Jeśli chcesz

Andrzej Macura

publikacja 19.03.2015 14:01

Garść uwag do czytań na V niedzielę Wielkiego Postu roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Rozdroże Andrzej Macura / CC-SA 3.0 Rozdroże
Każdy chrześcijanin musi wybrać, która droga chce iść. Z Chrystusem w świetle ku Ojcu, czy w ciemności ku zatraceniu...

O czym są czytania tej niedzieli? Na pierwszy rzut oka znów trudno wyłapać między nimi związek. Tymczasem jest, i to dość wyraźny. Tylko widoczny dopiero, gdy się nad czytaniami zastanowić. Nie będę go teraz czytelnikom zdradza. Rzucę tylko – dość tajemniczo – ten sąd nad światem, o którym mówi Jezus w Ewangelii, odbywa się i dziś. Na naszych oczach. 

 1. Kontekst pierwszego czytania Jr 31,31-34

Jeremiasz to prorok czasów przedwygnaniowych. To znaczy poprzedzających upadek Judy i niewolę babilońską. Stąd też specyficzny klimat jego księgi. Prorok wie, że już nie ma nadziei. Wie o czekającej jego naród klęsce. A jeśli jakaś nadzieja jest, to raczej tylko na to, że nie będzie to klęska ostateczna. Wyrazem tej nadziei i tej wiedzy Jeremiasza są proroctwa o przyszłym zmiłowaniu się Boga. Ale najpierw musi przyjść klęska. Nieodwołalnie. Jeremiasz jest więc przez swoich prężących muskuły ziomków traktowany jak zdrajca. I jest mu z tego powodu bardzo ciężko.

Dlaczego tak? Dlaczego Bóg opuścił swój naród? I to mimo, iż kiedyś zawarł z nim przymierze i obiecał, ze się będzie nim opiekował? Te pytania po klęsce będzie sobie zadawał niejeden Izraelita. Ale póki co są im obce. I obco brzmi straszna zapowiedź Jeremiasza:

Gdy wyjdę na pole -
oto pobici mieczem!
Jeśli pójdę do miasta -
oto męki głodu!
Nawet prorok i kapłan
błądzą po kraju nic nie rozumiejąc».
Czy nieodwołalnie odrzuciłeś Judę
albo czy odczuwasz wstręt do Syjonu?
Dlaczego nas dotknąłeś
klęską bez możliwości uleczenia nas?
Spodziewaliśmy się pokoju, ale nie ma nic dobrego;
czasu uleczenia - a tu przerażenie! (14, 18-19).

Odpowiedź jest w prosta: Izrael notorycznie przymierze łamał. Po kilkuset latach cierpliwość Boga w końcu się wyczerpała. Widział, że dalsze chronienie Izraela do niczego dobrego nie doprowadzi. Dlatego nie obronił go przed Babilonem. Tym razem Jego lud miał przekonać się na własnej skórze jak to jest, gdy zabraknie Bożej opieki.  Ale – i to istotne – Bóg nie zapomniał o swoich obietnicach danych przy zawieraniu przymierza. Kiedyś znów zatroszczy się o swój lud - zapowiada przez Jeremiasza. I w tym duchu utrzymane jest nasze pierwsze czytanie tej niedzieli. Przytoczmy więc jego tekst. Niewątpliwie to jedno z najpiękniejszych proroctw, jakie znajdziemy w Biblii.

Oto nadchodzą dni - wyrocznia Pana -
kiedy zawrę z domem Izraela <i z domem judzkim>
nowe przymierze.
Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami,
kiedy ująłem ich za rękę,
by wyprowadzić z ziemi egipskiej.
To moje przymierze złamali,
mimo że byłem ich Władcą - wyrocznia Pana.
Lecz takie będzie przymierze,
jakie zawrę z domem Izraela
po tych dniach - wyrocznia Pana:
Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa
i wypiszę na ich sercu.
Będę im Bogiem,
oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać
jeden mówiąc do drugiego:
"Poznajcie Pana!"
Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego
poznają Mnie - wyrocznia Pana,
ponieważ odpuszczę im występki,
a o grzechach ich nie będę już wspominał».

