Z perspektywy zmartwychwstania

Andrzej Macura

publikacja 07.11.2013 10:01

Garść uwag do czytań XXXII niedzieli zwykłej roku C z cyklu "Biblijne konteksty".

Co widać? Andrzej Macura CC-SA 4.0 Co widać?
Ano z perspektywy gniazda pod sufitem nieba na pewno nie

Co jest treścią najważniejszej obietnicy, jaką daje nam chrześcijaństwo? Co sprawia, że „Dobra Nowina” jest nią naprawdę? Jeśli choćby przez chwile się zawahałeś i nie przyszło Ci do głowy, że może chodzić o zmartwychwstanie i życie wieczne powinieneś się bardzo uważnie wsłuchać w czytania tej niedzieli. 

1. Kontekst pierwszego czytania 2 Mch 7,1-2.9-14

Księgi Machabejskie? A co to takiego? – spyta pewnie niejeden katolik. Bo faktycznie, o ile historia Izraela do czasów powrotu z niewoli babilońskiej jest jako tako znana, o tyle czasy bezpośrednie poprzedzające przyjście Jezusa Chrystusa już niekoniecznie. Wiadomo, najpierw był Abraham i jego rodzina, potem Mojżesz wyprowadzający Izraela z Egiptu. Potem walki o Kanaan pod wodzą najpierw Jozuego, potem sędziów. A jeszcze później czasy królestwa i królestw: najpierw niepodzielnego królestwa Saula i Dawida i Salomona, a potem już dwóch: północnego i południowego, czyli Izraela i Judy. Koniec pierwszego to sprawka Asyryjczyków (VIII wiek przed Chrystusem). Drugiemu koniec przynoszą Babilończycy (VI wiek przed Chrystusem). Po kilkudziesięciu jednak latach Persowie, którzy w międzyczasie pokonali Babilończyków,  pozwalają wygnańcom wrócić do Judy i odbudować Jerozolimę.

Ale co dalej? No właśnie. Po Persach przychodzi w IV wieku przed Chrystusem Aleksander Macedoński i jego spadkobiercy na tych terenach, Ptolemeusze (Lagidzi), a potem Seleucydzi. Ci ostatni panują na tych terenach do czasu objęcia władzy na tych terenach przez Rzymian (Pompejusz w 63 roku przed Chrystusem). I to właśnie w czasach Seleucydów rozgrywa się historia ksiąg Machabejskich.

Pod względem religijnym najtrudniejszą sprawa w tych czasach była stopniowa hellenizacja Żydów. Początkowo władcy nie mają nic przeciwko religijnej odrębności swoich poddanych. Z czasem jednak zaczyna im to przeszkadzać i zaczynają się odgórne naciski. Te rodzą opór, a ten z kolei prześladowania. Odpowiedzią jest bunt. Żydzi nie mogli przecież spokojnie patrzyć jak w świątyni Jahwe składa się ofiary Zeusowi. Prześladowania i bunt. W tym właśnie klimacie toczy się opowieść pierwszego czytania tej niedzieli.

Hmm… Takie zdawkowe określenie tego, co się działo strasznie spłaszcza problem. Bo było naprawdę bardzo nieciekawie. Antioch IV Epifanes zarządził (1 Mch 1, 41-43)  „Wszyscy mają być jednym narodem i niech każdy zarzuci swoje obyczaje”.  Jak to przyjęto? „Wszystkie narody przyjęły ten rozkaz królewski, a nawet wielu Izraelitom spodobał się ten kult przez niego nakazany. Składali więc ofiary bożkom i znieważali szabat”.

Dalsza relacja autora 1 Księgi Machabejskiej jest jeszcze bardziej przejmująca (1 Mch 1, 51-57).

