Wszyscy znajomi Króla

Andrzej Macura

publikacja 14.05.2015 14:01

Garść uwag do czytań na Uroczystość Wniebowstąpienia roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Wszyscy znajomi Króla Henryk Przondziono /Foto Gość Wstąpił do nieba, siedzi po prawicy Ojca, i powtórnie przyjdzie sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca

W Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego czytania skoncentrowane są właśnie wokół tej prawdy. To oczywiste. Nie chodzi jednak tylko o przekazanie faktu, ale ukazanie jego znaczenia:  Jezus nie wstępuje do nieba, by odpocząć, ale by zasiąść po prawicy Ojca, by zakrólować. Bo Wniebowstąpienie to w sumie taka druga... no, właściwie nawet pierwsza uroczystość Chrystusa Króla. Wydarzenie to oczywiście nie jest tez bez znaczenia dla codziennego życia chrześcijan. Warto więc i z tej perspektywy spojrzeć na czytania. I zauważyć miedzy innymi, że ogłaszanie Chrystusa królem Polski z tej perspektywy byłoby dla Niego wręcz uwłaczające. Bo przecież nim jest. Zanim Polska powstała, już nim był...

W starym lekcjonarzu Uroczystość Wniebowstąpienia ma dwa pierwsze czytania co roku te same. Tylko Ewangelie były w roku A, B i C inne. W nowym lekcjonarzu  w roku B i C zmieniono także drugie czytanie. Dla wygody czytelników w niniejszym opracowaniu uwzględniono wersję zarówno starego, jak i nowego lekcjonarza. Proszę też wybaczyć, że w sytuacji powtórzenia się czytania w innych latach w dużej mierze posłużyłem się tym, co napisałem wcześniej...

1. Kontekst pierwszego czytania Dz 1,1-11

Czytany w uroczystość Wniebowstąpienia fragment Dziejów Apostolskich to niejako wstęp do drugiego Łukaszowego dzieła. Nawiązuje do pierwszego – Ewangelii. W opowieści o wniebowstąpieniu relacja Dziejów Apostolskich jest nawet obszerniejsza. Zawiera przy tym sporo ciekawych myśli. Przytoczmy tekst czytania.

Pierwszą książkę napisałem, Teofilu, o wszystkim, co Jezus czynił i nauczał od początku aż do dnia, w którym udzielił przez Ducha Świętego poleceń Apostołom, których sobie wybrał, a potem został wzięty do nieba. Im też po swojej męce dał wiele dowodów, że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o królestwie Bożym.

A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca. Mówił: ”Słyszeliście o niej ode Mnie: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni Duchem Świętym”. Zapytywali Go zebrani: ”Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?”. Odpowiedział im: ”Nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.

Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: ”Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba”.

  • Najmniej istotne, ale ciekawe. Autor dedykuje swoją księgę tajemniczemu Teofilowi. Imię to oznacza „miły Bogu” (Bogumił ;-)). Najprawdopodobniej nie jest to konkretna postać, ale – ogólnie – wszyscy, którzy wierzą w Chrystusa. To oni przecież przez zawierzenie Synowi stali się mili Bogu. 
     
  • Interesujące jest tu podsumowanie pierwszej księgi, Ewangelii: od początku do dnia, kiedy Jezus udzielił Apostołom ostatnich pouczeń i został wzięty do nieba. Szczególny nacisk kładzie tu Łukasz na ostatnich czterdziestu dniach: wtedy Jezus wiele razy ukazywał się uczniom i uczył ich o królestwie. Co w tym interesującego? Ano to, że z tych czterdziestu dni zachowało się parę relacji o tym, że uczniowie widzieli Jezusa i bardzo niewiele konkretnych Jego wyjaśnień. Czemu Ewangeliści tak niewiele nam o tym powiedzieli?

