Budynek, wspólnota, Chrystus

Andrzej Macura

publikacja 06.11.2014 10:55

Garść uwag do czytań na święto Rocznicy Poświęcenia Bazyliki Laterańskiej z cyklu „Biblijne konteksty”.

Budynek, wspólnota, Chrystus Henryk Przondziono /Foto Gość Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście

Święto Rocznicy Poświęcenia Bazyliki Laterańskiej... Skąd taka jego ranga? Bazylika Janów na Lateranie (Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty) to – jak głosi jej tytuł – Matka i Głowa Wszystkich Kościołów Miasta i Świata. Przez wieki była katedrą papieży. I dziś to nie Bazylika św. Piotra, ale właśnie Bazylika Janów na Lateranie jest właściwą katedrą Biskupa Rzymu, papieża. Stąd tak wielka ranga tego święta. Jego czytania koncentrują się wokół tajemnicy świątyni, przestrzeni, w której można spotkać Boga: budynku, wspólnoty i... samego Chrystusa. Brzmi tajemniczo?  No to zobaczmy.

1. Kontekst pierwszego czytania Ez 47,1-2.8-9.12

Ezechiel? Brrr... Któż to widział, żeby zajmować się komentowaniem jego wizji? No ale jak trzeba, to trzeba. Choć chyba nie da się krótko. Przepraszam.

W 586 roku przed Chrystusem nastąpił kres państwowości Izraela. Dobiegło końca istnienie drugiego z państw tego narodu, Judy. Jerozolimę zajął babiloński król Nabuchodonozor II. Jego wojska zburzyły świątynię, tę samą którą wybudował trzeci król (niepodzielonego wcześniej) Izraela, najmądrzejszy Salomon. Co znaczniejsi obywatele zostali uprowadzeni do Babilonii. Stąd mówi się o niewoli babilońskiej, choć właściwie polegała ona tylko na tym, że nie mogli wrócić z wygnania do swojej okupowanej ojczyzny.

Ezechiel jest prorokiem czasów wygnania. I działa pośród wygnańców w Babilonii. Zapowiadając, że dla Izraela nadejdą lepsze dni mówi też, że kiedyś zostanie odbudowana jerozolimska świątynia. I z długaśnej wizji Ezechiela dotyczącej nowej świątyni pochodzi czytany w święto Poświęcenia Bazyliki Laterańskiej fragment. Zaczyna się ona już w rozdziale 40.

W dwudziestym piątym roku naszego wygnania, z początkiem roku, w dziesiątym dniu miesiąca, w czternaście lat po zdobyciu miasta, właśnie tego dnia spoczęła na mnie ręka Pana, i zaprowadził mnie On w Bożym widzeniu do kraju Izraela oraz postawił mnie na pewnej bardzo wysokiej górze, a na niej na wprost mnie było coś, jakby budowa jakiegoś miasta.

Chodzi oczywiście o Jerozolimę. I pewnie o widok, jaki rozciąga się na nią z Góry Oliwnej. W rozdziale 43 z kolei mamy wizję, kiedy do tej świątyni powraca Bóg. Bo trzeba wiedzieć, że świątynia była uważana przez Izraelitów poniekąd za miejsce zamieszkania Boga. Podobnie jak wcześniej Namiot Spotkania, ten z czasów wędrówki przez pustynię, który zresztą został w niej złożony. Pięknie mówił o tym Salomon, podczas inauguracji nowej świątyni (1 Krl 8, 27nn)

Czy jednak naprawdę zamieszka Bóg na ziemi? Przecież niebo i niebiosa najwyższe nie mogą Cię objąć, a tym mniej ta świątynia, którą zbudowałem. Zważ więc na modlitwę Twego sługi i jego błaganie, o Panie, Boże mój, i wysłuchaj to wołanie i tę modlitwę, w której dziś Twój sługa stara się ubłagać Cię o to, aby w nocy i w dzień Twoje oczy patrzyły na tę świątynię. Jest to miejsce, o którym powiedziałeś: "Tam będzie moje Imię" - tak, aby wysłuchać modlitwę, którą zanosi Twój sługa na tym miejscu. Dlatego wysłuchaj błaganie Twego sługi i Twego ludu, Izraela, ilekroć modlić się będzie na tym miejscu. Ty zaś wysłuchaj w miejscu Twego przebywania - w niebie. 

