Coś z niczego

Justyna Nowicka

publikacja 01.12.2013 22:00

Czyli stwórcze milczenie. Jest stylem życia, który tworzymy wyzbywając się tego, co głos Boga zagłusza.

Coś z niczego Henryk Przondziono /GN Nad zmąconymi wodami naszego ducha zawsze unosi się Duch. Przygotowuje miejsce, by Bóg mógł stworzyć w nas rzeczy nowe, dobre.

Muszę przyznać, że mam problem. Kiedy myślę, rozmawiam, piszę o milczeniu, mam świadomość pewnego paradoksu. Jak słowami mówić o braku słów? I gdyby milczenie było tylko brakiem słów, czy koniecznością oczyszczenia umysłu z myśli, to pewnie na stwierdzeniu tego paradoksu musielibyśmy poprzestać. Jednak gdy o milczeniu chcemy myśleć w kontekście modlitwy, wtedy nie jest ono pustką.

Przyjrzyjmy się trzem momentom w historii zbawienia, kiedy to milczenie wybrzmiewa wyraźnie. 

Kiedy Bóg stworzył Niebo i Ziemię wszystko było pustkowiem, panowało milczenie. Ale nie była to nicość, bo nad wodami unosił się Duch (por. Rdz 1, 1-2). Duch wydaje się strzec i przygotowywać Niebo i Ziemię, by były one zdolne przyjąć stwórcze Słowo Boga. Cisza i milczenie stają się przygotowaniem dla Bożego działania.

Milczenie jest też ważnym znakiem na końcu ziemskiego życia Chrystusa. Wskazuje na to, że Bóg będzie chciał wypowiedzieć Słowo. Podczas gdy całe życie Jezusa przepełnione było głoszeniem Ewangelii, to zbawienie dokonuje się w ciszy. W czasie Męki Chrystus wypowiada tylko siedem słów. To milczenie jest przygotowaniem do tego, by wydarzyło się Zbawcze Słowo – by Bóg wypowiedział je w Swoim Synu, który jest Słowem.

Kolejny znamienny moment milczenia odnajdujemy w ostatniej księdze Pisma Świętego. Apokalipsa nie jest tekstem, w którym panuje cisza – wręcz przeciwnie. Trzeba jednak zwrócić uwagę na ważny szczegół: święty Jan opisuje Baranka, jakby zabitego, który okazuje się godny otworzyć Księgę Życia. Gdy Baranek złamał siódmą pieczęć, wtedy przed dźwiękiem trąb zapanowała cisza na prawie pół godziny (por. Ap 8,1). To otwarcie sprowadza ostatnie akty dramatu historii zbawienia. Milczenie poprzedza więc nowe stworzenie.

Widzimy zatem, że w ciszy Bóg wypowiada swoje słowo, zarówno stwórcze jak i zbawcze. A jeśli oczekujemy nowego nieba i nowej ziemi, stworzonych przez Boga, musimy pozwolić Bogu mówić. Aby usłyszeć Jego słowo musimy nauczyć się trwać w ciszy. Jeśli zgodzimy się wkroczyć w prawdziwą ciszę, ciszę Bożej miłości i łaski, będzie to oznaczało zgodę, by stwórcze Słowo Boga działało w naszym życiu.

Życie w ciszy nie oznacza tylko oszczędności w słowach. Jest stylem życia, który tworzymy wyzbywając się tego, co głos Boga zagłusza. Ta cisza często nie jest kojącym doznaniem, ale ujawnia to, co staramy się ukryć przez mówienie, czy aktywny tryb życia. Na pewno dostrzeżemy różne lęki i obawy, ale nie będą one zostawione w pustce. Nad tym chaosem, nad zmąconymi wodami naszego ducha zawsze unosi się Duch. Przygotowuje miejsce, by Bóg mógł stworzyć w nas rzeczy nowe, dobre. Ta cisza, która przepełni zmaganie się w czasie nasze osobistej Golgoty sprawi, że będzie miejsce, by Bóg mógł wypowiedzieć słowo o naszym zbawieniu. Kiedy je wypowie staniemy się obrazem Chrystusa. Zatem Bóg nie daje nam ciszy, aby nas ukarać swoim milczeniem, ale chce w nas przygotować miejsce, w którym wypowie słowo wylewając łaskę i błogosławieństwo.

Gdy nauczymy się słuchać ciszy, uświadomimy sobie, że dostrajamy się do nowego sposobu porozumiewania się z Bogiem. Uczymy się nowego języka wzajemnej obecności. Wtedy cisza staje się sposobem modlitwy, pewnym przyzwoleniem, aby Bóg modlił się w nas.

Rozpoczynamy Adwent. Można go uczynić takim czasem ciszy, kiedy to zrobimy miejsce, stworzymy przestrzeń, by już za kilka tygodni Bóg mógł wypowiedzieć w nas Słowo, które stanie się ciałem (por. J 1).

 

Zobacz także: