Zaczynać od siebie

Andrzej Macura

publikacja 15.08.2013 19:00

Garść uwag do czytań na XX niedzielę zwykłą roku C z cyklu „Biblijne konteksty”.

Zaczynać od siebie Henryk Prondziono /GN Zmienianie świata trzeba zaczynać od siebie. A potem ciągle pytać, czy przypadkiem nie zszedłem z dobrej drogi...

Bycie chrześcijaninem musi kosztować. Cena jaką płaci chrześcijanin, to przede wszystkim trud przemiany samego siebie, trud codziennego powtarzania Bogu swojego „tak”. Wbrew zewnętrznym przeciwnościom, ale i wbrew wewnętrznym pokusom. To chyba główna treść czytań tej niedzieli.

1. Kontekst pierwszego czytania Jr 38,4-6.8-10

Jeremiasz był postacią tragiczną. Przyszło mu żyć i prorokować w czasach klęski  Judy (południowego państwa dawnego Izraela; północne upadło już wcześniej). Będąc prorokiem nie miał dla swojego narodu dobrych wieści. Bóg stracił cierpliwość. Nadchodzącej klęski już nie dało się uniknąć. Przepięknie ujął to w skardze zapisanej w 20 rozdziale jego księgi.

„Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść;
ujarzmiłeś mnie i przemogłeś
Stałem się codziennym pośmiewiskiem,
wszyscy mi urągają.
Albowiem ilekroć mam zabierać głos,
muszę obwieszczać:  «Gwałt i ruina!»
Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie
codzienną zniewagą i pośmiewiskiem.
I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał
ani mówił w Jego imię!
Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień,
nurtujący w moim ciele.
Czyniłem wysiłki, by go stłumić,
lecz nie potrafiłem”.

Historia opowiedziana w pierwszym czytaniu tej niedzieli ma miejsce podczas oblężenia Jerozolimy przez Babilończyków (Chaldejczyków). Sedecjasz, ustanowiony przez nich wcześniej królem, zbuntował się. Babilończycy zaczęli oblegać miasto. Jeremiasz nie pozostawiał Sedecjaszowi złudzeń: wpadniesz w ręce Chaldejczyków, Jerozolima padnie. Ludowi zaś ogłaszał: „kto pozostanie w tym mieście umrze od miecza, głodu, zarazy, kto zaś przejdzie do Chaldejczyków pozostanie przy życiu”. Dla dworzan króla było to sianie defetyzmu. Trącące wręcz zdradą. Próbowali się go pozbyć. Tyle że Jeremiasz miał opiekuna w samym Sedecjaszu. Choć głoszone przez Jeremiasza proroctwa nie były dla niego pomyślne, jednak słuchał, co ma do powiedzenia.

W czytaniu ten niedzieli jest mowa o wrzuceniu Jeremiasza do wyschniętej cysterny (dołu w ziemi, w którym zbierano wodę; szerokiego u dołu, wąskiego u góry). Tych aresztowań i uwolnień Jeremiasza było jednak więcej. Warto przeczytać przynajmniej dwa wcześniejsze rozdziały jego księgi (36-37) i nie opuścić dalszej opowieści. W każdym razie trzeba pamiętać, że rzecz ma miejsce właśnie w takiej bardzo trudnej dla wszystkich sytuacji. Oblężenie, strach przed przyszłością, rozpaczliwa mobilizacja z jednej i defetyzm proroka z drugiej strony.

W czasie oblężenia Jerozolimy przywódcy, którzy trzymali Jeremiasza w więzieniu, powiedzieli do króla: «Niech umrze ten człowiek, bo naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa. Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz nieszczęścia».

Król Sedecjasz odrzekł: «Oto jest w waszych rękach!» Nie mógł bowiem król nic uczynić przeciw nim. Wzięli więc Jeremiasza i wtrącili go, spuszczając na linach, do cysterny Malkiasza, syna królewskiego, która się znajdowała na dziedzińcu wartowni. W cysternie zaś nie było wody, lecz błoto; zanurzył się więc Jeremiasz w błocie.

Ebedmelek wyszedł z domu królewskiego i rzekł do króla: «Panie mój, królu! Źle zrobili ci ludzie, tak postępując z prorokiem Jeremiaszem i wrzucając go do cysterny. Przecież umrze z głodu w tym miejscu, zwłaszcza że nie ma już chleba w mieście».

Rozkazał król Kuszycie Ebedmelekowi: «Weź sobie stąd trzech ludzi i wyciągnij proroka Jeremiasza z cysterny, zanim umrze».