Teraz w wizji Ezechiela Bóg znów wraca do swojej odbudowanej świątyni. I tak to wygląda (Ez 43,2).

I oto chwała Boga Izraela przyszła od wschodu, a głos Jego był jak szum wielu wód, a ziemia jaśniała od Jego chwały. Było to widzenie równe temu, które oglądałem wtedy, gdy przyszedł, by zniszczyć miasto, widzenie równe temu, które oglądałem nad rzeką Kebar. I upadłem na twarz. A chwała Pańska weszła do świątyni przez bramę, która skierowana była ku wschodowi. Wtedy uniósł mię duch i zaniósł mię do wewnętrznego dziedzińca. - A oto świątynia pełna była chwały Pańskiej. I usłyszałem, jak ktoś mówił do mnie od strony świątyni, podczas gdy ów mąż stał jeszcze przy mnie. Rzekł do mnie: «Synu człowieczy, to jest miejsce tronu mojego, miejsce podstawy mych stóp, gdzie chcę na wieki mieszkać pośród Izraelitów.

Czy to ważne? Trochę pomaga zrozumieć, o czym mówi Ezechiel w pierwszym czytaniu. Przytoczmy jego tekst. Bez skrótów, a co :). Tekst czytania oczywiście pogrubioną czcionką.

Następnie zaprowadził mnie z powrotem przed wejście do świątyni, a oto wypływała woda spod progu świątyni w kierunku wschodnim, ponieważ przednia strona świątyni była skierowana ku wschodowi; a woda płynęła spod prawej strony świątyni na południe od ołtarza. I wyprowadził mnie przez bramę północną na zewnątrz i poza murami powiódł mnie od bramy zewnętrznej, skierowanej ku wschodowi. A oto woda wypływała spod prawej ściany świątyni, na południe od ołtarza. Potem poprowadził mnie ów mąż w kierunku wschodnim; miał on w ręku pręt mierniczy, odmierzył tysiąc łokci i kazał mi przejść przez wodę; woda sięgała aż do kostek. Następnie znów odmierzył tysiąc [łokci] i kazał mi przejść przez wodę: sięgała aż do kolan; i znów odmierzył tysiąc [łokci] i kazał mi przejść: sięgała aż do bioder;  i znów odmierzył jeszcze tysiąc [łokci]: był tam już potok, przez który nie mogłem przejść, gdyż woda była za głęboka, była to woda do pływania, rzeka, przez którą nie można było przejść.

Potem rzekł do mnie: «Czy widziałeś to, synu człowieczy?» I poprowadził mnie z powrotem wzdłuż rzeki. Gdy się odwróciłem, oto po obu stronach na brzegu rzeki znajdowało się wiele drzew. A On rzekł do mnie: «Woda ta płynie na obszar wschodni, wzdłuż stepów, i rozlewa się w wodach słonych, i wtedy wody jego stają się zdrowe.  Wszystkie też istoty żyjące, od których tam się roi, dokądkolwiek potok wpłynie, pozostają przy życiu: będą tam też niezliczone ryby, bo dokądkolwiek dotrą te wody, wszystko będzie uzdrowione. Będą nad nimi stać rybacy począwszy od Engaddi aż do En-Eglaim, będzie to miejsce na zakładanie sieci i będą tam ryby równe rybom z wielkiego morza, w niezliczonej ilości. Ale jego błota i zalewy nie zostaną uzdrowione, one są pozostawione dla soli. A nad brzegami potoku mają rosnąć po obu stronach różnego rodzaju drzewa owocowe, których liście nie więdną, których owoce się nie wyczerpują; każdego miesiąca będą rodzić nowe, ponieważ woda dla nich przychodzi z przybytku. Ich owoce będą służyć za pokarm, a ich liście za lekarstwo».

Trochę to skomplikowane.

