Nie bójcie się ludzi

Andrzej Macura

publikacja 20.06.2014 14:35

Garść uwag do czytań na XII niedzielę zwykłą roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

Nie bójcie się ludzi Agata Bruchwald /Foto Gość U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone

Życiowa droga chrześcijanina, podobnie jak każdego innego człowieka,  niekoniecznie jest usłana różami. Jednak wierni prawdziwemu Bogu, uczniowie Chrystusa, jeśli są w swojej wierze konsekwentni, narażają się na dodatkowe nieprzyjemności. Nic w tym nadzwyczajnego, tak jest i to normalne. Trzeba to przyjąć. Wokół tej prawdy koncentrują się czytania tej niedzieli...

1. Kontekst pierwszego czytania Jr 20,10–13

Wokoło sami wrogowie? Tak mawiają paranoicy. Albo upierdliwcy, tak skutecznie zatruwając innym życie, że kto tylko może omija ich szerokim łukiem. Trudno powiedzieć jak my dziś spojrzelibyśmy na Jeremiasza. Jego „trudny charakter” raczej nie był jednak wynikiem jakichś jego kłopotów z samym sobą. Wynikał z wierności Bogu. Z konsekwentnego przekazywania pochodzących od Boga złych wiadomości. Takich ludzi też się nie lubi. Bo burzą wygodny święty spokój i odbierają złudne nadzieje. Wichrzyciele....

Tekst pierwszego czytania tej niedzieli to fragment nieco obszerniejszej skargi proroka Jeremiasza na swój los. Warto poznać ją w całości (tekst czytania pogrubiona czcionką). I przypomnieć, że bezpośrednio przed nią jest mowa o jednej  szykan, jaka tego proroka spotkała: o chłoście i „zakuciu w kłodę”, przez kapłana Paszchura.

Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść;
ujarzmiłeś mnie i przemogłeś.
Stałem się codziennym pośmiewiskiem,
wszyscy mi urągają.
Albowiem ilekroć mam zabierać głos,
muszę obwieszczać:
«Gwałt i ruina!»
Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie
codzienną zniewagą i pośmiewiskiem.
I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał
ani mówił w Jego imię!
Ale wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień,
nurtujący w moim ciele.
Czyniłem wysiłki, by go stłumić,
lecz nie potrafiłem.

Tak, słyszałem oszczerstwo wielu:
«Trwoga dokoła!
Donieście, donieśmy na niego!»
Wszyscy zaprzyjaźnieni ze mną
wypatrują mojego upadku:
«Może on da się zwieść, tak że go zwyciężymy
i wywrzemy swą pomstę na nim!»
Ale Pan jest przy mnie jako potężny mocarz;
dlatego moi prześladowcy ustaną i nie zwyciężą.
Będą bardzo zawstydzeni swoją porażką,
okryci wieczną i niezapomnianą hańbą.
Panie Zastępów, Ty, który doświadczasz sprawiedliwego,
patrzysz na nerki i serce, dozwól,
bym zobaczył Twoją pomstę nad nimi.
Tobie bowiem powierzyłem swą sprawę.
Śpiewajcie Panu, wysławiajcie Pana!
Uratował bowiem życie ubogiego
z ręki złoczyńców.

Niech będzie przeklęty dzień, w którym się urodziłem!
Dzień, w którym porodziła mnie matka moja,
niech nie będzie błogosławiony!
Niech będzie przeklęty człowiek,
który powiadomił ojca mojego:
«Urodził ci się syn, chłopiec!»
sprawiając mu wielką radość.
Niech będzie ów człowiek podobny do miast,
które Pan zniszczył bez miłosierdzia!
Niech słyszy krzyk z rana,
a wrzawę wojenną w południe!
Nie zabił mnie bowiem w łonie matki:
wtedy moja matka stałaby się moim grobem,
a łono jej wiecznie brzemiennym.
Po co wyszedłem z łona matki?
Czy żeby oglądać nędzę i utrapienie
i dokonać dni moich wśród hańby?