Gdy zna się kontekst, sens narracji  pierwszego czytania jest dość oczywisty. Wierność Bogu kosztuje. Niekoniecznie jest tak, że zaraz wszyscy się od człowieka odwracają. Znajdą się poczciwe dusze, które pomogą. Ale nie ma co liczyć, że się będzie chwalonym i podziwianym.

Ważne: wrogami Jeremiasza nie stali się Chaldejczycy. Wręcz przeciwnie. Ci widzieli w nim sojusznika. I po zdobyciu Jerozolimy pozwolili mu swobodnie działać. Wrogami proroka stali się jego ziomkowie. Ci, którzy niby ufali Bogu i mieli Go słuchać. Tyle że tak naprawdę w ogóle się z Nim nie liczyli. Ważniejsze dla nich były ich własne kalkulacje. 

Nauka płynąca z pierwszego czytania trochę chyba zaskakuje. Kto jest wierny Bogu naraża się swojemu otoczeniu. Niekoniecznie jednak obrywa od tych, którzy Boga nie znają. Jego przeciwnikami mogą zostać ci, którzy niby nominalnie w Niego wierzą, ale w praktyce się z Nim nie liczą. Bo ważniejsze od Boga, Jego woli, jest dla nich ich własne chciejstwo.

Następujący po czytaniu psalm responsoryjny to modlitwa o pomoc w tego typu doświadczeniach. „Z nadzieją czekałem na Pana, a On się pochylił nade mną i wysłuchał mego wołania. (…) Ja zaś jestem ubogi i nędzny, ale Pan troszczy się o mnie. Tyś moim wspomożycielem i wybawcą, Boże mój, nie zwlekaj”.
 

2. Kontekst drugiego czytania Hbr 12,1-4

Bracia: Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, zrzuciwszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, biegnijmy wytrwale w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga.

Zważcie więc na Tego, który ze strony grzeszników tak wielką wycierpiał wrogość wobec siebie, abyście nie ustawali, załamani na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi.

Czytany tej niedzieli fragment listu do Hebrajczyków pochodzi z tej jego części, która stanowi zachętę do wiernego trwania w wierze. Autor listu przytacza przykłady postaci Starego Testamentu kreśląc świetlany, ale zarazem dość ponury obraz ich losu. „Jedni ponieśli katusze, nie przyjąwszy uwolnienia, aby otrzymać lepsze zmartwychwstanie. Inni zaś doznali zelżywości i biczowania, a nadto kajdan i więzienia. Kamienowano ich, przerzynano piłą, przebijano mieczem; tułali się w skórach owczych, kozich, w nędzy, w utrapieniu, w ucisku - świat nie był ich wart - i błąkali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi. A ci wszyscy, choć ze względu na swą wiarę stali się godni pochwały, nie otrzymali przyrzeczonej obietnicy, gdyż Bóg, który nam lepszy los zgotował, nie chciał, aby oni doszli do doskonałości bez nas”.

Świat nie był ich wart. Ciekawa uwaga. Wespół z myślą zawartą w ostatnim z zacytowanych zdań stanowi przyczynek do rozmyślań nad relacją ucznia Chrystusa do spraw tego świata. I w tym kontekście autor listu rozpoczyna czytany tej niedzieli fragment: „Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach”.

A następnie przypomnienie o Jezusie, który zamiast radości otrzymał krzyż. I dopiero potem zasiadł po prawicy Boga. To przykład dla chrześcijan: oni też muszą się zgodzić na przyjęcie cierpienia. Póki co jeszcze nie opierali się aż do śmierci.

Trzeba jednak koniecznie dodać: nie opierali się aż do śmierci walcząc przeciw grzechowi. Wraz z zachętą z pierwszego zdania, by „odłożyć wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech” stanowi ważne przypomnienie, z czym powinien walczyć chrześcijanin. Nie z człowiekiem, ale z grzechem. Musi więc chyba też uważać, by walcząc z jednym złem, nie zgadzać się na inne. Np. by walcząc z oszczerstwami nie popełniać grzechu obrzucania wyzwiskami….

3. Kontekst Ewangelii Łk 12,49-53

Czytany tej niedzieli fragment Ewangelii pochodzi z dłuższej mowy Jezusa, w której – ogólnie rzecz biorąc – zachęca On do odważnego wyznawania wiary Najpierw jest w niej mowa o konieczności przyznawania się do Jezusa. Potem o stosunku ucznia Jezusa do dóbr materialnych. A na koniec o konieczności bycia gotowym na przyjście Pana. Ten fragment czytany był poprzedniej niedzieli…

Ze wszystkich przebija pewien… hm… pośpiech, ponaglenie. Mowa Jezusa układa się w ciąg odpowiedzi na pytania. Bać się ludzi? Nie warto. Zajmować się bogaceniem? Strata czasu. Zapomnieć, że Pan przyjdzie i wykorzystać czas, że Go jeszcze nie ma? Wielkie ryzyko. Lepiej trochę się pomęczyć czuwaniem, ale zasłużyć na pochwałę Pana.

