Szczęśliwa rozrzutność

Andrzej Macura

publikacja 18.09.2014 12:29

Garść uwag do czytań na XXV niedzielę zwykłą roku A z cyklu „Biblijne konteksty”.

W winnicy Henryk Przondziono /Foto Gość W winnicy
Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy

Na Śląsku mówi się o takich „elwer”. Od niemieckiego „jedenaście”. Kto to taki? Chyba najlepiej to słowo w języku polskim oddaje zwrot „niebieski ptak”. Taki, co to nie pracuje, nie przędzie, nie zbiera, ale jakoś żyje. O wiernych i gorliwych Bożych sługach oraz o duchowych „elwrach” są właśnie czytania tej niedzieli. Co ich dzieli? Jedni staczają się ku rozpaczy, drudzy rosną w nadziei. Co ich łączy? Jednakowa wobec nich miłość Boga.

1. Kontekst pierwszego czytania Iz 55,6-9

Czytany tej niedzieli tekst Izajasza do końcówka tzw. DeuteroIzajasza. Czyli drugiej części księgi proroka. Nie pochodzi od samego Izajasza, ale kogoś kto prorokował w jego duchu, zapewne jakiegoś jego ucznia. Wynika to z prostej konstatacji, iż pierwsza część księgi dotyczy znacznie wcześniejszych czasów, a kontekstem drugiej (i trzeciej) jest niewola babilońska.

DeuteroIzajasz, intrygujący ze względu na zamieszczone w jego księdze tzw. pieśni o Słudze Jahwe, świetnie pasujące do żyjącego parę wieków później Jezusa, namawia wygnańców do zaufania Bogu. Konkretnie: chodzi o to, by Izrael w końcu przestał liczyć na własne siły czy polityczne sojusze, a uwierzył, że jeśli będzie wierny Bogu, to ten go zawsze obroni. Wszak kiedyś zawarli z nim przymierze i warto w końcu zacząć je traktować serio. Zwłaszcza że Bóg zapowiada, iż zawrze z nimi nowe, wieczne przymierze. W tym kontekście możemy też patrzyć na treść pierwszego czytania tej niedzieli.

Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami, mówi Pan. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi.

Ogólnie rzecz biorąc – to jasne – jest to wezwanie do nawrócenia. Zwraca uwagę:

  • Nawrócić się trzeba, póki jeszcze jest czas. W domyśle – kiedyś może być za późno.
  • Bóg nawróconym stosunkowo łatwo wybacza. Nie ma tu ostrej granicy kiedy wybacza, kiedy nie, ale jest jasne wskazanie: Bóg jest hojny w wybaczaniu...
  • Ta Boża hojność w wybaczaniu jest z ludzkiego punktu widzenia zaskakująca. Góruje nad ludzkim myśleniem w tym względzie. Zacznijcie myśleć - w każdym wymiarze - jak Bóg. 

Ciekawe to ostatnie, prawda? Przyzwyczailiśmy się do myślenia, że Bóg wie wszystko lepiej w każdej kwestii. Zna lepiej prawa przyrody, łatwo przewiduje przyszłość, nie są mu tajne najciemniejsze zakamarki ludzkiego serca. Ale w tym proroctwie Izajasza chodzi o hojność Boga w wybaczaniu. To Boże wybaczenie jest tym czymś, co ludzi zaskakuje, co ludziom nie mieści się w głowie. Co  może ich gorszyć i powodować oskarżenia o niesprawiedliwość. Przesadzone? Czytając Izajasza może trochę. Gdy jednak czytamy przypowieść o robotnikach z winnicy z Ewangelii tej niedzieli, widać, że nie tak bardzo.

A  w następującym po czytaniu psalmie responsoryjnym przypomniano między innymi: Pan jest łagodny i miłosierny, nieskory do gniewu i bardzo łaskawy. Pan jest dobry dla wszystkich, a Jego miłosierdzie nad wszystkim, co stworzył.

2. Kontekst drugiego czytania Flp 1,20c–24.27a

List do Filipian zaliczany jest do tzw. listów więziennych św. Pawła. Zwyczajnie, pisze go z  więzienia, do którego zawiodło go głoszenie Ewangelii. Bibliści przypuszczają, że nie chodzi raczej o uwięzienie w Rzymie (61−63 rok n.e. ), które skończyło się jego śmiercią. Między innymi dlatego, że list jest pełen nadziei, w tym także na uwolnienie. Chodzi raczej o wcześniejsze uwięzienie w Efezie (56-57 rok n.e.)

