On powróci

Andrzej Macura

publikacja 27.11.2014 00:59

Garść uwag do czytań na pierwszą niedzielę Adwentu roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

On powróci Henryk Przondziono /Foto Gość Czuwać to nie znaczy tylko nie spać. To znaczy zajmować się tym, co mi Pan zlecił

Uroczystość Chrystusa Króla skierowała nasze myśli ku dniu Sądu Ostatecznego. Adwent to początek nowego roku liturgicznego, ale klimat rozmyślań wcale się nie zmienia. Przecież to czas oczekiwania na powtórne przyjście Jezusa. Dopiero z czasem, od 17 grudnia, zaczyna się przeradzać we wspominanie pierwszego Jego przyjścia na świat, w Betlejem. Ale póki co liturgia trzyma nas w nastroju  oczekiwania na przyjście Jezusa na końcu czasów...

I w tym też klimacie utrzymują nas czytania pierwszej niedzieli Adwentu. Znajdujemy w nich przypomnienie: Chrystus powróci.

Hmm... To brzmi jakoś za słabo. „Chrystus powróci” można powiedzieć z nostalgią, że kiedyś tam, w dalekiej przyszłości i wzruszyć ramionami. Czytania tej niedzieli pokazują to wydarzenie może nie jako coś, co ma wydarzyć się niebawem, ale na pewno coś, ma realny wpływ na tu i teraz chrześcijanina; co każe mu na całe życie patrzyć przez pryzmat tej pewności, że to już, że być może dziś, jutro, albo pojutrze. Chrystus to ἐρχόμενος; ten, który przychodzi. W swoim słowie, w liturgii, w drugim człowieku. Ale też ciągle nadchodzi. I choćby nie wiadomo kiedy miał nastąpić dzień sądu, dla nas ciągle jest tuż tuż, prawie w drzwiach...

1. Kontekst pierwszego czytania Iz 63,16b-17. 19b; 64, 3-7

Pierwsze czytanie tej niedzieli pochodzi z Księgi proroka Izajasza. Jako że jest to końcówka tej księgi, powinniśmy właściwie mówić o TritoIzajaszu, nieznanym z imienia autorze, który w duchu swojego mistrza uzupełnił jego dzieło. Bo kontekst historyczny tej części księgi wskazuje na czasy niewoli babilońskiej. A sam Izajasz działał znacznie wcześniej, jeszcze w czasie istnienia państwa judzkiego (południowej części dawnego państwa Dawida), a upadku państwa izraelskiego (północnej części dawnego państwa Dawida) pod ciosami Asyrii.

Tekst czytania odnosi się więc do czasów niewoli babilońskiej. A właściwie jej końcówki, początku czasów perskich, kiedy wszystko już zdawało się wskazywać, że wkrótce co złe się skończy, a Bóg przywróci swojemu narodowi pomyślność. Jest to fragment stopniowo przeradzającej się w modlitwę refleksji proroka nad historią Izraela. Żeby nie cytować tu całości krótko wyjaśnijmy: autor przypomina w niej Bożą opiekę nad Ludem Wybranym w czasach jego wyjścia z Egiptu. Wtedy Bóg dla Izraela działał wielkie rzeczy, dokonał wielu znaków i cudów. Teraz prorok oczekuje podobnej interwencji. I prosi, by stało się to jak najszybciej. Jest więc to modlitwa człowieka, który jakby stoi na progu: spełnianie Bożych obietnic jeszcze się nie zaczęło, ale gołym okiem widać, że wkrótce zacznie. Trochę tak jak może być ze śniegiem: jeszcze nie zaczął padać, ale widać, że zaraz się zacznie, a w powietrzu wirują już pierwsze płatki.

Przytoczmy całą tę refleksjo-modlitwę pomijając tylko ową część wspomnieniową. Jak zwykle, samo czytanie pogrubiona czcionką.

Spojrzyj z nieba i patrz z Twej stolicy,
świętej i wspaniałej!
Gdzie Twoja zazdrosna miłość i Twoja potęga?
Gdzie poruszenie Twych uczuć?
Miłosierdzia Twego nie powstrzymuj, proszę:
Boś Ty naszym Ojcem!

Zaiste, nie poznaje nas Abraham,
Izrael nas nie uznaje;
Tyś, Panie, naszym Ojcem,
"Odkupiciel nasz" to Twoje imię odwieczne.
Czemuż, o Panie, dozwalasz nam błądzić
z dala od Twoich dróg,
tak iż serce nasze staje się nieczułe
na bojaźń przed Tobą?
Odmień się przez wzgląd na Twoje sługi
i na pokolenia Twojego dziedzictwa.