  • Najpierw te kierunki płynięcia wody... Spod prawej ściany świątyni na południe od ołtarza. Hmm... Kiedy stoi się twarzą do wschodniej ściany (i bramy świątyni) to widać, że ta woda przepływa przez świątynię (albo przed nią). Prawa jest przecież ściana północna, południowa jest lewa. Czyli woda płynie z prawa do lewa. I na południe. No a potem Ezechiel jest prowadzony za wodą na wschód. Dlaczego?

    Kto był w Jerozolimie albo kto zajrzy na mapę, rozumie. Woda wypływającą z budowli na Wzgórzu Świątynnym musi spłynąć na wschód, do doliny Cedronu. Potem spływa dalej ku południowi, by po jakimś czasie znów obrać kierunek wschodni. I wpaść – uwaga – do Morza Martwego.
     
  • Wody przybywa, staje się coraz bardziej głęboka. Właściwie w naszym klimacie to coś normalnego. Im dłużej zmierza się wzdłuż potoku, wody więcej, bo zasilają go wody innych. Ale w Palestynie może być inaczej. Wody ubywa, bo ogólnie jest jej mało. Paruje, wsiąka. W wizji Ezechiela jest inaczej. Dla ciągle zatroskanych o brak wody mieszkańców tego kraju to świetna wiadomość: wody będzie pod dostatkiem.
     
  • Nad potokiem rośnie wiele drzew. Dla znającego topografię Ziemi Świętej - jasne. Na wschód od Jerozolimy, ku Morzu Martwemu, teren gwałtownie opada. Ale przede wszystkim jest teren pustynny. Sięga tam już Pustynia Judzka. Drzewa? No, może jakieś by się znalazło. Ale na pewno nie wchodzą w grę jakieś sady po obu stronach strumienia. W wizji Ezechiela teren suchy staje się żyzny.
     
  • Te drzewa mają dziwne właściwości. Nie tylko są ciągle zielone i ciągle owocują, dostarczając pokarmu. Nadto są lekarstwem. Bo woda, dzięki której wzrosły – tłumaczy Ezechiel – wypływała ze świątyni, w której mieszka Bóg. Stąd jej właściwości, stąd wszystko co dzięki niej rośnie ma cudowne właściwości. Widać to jeszcze bardziej, kiedy czytamy o tym, że...
     
  • .... kiedy już woda dopłynie do Morza Martwego „rozlewa się (w jego) wodach słonych, i wtedy wody jego stają się zdrowe”. Morze Martwe (właściwie olbrzymie jezioro) nie bez powodu nosi taką nazwę. Leżąc w bezodpływowej depresji w ciągu wieków stało się tak słone, że nic tam nie żyje. Przynajmniej nie takie żyjątka, jak w innych wodach. Tymczasem w wizji Ezechiela Morze Martwe ma ożyć. W Engedi (na południe od ujścia wód płynących z Jerozolimy) i w En-Eglaim (prawdopodobnie jeszcze bardziej na południe) maja pracować rybacy! Woda wypływająca ze świątyni przywraca więc Morzu Martwemu życie. Z małymi wyjątkami: tam, gdzie z korzyścią dla człowieka pozyskuje się z niego sól, wszystko zostanie po staremu.
     

Jasne, prawda? Warto może tylko dodać, że gdy Izrael odbudował po powrocie z niewoli świątynię, żaden tego rodzaju cud nie nastąpił. Może dopiero ma nastąpić w przyszłości?

No to teraz zastanówmy sensem teologicznym tej wizji. Chyba nie bez powodu ta wypływająca spod progu świątyni woda przypomina trochę tajemniczą i dziwną rzekę z Edenu, która wypływając z niego, dawała początek czterem innym rzekom (!). Chodzi o pokazanie, że Bóg niejako przywróci Izraelowi utracony raj. Nie będzie trzeba się martwić picie (jest pod dostatkiem wody) o jedzenie (owoce, ryby), o inne dobra (sól), o lekarstwo (liście drzew rosnących nad potokiem). Znikną więc w zasadzie wszystkie troski. Bo Bóg zatroszczy się, by Jego ludowi niczego nie brakowało.