Mimo wszystko pobyt w więzieniu do przyjemnych pewnie nie należał. Czy to w ogóle ważne? Oczywiście. Słowa Pawła że uwielbi Chrystusa czy to swoim życiem czy swoją śmiercią zupełnie inaczej wtedy brzmią. To nie teoretyzowanie z perspektywy wygodnego fotela. To odpowiedź na realne zagrożenie życia.

Tekst czytania jest tak dobrany, że trochę gubi się dynamizm wypowiedzi Pawła. Przytoczmy go więc w nieco szerszym kontekście (czytanie pogrubioną czcionką)

Bracia, chcę, abyście wiedzieli, że moje sprawy przyniosły raczej korzyść Ewangelii, tak iż kajdany moje stały się głośne w Chrystusie w całym pretorium i u wszystkich innych. I tak więcej braci, ośmielonych w Panu moimi kajdanami, odważa się bardziej bez lęku głosić słowo Boże. Niektórzy wprawdzie z zawiści i przekory, drudzy zaś z dobrej woli głoszą Chrystusa. Ci ostatni [głoszą] z miłości, świadomi tego, że jestem przeznaczony do obrony Ewangelii. Tamci zaś, powodowani niewłaściwym współzawodnictwem, rozgłaszają Chrystusa nieszczerze, sądząc, że przez to dodadzą ucisku moim kajdanom. Ale cóż to znaczy? Jedynie to, że czy to obłudnie, czy naprawdę, na wszelki sposób rozgłasza się Chrystusa. A z tego ja się cieszę i będę się cieszył. Wiem bowiem, że to mi wyjdzie na zbawienie dzięki waszej modlitwie i pomocy, udzielanej przez Ducha Jezusa Chrystusa,  zgodnie z gorącym oczekiwaniem i nadzieją moją, że w niczym nie doznam zawodu. Lecz jak zawsze, tak i teraz, z całą swobodą i jawnością Chrystus będzie uwielbiony w moim ciele: czy to przez życie, czy przez śmierć. Dla mnie bowiem żyć - to Chrystus, a umrzeć - to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele - to dla mnie owocna praca. Co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele - to bardziej dla was konieczne. A ufny w to, wiem, że pozostanę, i to pozostanę nadal dla was wszystkich, dla waszego postępu i radości w wierze, aby rosła wasza duma w Chrystusie przez mnie, przez moją ponowną obecność u was.

Tylko sprawujcie się w sposób godny Ewangelii Chrystusowej, abym ja - czy to gdy przybędę i ujrzę was, czy też będąc z daleka - mógł usłyszeć o was, że trwacie mocno w jednym duchu, jednym sercem walcząc wspólnie o wiarę w Ewangelię, i w niczym nie dajecie się zastraszyć przeciwnikom. To właśnie dla nich jest zapowiedzią zagłady, a dla was zbawienia, i to przez Boga. Wam bowiem z łaski dane jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć, skoro toczycie tę samą walkę, jaką u mnie widzieliście, a o jakiej u mnie teraz słyszycie.

Piękne, prawda? Zdarza się czasem, że ten czy ów kaznodzieja czy animator świecki mówią o Kościele pierwszego wieku jako niedoścignionym wzorze. A tu proszę: zdarzało się niektórym głosić Jezusa po to, by Apostołowi „dodać ucisku w jego kajdanach”.  

Czytanie jednak zostało dobrane tak, by uwypuklić co innego. To dylemat Pawła, który z jednej strony już chciałby odejść z tego świata, bo spotkanie z Chrystusem byłoby dla niego lepsze, a z drugiej wie, że jest jeszcze potrzebny Kościołowi na ziemi. I co? Na obie możliwości jest otwarty, obie wydają mu się całkiem interesujące. Wie przecież, że ta lepsza – spotkanie z Chrystusem – nie ucieknie.  Najwyżej trochę się odwlecze. I oddaje się decyzji Boga.