Czemu bezbożni wtargnęli w Twoje święte miejsce,
wrogowie nasi podeptali Twoją świątynię?
Staliśmy się od dawna jakby ci,
nad którymi Ty nie panujesz
i którzy nie noszą Twego imienia.
Obyś rozdarł niebiosa i zstąpił -
przed Tobą skłębiły się góry,

podobnie jak ogień pali chrust
i sprawia wrzenie wody -
abyś dał poznać Twe imię wrogom.
Przed Tobą drżeć będą narody,
gdy dokonasz dziwów nadspodziewanych,
<Zstąpiłeś: przed Tobą skłębiły się góry>
i o których z dawna nie słyszano.

Ani ucho nie słyszało,
ani oko nie widziało,
żeby jakiś bóg poza Tobą czynił tyle
dla tego, co w nim pokłada ufność.
Wychodzisz naprzeciw tych, co radośnie pełnią sprawiedliwość
i pamiętają o Twych drogach.
Oto Tyś zawrzał gniewem, bośmy grzeszyli
przeciw Tobie od dawna i byliśmy zbuntowani.
My wszyscy byliśmy skalani,
a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata.
My wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście,
a nasze winy poniosły nas jak wicher.
Nikt nie wzywał Twojego imienia,
nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie.
Bo skryłeś Twoje oblicze przed nami
i oddałeś nas w moc naszej winy.
A jednak, Panie, Tyś naszym Ojcem.
Myśmy gliną, a Ty naszym twórcą.
Dziełem rąk Twoich jesteśmy my wszyscy.


Panie, nie gniewaj się tak bezgranicznie
i nie chowaj w pamięci ciągle naszej winy!
Oto wejrzyj, prosimy:
My wszyscy jesteśmy Twym ludem.
 Twoje święte miasta są opustoszałe,
Syjon jest pustkowiem,
Jerozolima - odludziem.
Świątynia nasza, święta i wspaniała,
w której Cię chwalili nasi przodkowie,
stała się pastwą pożaru,
i wszystko, cośmy kochali, zmieniło się w zgliszcza.
Czyż na to wszystko możesz być nieczuły, Panie?
Czy możesz milczeć, by nas przygnębić nad miarę?

Myśl (Trito)Izajasza można sprowadzić tu do dwóch zasadniczych tez:

  • nieszczęścia, jakie spotkały Naród Wybrany są skutkiem jego grzechów,
  • Bóg nie pozwoli, by kara trwała wiecznie i w końcu wyzwoli swój lud, Izraela.

Czytając ten tekst z perspektywy Nowego Testamentu trudno oczywiście upraszczać i mówić, że nieszczęścia które nas dziś spotykają są skutkiem naszych grzechów. I że przebłaganie Boga (a potem wierne trwanie przy nim) sprawi, ze nastaną czasy pomyślności. Z perspektywy naszych społeczności, narodów czy nawet kontynentów taka opinia byłaby nieprawdziwa. Jeśli jednak patrzyć na nią z perspektywy uniwersalnej historii zbawienia...  To właściwie tak to jest.

No bo przecież u źródeł wszystkich nieszczęść, które spotykają ludzkość na ziemi jest grzech pierwszych rodziców. Do którego my dokładamy swoje. To grzech sprawił, że ludzkość w osobie Adam i Ewy została wygnana z rajskiego Edenu. I dopóki żyjemy na ziemi, wrócić do Edenu nie możemy. Na jego straży stoi bowiem archanioł i połyskujące ostrze miecza - jak czytamy w opowieści Księgi Rodzaju (3). Ale Bóg wcale nie chce zostawić tego wszystkiego tak jak jest. Zbawił nas, chce mieć nas w niebie. Dzień śmierci i dzień Sądu Ostatecznego będą właśnie takim Jego przyjściem nam z pomocą, dniem w którym przywrócona zostanie człowiekowi jego pierwotna szczęśliwość.

Bo Bóg chce naszego zbawienia. Bo „on jest naszym Ojcem”, „Odkupiciel to Jego  imię odwieczne”. Tak, „wszyscy byliśmy skalani, a wszystkie nasze dobre czyny jak skrwawiona szmata (...) wszyscy opadliśmy zwiędli jak liście, a nasze winy poniosły nas jak wicher”. Ale On jest naszym Ojcem i Stwórcą. Jesteśmy dziełem jego rąk. Więc o nas nie zapomniał..

