Droga bólu i starości

Elżbieta i Piotr Krzewińscy

publikacja 05.03.2014 21:30

Papież nie ucieka od pytań, które stawiają sobie wszyscy cierpiący ludzie: „Dlaczego?”, ale uczy szukać odpowiedzi na to pytanie u Boga.

Droga bólu i starości Henryk Przondziono /GN Papież nie zatrzymał się w nim jedynie nad chorobami i starością, ale zauważył w nim, że „cierpienie jest czymś bardziej jeszcze podstawowym od choroby, bardziej wielorakim, a zarazem głębiej jeszcze osadzonym w całym człowieczeństwie.”

Jeszcze nie jestem stara; raczej w sile wieku. Zdrowie, dzięki Bogu, też jest. Ale starość i jakaś poważna choroba to coś, co z dużym prawdopodobieństwem spotka i mnie.

Dziękuję Bogu za to, że podczas mojego życia jeden z papieży, błogosławiony Jan Paweł II, żył do późnej starości. Dzięki temu mogłam zobaczyć, w jaki sposób można przeżywać swoją starość i związane z nią sytuacje, które podświadomie napawają każdego człowieka wielkim lękiem: utratę zdrowia i sił, zależność od innych, mocne doświadczenie własnej ograniczoności.

 Kiedy patrzę na ludzi schorowanych i starszych z mojej rodziny lub wśród znajomych, w ich słowach uderza wielka niezgoda na to, że jest się starym czy chorym. „Starość się Panu Bogu nie udała” - to często słyszany refren. W tym zdaniu pobrzmiewa pretensja do Pana Boga, że pozwala człowiekowi doświadczyć tej tak trudnej sytuacji. Zapomina się przy tym o jednej podstawowej prawdzie wiary – że to przez „zawiść diabła” na ludzi przyszły choroby, pojawiła się śmierć. A Pan Bóg, jako najlepszy Ojciec, stara się te trudne dla człowieka stany wykorzystać ku jego dobru. I to właśnie błogosławiony papież pokazywał w swoim życiu.

Czy jemu było łatwo pogodzić się z chorobą Parkinsona i innymi, które go dręczyły? Czy było mu łatwo przyjąć krzyż starości i niemocy? Nie wiem, czy było mu łatwo. Ośmielę się napisać, że łatwiej – niż tym z nas, którzy zapomnieli bądź nie chcą pamiętać o słowach Jezusa: „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23).

Błogosławiony Jan Paweł II całe swoje życie uczył się tego zapierania się samego siebie, tracenia swoich planów, marzeń, uczył się brania krzyża i naśladowania Chrystusa. I wyraźnie było widać, że w tym też kontekście przeżywał swoje choroby, swoją starość. Całe swoje życie.

Wiele na temat tego, jak papież postrzegał cierpienie i starość, oraz jak chrześcijanin ma się w nich odnaleźć, jak ma je przeżywać, mówią jego orędzia na Światowe Dni Chorego. Nie miejsce tu na ich szczegółową analizę, ale warto zwrócić uwagę chociażby na ich wymowne tytuły: „Chrześcijański sens ludzkiego cierpienia” (1994); „Nadzieja nadaje cierpieniu nowy sens” (1998); „Kontemplujemy przykład Jezusa - "Boskiego Samarytanina"” (2000); „Nowa ewangelizacja a godność człowieka cierpiącego” (2001); „Aby mieli życie i mieli je w obfitości” (2002); „Chrystus przemienia cierpienie w źródło łaski i życia” (2003).

Błogosławiony Jan Paweł II podkreślał też w niektórych z nich ogromną rolę Matki Bożej we właściwym rozumieniu i przyjęciu stanu choroby i starości: „Maryja - uzdrowienie chorych” (1996); „Maryja prowadzi do stóp krzyża” (1997); „U stóp krzyża cierpi w milczeniu Maryja” (2004).

Niektóre zaś orędzia w sposób szczególny winni odczytywać ludzie zdrowi, gdyż ludzie starsi, chorzy są dla zdrowych głosem sumienia: „Miłość do cierpiących miarą poziomu cywilizacji” (1993); „Nasza cywilizacja jest chora na szerzący się egoizm” (1995); „Wrażliwość na potrzebę miłosierdzia” (1999).

Mądrość i doświadczenie papieża w tym temacie najpełniej uwidoczniła się w liście apostolskim „Salvifici doloris” - o chrześcijańskim sensie ludzkiego cierpienia. Papież nie zatrzymał się w nim jedynie nad chorobami i starością, ale zauważył w nim, że „cierpienie jest czymś bardziej jeszcze podstawowym od choroby, bardziej wielorakim, a zarazem głębiej jeszcze osadzonym w całym człowieczeństwie.”