No dobra, kiedy? Wiadomo już, że nie nastąpiło to po odbudowie świątyni (powstała druga świątynia, Zorobabela, przebudowana gruntownie w czasach Heroda). Trzeciej... No, niektórzy Żydzi koniecznie chcą przystąpić do jej odbudowy. Ale chrześcijaninowi w tym miejscu zapala się lampka: stop! Przecież w Ewangelii Jana jest taka scena – czytana zresztą podczas tego święta –  kiedy Jezus mówi: „zburzcie tę świątynię, a ja w trzy dni ja odbuduję”. Żydzi wprawdzie szydzą, że skoro czterdzieści sześć lat ją budowano (chodzi o gruntowną przebudowę i rozbudowę świątyni z czasów Heroda, różni historycy różnie piszą o długości tej przebudowy/rozbudowy), to Jezus nie da rady w trzy dni, ale Jan dodaje zaraz, że Jezus mówił o świątyni swojego ciała. I tu trafiamy w sedno.

Świątynie jest miejscem przebywania Boga na ziemi. A Jezus też jest miejscem przebywania Boga na ziemi. Jest Bogiem mieszkającym wśród swojego ludu. Więcej, On przecież choć wstąpił do nieba i zasiadł po prawicy Ojca  wcale z ziemi nie odszedł. Pozostaje ze swoim ludem. We wspólnocie Kościoła, w swoim słowie, w Eucharystii, w bliźnim. A pozostając ze swoim ludem zapewnia mu duchowy napój, duchowy pokarm i duchowe lekarstwo przywracając życie także tam, gdzie wydawało się to niemożliwe.  I daje obietnicę, że kiedyś da również wszystko to w sposób jak najbardziej materialny; w niebie przywróci człowiekowi utracony raj...

Gdy słyszymy słowa Ezechiela w Święto Poświecenia Bazyliki Laterańskiej przypominamy sobie prawdę, że żyjący w Kościele Jezus jest tym, który ciągle poi, żywi i leczy swój lud. Nawet gdy żyje w tak niesprzyjających warunkach, jak duchowa Pustynia Judzka czy duchowe Morze Martwe.

Ufff...

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 3.9b-11.16-17

Pierwszy list świętego Pawła do Koryntian to pismo, w którym Paweł piętnuje pewne nieporządki w Kościele tego miasta. Przy okazji tłumaczy współwyznawcom to i owo. Między innymi wyjaśnia czym jest Kościół. A czytanie tego święta to jeden z takich fragmentów (nie jedyny w liście).

List utrzymany jest w tonie polemicznym. Tekst czytania dobrano w ten sposób, że polemiki nie widać, zostaje sam pozytywny przekaz. Może przytoczmy tekst czytania w nieco szerszym kontekście. Oczywiście to co słyszymy w Kościele pogrubioną czcionką...

Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku? Skoro jeden mówi: «Ja jestem Pawła», a drugi: «Ja jestem Apollosa», to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg. Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę.

My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą. Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień. Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście.

Co tu mamy?

  • Paweł przedstawia chrześcijanom w Koryncie dwa obrazy Kościoła. Kościół jest uprawną rolą Bożą, Kościół jest Boża budowlą. Oba mają pokazać, kto jest właścicielem Kościoła (bo nie ludzie), i dla kogo pracują wszyscy, którzy nad jego wzrostem się trudzą.
  • Dalej, Paweł wyjaśnia, że wszyscy musza pamiętać, iż fundamentem Kościoła jest  Chrystus (nie żadna umowa społeczna!).
  • I wszyscy powinni się troszczyć, by to, co na Chrystusie budują, było trwałe i piękne. A nie byle jakie. Owszem, taki budujący byle jak budowniczy tez jakoś się uratuje od Bożego gniewu (przez ogień) ale jego praca na niewiele się zda.
  • Wierzący są świątynią Boga. Jeśli ktoś ja zniszczy – pisze Paweł – tego zniszczy Bóg. Interesujące prawda? Zwłaszcza że z kontekstu wynika, że nie chodzi o prześladowania ze strony niewierzących, ale o takie działania samych wierzących, które niszczą Kościół. Działania, w których chodzi nie o Kościół, dobro wierzących, ale o jakieś własne interesy.