    Odpowiedź na to pytanie powinna chyba pójść w dwóch kierunkach. Po pierwsze trzeba mieć świadomość, ze wszystkie Ewangelie napisane zostały już (długo) po zmartwychwstaniu Jezusa. Na całe Jego życie, na całe Jego nauczanie, Ewangeliści patrzą już z perspektywy zmartwychwstania. Nie jest więc to kronikarski zapis Jego słów i czynów, ale pewna ich interpretacja w świetle zmartwychwstania i tego, jak Jezus sam im to wszystko jeszcze raz powyjaśniał. Już po zmartwychwstaniu. Ot, choćby zdanie z Mt 10, 38: „Kto nie bierze swojego krzyża, a idzie za Mną nie jest mnie godzien”. Taka sentencja w ustach Jezusa przed Jego śmiercią jest trudna do wyobrażenia.  Na pewno słuchacze nic by z niej nie zrozumieli. Jezus musiał tę myśl wyrazić jakoś inaczej. Dopiero spojrzenie na nią z perspektywy popaschalnej pozwalało nazwać  posłuszeństwo Bogu „braniem krzyża”.

    Po drugie... Mocny ślad owych wyjaśnień Jezusa z okresu czterdziestu dni między zmartwychwstaniem a wniebowstąpieniem muszą zawierać… Dzieje Apostolskie.  Warto zwrócić uwagę na znajdujące się na jego początku długie mowy Piotra. Dokonuje w nich interpretacji historii zbawienia (Starego Testamentu) w świetle wydarzenia Jezusa Chrystusa. Jest wysoce prawdopodobne, że naucza w ten sposób nie tylko sam z siebie, oświecony Duchem Świętym, ale też pouczony wcześniej przez Zmartwychwstałego…
  • Jezus zapowiada zesłanie Ducha Świętego. Apostołowie zostają we wrogiej im przecież Jerozolimie nie dlatego, że taki mieli kaprys, ale że otrzymali wyraźny nakaz Jezusa. Niekoniecznie było to zgodne z ich ludzkimi planami. W ciągu owych czterdziestu dni po zmartwychwstaniu Jezusa zdążyli sporo się nachodzić. Choćby cudowny połów ryb, jakiego dokonał Piotr i inni już po zmartwychwstaniu: musiał się dokonać w Galilei, bo w okolicach Jerozolimy (w Judei) nie ma akwenu, na którym mogliby cokolwiek złowić. A jednak wracają. Bo wiedzą: mają zacząć od Jerozolimy...
     
  • Zwraca uwagę skierowane do Jezusa pytanie uczniów o to, czy zsyłając Ducha Świętego dokona On odnowienia królestwa Izraela. Trochę jakby jeszcze nie do końca rozumieli, że teraz Izraelem stanie się cały świat. Jezus nie zaprzecza, że takie odnowienie Izraela kiedyś nastąpi. Ale wskazuje, że to ich nie powinno w tej chwili interesować. Oni mają być Jego świadkami: w Jerozolimie, w Samarii i aż po krańce ziemi. To zdanie stanie się zresztą schematem, na którym Łukasz zbuduje Dzieje Apostolskie: Najpierw pokaże rozwój Kościoła w Jerozolimie, potem w Samarii, a potem już jego rozwój w świecie.
     
  • W scenie wniebowstąpienia zwraca uwagę obłok, który zaczyna przesłaniać unoszącego się w górę Jezusa. Obłok jest Biblii znakiem obecności Boga. Czyli Jezus nie uleciał w kosmos, tylko poszedł do Ojca.
     
  • Podobnie jak w scenie zmartwychwstania, tak i tu pojawiają się dwaj mężowie w lśniących szatach (pewnie aniołowie). Zapowiadają ważną rzecz: że Chrystus kiedyś powróci. To ważna prawda wiary. Pojawia się w Składzie Apostolskim, Credo a nawet w większości krótkich wyznań wiary po przeistoczeniu: Chrystus umarł, zmartwychwstał, powróci. W naszej pobożności ten element jest jednak chyba mocno zapomniany. Wprawdzie liturgia pod koniec roku liturgicznego kieruje nasze myśli ku paruzji, jest jej poświęcony początek Adwentu, ale chyba w powszechnej świadomości polskich katolików ta prawda słabo funkcjonuje. Przynajmniej niespecjalnie widać, by jakoś wpływała na naszą pobożność, w której jest sporo o krzyżu, trochę o zmartwychwstaniu i związanych z tym nadziejach, a o świadomości powrotu Chrystusa na ziemię na sąd jakoś bardzo mało. Znacznie więcej myślimy o śmierci…

Jaki jest teologiczny sens wniebowstąpienia Jezusa? Oprócz przypomnienia, że zapowiada powtórne przyjście Jezusa w tekście Dziejów Apostolskich wyjaśnienia nie znajdujemy. Pewną wskazówka może być pytanie o odnowienie królestwa Izraela, ale Jezus unika jasnego wyjaśnienia, co właściwie się dzieje. Znaleźć je jednak można w drugim czytaniu.