Drugie czytanie – jak to już pisałem – nie jest dobierane do pozostałych czytań. Mamy tu jednak przykład myślenia człowieka nawróconego, a o nawróceniu przecież jest mowa w obu pozostałych czytaniach. Nawrócony wszystko co robi, podporządkowuje Chrystusowi, jest jego sługą. I na tym polega prawdziwe nawrócenie. Na postawieniu Jezusa, Boga, na pierwszym miejscu. Zawsze, w każdej sprawie. Nie oznacza to, iż nawrócony zajmuje się tylko i wyłącznie sprawami Bożymi. Nie, ale zawsze powinien dawać im pierwszeństwo. Zwłaszcza kiedy zmuszony jest wybierać...

Koniecznie trzeba jednak chyba w tym miejscu dodać... Owo stawianie Boga na pierwszym miejscu nie powinno być pozbawione pewnej dozy umiarkowania i roztropności. W czym rzecz? Stawiać Boga na pierwszym miejscu znaczy też zachowywać Jego przykazania. Najogólniej  – przykazania miłości Boga i bliźniego. Trudno powiedzieć, że ktoś stawia Boga na pierwszym miejscu, gdy zaniedbuje swoje ważne obowiązki względem rodziny, przyjaciół czy społeczeństwa. To nie ma być tak, że stawiając Jezusa na pierwszym miejscu idę w tygodniu na Mszę, a zostawiam w domu głodne dziecko. To nie może być tak, że poświęcam się prowadzeniu ewangelizacyjnych rekolekcji i nie mam czasu dla swoich wymagających opieki rodziców. I na pewno nie może być tak, że swoje wieczne zaniedbywanie obowiązków w pracy mogę tłumaczyć koniecznością uczestnictwa w modlitwach. Bóg na pierwszym miejscu to też dostrzeganie Go w swoich bliźnich...

3. Kontekst Ewangelii Mt 20,1–16a

Jeśli przyjąć pięcioczłonowy podział Ewangelii Mateusza (plus historia dzieciństwa na początku i męki na końcu), to przypowieść z Ewangelii tej niedzieli znajduje się w ostatniej, piątej części, tytułowanej czasem „Wypełnienie królestwa”. Mową, wokół której (podobnie jak w pozostałych częściach) wszystko się koncentruje jest tzw. mowa eschatologiczna z 24 i 25 rozdziału tej Ewangelii. Jakie to może mieć znaczenie? Przytoczmy najpierw sam tekst owej przypowieści.

Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: »Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam«. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.

Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: »Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?«. Odpowiedzieli mu: »Bo nas nikt nie najął«. Rzekł im: »Idźcie i wy do winnicy«. A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: »Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych«. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.

Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: »Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty«. Na to odrzekł jednemu z nich: »Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry«. Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.

Nie wchodząc na razie głębiej w treść tej przypowieści już na pierwszy rzut oka widać, że to przypowieść o nawróceniu. Nie jest to jednak jakieś wezwanie do nawrócenia, wskazówka na czym miałoby polegać, jakie szczegółowe warunki miałby nawrócony spełniać. To spojrzenie na grzesznika i na jego nawrócenie z perspektywy Boga, który daje okazję do nawrócenia kiedy i jak chce i który w końcu wszystkim odda to, co się im należy. Widać tu ową perspektywę eschatologiczną, w której kontekście umieszczono tę przypowieść. A to znaczy... Nie wiem czy potrafię tę myśl jasno wyrazić... Chodzi o to, by nie próbować rozważać owej przypowieści z perspektywy doczesnej. To znaczy np. koncentrując się na tym, czy sprawiedliwie jest dać pracującym cały dzień tyle samo, co pracującym jedną godzinę. Tu chodzi o perspektywę wieczności, o plan Boga, który powołuje jednych wcześniej, drugich później, ale w jednym celu: żeby wszystkich zbawić, wszystkim dać obiecanego denara...

Trudno też jednak nie zauważyć bliższego kontekstu tej przypowieści. To z jednej strony – w 19. rozdziale – spotkanie z bogatym młodzieńcem i Jezusowe ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem bogactwa, z drugiej – już w rozdziale 20. – trzecia zapowiedź męki i scena z matką synów Zebedeusza, po której Jezus tłumaczy uczniom, że przełożeństwo powinno być służbą. Ciekawy kontekst, prawda?