Bóg przez Jeremiasza zapowiada, że zawrze kiedyś z Izraelem nowe przymierze. Inne niż to, które zawarł z Izraelem na Synaju, a które jego lud notorycznie łamał. Czym będzie się cechowało?

  • Prawo tego przymierza nie będzie wypisane na tablicach z kamienia, ale we wnętrzu, w sercu członków jego ludu. Stąd inni prorocy będą mówili o zabraniu serca z kamienia o obdarowaniu sercem z ciała. Będzie to więc przymierze mniej oficjalne, formalne, a bardziej angażujące każdego pojedynczego człowieka.
     
  • To przymierze stworzy nową relacje między Bogiem, a Jego (nowym) ludem.
     
  • Ten lud będzie lepiej niż Izrael znał Boga. Nie przez lepsze religijne wykształcenie, ale przez doświadczenie. Przede wszystkim doświadczenie przebaczenia grzechów..

Chrześcijanie uważają, że proroctwo Jeremiasza spełniło się na Jezusowym krzyżu. To wtedy Bóg zawarł z człowiekiem nowe (i wieczne) przymierze. Sam Jezus nawiązuje zresztą to tego proroctwa podczas Ostatniej Wieczerzy, gdy mówi o kielichu nowego przymierza. Faktycznie, członkiem nowego ludu Bożego, chrześcijaninem,  zostaje nie ten, kto biernie stoi pod górą Horeb (Synaj) i nie ma wpływu na to, co się dzieje. Żeby zostać chrześcijaninem trzeba świadomie, osobiście powiedzieć Bogu „tak”. Pomijam w tym miejscu zagadnienie chrztu niemowląt, ale zasadniczo tak właśnie jest. Do Kościoła przystępuje ten, kto chce. Nie ten, kto jest członkiem jakiejś wybranej przez Boga grupy.

Niewątpliwie to nowe przymierze ustanowiło też nowy rodzaj relacji między Bogiem i człowiekiem. Trudno się tutaj nad tym tematem rozwodzić, ale już samo to, że każdy, kto tylko chce może stać się beneficjentem tego przymierza – przez chrzest – wskazuje na istotną nowość tej relacji w porównaniu ze Starym Przymierzem.

Z pozoru najtrudniej z tą ostatnią myślą z proroctwa Jeremiasza: z brakiem konieczności pouczania się na temat poznania Boga. Czy w Kościele nie potrzebujemy nauczania? Na pewno. Ale...

Święty Jan w jednym ze swoich listów (1J 2, 27) napisze, że chrześcijanie nie potrzebują od nikogo pouczenia. Mowa była o nauczycielach, którzy chcieli ich na nowo uczyć Ewangelii. Oni natomiast mają tylko trwać w tym, co im przekazano na początku, co otrzymali otrzymując od Boga namaszczenie. Otóż coś w tym jest. Każdy kto decyduje się przyjąć Jezusa (znów pomijam tu kwestię chrztu niemowląt) ma jakąś podstawową wiedzę na temat Boga. Przede wszystkim to, o czym pisze właśnie Jeremiasz: doświadczył Bożej łaskawości przebaczenia grzechów. Na tym można już budować . Więcej, tego żadna nowa nauka nie przekreśli. I jeśli chrześcijanin jest otwarty na Boga – przez modlitwę, karmienie się słowem Bożym – to żadne jakieś nowe nauki faktycznie nie są mu potrzebne. Dokładniej: nigdy nie jest religijnym analfabetą, któremu wszystko trzeba tłumaczyć od podstaw. Zawsze podstawa, fundament, już jest...

A następujący po tym czytaniu Psalm 51 jest prośbą o zmiłowanie i odpuszczenie grzechów...

2. Kontekst drugiego czytania Hbr 5,7-9

Listo do Hebrajczyków.. No dobrze, zostawmy cały list do Hebrajczyków. W piątym rozdziale tego listu, tym z którego pochodzi drugie czytanie tej niedzieli, Chrystus jest przedstawiony jako arcykapłan miłosierny. Taki, który potrafi współczuć. A reszta.. Może przytoczmy tekst czytania z małymi dodatkami, by zobaczyć je w nieco szerszym kontekście.

Każdy bowiem arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabości. I ze względu na nią powinien jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron.  Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale [uczynił to] Ten, który powiedział do Niego:

Ty jesteś moim Synem, Jam Cię dziś zrodził

jak i w innym [miejscu]:

Tyś jest kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka

Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka.