2. Kontekst drugiego czytania 1 Kor 1,3-9

Drugie czytanie pierwszej niedzieli Adwentu wzięto z początku pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Opuszczono tylko adres. Nie ma więć co snuć rozważań na temat kontekstu tej wypowiedzi.

Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i od Pana Jezusa Chrystusa. Nieustannie dziękuję mojemu Bogu za was, za łaskę daną wam w Chrystusie Jezusie. W Nim to bowiem zostaliście wzbogaceni we wszystko: we wszelkie słowo i wszelkie poznanie, bo świadectwo Chrystusowe utrwaliło się w was, tak iż nie doznajecie braku żadnej łaski, oczekując objawienia się Pana naszego Jezusa Chrystusa. On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Bóg, który powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem naszym.

Co tu mamy?

  • Życzenie Koryntianom Bożej łaski i pokoju.
  • Stwierdzenie, że już obfitują w różnorakie łaski.
  • Obietnicę, że Jezus będzie im pomagał „aż do końca”, czyli aż do swojego powtórnego przyjścia.

Ten, który ma przyjść, jest też tym, który przychodzi. Chrystus nie zostawia swoich. Jest z nimi. A jeśli nawet czasem wydaje się, że ta jego obecność jest taka trochę mało widoczna, dyskretna, to przecież nadejdzie dzień, kiedy spotkamy go twarzą w twarz... To chyba podstawowa nauka płynąca z tego króciutkiego tekstu...

3. Kontekst Ewangelii Mk 13,33-37

O Ewangelii Marka mówiło się dawniej (przed wiekami), że jest trochę bez składu i ładu. Ot, taki zbiór różnych wspomnień i pouczeń. Dziś różni badacze doszukują się w niej elementów jakiejś bardziej uporządkowanej struktury. Mnie akurat najbardziej odpowiada ten, który każe widzieć w Ewangelii dwie części, rozdzielone w ósmym rozdziale wyznaniem Piotra w Cezarei Filipowej (Ty jesteś Mesjasz). W pierwszej Ewangelista podprowadza czytelnika do odpowiedzi na pytanie kim jest Jezus i  czym jest Jego Królestwo. Po co? Ano to pokazanie, co Jezus ma człowiekowi do zaoferowania. Wyznanie Piotra jest wyznaniem każdego ucznia: tak, wierzę. W drugiej Marek pokazuje co w zamian za to, co się dostało trzeba Jezusowi dać; pokazuje drogę ucznia Jezusa. Drogę, która wiedzie przez krzyż do pustego grobu w poranek zmartwychwstania...

Czytanie tej niedzieli pochodzi z drugiej części dzieła Marka. A dokładniej, z mowy eschatologicznej Jezusa, w której zapowiada on zburzenie Jerozolimy i swoje powtórne przyjście na sąd przy końcu czasów. Oczywiście sąd rozumiany raczej nie jako przewód sądowy mający na celu tylko i wyłącznie ukaranie winnych, ale raczej sąd  mający na celu zaprowadzenie nowych porządków..

Jezus wyjaśniając najpierw jakie znaki towarzyszyć będą zapowiadanym przezeń wydarzeniom. Oznajmia też, że dnia kiedy się to stanie nikt nie zna, tylko Ojciec. I dlatego wzywa do czujności. Jego uczeń musi być na Jego powtórne przyjście zawsze gotowy. To jest element tej drogi ucznia Jezusa. Zresztą, oddajmy głos Jemu samemu...

„Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał.

Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie”.


4. Warto zauważyć

Modlitwa pierwszego czytania emanowała nadzieją, że Pan przyjdzie, wyzwoli i przywróci radość. Oczywiście nie chodziło o koniec świata, ale Boża interwencję w dzieje Izraela, wyzwolenie z niewoli babilońskiej. W drugim mowa była o wsparciu, jakiego Chrystus udziela swoim uczniom aż do dnia końca. W Ewangelii pojawia się wymaganie. Podwójne, choć jedno wynikające z drugiego.

  • Uczeń Chrystusa ma zajmować się tym, co mu zlecił jego Pan
  • Uczeń Chrystusa ma czuwać.

Podkreślenie obydwu, choć znacznie wyraźniejsze jest to drugie, wydaje się dość istotne. Bo samo „czuwać” można sobie bardzo różnie wyobrażać. Można przecież czuwać świetnie się bawiąc, leniuchując czy nawet krzywdząc bliźnich. Chrześcijanin czuwający w oczekiwaniu na przyjście swojego Pana nie ma zajmować się byle czym, ale tym, co mu jego Pan wyznaczył.