Czy to fragmenty różnych skarg Jeremiasza? Tak sugerują niektórzy bibliści. Zdaje się na to wskazywać fakt, że po wysławianiu Boga za wybawienie prorok znów wpada w smutek i zaczyna przeklinać dzień swoich narodzin. Być może. Całkiem jednak możliwe, że to wyraz jakiegoś głębszego smutku. Takiego, który mimo chwil, w których wydaje się przychodzić pokrzepienie, ciągle, jak natrętna mucha, wraca....

Bo sytuacja Jeremiasza faktycznie nie była wesoła. Wrogowie, oszczerstwa, donosy i  fałszywi albo co najmniej nie do końca lojalni przyjaciele. Tak przynajmniej skarży się prorok. Wielu oczekujących jego upadku i czyhający na możliwość zemszczenia się na nim za nie wiadomo jakie winy. Z tekstu zdaje się wynikać, że są wśród nich nawet podający się za jego przyjaciół! Skąd ta niechęć i złość?  Chyba tylko za to, że wiernie przekazuje, co Bóg każe mu mówić. Psychologicznie sytuacja trudna do uniesienia. Prorok wie, że jedynym Jego sojusznikiem jest Wszechmocny. Ale On jest daleko i ma swoje wielkie plany, a wrogowie, ze swoimi całkiem przyziemnymi planami, są nieznośnie blisko....

Cóż powiedzieć.... Nawet wśród z pozoru wyznających tę samą wiara można być nieznośnie samotnym w swojej wierności Bogu. Bo wielu pozornie wierzących w Boga tak naprawdę wierzy w wygodny dla własnych celów system dogmatów i wartości. Sytuacja trudna. Tacy ludzie mogą przedstawiać siebie jako głęboko wierzących, przeciwstawiających się odszczepieńcom i zdrajcom. Z rzekomą, ale naprawdę  szczerą troską o czystość wiary i nieskazitelność nadziei. Jak wtedy wierzyć, że ma się Boga po swojej stronie?

Albo może być i inaczej: w swoich oczach owi wierzący wrogowie bywają pragmatycznymi realistami, takimi  „wierzący, ale”, dla których człowiek starający się być w każdej sprawie wierny Bogu jest w najlepszym wypadku dziwakiem. Też sytuacja nie do pozazdroszczenia. Z kim nie miałby do czynienia człowiek naprawdę słuchający Boga, jest wśród takich ludzi bardzo samotny.

Trzeba jednak zawsze najpierw słuchać Boga. Nawet gdy wymaga to przeciwstawienia się współbraciom. To trudne. Bo trzeba balansować między nadzieją na Boże wsparcie a zwątpieniem, wynikającym z dręczącego pytania: czy może być tak, że wszyscy wokół się mylą, nawet ci wierzący, a ja jeden mam rację? Wierność temu, co mówi Bóg jest jedynym obiektywnym kryterium sensownej odpowiedzi...

Pozostaje wszystkie te cierpienia przyjąć. „Dla Ciebie bowiem znoszę urąganie, hańba twarz mi okrywa. Dla braci moich stałem się obcym i cudzoziemcem dla synów mej matki” – woła psalmista w następującym po czytaniu psalmie responsoryjnym . „Bo gorliwość o dom Twój mnie pożera i spadły na mnie obelgi złorzeczących Tobie. Lecz ja, o Panie, modlę się do Ciebie w czas łaski, o Boże”. Nadzieja tylko w Bożej sprawiedliwości.

2. Kontekst drugiego czytania Rz 5, 12–15

Drugie czytanie tej niedzieli  to kontynuacja lektury listu do Rzymian  z poprzedniej (poprzednich) niedziel. Nie wiąże się jakoś bezpośrednio z pierwszym czytaniem i Ewangelią. Jest nawiązaniem do wcześniejszych wywodów św. Pawła, że wszyscy ludzie są grzesznikami. I znający Boże prawo Żydzi i nie mający owego prawa poganie. I że wszyscy zasługują na Boży gniew.  Ale – pisze św. Paweł – nie jesteśmy wcale skazani na porażkę. Dlaczego? Przytoczmy owo czytanie.  

Przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli. Bo i przed Prawem grzech był na świecie, grzechu się jednak nie poczytuje, gdy nie ma Prawa. A przecież śmierć rozpanoszyła się od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli przestępstwem na wzór Adama. On to jest typem Tego, który miał przyjść. Ale nie tak samo ma się rzecz z przestępstwem jak z darem łaski. Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa.