2A. Kontekst drugiego czytania Ef 1,17-23 (stary lekcjonarz)

Czytany tej niedzieli fragment listu do Efezjan pochodzi z jego początku. Po pozdrowieniu św. Paweł pisze o wielkiej łasce jakiej dostąpili wierzący w Chrystusa: udziale w Bożym planie zbawienia. Potem – ten fragment już słyszymy w czytaniu – zapewnia o swojej modlitwie za Efezjan. Znaczenie Wniebowstąpienia wyjaśnia niejako przy okazji, pisząc o mocy Tego, któremu zaufali, a któremu Paweł powierza ich w modlitwie. 

Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego, to znaczy światłe oczy dla waszego serca, tak byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących - na podstawie działania Jego potęgi i siły, z jaką dokonał dzieła w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką zwierzchnością i władzą, i mocą, i panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym. I wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią Tego, który napełnia wszystko na wszelki sposób.
 

W świetle tych wyjaśnień Jezus wstąpił do nieba, by zasiąść po prawicy Ojca. Zwrot ten oznacza objęcie władzy. Gdy siada się po prawicy Boga, oznacza objęcie władzy boskiej. I w tym duchu wyjaśnia też to wydarzenie św. Paweł: Jezus jest ponad wszelką Zwierzchnością, Władzą, Mocą i Panowaniem. Czyli pewnie ponad wszelkimi Aniołami czy jakimiś ewentualnie istniejącymi innymi duchami. Jest ponad wszelkim innym imieniem – czyli ponad wszystkimi – nie tylko w tym czasie, ale także tymi, którzy przyjdą po nim. Z Buddą i Mahometem włącznie. Wszystko zostało Mu poddane. Intronizacja Jezusa na króla Polski? Ależ On jest królem wszystkiego!

Pytanie uczniów, czy wkrótce, zsyłając Ducha Świętego, przywróci królestwo Izraela znajduje więc w wywodach Pawła dokładniejsze wyjaśnienie. Jezus został królem nieba i ziemi. Odnawianie królestwa Izraela nie ma z tej perspektywy sensu. Było cofaniem się biegu historii. Przecież Jezu panuje już nad całym światem.

My, chrześcijanie XXI wieku może już przyzwyczailiśmy się do myśli, że mamy w niebie tak wielkiego Orędownika. Dla pogan musiało to być jednak coś niesamowitego. Ten, który był jednym z nas, ten który był przyjacielem naszych przyjaciół, a którego ludzie zabili, objął teraz w niebie boską władzę. Mamy niesamowitego sojusznika. Nie jesteśmy zdani na kaprysy jakichś bogów. Nie trzeba zaskarbiać sobie ich przychylności  obrzędami i ofiarami, których zresztą skuteczności nigdy nie można być pewnym.

Również Żydzi zyskiwali zupełnie inny „przystęp do Boga”. Schodził On ze swego piedestału niedostępności, z dalekiego nieba, które było dla absolutnych wybrańców, wychodził z niedostępnego dla zwykłych śmiertelników Świętego Świętych (miejsca w świątyni, do którego tylko raz do roku wchodził arcykapłan), a stawał się prawdziwym – jak to wieszczył prorok – „Bogiem z nimi”…

W tekście czytania zwracają jeszcze uwagę dwie mniej istotne myśli:

  • Jezus jest głową Kościoła. Jak ciało słucha głowy, tak Kościół powinien słuchać Jezusa. Ale też jak ciało jest bliskie głowie, tak Kościół jest bliski Chrystusowi. Temu, któremu wszystko zostało oddane we władanie.
     