Czym konkretnie? Powołanie każdego z nas na pewno jest inne. Jeden jest mężem i ojcem, drugi księdzem, trzeci osobą samotną. Wszyscy jednak jesteśmy powołani do tego, by kochać. Miłość Boga i bliźniego, także w Ewangelii Marka, to największe przykazanie. Chrześcijanin nigdy nie może sobie tego odpuścić, powiedzieć że potem, później, jak będzie ku temu lepszy czas. Zawsze ma czuwać w gotowości do kochania. Niezależnie jak sprzyjające czy niesprzyjające są ku temu okoliczności. By niespodziewanie przychodzący Pan nie zastał go w chwili, kiedy się choćby i tylko tymczasowo z tego obowiązku zwolnił...

5. W praktyce

  • Żyć adwentowo. Przez cały rok...Chrystus umarł, Chrystus zmartwychwstał, Chrystus powróci. Trzy najważniejsze prawdy wiary. O Jego śmierci mówimy dużo, nawet trochę zamieniając Wielki Post z czasu pokutnego na pasyjny. O zmartwychwstaniu... Całkiem sporo na to czasu w liturgicznym kalendarzu, ale trochę się nam to rozłazi. Jakbyśmy niewiele już mogli poza stwierdzeniem faktu powiedzieć. A o powtórnym przyjściu Jezusa? Może się mylę, ale choć w adwentowej antyfonie powtarzamy: „Oczekujemy Zbawiciela świata, który przemieni ciało nasze śmiertelne w chwalebne (...)” to i tak w wyobraźni widzimy nie dzień sądu i naszego zmartwychwstania, ale Dzieciątko w żłóbku. Szkoda, naprawdę szkoda. I nie chodzi tylko o to, że powinniśmy bardziej podążać za liturgią. Przede wszystkim o to, żeby żyć w tym oczekiwaniu na powtórne przyjście Jezusa. Przecież to jest nasze tu i teraz. To jest czas, w którym przyszło nam żyć i wypełniać to, co nam nasz Pan zlecił do wykonania, zanim sam znów nie przyjdzie. Więc nie leń się, nie obijaj, bo wkrótce zostaniesz rozliczony. Ale z drugiej strony nie zniechęcaj się, kiedy dobro wymaga wielkiego mozołu. Przecież kiedy Pan powróci, na pewno za Twoje starania cię pochwali....
  • Nie próżnować... Czuwać to nie znaczy tylko nie spać, ale też zajmować się tym, co nasz Pan nam zlecił na jakiś czas nas opuszczając. A zlecił nam kochać. Boga i bliźniego. Warto chyba, by każdy z nas spojrzał na swoją działalność z tej właśnie perspektywy. Na ile to, co robimy jest wyrazem miłości Boga i bliźniego.

    Konkretniej... Życie każdego człowieka jest w mniejszym czy większym stopniu służbą. W tej służbie wyraża się nasza miłość. Nie w deklaracjach. Ksiądz ma kochać tych, wśród których żyje i pracuje. Podobnie siostra zakonna.  I nie inaczej każdy człowiek świecki. Mąż/żona, dzieci, rodzice, przyjaciele, znajomi, współpracownicy i nawet wszyscy nieznajomi na rzecz których pracuje (czy to lecząc czy ucząc, czy wożąc dla nich węgiel albo i produkując dla nich żywność - nie wypada ich przecież dla zysku truć) to osoby, które ma otoczyć miłością. W tym wymiarze, w jakim są mu dani.

    Obserwując trochę ludzi byłbym optymistą. Tak, optymistą. Miłości wyrażającej się w cierpliwej służbie dla bliźniego, nawet jeśli się na tym coś traci, mamy w świecie naprawdę bardzo dużo. Kto ma otwarte oczy, ten to widzi  sumiennego mechanika samochodowego czy życzliwego kierowcę autobusu. Często zresztą taka postawa jest motywowana nie jakoś religijnie, ale pragnieniem bycia dobrym człowiekiem bądź porządnym fachowcem. Zdarza się jednak i tak, że nie o służbę bliźniemu czy dobre mniemanie o sobie chodzi, ale o pozycję czy zaszczyty. Wtedy miłość bliźniego bywa mocno ograniczona niezdrową miłością własną.... I to jest chyba właśnie takie duchowe próżniactwo. Zamiast zajmować się tym, co Pan zlecił człowiek zajmuje się sobą. Nawet jeśli nazywa się toto służbą...