W czytaniu tylko trzy zdania, ale jakże brzemienne w treść. Pierwsze jest chyba nawiązaniem do modlitwy w Ogrójcu. Być może też do modlitw na krzyżu. Zaskakuje trochę to „wysłuchanie” prośby Jezusa. Jak to, czyż Jezus nie zginął?

Ano w Ogrójcu Jezus prosił nie tylko o to, by, jeśli to możliwe, ominął go kielich, czyli cierpienie. Prosił przede wszystkim, aby spełniła się wola Ojca. I ta faktycznie się spełniła. Zgodnie z wolą Ojca, który oczekiwał, że Jego Syn będzie tak Mu posłuszny, że nie cofnie się nawet przed śmiercią, Jezus został zabity. Ale... to jeszcze niezbyt precyzyjna odpowiedź. Mogłaby sugerować jakąś złośliwość Ojca: chciałeś to masz. Pełna odpowiedź przyjdzie dopiero w trzecim zdaniu.

W drugim zdaniu poznajemy „część sensu” takiego postawienia sprawy: Jezus Arcykapłan, którego zadaniem jest składać ofiary za ludzkie grzechy i współczuć im, nauczył się posłuszeństwa przez cierpienie. Chyba –  precyzując nieco – chodzi tu o poddanie tego posłuszeństwa największej próbie. Nikt nie może Arcykapłanowi Chrystusowi dziś powiedzieć, że nie wie jak trudno być posłusznym Bogu. Wie, bo dla tego posłuszeństwa przeszedł straszne męki. I wie, że to może być bardzo trudne...

A w trzecim zdaniu odnajdujemy „resztę sensu” krzyżowej śmierci Jezusa: danie zbawienia wiecznego wszystkim, którzy dają mu posłuch. To trzecie zdanie rozjaśnia też sens owego zaskakującego stwierdzenia o wysłuchaniu Jezusa przez Boga. Nie tylko na tym polegało wysłuchanie Jezusa, że się stało co Ojciec chce, ale przede wszystkim Jezus został wysłuchany, bo spełniło się to, czego najbardziej pragnął: dokonało się zbawienie człowieka. W tym sensie Jezus został wysłuchany. Spełniło się Jego pragnienie. A spełniło się – jak napisał autor Listu do Hebrajczyków – „dzięki uległości”.

Można by teraz snuć rozważania na temat tego, jak błogosławione skutki przynosi posłuszeństwo Bogu. Wróćmy jednak do tego, co w tekście chyba istotniejsze, a co wytłuściłem w poprzednim akapicie: Jezus przez swoją śmierć dał zbawienie wszystkim, którzy Go słuchają. Tu przypomina się Jeremiasz ze swoim proroctwem o Nowym Przymierzu. Tym, którego prawo miało być wypisane nie na kamiennych tablicach, ale w głębi człowieczego jestestwa. No właśnie: w Nowym Przymierzu udział mają nie ci, którzy stoją pod Horebem i nie bardzo mają wyjście. Mają ci, którzy mówią Bogu „tak”, którzy Go słuchają.

3. Kontekst Ewangelii J 12,20-33

Ewangelia ten niedzieli pochodzi z dwunastego rozdziału Ewangelii Jana. Rzut oka na jego treść wiele się wyjaśnia. Najpierw jest uczta w Betanii, już jakiś czas po wskrzeszeniu Łazarza, podczas której Maria namaszcza nogi Jezusa, a Judasz narzeka, że to marnotrawstwo. Potem uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy. W wersji Jana chyba nigdy podczas liturgii nie czytany. A szkoda, bo niesie dla przyzwyczajonego do narracji Synoptyków dość zaskakujące treści: uczniowie nie rozumieją co się dzieje, podkreślenie faktu, że o Jezusie daje świadectwo tłum, który widział wskrzeszenie Łazarza i że  naprzeciw niemu wychodzi inny tłum z Jerozolimy. Bardzo ciekawa jest też postawa faryzeuszy: „mówili jeden do drugiego: «Widzicie, że nic nie zyskujecie? Patrz - świat poszedł za Nim»”. Widać w tych scenach pewne napięcie, postawy się polaryzują. Najwyższy czas opowiedzieć się za lub przeciw.  