Ostrzeżenie przed chciwością i przed panoszeniem się. Przecież gdy czyta się przypowieść o robotnikach w winnicy właśnie takie instynkty z człowieka wyłażą: oburzenie, że pracujący dłużej nie dostali czegoś ekstra i  konsternacja, że za swoje zasługi nie zostali wystarczająco docenieni, wyniesieni nad tych, którzy pracowali jedną godzinę. Czyli pieniądze i prestiż. A Jezus ostrzega, że to pułapka. Nie wolno wpaść w nią także przyglądającym się bliżej przypowieści o robotnikach w winnicy.

4. Warto zauważyć

Przypowieść jest w zasadzie jasna. Ale dla porządku.. Próbując spojrzeć na nią  z perspektywy wieczności oraz omijając pułapkę umiłowania pieniędzy i prestiżu...  

To może najpierw krótkie wyjaśnienie z tymi godzinami pracy. Dla Żydów dzień zaczynał się o 6, a kończył o 18. Trzecia godzina dnia, to nasza 9, szósta – 12, dziewiąta – 15, a jedenasta – 17. Proste :)

Co dalej? W przypowieści ukryty jest bardzo ciekawy i smutny obraz nas, ludzi. Sprawiedliwa zapłata za wykonaną pracę? Owszem, chętnie przyjmiemy. Ale jak się już napracowaliśmy, to kłuje nas w oczy, że drugi dostał to samo, choć się tak nie napracował. Sprawiedliwa zapłata wydaje nam się wtedy zbyt niska, a hojność z jaką Pan dał krócej pracującym odbieramy jako własną krzywdę. I pół biedy, gdyby chodziło faktycznie o kwotę na pasku podczas wypłaty. Ale tu przecież chodzi o dobra duchowe, o zbawienie.

Niektórym bogobojnym chrześcijanom trudno pogodzić się z myślą, że choć całe życie starali się dobrze żyć nie dostaną w niebie miejsca lepszego, bardziej zaszczytnego od tego, które otrzymają nawróceni  w ostatniej chwili. Nawet w teologii pojawiały się pomysły, wedle których ci świętsi mieliby otrzymać jakieś większe od innych szczęście wieczne (kto nie wierzy niech zajrzy do tak ważkiego dzieła jak Breviarium Fidei). Nie czas i miejsce w tej chwili na roztrząsanie problemu, jak będąc w pełni szczęśliwym można być mniej szczęśliwym od innych, ale nie sposób nie zauważyć, że  traktowanie nieba głównie w kategoriach nagrody śmierdzi jakimś kupieckim podejściem do sprawy. Zwłaszcza jeśli myśli się nie tyle o nagrodzie za życie święte, co bezgrzeszne. Wychodzi na to, że tacy chrześcijanie zwyczajnie zazdroszczą grzesznikom możliwości grzeszenia. I powstrzymuje ich tylko strach przed karą. Za swoje trudy, za swoje zaciskanie zębów, chcieliby jednak być sowicie wynagrodzeni. Zrównanie ich z tymi, którzy przed swoim nawróceniem nagrzeszyli ile wlezie odbiorą jako wielką krzywdę....

Widać już dlaczego Jezus powiedział o owych zazdrośnikach, że pierwsi będą ostatnimi. Oni zwyczajnie nie dorośli do nieba (choć pewnie do czyśćca tak). Ciągle mają ochotę na zakazane i zatrute jabłka grzechu, zła. A niebo jest dla tych, którzy odrzucają wszelkie zło, dla tych, dla których najważniejsza jest miłość....

Trzeba trochę przestawić perspektywę myślenia. Konkretnie? Chrześcijanin zatrudniony w winnicy Pana o poranku nie musi się martwić o to, czy uda mu się coś zarobić, czy będzie miał na utrzymanie. Pracuje, owszem, ale przecież w winnicy, nie w kamieniołomie. To chyba znacznie lepsze niż nerwowe czekanie na jakąś możliwość zarobku i patrzenie z przerażeniem, jak oddala się perspektywa spokojnego, sytego wieczoru...