Myśl świętego Pawła jest tu jasna: wszyscy ludzie są grzesznikami, wszyscy zasługują na śmierć, więc też i wszyscy potrzebują zbawienia. Oferuje je każdemu człowiekowi hojnie Jezus Chrystus. Znamienne, Jego łaska jest obfitsza niż skutki grzechu.

W tym miejscu widzimy jednak pewien punkt wspólny między tym, a pozostałymi czytaniami. To przypomnienie, że choć wybrani przez Boga, ciągle jesteśmy skłonni do grzechu. Rodacy prześladujący Jeremiasza, ludzie nienawidzący uczniów Jezusa... Łatwo nawet mając dobre intencje, ale lekceważąc Boga, stać się de facto Jego wrogiem.  Każdy za nas potrzebuje wsparcia łaski. I współpracy z nią.

3. Kontekst Ewangelii Mt 10,26–33

Ewangelia tej niedzieli to fragment mowy Jezusa rozsyłającego Apostołów na pierwszą misję. Jezus daje im władzę „nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali” oraz moc leczenia chorób i słabości.  Potem określa cel misji: „Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie»" i daje bardziej konkretne wskazówki. Następnie zapowiada im, że ich misja spotka się ze sprzeciwem (fragment tej części to Ewangelia tej niedzieli) i wyjaśnia, że to normalne, że tak musi być. A na koniec zapowiada nagrody dla tych, którzy Apostołów przyjmą.

Przesłanie Ewangelii tej niedzieli jest więc osadzone w kontekście misji. To nie jest jednak jeszcze rozesłanie ich na cały świat. Mają ograniczyć się do Izraela. No i póki co nie mogą jeszcze głosić najważniejszego: zmartwychwstania Jezusa. Bo przecież jeszcze nie było Wielkiego Piątku, nie było Wielkiej Nocy zmartwychwstania.

W tym kontekście dość dziwnie brzmią słowa Jezusa o szykanach, jakie spotkają Jego uczniów. Nic nie wiemy, jakoby ta misja Jego uczniów wiązała się z jakimś prześladowaniem. A na pewno nie ze śmiercią któregoś z nich. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Jezus, mówiąc o przeciwnościach jakie spotkają jego uczniów, o potrzebie wyrzeczenia i przyjęcia śmierci, wybiega już myślą naprzód. Do misji, którą Apostołowie podejmą parę miesięcy, może lat później.... Dlatego chyba nie będzie jakimś nadużyciem, jeśli te słowa Jezusa odniesiemy także do misji nam współczesnych, do sytuacji Kościoła dziś.

Przytoczmy tekst Ewangelii.

Jezus powiedział do swoich Apostołów: „Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemnościach, powtarzajcie jawnie, a co usłyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach.

Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może za tracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dla tego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.

Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”.


4. Warto zauważyć

Tekst jest w zasadzie jasny, ale dla porządku...

  • Nie ma nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione... Czytając to zdanie w kontekście zauważamy, że nie chodzi o to, że kiedyś na jaw wyjdą wszystkie ludzkie tajemnice. Łącznie z najbardziej wstydliwymi. Chodzi raczej o co innego. Po pierwsze o to, że uczniowie nie mają się obawiać przedstawiać orędzie Jezusa takim, jakie je poznali. Mają nie ulegać pokusie ukrywania części tego orędzia ze względu na szykany, jakie mogłyby ich spotkać za przedstawianie niektórych jego wątków.  Po drugie, jest to też chyba wskazanie, że nauczanie Jezusa nie zawiera żadnych tajemnic przeznaczonych tylko dla wybranych. Owszem, Jezus nieraz niektóre sprawy tłumaczył uczniom na osobności, świadkami niektórych wydarzeń byli tylko wybrani Apostołowie (Piotr, Jakub i Jan), ale nie żądał od nich milczenia do śmierci. Nie zalecał, by sprawy te jakiemuś zaufanemu człowiekowi przekazali dopiero, gdy zbliży się kres ich życia. O wszystkim  co Jezus mówi i co robi Apostołowie w swoim czasie mają jawnie opowiadać. Dla znających nieco historię chrześcijaństwa wyraźnie przeciwstawia się to poglądom gnostyków, którzy twierdzili, że istnieje inna nauka dla maluczkich i tajemnice dla wybranych.
     