To przed sceną czytaną tej niedzieli. A po niej Jan pisze o odrzuceniu Jezusa. Ciągle przez ów tłum.

Chociaż jednak uczynił On przed nimi tak wielkie znaki, nie uwierzyli w Niego, aby się spełniło słowo proroka Izajasza, który rzekł:
Panie, któż uwierzył naszemu głosowi?
A ramię Pańskie komu zostało objawione?
Dlatego nie mogli uwierzyć, ponieważ znów rzekł Izajasz:
Zaślepił ich oczy
i twardym uczynił ich serce,
żeby nie widzieli oczami
oraz nie poznali sercem i nie nawrócili się,
ażebym ich uzdrowił.

A potem Jan pisze, że mimo to wielu, także spośród przywódców, uwierzyło w Niego. Ciągle jest więc to rozdwojenie: za i przeciw. I w takim właśnie kontekście przychodzi nam czytać Ewangelię tej niedzieli.

Przytoczmy jej tekst podając jednocześnie całość Jezusowej mowy  do jerozolimskiego tłumu. Tekst czytany podczas Eucharystii – pogrubioną czcionką.

A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon [Bogu] w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa».  Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.

Jezus dał im taką odpowiedź: «Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy.  Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.

Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław Twoje imię!». Wtem rozległ się głos z nieba: «Już wsławiłem i jeszcze wsławię». Tłum stojący [to] usłyszał i mówił: «Zagrzmiało!» Inni mówili: «Anioł przemówił do Niego». Na to rzekł Jezus: «Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie». To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.

Na to tłum Mu odpowiedział: «Myśmy się dowiedzieli z Prawa, że Mesjasz ma trwać na wieki. Jakżeż Ty możesz mówić, że potrzeba wywyższyć Syna Człowieczego? Któż to jest ten Syn Człowieczy?» Odpowiedział im więc Jezus: «Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości». To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi.

4. Warto zauważyć

Dziwne to, prawda? Chcemy ujrzeć Jezusa – mówią Filipowi jacyś nieznani bliżej Grecy, a gdy ten z Andrzejem przekazuje ich prośbę Jezusowi słyszy odpowiedź „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy” i ani słowa o tej prośbie. Nieporozumienie? Niejedno z tych, na których buduje swoją narrację autor Czwartej Ewangelii? Owszem. Tyle, że jak się zastanowić, to Jezus daje tu bardzo wyraźną odpowiedź.

Przypomnijmy: dwie sceny wcześniej mamy Marię wylewającą na nogi Jezusa drogocenny olejek i Judasza, który uważa to za marnotrawstwo. Scenę wcześniej dwa tłumy: jeden dający świadectwo o wskrzeszeniu Łazarza, drugi idący mu naprzeciw z Jerozolimy. Teraz natomiast mamy pogan, którzy chcą zobaczyć Jezusa i nastawionych do niego sceptycznie Żydów. I co mówi Jezus?

Pomińmy trzy pierwsze zdania. Wyraźniejszą odpowiedź dla Filipa i Andrzeja znajdujemy w czwartym i piątym:  „A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”.

To jest odpowiedź! Chcecie mnie zobaczyć? To chodźcie za Mną. Bądźcie zawsze tam gdzie ja. A wtedy, za służbę dla Mnie, uczci was Ojciec.

Zwróćmy uwagę na jeszcze jedno: Jezus mówi niby do wszystkich, ale w zasadzie odpowiada na prośbę pogan!  Właśnie w tym momencie widać ten kapitalny związek Ewangelii tej niedzieli z pierwszym i drugim czytaniem. Udział w Nowym Przymierzu to decyzja serca – zapowiada Jeremiasz. Kto słucha Jezusa, ma zbawienie – przypomina autor Listu do Hebrajczyków. A Jezus mówi to samo: nie liczy się, czy staliście pod Horebem kiedy zawierałem ze swoim ludem przymierze. Jesteście z Izraela? Wspaniale. Jesteście Grekami? Też dobrze. I tak liczy się wasza osobista decyzja. „Kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i Mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec”.