  • Paweł prosi o mądrość dla Efezjan, aby coraz lepiej i głębiej poznawali Boże dzieła. Mają wiedzieć, czym jest nadzieja do której ich wzywa. Mają odkryć, jakim bogactwem zostali obdarowani. Mają zobaczyć, jak mocny jest ten, któremu zaufali. Można by powiedzieć: zaraz zaraz, przecież oni uwierzyli Jezusowi, więc pewnie to wiedzą. Ale prawda jest taka, że niekoniecznie. Dziś na pewno wielu chrześcijan jakby tego nie widziało. Jakby zapominamy o czekającym nas niebie zaciekle walcząc o doczesność. Często zazdrościmy niewierzącym ich bogactw. Czasem nawet możliwości pogrzeszenia. Jakby zapominamy, że mamy w niebie najprawdziwsze skarby. I trwożymy się porażkami zapominając, że jesteśmy po stronie Zwycięzcy. Modlitwa św. Pawła o głębsze zrozumienie konsekwencji, że nasz Zbawiciel jest Panem nieba i ziemi jest ciągle aktualna.

2B. Kontekst drugiego czytania Ef 4,1-7.11-13 (nowy lekcjonarz)

W nowym lekcjonarzu drugie czytanie w roku B uległo zmianie.

W nowym lekcjonarzu drugie czytanie w roku B uległo zmianie. Też pochodzi ono z listu do Efezjan, ale to inny jego fragment. Wcześniej, i tak jest w roku A,  pochodziło z pierwszej jego części, w której św. Paweł wyjaśniał Boży plan zbawienia. W nowym pochodzi z drugiej części, w której Paweł wzywa chrześcijan do życia godnego wielkości powołania. Szkoda, bo gubi się w ten sposób wyjaśnienie treści uroczystości Wniebowstąpienia, no ale...

Przytoczmy ten fragment w całości, łącznie z opuszczonym przez dobierających czytania fragmentem. Tekst czytania - pogrubioną czcionką.

A zatem zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego.

Dlatego mówi Pismo:
Wstąpiwszy do góry wziął do niewoli jeńców,
rozdał ludziom dary.

Słowo zaś "wstąpił" cóż oznacza, jeśli nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi?  Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić. I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami dla przysposobienia świętych do wykonywania posługi, celem budowania Ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa. [Chodzi o to], abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu. Natomiast żyjąc prawdziwie w miłości sprawmy, by wszystko rosło ku Temu, który jest Głową - ku Chrystusowi. Z Niego całe Ciało - zespalane i utrzymywane w łączności dzięki całej więzi umacniającej każdy z członków stosownie do jego miary - przyczynia sobie wzrostu dla budowania siebie w miłości.

Zacznijmy może od opuszczonego fragmentu, bo akurat jest tam wzmianka  o wstąpieniu Jezusa do nieba i wyjaśnienie jego sensu.  No ale trochę trzeba się nagimnastykować, żeby go zrozumieć.

Wiadomo, Jezus wstąpił do nieba, żeby zasiąść po prawicy Ojca. Czyli zostać królem wszechświata. Tu też jest o tym mowa, ale podkreślono tu triumf Jezusa. Przytoczony przez Pawła cytat, to lekko zmieniony fragment psalmu 68, wychwalającego triumf Boga.

Rydwanów Bożych jest tysiące tysięcy:
to Pan do świątyni przybywa z Synaju.
Wstąpiłeś na wyżynę, wziąłeś jeńców do niewoli,
przyjąłeś ludzi jako daninę,
nawet opornych - do Twej siedziby, Panie!
Pan niech będzie przez wszystkie dni błogosławiony:
ciężary nasze dźwiga Bóg, zbawienie nasze.
Bóg nasz jest Bogiem, który wyzwala,
i Pan Bóg daje ujść przed śmiercią.
Zaiste Bóg kruszy głowy swym wrogom,
kudłatą czaszkę tego, co postępuje grzesznie.

Nawet nie wchodząc w szczegóły widać, że psalmista wychwala tu Boże zwycięstwo. Jego elementem jest wzięcie jeńców. Tak to w dawnych wojnach bywało, że ludzie też byli jej łupami, stawali się sługami czy niewolnikami. I do tego nawiązuje Paweł. Ale mamy tu zaskakującą zmianę: „przyniosłeś ludzi jako daninę” zamieniono na „rozdał ludziom dary”. Paweł pokazuje przez to, że Chrystus nie człowieka pokonał, ale pokonał moce zła. To one zostały pokonane, stały się - obrazowo mówiąc - sługami, niewolnikami w tym sensie, że już nie mają żadnej większej mocy. Ludzie natomiast na tym zwycięstwie zyskali. Otrzymali od Zwycięzcy dary. Ciekawa myśl, prawda? Niby wiemy, że Jezus pokonał grzech śmierć i szatana, na czym my, ludzie zyskaliśmy, ale przypomnienia tego nigdy dość.