  • Jesteście ważniejsi niż wiele wróbli... Piękne, prawda? To o włosach na głowie też... Uczeń Jezusa głoszący Jego Ewangelię (czyli de facto każdy dobrych chrześcijanin) nie musi się bać. Zawsze jest w ręku Boga. Nawet jeśli z powodu Ewangelii straci życie cielesne, będzie miał życie wieczne.
     
  • Do tych, którzy się do Mnie przyznają, przyznam się i Ja... Kiedyś nastąpi sąd. Przyznający się za swojego życia do Jezusa mogę liczyć w tym dniu na Jego wsparcie. Znamienne, że nie ma tu warunku: jeśli będziecie dobrze żyli. Oczywiście to jest ważne i nie można tego lekceważyć. Ale Jezus obiecuje wsparcie dla wszystkich – i świętych i grzeszników – którzy w swoim życiu się do Niego przyznają.

5. W praktyce

Dla chrześcijan doświadczenie braku akceptacji, sprzeciwu otoczenia czy nawet szykan z jego strony to normalka. Nie ma co narzekać na złe czasy. Tak było, jest i będzie. I to nie tylko wtedy, gdy człowiek żyje w otoczeniu niewierzących. Także wtedy, gdy zbyt poważnie traktuje swoją wiarę w otoczeniu letnich chrześcijan. Ale to nic. Wszystko to Chrystus nam zapowiedział. I obiecał nie tylko nagrodę w niebie za znoszenie tego typu niedogodności, ale i to, że zawsze, w każdej sytuacji  o nas pamięta. Czego konkretnie powinniśmy unikać?

  • Chrześcijanie nieraz dziś swoja wiarę traktują wybiórczo. Pomijając kwestię słabości osobistych wynika to czasem z chęci dostosowania się do współczesnego świata. Ba, czasem nawet z troski o pełne kościoły, gdy wychodzi się z założenia, że zapełni je poluzowanie wymagań moralnych. Chciałoby się wtedy niewygodne fragmenty nauczania Pana Jezusa przemilczeć. Ot,  kwestia nierozerwalności małżeństwa czy wspólnego życia bez ślubu. A Jezus mówi „nie bójcie się”. Nawet jeśli z tego powodu ktoś od Kościoła odejdzie i ubędzie wpływów na tacę. Czy tych z kościelnego podatku...
     
  • Chrześcijanie nieraz dziś boją się, że wyznając otwarcie swoją wiarę mogą wiele stracić. Ot, wierzący lekarze czy farmaceuci stojący przed wyzwaniem podpisaniem głośnej swego czasu Deklaracji życia. Ale i w wielu innych sytuacjach jest podobnie. Na przykład może się okazać, że szef zbyt otwarcie deklarującego wiarę czy nie chcącego się godzić na niemoralne zachowania będzie chciał się takiego chrześcijanina pozbyć z pracy. Bywa, że piastujący ważne stanowisko będzie ukrywał swoją wiarę i swoje poglądy, by nie narazić się niewierzącym. Takich sytuacji  może być wiele. I tym wszystkim Jezus przypomina, że bez wiedzy i zgody Boga nawet włos z głowy im nie spadnie. A Bóg, jeśli się nawet na owo spadnięcie włosa zgodzi, to tylko dla większego dobra... I jeśli chrześcijanin kogoś powinien się bać, to diabła, który może zabrać człowiekowi życie wieczne.
     
  • Chrześcijanie nieraz się dziś swojej wiary wstydzą. Ot, w towarzystwie, kiedy obawiają się przeżegnania przed jedzeniem, na wspólnych wyjazdach, gdy nie upominają się o możliwość uczestniczenia w niedzielnej Mszy, w rozmowach, gdy nie mają odwagi bronić chrześcijańskiej moralności, choćby i sami ją przyjmowali... Ciągle jeszcze (oczywiście nie wszyscy) wstydzą się wiary występując w telewizji czy zajmując jakieś wysokie stanowisko. Szkoda. Przecież nawet jeśli przez to stracą tu na ziemi, zyskują wieczność...