Cenne jest dla mnie to, że w liście tym papież pokazuje Pismo Święte jako księgę cierpienia, gdyż opisane są w niej rozmaite cierpienia człowieka: niebezpieczeństwo śmierci, śmierć własnych dzieci, zwłaszcza zaś niebezpieczeństwo śmierci pierworodnego syna i jedynaka, ale również: bezdzietność; tęsknota za ojczyzną, prześladowanie i wrogość otoczenia, szyderstwo i wyśmiewanie cierpiącego, samotność i opuszczenie; wyrzuty sumienia;  trudność zrozumienia, dlaczego złym dobrze się powodzi, podczas gdy sprawiedliwi doznają cierpień, niewierność i niewdzięczność ze strony przyjaciół i bliskich;  nieszczęścia własnego narodu. Także choroby i starość.

Papież nie ucieka od pytań, które stawiają sobie wszyscy cierpiący ludzie: „Dlaczego?”, ale uczy szukać odpowiedzi na to pytanie u Boga. To sam Bóg w księdze Hioba wskazuje, że czasem „cierpienie jest cierpieniem niewinnego; trzeba je przyjąć jako tajemnicę, której człowiek nie jest zdolny do końca przeniknąć swym rozumem.”

Cierpienie, a więc i choroba, i starość, może być przeżywana także jako próba, w której człowiek może się sam przekonać, jak patrzy na Stwórcę: czy jest On dla niego miłującym Ojcem, czy służy Bogu tylko w chwilach dostatku i radości, a odwraca się od Niego w chwilach trudnych i upokarzających?

Błogosławiony Jan Paweł II wskazuje, że tylko Boża miłość jest ostatecznym źródłem sensu wszystkiego, co istnieje. „Miłość jest też najpełniejszym źródłem sensu cierpienia, które pozostaje zawsze tajemnicą: zdajemy sobie sprawę, że wszelkie nasze wyjaśnienia będą zawsze niewystarczające i nieadekwatne. Chrystus pozwala nam wejść w tajemnicę i odkryć „dlaczego cierpienie”, o ile jesteśmy zdolni pojąć wzniosłość miłości Bożej.”

Jezus Chrystus wiele uwagi poświęcał ludziom chorym i strapionym, oczekującym pomocy. „Uzdrawiał chorych, pocieszał strapionych, karmił głodnych, wyzwalał ludzi od głuchoty, ślepoty, trądu, opętania i różnych kalectw, trzykrotnie przywrócił umarłego do życia.” Myślę, że każda choroba, cierpienie i śmierć stawia mnie przed pytaniem, czy ja wierzę, że Jezus żyje i że nadal chce tak samo działać w życiu współcześnie chorych i potrzebujących wielorakiej pomocy? W moim życiu? Myślę, że błogosławiony Jan Paweł II w to po prostu wierzył.

Papież pokazał mi również, że najważniejszą odpowiedzią w sytuacji choroby, cierpienia czy śmierci nie jest wcale materialne polepszenie mojego życia poprzez cudowne uzdrowienie, wymierną ulgę w cierpieniu czy cud wskrzeszenia. Najważniejszym jest niesienie krzyża tak, jak to czynił Jezus. Jak Chrystus mam prosić Ojca o oddalenie kielicha, i jak On mam przyjąć wolę Ojca. Mam uczyć się bycia posłuszną woli Boga.

Myślę, że papież nauczył mnie jeszcze jednej ważnej rzeczy: na to, jak będę przeżywała swoją chorobę, potem starość, pracuję już dziś. Jeśli dzisiaj staram się zjednoczyć choć w drobnym wymiarze z krzyżem Jezusa, jeśli dzisiaj staram się swoje drobne cierpienia i choroby przeżywać w łączności z Nim, jeśli teraz uczę się pokornego proszenia i przyjmowania pomocy od drugiego człowieka, akceptuję to, że jestem od kogoś zależna, uczę się rezygnacji z siebie, swojej wizji i planów na życie, to moja dzisiejsza praca wyda owoc w postaci radosnego, spokojnego przeżywania ograniczeń, związanych z chorobą czy starością.

Ogromnie ważne jest dla mnie również to, że mogłam namacalnie zobaczyć w tym schorowanym, starym człowieku, co to znaczy: „odkrywać sens cierpienia”. Najwyższym jego wyrazem jest włączenie się swoim cierpieniem w odkupieńcze cierpienie Jezusa. Papież pokazał mi, że ja także mogę uczestniczyć „w dziele Odkupienia, które dokonało się przez cierpienia i śmierć Odkupiciela.” (SD 20)  Co więcej, tylko dzięki tak przeżywanej chorobie czy starości mogę doznać Chrystusowej pociechy i doświadczyć Jego pokoju. Przecież pomimo wszystkiego, co go spotkało, bł. Jan Paweł II był człowiekiem ogromnie radosnym, pełnym pokoju i ufności. Z tego wniosek, że niezależnie od okoliczności zewnętrznych mego życia, może być we mnie pokój serca, może być radość. Że nie muszę na pierwszym miejscu stawiać swojej choroby, wieku. I nie muszę bać się śmierci. To „dzięki” niej spotkam Ojca.