Przypowieść przedstawia też ciekawy obraz Boga. Boga, którego myśli górują nad myślami ludzkimi jak niebo góruje nad ziemią. Znamienne, że Bogu zależy na każdym człowieku. Na człowieku, nie na jakiejś abstrakcyjnej sprawiedliwości. Dlatego skłonny jest i temu, który przyszedł pracować do jego winnicy pod koniec dnia dać to wszystko, co obiecał pracującym od samego rana. On po prostu chce, by każdy człowiek był szczęśliwy i zadowolony. Niezależnie od zasług. Zwłaszcza gdy ich brak – tak wynika z przypowieści – nie wynika z lenistwa, ale pecha, że nie znaleźli nikogo, kto by im wcześniej zaproponował sensowna pracę.

To przepiękny rys charakteru Boga. Daje też nadzieję każdemu chrześcijaninowi świadomemu własnych ułomności. To nie jest tak, że każdy grzech popełniony tu na ziemi Bóg, owszem, wybaczy, ale odejmie nam trochę z puli skarbów wiecznego szczęścia w niebie. Bóg chce każdemu hojnie, niezależnie od wielkości jego upadków, dać wszystko, co potrzebne do szczęścia.

Dopóki trwa dzień i nie nadeszła godzina wypłaty, ciągle jest jeszcze czas, żeby wziąć się do roboty. I zyskać całe szczęście wieczne.


5. W praktyce

  • Warto przestać myśleć i mówić o niebie w kategoriach nagrody za bezgrzeszne życie. Ono jest raczej nagrodą za cierpienia, niepowodzenia, trudy, ale na pewno nie za bezgrzeszne życie. Przecież grzech to zło!  Nagradzać to, że człowiek nie miał upodobania w tytłaniu się w nim? To tak jakby powiedzieć Bogu: powstrzymałem się od jedzenia nadgniłych jabłek i oczekuję za to od Ciebie nagrody. Tu nie ma co nagradzać! Trzeba skakać z radości, że się tego śmierdzącego świństwa nie brało do rąk. O ustach nie wspominając...

    To jak myśleć o niebie? Raczej jako o kontynuacji i uszlechetnieniu tego wszystkiego, co dobre... Niebo to stan doskonałej wspólnoty z Bogiem i świętymi. Stan, który zakłada, ze człowiek kocha, żyje miłością. Człowiek który wprawdzie nie grzeszy, ale ciągle uważa grzech (czyli zło) za smakowity owoc niespecjalnie się do tego towarzystwa nadaje. Zanim do niego trafi, musi zmądrzeć (pewnie w czyśćcu).
     
  • Chrześcijanie powinni cierpliwie pozbywać się myślenia o sobie, że są lepsi od grzeszników. Zwłaszcza tych, którzy gdzieś pod drodze życia stracili wiarę. Są raczej szczęśliwsi. Bo w przeciwieństwie do tych drugich już dziś mogą cieszyć się bliskością Boga i pewnością umówionej na koniec życia zapłaty. A taki grzesznik? Ze strachem patrzy na chylące się ku zachodowi słońce życia przerażony pustką, która go czeka za progiem śmierci albo i wiecznym potępieniem. I dziwić się, że ten strach próbuje zagłuszyć? Pustym śmiechem, zabawą, wmawianiem sobie, że jest super czy alkoholem...
     
  • Narzekać na grzeszność to możemy wobec samych siebie. To znaczy możemy ubolewać, ze mimo nadziei jaką nam dano popełniamy różne grzechy. Kiedy jednak mówimy do tych, którzy nie znają Boga albo Go odrzucili warto,  byśmy zaczynali nie od połajanek ale od dania im nadziei. Przecież to nieszczęśnicy, których nikt nie najął!
     
  • Bóg z nami? Tak. Z nami, ale nie z nami przeciw innym. Bo On chce zbawienia każdego człowieka. Bezy wyjątku. I takiego hojnego i łaskawego Boga powinniśmy światu głosić. Bo takim jawi się na kartach Ewangelii. Nie jest Bogiem jakiejś partii czy koterii wierzących. Dlatego należałoby unikać wszystkich sytuacji, w których może powstać wrażenie, że Bóg jest przeciwnikiem jakiegoś człowieka. Choćby i najgorszego. Owszem, my czasem z różnymi takimi ludźmi się spieramy. Ale to nie znaczy, że przeciw tym ludziom jest także Bóg.