Izajasz: Radość ucznia

Andrzej Macura

publikacja 20.12.2014 21:45

Jeśli jestem radosny, bo dobrze mi się wiedzie, to nic. Jeśli jestem radosny, choć wszystko idzie jak po grudzie, to... pewnie rozgrzewa mnie perspektywa przyszłości.

Izajasz: Radość ucznia Mirosław Rzepka /Foto Gość Dziś początek astronomicznej zimy. Ale spojrzenie na to, co czeka nas za parę miesięcy już dziś wywołuje uśmiech i rozgrzewa serce, prawda?

Izajaszowi przyszło żyć w ciekawych czasach VIII wieku przed Chrystusem.  Co w tym wypadku nie znaczy jakoś specjalnie tragicznych. Owszem, patrzył na upadek Izraela, północnego państwa dawnego dziedzictwa Dawida i jego stolicy Samarii, ale nie musiał się tym specjalnie przejmować. Wszak jego państwem było królestwo południowe, Juda, ze stolicą w Jerozolimie. Władcy tego kraju bywali różni. Zasadniczo jednak ciut bardziej liczyli się z Bogiem niż królowie ich sąsiadów z północy. Taki Achaz, z którym prorok miał do czynienia, owszem, był bałwochwalcą. Nawet złożył Molochowi swojego syna w ofierze. Ale jego ojciec Jotam czy inny syn, Ezechiasz, z Bogiem jednak się liczyli. Pierwszy bardzo troszczył się o kult Jahwe, drugi przez roztropną politykę – no pewnie, słuchał przecież rad Izajasza – dał radę utrzymać odrobinę niezależności od potężnego sąsiada, Asyrii. Może dlatego Izajasz, choć wiele gorzkich słów wypowiedział pod adresem swojego ludu, jest też prorokiem  nadziei. Nieraz trudnej, ale jednak.

Trudność w jakieś charakterystyce tej postaci sprawia fakt, że mniej więcej jedna trzecia jego księgi na pewno nie jest jego dziełem. Dotyczy bowiem czasów znacznie późniejszych. Wieku VI, niewoli babilońskiej i powrotu z niej. Proroctwa te, powstałe i spisane w innych czasach (zapewne przez uczniów samego Izajasza) dość dobrze jednak wpisują w charakter misji tego proroka. Owego z jednej strony piętnowania grzechów Narodu Wybranego, z drugiej niesienia mu pociechy.

W piętnowaniu grzechów Izajasz nie był dyplomatą. Już na samym początku jego księgi mamy jego płomienną mowę, w której zarzuca Bożemu ludowi, że jest głupszy niż wół i osioł. Bo bydlęta, w przeciwieństwie do Narodu Wybranego, wiedzą kto jest ich panem i żywicielem, a Izrael nawet o tym zapomina (już więc wiemy dlaczego w stajenkach mamy wołu i osła, choć w Ewangeliach nie ma najmniejszej o nich wzmianki). A piętnuje zasadniczo dwa grzechy: formalizm religijny (owocujący czasem bałwochwalstwem) i niesprawiedliwość społeczną. I mówi w imieniu Boga:

Biada ci, narodzie grzeszny, ludu obciążony nieprawością,
plemię zbójeckie, dzieci wyrodne!
Opuścili Pana, wzgardzili Świętym Izraela,
odwrócili się wstecz.

A potem kontynuuje:

Syt jestem całopalenia kozłów
i łoju tłustych cielców.
Krew wołów i baranów,
i kozłów mi obrzydła.
 Gdy przychodzicie, by stanąć przede Mną,
kto tego żądał od was,
żebyście wydeptywali me dziedzińce?
 Przestańcie składania czczych ofiar!
Obrzydłe Mi jest wznoszenie dymu;
święta nowiu, szabaty, zwoływanie świętych zebrań...
Nie mogę ścierpieć świąt i uroczystości.
Nienawidzę całą duszą
waszych świąt nowiu i obchodów;
stały Mi się ciężarem;
sprzykrzyło Mi się je znosić!
Gdy wyciągniecie ręce,
odwrócę od was me oczy.
Choćbyście nawet mnożyli modlitwy,
Ja nie wysłucham.
Ręce wasze pełne są krwi.

Formalizm religijny i niesprawiedliwość społeczna, tu sygnalizowana tylko przez zdanie „ręce wasze pełne są krwi”. Ale za chwilę, mówiąc o Jerozolimie, prorok doda,

Jakżeż to miasto wierne
stało się nierządnicą?
Syjon był pełen rozsądku,
sprawiedliwość w nim mieszkała,
a teraz zabójcy!
Twe srebro żużlem się stało,
wino twoje z wodą zmieszane.
Twoi książęta zbuntowani,
wspólnicy złodziei;
wszyscy lubią podarki,
gonią za wynagrodzeniem.
Nie oddają sprawiedliwości sierocie,
sprawa wdowy nie dociera do nich.