W kontekście pozostałych czytań najważniejszy wydaje się ten ostatni punkt. Kościół jest świątynią Boga; jest miejscem zamieszkania Boga. Obnaża to całą niezgodność z Nowym Testamentem owego tak często słyszane w dzisiejszych czasach „Chrystus tak, Kościół nie”. Przy okazji to ważne podkreślenie: Duch Boży mieszka w całym Kościele jako wspólnocie, ale też w każdym pojedynczym chrześcijaninie. Chyba trochę za mało ten drugi fakt doceniamy, tak mocno akcentując swoistą kościelną dwubiegunowość: pasterze i owce. Nie tylko w pasterzach, ale i w owcach mieszka i zapewne też działa Duch Święty.

3. Kontekst Ewangelii J 2,13-22

Scena wypędzenia przekupniów ze świątyni – to ona jest treścią Ewangelii tego święta – jest u św. Jana inaczej niż u synoptyków umieszczona na samym początku jego dzieła. To drugi znak Jezusa (pierwszym było zamienienie wody w wino w Kanie Galilejskiej).

Jeśli dzielić Ewangelię Jana na dwie części, to ta opowieść znajduje się w pierwszej: tej, w której Jezus objawia się Żydom poprzez znaki. Ten znak rozróby w świątyni też ma więc coś pokazać.

Bardziej szczegółowe rozważania na temat kontekstu chyba nie są w tym miejscu potrzebne. Choć ciekawe, jak często jest tu mowa o wodzie. Najpierw jest woda chrztu w Jordanie, potem woda, która zamienia się w wino. Po scenie z wypędzeniem przekupniów jest z kolei rozmowa z Nikodemem, w której Jezus mówi między innymi o powtórnych  narodzinach z wody i Ducha, a potem jest rozmowa z Samarytanką przy studni, gdzie powraca temat wody żywej. Jest też – po chrzcie scena, w której Jan wskazuje na Jezusa, i dwie sceny powołania różnych uczniów.  A potem – między rozmową z Nikodemem a rozmową z Samarytanką – scena, w której Jan Chrzciciel znów wskazuje na Jezusa. Ciekawe, prawda? Ale zostawię to, bo się pogubię :) Przytoczmy już lepiej tekst Ewangelii.

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów.

Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska”. Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”.

W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?”. Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?”.

On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.

4. Warto zauważyć

No tak, najpierw Ezechiel, potem Jan. Łatwiejszego zestawu nie było? :) Ale nie poddawajmy się :)

Jest u proroka Zachariasz taka wzmianka, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym nie będzie już przekupnia w domu Pana Zastępów (Za 14, 21c). Wydaje się jednak, że scena ta bardziej nawiązuje do Malachiasza (3, 1-5).

Oto Ja wyślę anioła mego, aby przygotował drogę przede Mną, a potem nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie, i Anioł Przymierza, którego pragniecie. Oto nadejdzie, mówi Pan Zastępów. Ale kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi, gdy się ukaże? Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe. Wtedy będzie miła Panu ofiara Judy i Jeruzalem jak za dawnych dni i lat starożytnych. Wtedy przybędę do was na sąd i wystąpię jako świadek szybki przeciw uprawiającym czary i cudzołożnikom, i krzywoprzysięzcom, i uciskającym najemników, wdowę i sierotę, i przeciw tym, co gnębią obcych, a Mnie się nie lękają - mówi Pan Zastępów.

Aniołem przygotowującym drogę jest oczywiście Jan Chrzciciel, Jezus zaś jest owym oczekiwanym Panem i Aniołem Przymierza. No i jest początek sądu, wypędzenie przekupniów. W dalszej części Ewangelii ten motyw będzie się zresztą powtarzał: ciągle będzie to oczyszczanie i odcedzanie. Jedni opowiedzą się za Jezusem, inni, zatwardziali, przeciw Niemu. Czy rzeczywiście mamy tu do czynienia z powiązaniem tych scen? Trudno jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. A co mamy na pewno?

  • Zbliżające się święto Paschy. U Jana raczej takie wzmianki nie są przypadkowe. Raczej chodzi tu o pokazanie: właśnie zbliża się nowa pascha, nowe wyzwolenie. A ludzie kompletnie niegotowi. Trzeba będzie wyzwolić tylko tych, którzy jakoś zdadzą w tym dniu egzamin; proces pokaże, ze się nadają.
     