„Podobne do tego rozkazu pismo wystosował do całego swego królestwa, a nadto nad całym narodem ustanowił nadzorców. Miastom zaś judzkim polecił, aby jedno po drugim składało ofiary [bogom]. Spomiędzy narodu wielu przyłączyło się do nich - mianowicie ci wszyscy, którzy odpadli od Prawa. Oni to wiele złego dokonali w kraju i byli powodem tego, że Izraelici musieli się kryć i chować w miejscach dostępnych tylko dla zbiegów.  W dniu piętnastym miesiąca Kislew sto czterdziestego piątego roku  (167 przed Chrystusem) na ołtarzu całopalenia wybudowano "ohydę spustoszenia", a w okolicznych miastach judzkich pobudowano także ołtarze - ofiary kadzielne składano nawet przed drzwiami domów i na ulicach.  Księgi Prawa, które znaleziono, darto w strzępy i palono ogniem. Wyrok królewski pozbawiał życia tego, u kogo gdziekolwiek znalazła się Księga Przymierza albo jeżeli ktoś postępował zgodnie z nakazami Prawa. Tak z miesiąca na miesiąc  stosowano przemoc przeciw Izraelowi, przeciwko każdemu, kogokolwiek udało im się pochwycić w miastach.

To już jest konkret. W jego kontekście opowieść pierwszego czytania tej niedzieli. Na marginesie trzeba zauważyć, że pochodzi ono z 2 Księgi Machabejskiej. Nie jest ona kontynuacja pierwszej, bo dotyczy tych samych czasów, ale raczej – jak chcą komentatorzy – jest religijną refleksją nad tym, co się wydarzyło.

A na co autor księgi we fragmencie czytanym w ta niedzielę konkretnie wskazuje? Jest to fragment dłuższej opowieści o męczeństwie siedmiu synów i ich matki. Może dobrze, że słuchaczom zaoszczędzono szczegółów ich męczeństwa (zwłaszcza opuszczone wiersze 3-8) bo ten opis mógłby się przyśnić jako nocny koszmar, a kto chce, może zajrzeć TUTAJ. Sam tekst czytania...

Siedmiu braci razem z matką zostało schwytanych. Bito ich biczami i rzemieniami, gdyż król chciał ich zmusić, aby skosztowali wieprzowiny zakazanej przez Prawo. Jeden z nich, przemawiając w imieniu wszystkich, tak powiedział: «O co masz zamiar pytać i jakie zdobywać od nas wiadomości? Jesteśmy bowiem gotowi raczej zginąć, aniżeli przekroczyć ojczyste prawa».

Drugi zaś brat, w chwili gdy oddawał ostatnie tchnienie, powiedział: «Ty zbrodniarzu, odbierasz nam to obecne życie. Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego». Po nim był męczony trzeci. Na żądanie natychmiast wysunął język, a ręce wyciągnął bez obawy i mężnie powiedział: «Z Nieba je otrzymałem, ale dla Jego praw nimi gardzę, a spodziewam się, że od Niego ponownie je otrzymam». Nawet sam król i całe jego otoczenie zdumiewali się odwagą młodzieńca, jak za nic miał cierpienia.

Gdy ten już zakończył życie, takim samym katuszom poddawano czwartego. Konając, tak powiedział: «Lepiej jest tym, którzy giną z rąk ludzkich, bo mogą pokładać nadzieję w Bogu, że znów przez Niego zostaną wskrzeszeni. Dla ciebie bowiem nie będzie zmartwychwstania do życia».

Najistotniejsza w tej historii jest głęboka wiara poddawanym katuszom braci, że ziemskie życie nie jest wszystkim. Że „Król świata (…) nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego”. Że choć kaci odbierają mu jego członki „spodziewam się, że od Niego (Boga) ponownie je otrzymam”. Że „lepiej jest nam, którzy giniemy z ludzkich rąk, a którzy w Bogu pokładamy nadzieję, że znowu przez Niego będziemy wskrzeszeni. Dla ciebie bowiem nie ma wskrzeszenia do życia”.