Co chyba dość istotne wszystkie te wezwania skierowane są do uczniów. Nie do tych, którzy uczniami nie są. To bardzo ważna wskazówka w interpretacji czytanej tej niedzieli Ewangelii. To, co Jezus mówi uczniom, powinni oni odnieść do siebie, do swojej postawy, do swoich bliskich. Nie do wykorzystania w sporach z innymi, inaczej myślącymi. Podobną myśl nasuwają zresztą i poprzednie czytania: Jeremiasz wchodzący w spór z pobratymcami, i zachęta autora Listu do Hebrajczyków, by uczniowie zgodzili się na cierpienia walcząc nie z innymi, ale z grzechem… To ważna uwaga bo… Może najpierw tekst Ewangelii.

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».

4. Warto zauważyć

  • Mniej ważne: mówiąc o chrzcie, który ma przyjąć, Jezus mówi o swojej męce i śmierci. Cały czas jest świadom, jak się Jego życie skończy. Ale jak rozumieć to, że Jezus doznaje udręki, aż się tak stanie? Chodzi o niecierpliwość? Chce, by ogień jak najszybciej już zapłonął? A może to lęk przed tym co musi się stać zanim ten ogień zapłonie? A może jedno i drugie? Chciałbym, żeby już jak najszybciej było po wszystkim, żeby już płonął ogień….  W każdym razie Jezus mówi tu o swoim cierpieniu. Nie o cierpieniu, które inni muszą wziąć na siebie, by zaspokoić Jego wolę. Jezus sam wchodzi w cierpienie…
     
  • Ważniejsze: Jezus zapowiada rozłamy, skłócenie rodzin z Jego powodu. Skoro jednak zarówno w pozostałych czytaniach, w kontekście tego fragmentu  Ewangelii a nawet w nim samym jest mowa o braniu cierpienia „na siebie”, o konieczności cierpienia dla Jezusa,  nie może chodzić o jakiś płytki spór z bliskimi rozumiany jako narzekanie, że wśród bliskich znajdują się osoby, które nie przyjmują Jezusa. Ten nieuchronny spór będzie raczej wynikał z wierności Chrystusowi; z czynów, które będą sola w oku bliskich, z zachowań, których ci bliscy nie będą akceptowali, bo zasadniczo różnić się będą od ich systemu wartości.

    Chrześcijanin ma więc godzić się na podział, którego z powodu wierności Chrystusowi nie może uniknąć. Nie jest to jednak zgoda na kłótliwość czy niepotrzebne prowokowanie innych.

5. W praktyce

Prawdą jest, że chrześcijanie są w dzisiejszym świecie mocno szykanowani a nawet prześladowani. Gdy spojrzeć na nasze polskie podwórko nie jest jednak tak źle. Na nim wszystko w zasadzie ogranicza się do słów; do obrażania, kpienia czy wyśmiewania. Inne szykany, jeśli są, niespecjalnie rzucają się w oczy. Problem w tym, że chyba czasem na takie traktowanie sami sumiennie zapracowaliśmy.

Czym? Ano panoszeniem się. Wejdźmy tu, wejdźmy tam. Łokcie w ruch. A kiedy inni protestują, kiedy wydaje się im – niesłusznie –  że za dużo chcemy, brakuje nam pokory. Brakuje nam łagodności, cierpliwego tłumaczenia, przyjaznych gestów. Jest bicie w wojenne bębny, zwieranie szyków i miotanie surowych ocen oraz mocnych słów. Naszymi wrogami stają się nawet ci nasi bracia, którzy chcieliby do sporu podejść w sposób bardziej umiarkowany. Nie ma wewnętrznej dyskusji, jest tylko jedna, jedyna słuszna linia.

Czytania tej niedzieli uczą nas, że uczeń Chrystusa, owszem, jest skazany na konfrontację ze swoim otoczeniem. Ale ta konfrontacja wynikać powinna z wierności Bogu, nie z zamiłowania do narzucania innym swojej woli. Może okazać się, że i dziś starający się żyć Ewangelią uczeń Chrystusa, jak Jeremiasz, najwięcej wycierpi nie od obcych, ale od swoich współbraci, którzy ewangeliczne przesłanie zamienili w jego ideologiczna karykaturę.