  • Handel w świątyni może i nie był czymś karygodnym. Ostatecznie ludzie kupowali tam to, co mieli złożyć w ofierze. Podobnie z tymi bankierami: pewnie chodziło  o wymianę nieczystych pieniędzy (bo np. z wizerunkiem cesarza, co kłóciło się z pierwszym przykazaniem) na jakieś bardziej „koszerne”. Ale stąpając blisko cienkiej linii kapłani, sprzedawcy i bankierzy już pewnie ją przekroczyli. Przyzwyczaili się do takich praktyk w miejscu świętym. Świątynia  była dla nich swoistym targowiskiem. Tak się tam też pewnie zachowywali. Ze sług Boga – to chyba najważniejsze – stali się w swoim mniemaniu właścicielami świątyni. I chyba to wywołało tak gniewną reakcję Jezusa.

    To taki obraz Izraela. Niby wszystko było w porządku. Niby zachowywał Boże przykazania i uczył zachowywać. W praktyce tak do nich przywykł, że bardziej kombinował, jak je obejść niż jak zachować. Przestał być sługą Boga. Stał się Jego właścicielem. Stąd Jezus będzie potem „oczyszczał i przecedzał” w ciągłym konflikcie z przywódcami Izraela, którzy wcale nie chcieli przywrócenia właściwych relacji między nimi a Bogiem.

    Wymyślam? Niezupełnie. To w duchu jednego z proroctw Jeremiasza (7,3-11):

    To mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Poprawcie postępowanie i wasze uczynki, a pozwolę wam mieszkać na tym miejscu. Nie ufajcie słowom kłamliwym, głoszącym: „Świątynia Pańska, świątynia Pańska, świątynia Pańska!” (w sensie – jest z nami Bóg, nic nam nie grozi – przyp. AM)  Albowiem jeżeli naprawdę poprawicie wasze postępowanie i jeżeli będziecie się kierować wyłącznie sprawiedliwością jeden wobec drugiego,  jeśli nie będziecie uciskać cudzoziemca, sieroty i wdowy <i jeśli krwi niewinnej nie będziecie rozlewać na tym miejscu> i jeżeli nie pójdziecie za obcymi bogami na waszą zgubę, wtedy pozwolę wam mieszkać na tym miejscu w ziemi, którą dałem przodkom waszym od dawna i na zawsze.

     Oto wy na próżno pokładacie ufność w zwodniczych słowach. Nieprawda? Kraść, zabijać, cudzołożyć, przysięgać fałszywie, palić kadzidło Baalowi, chodzić za obcymi bogami, których nie znacie...  A potem przychodzicie i stajecie przede Mną w tym domu, nad którym wzywano mojego imienia, i mówicie: „Oto jesteśmy bezpieczni”, by móc nadal popełniać te wszystkie występki. Może jaskinią zbójców stał się w waszych oczach ten dom, nad którym wzywano mojego imienia? Ja [to] dobrze widzę - wyrocznia Pana.
  • Z domu Mojego Ojca, mówi Jezus.... Nie naszego. Mojego. Objawia tu, choć w sposób zawoalowany, swoją godność Syna Bożego...
  • Jakim znakiem wykażesz się wobec nas....To pytanie potwierdza, co napisano wyżej. Żydzi nie widzą w tych swoich praktykach handlu w świątyni nic niestosownego. Nie są zawstydzeni, nie mówią: no prawda, przesadziliśmy, pomyślimy jak przywrócić świątyni właściwy klimat. Żądają od Jezusa, żeby to On się usprawiedliwił....
     
  • Zburzcie tę świątynię... W egzegetycznym zapale już o tym napisałem przy okazji pierwszego czytania ;). Dla przypomnienia: Jezus przedstawia tu siebie jako świątynię Boga; jako kogoś, w kim mieszka Bóg. Jako kogoś, do którego przychodząc spotyka się samego Boga.

