Zbawiciel, Mesjasz, Pan

ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 24.12.2014 15:16

„Nie patrz na Jego wygląd.” A będzie przy Narodzeniu jak przy Zmartwychwstaniu. „Ujrzał i uwierzył.”

Zbawiciel, Mesjasz, Pan Henryk Przondziono /Foto Gość Boże Narodzenie. Mozaika w Bazylice NMP w Rzymie na Zatybrzu.

Wesołych Świąt. Pozdrawia uczeń nauczycielkę, kupujący sprzedających, sąsiad sąsiada, prezenterzy w radio i telewizji. Nawet przygodnie spotkani na ulicy, w tramwaju czy pociągu. Wszyscy chcą, by było wesoło. A jak pozdrawiają się inni? Dla podróżujących zrobiono nawet mapę. By gafy nie strzelić, ale też z polską życzliwością pokłonić się innym nacjom. Najciekawszy napis znalazł się na bucie. Czyli we Włoszech. Buon Natale! Dobrego Bożego Narodzenia. Hmm…, czym różni się wesołe od dobrego?

Sięgnijmy raz jeszcze do znanej historii. Zatrzymajmy się na polu pasterzy. „Zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. A to będzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie.”

Nie trzeba wielkiej spostrzegawczości, by zauważyć co w przesłaniu anielskim zostało wysunięte na plan pierwszy. W przeciwieństwie do wielu polskich pastorałek, skupionych na niemowlęctwie, zimnie i głodzie, dla zwiastujących aniołów najważniejsze były trzy słowa. Zbawiciel, Mesjasz i Pan. Zbawiciel gdyż On wybawi swój lud od jego grzechów. Mesjasz posłany przez Ojca by ubogim głosić dobrą nowinę, więźniom wolność, a niewidomym przejrzenie. Pan, mający w ręku władzę i moc, Jego jest czas i wieczność. Uznanie w Jezusie Pana jest warunkiem usprawiedliwienia i zbawienia.

Paradoksem zwiastowania anielskiego jest połączenie boskich atrybutów z niemowlęctwem. Czyli z kruchością, delikatnością. By człowieka nie ubezwłasnowolnić, porazić strachem, sparaliżować, Boży majestat, moc i chwała, nie objawiają się w potędze i sile, w nadzwyczajnych znakach, w Eliaszowym trzęsieniu ziemi, burzy i gradzie. Objawiają się w Dziecku. Niemowlę złożone w żłobie.

Odwrotny kierunek wskazuje Izajasz. „Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju. Majestat, moc i chwała prowadzą do dziecka. Dziecko nie pozostanie Nim na zawsze. Będzie dojrzewać do władzy, do panowania, do dnia, kiedy Posłany wypełni swoją misję na drzewie Krzyża.

Doszliśmy w naszym rozważaniu do momentu, gdy trzeba powtórzyć zadane na początku pytanie. Czym jest dobre Boże Narodzenie?

Jest przede wszystkim wiarą adorującą Boga, objawiającego się w podwójnej perspektywie Dziecka-Syna i Zbawcy. Syna Ojca i Syna Maryi. Bez tego podwójnego synostwa nie ma zbawienia. Nie byłby Zbawicielem, gdyby był tylko Synem Maryi. Nie byłby Emmanuelem, Bogiem z nami, gdyby był tylko Synem Ojca. Dziecko bez Zbawcy to infantylizm, redukujący wiarę do ckliwości, płytkich emocji, utrwalający religijność ograniczoną do ludzkich zwyczajów i tradycji. Zbawca bez Dziecka to Bóg odległy, zamieszkujący niedostępne przestrzenie, niezdolny do miłości i przyjaźni, bez twarzy. Więc taki, którego nie można spotkać, poznać i pokochać.

Jest też dobre Boże Narodzenie opowieścią. „Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu.” Przychodzimy do Jezusa, by Mu opowiedzieć co już o Nim wiemy. Opowiedzieć o Nim także Maryi i Józefowi. Opowiedzieć już obecnym przy Dziecku i dziwiącym się naszej opowieści. Po opowieści przychodzi czas adoracji. Czyli słuchania sercem. Bo Dziecko – choć jeszcze nie używa słów – prowadzi dialog. Objawia. Poznajemy Je patrząc, mając przy tym w uszach słowa, jakie wypowiedział Bóg do proroka Samuela, gdy posłał go, by namaścił Dawida na króla. „Nie patrz na jego wygląd.” Nie patrz na moje Dziecięctwo, a zobaczysz wielkie dzieła Boże. A będzie przy Narodzeniu jak przy Zmartwychwstaniu. „Ujrzał i uwierzył.” To dlatego „pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane”. Jest więc Boże Narodzenie opowieścią i w innym znaczeniu. Opowieścią jakże inną od przekazywania historycznej wiedzy. Chrześcijańska opowieść ludzi, którzy ujrzeli i uwierzyli to uwielbienie, to wysławianie Boga za wszystko, czego doświadczamy, gdy On pozwala patrzeć i dotykać.

Być może ta refleksja nie pasuje do świątecznej wesołości. Być może ktoś ma ochotę powtórzyć za słuchaczami Jezusa: „trudna jest ta mowa”. Dlatego na koniec trzeba wyjaśnić Czytelnikowi co ją zainspirowało.

Pierwszym impulsem były słowa Benedykta XVI, cytowane również w Dokumencie z Aparecida, jakimi na początku Adwentu otworzyliśmy nasze przedświąteczne oczekiwanie. O wierze, nie będącej spotkaniem z ideą, wzniosłą myślą, systemem filozoficznym. O wierze, rodzącej się ze spotkania z Osobą. Z drugą Osobą Trójcy Świętej. Z Jezusem, Synem Bożym, który jako Zbawiciel zechciał objawić się człowiekowi jako Dziecko.

Impulsem była także grafika, jaka w okresie przedświątecznym krążyła w Internecie. Jezus ukrzyżowany, lecz bez krzyża. Mięśnie napięte nie cierpieniem, nie ciężarem grzechów, lecz ciężarem trzymanych w ręku i uwiązanych u stóp prezentów. Obraz jakże nie pasujących do wesołości świąt i  odsyłający  do pytania, jakie pojawiło się w zupełnie innym kontekście. „Kogo szukacie?” Więc szukaliśmy. Zbawiciela, Mesjasza, Pana. Buon Natale!