Warto pamiętać, że Stary Testament w swoich wcześniejszych księgach właściwie nie znał takiego pojęcia życia wiecznego. Odpłata – jak w Księdze Hioba – następowała już w tym życiu, ale jego końcem był szeol – nie do końca jasne pojęcie jakiegoś życia-nie życia. I choć jakąś niejasną zapowiedzią życia po śmierci w szczęściu może być np. wniebowzięcie Eliasza, to jednak jasno ta nauka nie była przedstawiona. Zaskakujące? Ale tak to jest. Teologia Starego testamentu nie jest czymś jednolitym Doznaje rozwoju. A prawda o życiu wiecznym wyraźnie przedstawiona jest dopiero w 2 Machabejskiej  i pochodzącej mniej więcej z tego samego czasu Księdze Mądrości (zainteresowanych szerzej tym tematem warto odesłać do naszego słownik (hasło życie wieczne).

Czego ta historia uczy nas? Ano uświadamia nam, że nasze ziemskie życie naprawę nie jest wszystkim. Dla osiągnięcia nowego, lepszego, warto zbytnio nie koncentrować się na doczesności. To niby oczywiste. Jest centralną prawdą chrześcijaństwa, które wierzy w zmartwychwstanie Chrystusa i zmartwychwstanie wszystkich w Chrystusie. Tyle że sądząc z min uczestników procesji rezurekcyjnych chyba ta prawda nie za bardzo do nas dociera. No, może i dociera do głowy, ale jakoś słabo do serca.

2. Kontekst drugiego czytania 2 Tes 2,16-3,5

Może najpierw tekst

Sam Pan nasz, Jezus Chrystus, i Bóg, Ojciec nasz, który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam wiecznego pocieszenia i dobrej nadziei, niech pocieszy serca wasze i niech utwierdzi w każdym działaniu i dobrej mowie.

Poza tym, bracia, módlcie się za nas, by słowo Pańskie szerzyło się i rozsławiało, podobnie jak to jest pośród was, abyśmy byli wybawieni od ludzi przewrotnych i złych, albowiem nie wszyscy mają wiarę. Wierny jest Pan, który umocni was i ustrzeże od złego. Co do was, ufamy w Panu, że to, co nakazujemy, czynicie i będziecie czynić. Niechaj Pan skieruje serca wasze ku miłości Bożej i cierpliwości Chrystusowej.

W swoim drugim liście do Tesaloniczan – przypomnijmy – wysłanym niedługo po pierwszym, św. Paweł przede wszystkim precyzuje swoje nauczanie dotyczące powtórnego przyjścia Chrystusa; wyjaśnia, jak chrześcijanie powinni się odnosić do różnych proroctw i nauk na ten temat oraz jak mają patrzyć na spotykające ich prześladowania i inne przeciwności.

Czytany tej niedzieli fragment listu to zachęta, jaką Paweł kieruje do Tesaloniczan, by wytrwali w wierze mimo przeciwności. Głównym jej motywem jest prawda o miłości Boga, który dał nam nadzieję na życie wieczne. Jak to pięknie ujął św. Paweł: „który nas umiłował i przez łaskę udzielił nam niekończącego się pocieszenia i dobrej nadziei”. Ta nadzieja – jak pisze św. Paweł – może pocieszyć serca i utwierdzić uczniów Chrystusa we wszelkim czynie i dobrej mowie.

Przesłanie jakie przynosi św. Paweł jest więc swoistym powtórzeniem tego, w co wierzyli machabejscy męczennicy. Tyle że nadzieja chrześcijan ma już znaczenie mocniejsze podstawy. Paweł pisze z perspektywy zmartwychwstania Jezusa. Dlatego może z dużą większa doza pewności powiedzieć: „Wierny jest Pan, który umocni was i ustrzeże od złego”. Dlatego też Tesaloniczanie mogą mimo przeciwności żyć, jak nakazał im Apostoł. I modlić się o to, by „słowo Pańskie rozszerzało się i rozsławiało” oraz by jego siewcy „byli wybawieni od ludzi przewrotnych i złych”.