Sprawa konieczności dokonania wyboru pojawia się w tej scenie za chwilę jeszcze dwa razy. Choć już nie tak wyraźnie. „Zagrzmiało” – mówią jedni, gdy Jezus słyszy z nieba głos Ojca. „Anioł przemówił do Niego” – uważają inni. Jak było naprawdę? Którą wersję wybierasz? A za chwilę Jezus mówi (tego się już nie czyta podczas Mszy tej niedzieli) : «Jeszcze przez krótki czas przebywa wśród was światłość. Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości». Jezus mówi: jeszcze macie czas do namysłu. Jeszcze możecie wybrać światło i będziecie synami światłości. Ale jeśli Mnie odrzucicie, ogarnie was ciemność.

W kontekście konieczności dokonania takiego wyboru, przyjęcia Jezusa lub odrzucenia Go, wybrania światłości lub pogrążenia się w ciemności trzeba też chyba spojrzeć na tą tajemniczo brzmiącą deklaracje Jezusa: „teraz odbywa się sąd nad tym światem”. Chyba nie chodzi tu tylko o pokonanie szatana, władcy świata, który „zostanie precz wyrzucony.” To też sąd nad nami, ludźmi. Sąd, w którym zbawieni zostaną ci, którzy zaufają Adwokatowi (Parakletowi) Jezusowi (parę rozdziałów dalej Jan pisze o (Innym Paraklecie – Duchu Świętym), a skazani zostaną ci, którzy jego łaskawością wzgardzą...

Oczywiście scena Ewangelii tej niedzieli jest znacznie bogatsza w treść niż tylko wskazanie na konieczność dokonania wyboru. Przedstawiłem na początku z trzech powodów: po pierwsze wyjaśnia ono owo początkowe nieporozumienie tej sceny, tą dziwną odpowiedź Jezusa na prośbę FIlipa i  Andrzeja. Po drugie dlatego, że jest kontynuacją tego, co widać w poprzednich i następnych scenach tej Ewangelii: tego przygotowania do konieczności dokonania wyboru za Jezusem lub przeciw Niemu. A po trzecie dlatego, że nawiązuje bezpośrednio do pozostałych czytań. Ale żal byłoby pominąć i inne wątki tej sceny.

Warto więc też zwrócić uwagę, jak Jezus widzi siebie i swoją nieodległa już mękę, śmierć i zmartwychwstanie.

  • „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy”. To nie jest godzina Jego poniżenia, ale uwielbienia, wywyższenia. I nie chodzi chyba tylko o fakt, że po śmierci zmartwychwstanie. Wszak wielu Mu nie uwierzy. Tymczasem to sama sama Jego śmierć jest wywyższeniem, bo jest oddaniem Ojcu najlepszej czci. Posłuszeństwem. Myśl ta kontynuowana jest kawałek dalej: „Ojcze wybaw Mnie?” Przecież po to przyszedłem. „Ojcze, wsław twoje imię”. Posłuszeństwo aż do śmierci jest uwielbieniem Ojca. Odwraca to, co ludzkość zrobiła w Edenie... Jak tu nie dodać, że chrześcijanin też najlepiej czci Boga nie nabożeństwem, a posłuszeństwem?
     
  • „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo...” Jezus widzi swoja śmierć jako zasiew. Zasiew który przyniesie obfity plon zbawienia... I znów: jak to nie dodać, że chrześcijanin też najwięcej owoców przynosi, gdy potrafi być wierny Bogu choć po ludzku przegrywa?
     
  • „Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony”... Jezus widzi swoją mękę jako sąd nad złem, jako pokonanie szatana....
     
  • „Myśmy się dowiedzieli z Prawa, że Mesjasz ma trwać na wieki. Jakżeż Ty możesz mówić, że potrzeba wywyższyć Syna Człowieczego?”  – mówią ludzie Jezusowi. On nie odpowiada wprost. Mówi, że mają trwać w światłości. Ale my już wiemy o co chodzi. Mesjasz będzie trwał na wieki. Ale nie na ziemi, a w niebie, gdy po zmartwychwstaniu zasiądzie po prawicy Ojca. Tyle że przekonani będą o tym tylko ci, którzy Mu uwierzyli. Dla pozostałych ta prawda pozostanie najwyżej czczą gadaniną.