A samo czytanie? Zwraca uwagę całe mnóstwo spraw. Subiektywnie najważniejsze z  nich?

  • Kościół jest jakby Ciałem Chrystusa. I tak jak ciało ma różne członki, by było „wielofunkcyjne”, tak Kościół potrzebuje różnych posług. Ale cel jest jeden (choć wrażony wieloma słowami ;)) dojście do „jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa”. I cały zgodny wysiłek poszczególnych członków do tego powinien zmierzać.
     
  • Bardzo ważna jest w Kościele jedność. U jej podstaw leży fakt, że „jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich”. Tak, to prawda, że są w Kościele różne dary Jezusa, ale to nie powód by hołdować podziałom, ale by się wzajemnie tymi darami, umiejętnoościami, charyzmatami ubogacać.
     
  • Paweł jest realistą. Zdaje sobie sprawę. że ani świadomość jednego celu ani wezwania do jedności nie spowodują, że relacje między wierzącymi staną się bezproblemowe; wiedział, że nie obejdzie się bez tarć. Dlatego apeluje o postępowanie godne powołania: o znoszenie siebie nawzajem w miłości z cała pokorą, cichością i cierpliwością.

Czytanie to pomija tłumaczenie sensu wniebowstąpienia Jezusa. Przypomina jednak chrześcijanom, jak powinni patrzeć na tę wspólną sprawę, jaką jest Kościół. Zero prywaty. Wszystko dla duchowego dobra wszystkich. I mądrym jest to, że nie moralizuje, ale ukazuje wielkość i piękno chrześcijańskiego powołania; powołania przyjaciół Zwycięzcy i Pana...

3. Kontekst Ewangelii Mk 16,15-20

Czytany tej niedzieli fragment Ewangelii św. Marka to jej zakończenie. Wedle biblistów drugie zakończenie, bo trudno nie zauważyć pewnego pęknięcia w relacji Marka, który najpierw opowiada wszystko z wielkim zacięciem i pasją, a końcówkę, wszystko po spotkaniu u pustego grobu Jezusa kobiet z ubranym na biało młodzieńcem, potraktował już zdawkowo. Dlaczego? Lepiej chyba zostawić te rozważania biblistom, choć wydaje mi się, że chodziło o postawienie czytelnika przed pewnym dylematem: niewiasty nic powiedziały, bo się bały. A Ty? Wszak Ewangelia Marka to najpewniej Ewangelia dla przygotowujących się do chrztu katechumenów, dla których spotkanie ze Zmartwychwstałym i opowieść o tym, jak spotykają Go inni może być zachowana na później. Ważniejsza jest ta odpowiedź na pytanie: co ty zrobisz. Ale to tylko taka hipoteza...

W każdym razie mamy u Marka wzmiankę o spotkaniu Jezusa z Marią Magdaleną oraz uczniami idącymi na wieś (do Emaus) i zaraz scenę spotkania Jezusa z uczniami. I to podczas niej Jezus wstępuje do nieba. Wyraźnie to tylko  skrót tego, co się po zmartwychwstaniu wydarzyło...

Ale podobnie jak w innych Ewangeliach wymowa sceny jest jasna: pierwszy etap przygody z Jezusem właśnie się kończy. I niebawem zacznie się następny: wielka misja. Przytoczmy tekst czytania (w nawiasie słowa wprowadzające, których nie ma w samym tekście).

(Jezus ukazawszy się Jedenastu powiedział do nich:) „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą i ci odzyskają zdrowie”.

Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły.

4. Warto zauważyć

Czytając ten fragment Ewangelii Marka w uroczystość Wniebowstąpienia należałoby oczywiście skoncentrować się głównie na tej prawdzie. Ale właściwie prócz potwierdzenia faktu – „po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga” –  nic więcej tu nie mamy. Warto jednak to podkreślić: Jezus nie wstępuje do nieba by odpocząć po ziemskich trudach, ale by „zasiąść po prawicy Boga” czyli zostać ogłoszony Królem. Uczniowie Jezusa stają więc wobec kolejnego, wielkiego wydarzenia. Jezus nie tylko pokonał śmierć. Nie tylko idzie do nieba, by jakoś załatwić i im to niebo. On, ich przyjaciel, jest z woli Ojca w niebie królem. Niczego nie musi załatwiać. On ich kiedyś przyjmie i już.