Takie sobie gadanie? No tak to brzmi. Tak naprawdę Paweł pokazuje, na jaki dystans wobec spraw tego świata mogą sobie pozwolić uczniowie Chrystusa. Nie tylko mają zapewnione życie wieczne, ale i tu potężny oręż: modlitwę. Czy Bóg wysłucha czy nie z perspektywy pewności życia wiecznego nie jest już sprawa gardłową. Co najwyżej kwestią drobnego udogodnienia tego życia lub tego udogodnienia braku.

3. Kontekst Ewangelii Łk 20,27-38

Konfrontacja. Tak można by nazwać tę część Ewangelii Łukasza, z której pochodzi czytany tej niedzieli fragment. Działalność w Galilei była czasem eksplozji radość z powodu nadchodzącego królestwa Bożego. Okres podróży do Jerozolimy – czasem kształtowania uczniów i przygotowywaniem ich na konieczność zmiany sposobu na świat i jego priorytety. Gdy Jezus przybywa do Jerozolimy zaczyna się walka. Walka z tym wszystkim, co sprzeciwia się realizacji Bożych planów. Walka, która skończy się śmiercią Jezusa. Ale z której wyjdzie on jako Zwycięzca dzięki swojemu zmartwychwstaniu.

Czytany tej niedzieli fragment jest opowieścią o jednej z płaszczyzn, na której Jezus ściera się z oficjalnym judaizmem. Z jego częścią reprezentowaną głównie przez świat jerozolimskich kapłanów czyli saduceuszy (zainteresowanych szerszym wyjaśnieniem kim byli saduceusze warto odesłać do odpowiedniego hasła naszego biblijnego słownika

Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: „Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat pojmie ją za żonę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu”. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy pojął żonę i zmarł bezdzietnie. Pojął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę».

 

Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzewie, gdy Pana nazywa „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją».

4. Warto zauważyć

  • Najmniej istotne, choć ciekawe. Pytanie które zadają Jezusowi saduceusze wydaje się sensowne. Trzyma się zasad poprawnego rozumowania. Jeśli istnieje zmartwychwstanie, to mamy poważny problem: w niebie siedmiu braci może mieć jedną żonę. Rzecz zdrożna dla pobożnych Izraelitów. Więc jak? Jezus odpowiadając im nie kwestionuje poprawności ich rozumowania. Wskazuje na błędne założenie: że w niebie będą trwały zawarte na ziemi małżeństwa, że taka instytucja będzie tam istnieć. Co w tym ciekawego? Ano to, że w dzisiejszych dyskusjach chrześcijan z poszukującymi czy niewierzącymi często też występuje problem błędnych założeń. W takim wypadku nie należy dać się wciągać w logikę adwersarzy. Trzeba najpierw wskazać na właściwe założenia. Szerzej o sprawie w punkcie dotyczącym praktycznych wniosków płynących z czytań tej niedzieli. 
     
  • Zaskakujące i chyba najważniejsze. Jezus pokazuje, że zapowiadając swoje zmartwychwstanie nie sprzeciwia się tradycji Starego Testamentu. Dokładniej, nie sprzeciwia się tradycji Tory czyli Pięcioksięgu Mojżesza. Ważne, bo tylko te księgi saduceusze uważali za Pismo Święte, a pozostałe, które my dziś uznajemy, dla nich nie były żadnym autorytetem. Historia z krzakiem zawarta jest w drugiej części Pięcioksięgu, księdze Wyjścia. Chodzi o scenę, w której Bóg objawia się Mojżeszowi w ognistym krzewie i nakazuje mu wrócić do Egiptu, by wyprowadził Izraela z niewoli. Argumentacja Jezusa zaskakuje, bo wskazuje na oczywistość, której nie potrafili dostrzec Jego słuchacze. Zresztą pewnie i my dziś zwrot „Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba” potraktowalibyśmy jedynie jako wskazanie, ze chodzi o tego Boga, który objawił się owym trzem postaciom.  Tymczasem gdyby Abraham, Izaak i Jakub umarli i już nie istnieli, zawarte z nimi przymierze już by nie obowiązywało.  Dlaczego wiec Bóg by się dalej przejmował losem Izraela?