Wymowa całości? Wesele w Kanie Galilejskiej – poprzedzające scenę w świątyni - było zapowiedzią radosnej mesjańskiej uczty które Bóg wyprawi wszystkim narodom. Tu Jezus przypomina, że oprócz wyzwolenia z różnorakich mroków, niedowidzenia itd. przyszedł też dokonać sądu. Nad władcą tego świata , jak powie przy Ostatniej Wieczerzy w mowie pożegnalnej. I jego zwolenników..

Ale w kontekście pozostałych czytań i święta poświęcenia Bazyliki Laterańskiej na pierwszy plan wysuwa się prawda, że w Jezusie przychodzi na świat sam Bóg. Każdy kto do niego przychodzi, zbliża się do samego Boga. A przez to może zyskać różnorakie łaski. W tym tę największą, nazywaną łaską uświęcającą, która jest niczym innym jak darem Bożego życia w nas...

5. W praktyce

Czytania tej niedzieli – jak napisałem wcześniej – koncentrują się wokół tajemnicy świątyni. Świątyni rozumianej jako przestrzeń, w której można spotkać Boga. Można wysnuć z nich co najmniej kilka bardziej konkretnych wskazać. I to bez wymyślania zarówno jakichś karkołomnych konstrukcji, jak i spłycania tematu.

  • Zwłaszcza w pierwszym ale i trochę w drugim czytaniu pobrzmiewa nuta ważnej radości. Bóg jest tym, który poi, który karmi, który leczy; Bóg jest tym, który uświęca. To przypomnienie, że wiara nie polega tylko na trudzie zdążania do Boga. Sam Bóg wychodzi do człowieka, udziela mu się; ciągnie go (choć pewnie nie za uszy) do siebie. Wiara jest darem, jej rozwój jest darem. Nie znaczy to, że my nie musimy nic robić. Ale nie jesteśmy zdani jedynie na własne siły. Bóg pomaga. Jesteśmy Jego świątynią. Mamy się na Niego otwierać. A czasem chyba też nie przeszkadzać Bogu w działaniu w nas i w bliźnich. To bycie przez wszystkich chrześcijan świątynią Ducha Świętego niezależnie od tego, czy się jest pasterzem czy owcą  jest w drugim czytaniu uderzające....
     
  • W nawiązaniu zwłaszcza do drugiego czytania.... W Kościele jest Bóg. We wspólnocie Kościoła jest Bóg. To nie jest tak, że każdy z nas zmierza ku Bogu jako solista. Zmierzamy razem. I nie tylko dlatego, że tak jest raźniej. Dlatego, że w tym drugim człowieku najpewniej spotykamy Boga. Ku któremu podobno idziemy. Ważna uwaga dla tych, którzy twierdzą, że Kościół, wspólnota, w ich drodze do Boga nie jest im do niczego potrzebny.
     
  • W nawiązaniu do Ewangelii.... Nam też grozi, że staniemy się jak owi Żydzi ze świątyni. Możemy czasem tak zawłaszczyć świętą przestrzeń spotkania ludzi z Bogiem, że stanie się ona swoistym targowiskiem. A my mamy służyć; służyć tym, którzy mają do Boga jakieś sprawy. Dyskretnie, pokornie. A nie stawiać się w roli właścicieli świątyni. Świątyni – jeszcze raz podkreślmy – rozumianej jako przestrzeni spotkania człowieka z Bogiem i samego Boga. Przykładów takiej postawy można podać więcej. To choćby takie prowadzenie nabożeństw, że jest w nich miejsce głownie na gadanie, a nie ma chwili ciszy na poprzebywanie sam na sam z Bogiem. Albo takie zuchwałe odgrywanie roli specjalisty od Pana Boga, który na każde pytanie ma się gotową odpowiedź. I nawet nie zauważa, że sytuacja tego czy owego brata jest inna, niż się to wydaje, bo się go do końca nie wysłuchało. Podobnie też bywa, kiedy bawimy się w nadzorców owej świętej przestrzeni z góry zabraniając dostępu do niej tym, których uznamy za niegodnych. A przecież Bóg jest Bogiem nas wszystkich, wszystkich ochrzczonych. Nie mamy pełnić roli porządkowych dopuszczających lub nie do Boga, ale przede wszystkim sami powinniśmy przed Nim klęczeć...