A czego żąda Bóg? Izajasz i to wyjaśnia:

Obmyjcie się, czyści bądźcie!
Usuńcie zło uczynków waszych
sprzed moich oczu!
Przestańcie czynić zło!
Zaprawiajcie się w dobrem!
Troszczcie się o sprawiedliwość,
wspomagajcie uciśnionego,
oddajcie słuszność sierocie,
w obronie wdowy stawajcie!
Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! -
mówi Pan.
Choćby wasze grzechy były jak szkarłat,
jak śnieg wybieleją;
choćby czerwone jak purpura,
staną się jak wełna.

I zapowiada:

Jeżeli będziecie ulegli i posłuszni,
dóbr ziemskich będziecie zażywać.
Ale jeśli się zatniecie w oporze,
miecz was wytępi».
Albowiem usta Pańskie [to] wyrzekły.

Zacytowane tu fragmenty Izajasza pochodzą z dwu pierwszych rozdziałów jego księgi. Ale taka w zasadzie jest cała: prorok piętnuje, ale i daje nadzieję. I to nadzieję daleko wykraczającą poza czasy, w których przychodzi mu żyć. Postać przyszłego Mesjasza w kilku różnych proroctwa narysuje tak sugestywnie, że będzie się go nazywać piątym Ewangelistą. Bo Izajasz widząc wokół siebie wszystkie te podłości nie tracił nadziei. Jej źródłem zaś była nie naiwna wiara, że ludzie się zmienią, a sam Bóg. Bóg, który w końcu zainterweniuje i wszystko co człowiek psuje – naprawi. Zawstydzi małych ludzi ogromem swej łaski i nią przemieni ludzkie serca.

Izajasz jest chyba prorokiem, który wyjątkowo dobrze pasowałby i do naszych czasów. Grzechy które piętnuje – ów formalizm i religijny i niesprawiedliwość społeczna – to także grzechy naszego społeczeństwa. I to od dziesiątek, jeśli nie setek lat. Nominalna przynależność do grona uczniów Chrystusa nie przeszkadza wielu wierzącym w hołdowaniu różnym współczesnym bożkom (pieniądz, sława, święty spokój czy podążanie za modą, nie mówiąc już o radzeniu się wróżek). Pobożność niejednego dzisiejszego chrześcijanina też bywa pobożnością czysto formalną, koncentrującą się na wypełnieniu rytuału, ale nie mającą przełożenia na życiowe wybory. To dlatego tak wielu z nas, choć bywa na niedzielnej Mszy często nawet nie zauważa, jak łatwo za normę uznaje coś, co jest społeczną niesprawiedliwością.

Biedni? Nie no, o nich jakoś tam dbamy. Ale zdarza się nam nie widzieć nic zdrożnego w lichwie (dłużnik zgodził się na takie warunki, więc w czym problem) czy w bezwzględnym wyzysku jakim jest konieczność pracy ponad wyznaczony przez prawo czas  (jak ci się praca nie podoba, to na twoje miejsce czeka pięciu innych). A układy w pracy, w których jeden pracuje za dwóch, a drugi udaje że pracuje? A służalczość, mówienie zwierzchnikom tylko tego, co chcą usłyszeć, które ich demoralizuje? A uczestnictwo w różnych gierkach, które mają tego czy innego współpracownika zdyskredytować przez zwierzchnikami albo siebie samego przedstawić jako jedyną kompetentną osobę?  No i odwrotnie: szef, niby pobożny chrześcijanin, który w takiej sytuacji nie widzi nic zdrożnego, bo rozgrywanie podwładnych daje mu poczucie władzy. Co na to wszystko powiedziałby Izajasz?

Patrząc na to wszystko można mieć czasem wszystkiego dosyć. Zbyt wiele  moralnego brudu, moralnej nędzy i ludzkiej podłości. Ale warto wtedy spojrzeć w przyszłość. Przecież Pan kiedyś przyjdzie i  wszystko ponaprawia. Ta perspektywa pomaga na mankamenty naszych czasów patrzyć bez zatruwającej wszystko goryczy. I pozwala na przekór wszystkiemu się śmiać. Bo jasna przyszłość ma moc rozświetlania serc. Byle nie chodzić z nosem przy ziemi i mieć odwagę spojrzeć w dal.