    Jezus pokazuje, że wiara w zmartwychwstanie – którą wespół z nim podzielali faryzeusze – to nie tylko pomysł zrodzony w wyobraźni męczenników czasów machabejskich. To prawda zawarta w wierze Izraela od samego początku. Prawda, którą niebawem potwierdzi własnym zmartwychwstaniem.  W perspektywie życia, które się nie kończy, doczesność wygląda zupełnie inaczej.
     
  • Zagadkowe. Jak będzie wyglądało niebo? Jezus uchyla tu rąbka tajemnicy tylko w jednym jego aspekcie. Ludzie tam nie będą się żenić ani za mąż wydawać.  „Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania”.  Pewnie wielu zakochanym ta wieść wyda się smutna. Jak to? Już nie będą ze swoimi ukochanymi?

    Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje się, że to nie tak, że nie przetrwa małżeńska miłość. Tyle że wszyscy będziemy żyli  we wspólnocie wydoskonalonych w miłości. Nie będzie istniało coś takiego jak uprzywilejowana pozycja współmałżonka. Zresztą nie do pogodzenia z prawdą, ze wiele osób miewa całkiem legalnie więcej mężów czy żon (po śmierci jedno z nich). Można przypuszczać, że w niebie człowiek będzie potrafił kochać mocniej, bez skazy zaborczego egoizmu...

5. W praktyce

  • Najważniejszym pytaniem, jaki rodzi lektura czytań tej niedzieli wydaje się być odpowiedź na pytanie na ile wiara w przyszłe zmartwychwstanie przemienia nasze życie teraźniejsze. Dziś dość często chrześcijanie, choć niby wierzą Chrystusowi, starają się kształtować swoje życie zgodnie z Jego wskazaniami, żyją tak, jakby życie ograniczało się tylko do tego życia. Brakuje im lekkości w podejściu do problemów, uśmiechu w przeciwnościach losu... Takiego stylu górskich włóczęgów, którzy nie przejmują się, że chleb trochę suchy i się kruszy i że nocleg kiepski. Bo przecież niewygody wędrówki się skończą, więc trzeba się nią upajać, póki trwa...
     
  • W kontekście nieba, w którym „nie będą się żenić ani za mąż wydawać” rodzi się pytanie o to, jak wydoskonalamy naszą miłość. Zwłaszcza ci, którzy żyją w związkach czy mają dzieci. Czy miłość do ukochanej żony, męża, dzieci, nie zamyka naszego serca na innych. Bez dwuznaczności oczywiście...
     
  • Zapowiedziane wcześniej rozszerzenie myśli o umiejętności sprowadzenia rozmowy na właściwe tory przez odrzucenie błędnych założeń... Dość często słychać, jak różni mędrkowie powtarzają, że nie ma złych (czy głupich) pytań, są tylko złe (albo głupie) odpowiedzi. To nieprawda. Przykład? Pani jest piękna czy mądra? Zapytać tak może wyznawca tezy, że mądrość i uroda nigdy nie idą w parze. Tymczasem to założenie jest po prostu błędne. Próby odpowiedzi na owo pytanie, które nie skorygują tego błędnego założenia, na pewno żadnego problemu nie rozwiążą. Chrześcijanie w swoich dyskusjach z poszukującymi i niewierzącymi muszą o tym pamiętać. Inaczej przyjmując logikę swoich adwersarzy, mogą się już tylko ciskać.