Warto zwrócić też uwagę na to, co można by określić drogą ucznia Jezusa. Jeśli się zdecyduje opowiedzieć za Jezusem  – o czym pisałem wcześniej – to konsekwencją tego musi być pójście za Nim Jego drogą.

  • „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.... Być uczniem Jezusa to zrezygnować z dróg, które proponuje ten świat,  dróg wygodnych, łatwych, szerokich. To pójście za Jezusem: „kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa”. A gdzie Jezus idzie? No na krzyż właśnie. Na krzyż będący wyrazem posłuszeństwa Ojcu. Chrześcijanin na przekór temu co oferuje świat musi iść tam gdzie jego Mistrz, czyli musi być zawsze posłuszny Ojcu. Wtedy „uczci go Ojciec”...
     
  • „Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie... tego już nie ma w czytanej tej niedzieli Ewangelii, ale jak wyjaśniałem wyżej, to dalszy ciąg tej samej mowy Jezusa. On mówi „uwierzcie mi, dopóki jestem jeszcze z wami, bo potem różnie to może być... Chrześcijanin ma zawsze chodzić w światłości. A nie mówić „potem”, „potem”. Bo „potem” to różnie może być...

Podsumowując: Jezus idzie na śmierć. Wcale jednak z tego powodu nie rozpacza. Wie, że w ten sposób najlepiej odda cześć Ojcu, przez co i sam zostanie wywyższony. Wie, że Jego posłuszeństwo przyniesie wiele dobrych owoców, że przyniesie człowiekowi zbawienie. Człowiek musi się zdecydować: iść za Jezusem czy nie. Ale powinien wiedzieć, że pójście za Jezusem, to droga posłuszeństwa Ojcu aż do śmierci, droga na krzyż. Na tej drodze człowiek znajduje odkupienie.

5. W praktyce

  • Jezus ukazuje wiarę w Niego jako owoc pewnej decyzji: „tak, chcę iść za Nim”. Tak jak Jeremiasz gdy mówi, że Nowe Przymierze zawiera ten, kto przyjmuje je sercem. Znaczy to nie tylko tyle, że nikt do wiary nie powinien być zmuszany. Oznacza też, że wiara rozumiana jako trwanie w pewnej tradycji, to jednak za mało. Zwłaszcza że opowiadając się za Jezusem wypada przyjąć Jego styl, Jego reguły gry.
     
  • Jako to styl? Jakie to reguły? To zgoda na to, żeby zawsze być posłusznym Ojcu. I gotowość pójścia w imię tego posłuszeństwa na krzyż. Chrześcijanie, nawet ci chodzący co niedzielę do Kościoła, bardzo często przyjmują dziś styl tego świata. Łatwo idą na kompromisy... Nie chodzi mi tu wcale o takie kompromisy, które nieraz piętnują różni gorliwi katolicy. Czyli np. jakąś życzliwość w stosunku do niewierzących, spolegliwość, nie stawianie spraw na ostrzu noża, nie rzucanie na prawo i lewo anatemami i ekskomunikami... Dokładnie odwrotnie: chodzi mi o kompromisy polegające na tym, że chrześcijanin niby dla większego dobra wybiera zło. Czyli np. w piętnowaniu letnich katolików czy niewierzących folguje swojej złośliwości, łatwo osądza, potępia itd. Zwłaszcza w polityce. W ten sposób niby w imię wierności Bogu zgadza się na grzech. Prawda że absurd?

    Oczywiście płaszczyzn takich kompromisów dzisiejszych chrześcijan ze złem jest więcej. To kwestia przymykania oka na niesprawiedliwość społeczną, kiedy się jest jej beneficjentem (choćby kwestia nierównego wieku emerytalnego czy nierównych podatków), zgody na przyjmowanie niezgodnych z Ewangelią zasad kierowania przedsiębiorstwem, serwilizm nakazujący mówić tylko to, co szef chce usłyszeć, a owocujący personalnymi rozgrywkami, sprzeciwianie się przyjmowaniu emigrantów i wiele wiele innych. Tymczasem chrześcijanin musi być inny. Nie dla samego bycia innym, ale by zawsze dawać świadectwo swojej wierności Ojcu. Przecież „ten, kto kocha swoje życie, traci je”. Zaś zachowa je na życie wieczne ten, kto tego życia, tych kompromisów wobec wierności Ojcu nienawidzi...