to, co im smakuje.  Przytoczmy tekst czytania. Kursywą wyjaśniający, ale nie występujący w tym miejscu w Ewangelii wstęp. Pogrubioną czcionką fragmenty występujące tylko w wersji dłuższej Ewangelii tej niedzieli. No  i normalną czcionką to, co było w starym lekcjonarzu a dziś w wersji krótszej.

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze.

Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie.

A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjść ma złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».

 Wtedy Piotr zapytał: «Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?»

 Pan odpowiedział: «Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby rozdawał jej żywność we właściwej porze? Szczęśliwy ten sługa, którego pan, powróciwszy, zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w sercu: Mój pan się ociąga z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; surowo go ukarze i wyznaczy mu miejsce z niewiernymi.

 Ów sługa, który poznał wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie poznał jego woli, a uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele powierzono, tym więcej od niego żądać będą».

4. Warto zauważyć

Może najpierw parę szczegółów

  • „Nie bój się mała trzódko (...) Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją (...). Chrześcijanin powinien na tym świecie żyć jak obywatel świata innego. Świata, w którym człowiek będzie posiadał tylko to, co dał (dajcie jałmużnę); świata, w którym zdobyte w ten sposób dobra nigdy nie ulegną zniszczeniu....
  • O ile dość jasny jest w Ewangelii tej niedzieli obraz zapalonych pochodni, to dość egzotycznie brzmi zwrot o przepasaniu bioder. W sumie jednak nic nadzwyczajnego. Ci, którzy noszą dziś paski w spodniach wiedzą, że bez niego jest kłopot z chodzeniem. Nie mówiąc już o pracy. W czasach Chrystusa było podobnie: długa szata, jaką zazwyczaj się nosiło, była dość niewygodna, kiedy człowiek musiał zrobić coś więcej niż się przechadzać czy coś przekąsić. Szatę podwijano i związywano paskiem, żeby się nie pałętała przy nogach. Przepasanie bioder oznacza więc gotowość. Do pracy albo do drogi.
  • Druga, trzecia straż to mniej więcej godziny od 21 do 3. Czyli wcześniej czy później, ale dla ludzi nie znających światła elektrycznego w sumie środek nocy.
     
  • Znamienne, że przychodzący Pan nie czeka na usługiwanie. Chce widzieć sługi gotowymi. A wtedy sam się przepasuje i im usługuje. Trzeba przyznać, obraz dość niezwykły. Pokazuje miłość Boga do ludzi, ogrom chwały, jaka ich w niebie czeka.
     
  • „Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby rozdawał jej żywność we właściwej porze?” To każdy chrześcijanin. Powołany do tego, by kochał; by realizował przykazanie miłości Boga i bliźniego; miłości Boga, której probierzem jest autentyczna miłość bliźniego. Zwłaszcza zaś chyba ci, którzy sprawują jakąś władzę. Jako przełożeni w Kościele, piastujący ważne funkcje w społeczeństwie,  czy są mającymi władze nad swoimi dziećmi rodzicami....
     
  • „Komu wiele dano”... Może nie tak źle być niedzielnym chrześcijaninem? Albo przynajmniej nie czytać Ewangelii? I nie widzieć tego rozdźwięku między własnym życiem, a tym czego wymaga Chrystus od swoich uczniów? W każdym razie na pewno to dla każdego chrześcijanina, skłonnego pokazywać palcem, że ten, ten i jeszcze tamten powinni się nawrócić to ważne wskazanie. Nigdy nie wiemy ile otrzymali. Wiemy ile my sami dostaliśmy. I za to jesteśmy odpowiedzialni.

Podsumowanie? Chrześcijanin to człowiek oczekujący przyjęcia Pana. Dlatego na ten świat potrafi patrzyć z dystansem. Ale jednoczenie to człowiek, który wie, ze jego życie nie ma być tylko biernym oczekiwaniem, ale wprowadzaniem w życie przykazania miłości. Choćby to sporo kosztowało. Ale warto, bo tym sposobem człowiek gromadzi sobie skarny tam, gdzue kiedyś będzie też jego serce.

5. Bardziej praktycznie

Może z pewnymi powtórzeniami, ale...

  • Chrześcijanin żyje wychylony ku przyszłości, oczekuje innego, lepszego domu. Na ten świat potrafi więc patrzyć z dystansem. Skoro Chrystus na pewno powróci, chrześcijanin nie musi się żołądkować, że na świecie jest tyle rzeczy nie po Bożej myśli. Gdy powróci wszystko sprawiedliwie rozsądzi. Chrześcijanin powinien jednak zadbać o to, by sam był na to przyjście gotowy. Nie może sobie powiedzieć: dziś pozwolę sobie na niegodziwe środki, bo mój cel jest słuszny. To jest zdrada Ewangelii. Zawsze, w każdej sytuacji, musi działać tak, by niczego przed swoim Panem nie musiał się wstydzić.
     
  • Można chyba też powiedzieć, że pierwsze i drugie  stawiały nas wobec prawdy, że Boże obietnice niekoniecznie spełniają się tak szybko, jak by człowiek tego oczekiwał. Nadzieja przejść musi nieraz przez ciężką próbę, wątpliwości, a czasem wręcz otrzeć się o zwątpienie. Ale spełniają się niechybnie. Podobnie jest w Ewangelii. To, że Pan nie wrócił wczoraj, że nie widać go dziś nie znaczy, że za chwile nie stanie w drzwiach. Uczeń Chrystusa może być pewny, że Pan powróci. Choćby nie wiadomo jakie zniechęcenie czy zwątpienie przychodziło, ten dzień w końcu nadejdzie. Zawsze też musi być gotowy na przyjście swojego Pana. Choćby się wydawało, że ma się jeszcze mnóstwo czasu i można się Bogiem nie przejmować. Skoro obiecał, to na pewno powróci. Dla przygotowanych na tę chwilę będzie to dzień radości. Dla tych, którzy zaczęli lekceważyć nieobecnego Pana – dzień mocno niemiły.
     
  • Przez te wszystkie czytania, zwłaszcza rozszerzeniach poczynionych w nowym wydaniu lekcjonarzu, przewija się jednak wyraźnie jeszcze jedna myśl: bierne trwania w bezgrzeszności to za mało. Wiara wymaga bardzo wielkiego dystansu wobec bogactwa; powinno ono służyć nie użyciu, ale czynieniu dobra. I nie jest to wymóg trzeciorzędny. Kiedy człowiek koncentruje się na uzywaniu, a lekceważy potrzeby innych, zostanie surowo przez Pana ukarany.
  • Chrystus swojemu Kościołowi złożył całkiem sporo obietnic. Nie tylko tę, że kiedyś powróci. Np. o znakach (cudach), które będą towarzyszyć nauczaniu Apostołów, że jesteśmy warci więcej niż wiele wróbli, że jeśli będziemy się starać o królestwo Boże to wszystko inne będzie nam dodane itd. Dziś chrześcijanie często przyjmują postawę trochę nieufnego Abrahama. Usłyszał on od Boga, że on i jego potomstwo posiądą ziemie Kanaan. Ale nie widząc, jakoby Boża obietnica miała się spełnić, zaczyna kupować drobne jej kawałki. Podobnie robią czasem dziś chrześcijanie: wierzą, ale próbują po swojemu pomóc Bogu w wypełnianiu obietnic. Czyli spodziewają się spełnienia Bożej obietnicy dzięki własnej zaradności. A to zamyka na działanie Bożej łaski. I wszystko zaczyna się sprowadzać do wypełniania obowiązków i zadań...