Niesamowitą rzeczą dla nich, prostych ludzi, byłoby, gdyby ich mistrz ale i przyjaciel został władcą jakiegoś ziemskiego królestwa. Ale gdy zostaje Panem wszystkiego, całego świata? Nie, to już trudno nawet jakoś nazwać... A przecież my wszyscy, też przez chrzest staliśmy się Jego uczniami i przyjaciółmi. Być synem czy córką prezydenta to już wiele. Właściciela wielkiego banku? Jeszcze lepiej. Ale być dzieckiem Pana wszelkiego stworzenia, który daje życie wieczne?  Czy można być lepiej ustawionym?

Warto oczywiście zwrócić też uwagę na inne, z perspektywy uroczystości tej niedzieli mniej istotne sprawy.

  • Apostołowie mają iść i głosić Ewangelię „wszelkiemu stworzeniu”. Proszę zwrócić uwagę: nie są heroldami jakiejś filozofii czy ideologii, nie mają wzywać do takiego czy innego stylu życia. Ich pierwszym zadaniem jest ogłosić światu dobra wieść: wiecie, śmierć niczego nie kończy; można zmartwychwstać i żyć wiecznie w bezgranicznym szczęściu! Kusząca propozycja, prawda? Ilu ludzi szuka dziś lekarzy, którzy wyzwolą ich z przeróżnych dolegliwości? Ilu szuka u nich przedłużenia choć o trochę tego nędznego ziemskiego życia? Ilu żyje w strachu przed wojną, głodem, ilu płacze z powodu krzywd i niesprawiedliwości? Prawda o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym ciągle jest najlepsza nowiną, jaką człowiek może usłyszeć. Skusi się każdy. Nawet jeśli nie do końca uwierzy, to przynajmniej uzna, źe to ciekawa perspektywa. Tylko musi odkryć, że nikt go nie chce niewolić, ale mu dać. Dać życie wieczne...
     
  • Dlaczego nie wszystkim ludziom a „wszelkiemu stworzeniu”? Trudno powiedzieć. Ale być może to echo przekonania, że przecież przez dzieło Jezusa nie tylko sam człowiek, ale też całe stworzenie zostało odnowione. Jak by można w duchu św. Franciszka powiedzieć, i ptaki i trawy i słońce i gwiazdy mają się z czego cieszyć...
     
  • Zbawiony będzie, kto „uwierzy i przyjmie chrzest”. Kiedy chrzcimy niemowlęta musimy koniecznie pamiętać, że chrzest musi się łączyć z wiarą, z osobistą decyzją człowieka. Nie niemowlęcia, już człowieka dorastającego czy dorosłego. Nie możemy do niej zmuszać, ale możemy do niej wychowywać. Stąd tak ważne, by chrztu nie traktować jak zaklęcia, które samo z siebie wszystko załatwi.... To też wezwanie dla wielu letnich chrześcijan (którzy, niestety, pewnie tych słów czytać nie będą): do zbawienia potrzeba wiary, a nie tylko załatwienia formalności...
  • Kto nie uwierzy będzie potępiony... Dość często pojawia się dziś pytanie o możliwość zbawienia niewierzących. I tych, którzy nie przyjęli chrztu i tych, którzy go przyjęli, ale w praktyce żyją jak niewierzący. Jezus mówi wyraźnie, że bez wiary czeka człowieka potępienie. Nie jest to niesprawiedliwe. Bo zbawienie jest łaską, a nie czymś, co się człowiekowi należy. Można się oczywiście zastanawiać jak Bóg potraktuje tych, którzy nie wierzą bez własnej winy i co to właściwie znaczy, że „bez własnej winy”. No bo jest oczywiste, że jeśli ktoś urodził się przed Chrystusem, to nie mógł w Niego wierzyć. Kościół w tym kontekście wspomina Chrystusowe zstąpienie do piekieł i wyzwolenie sprawiedliwych czekających w otchłani (piekłach) na Jego zbawcze krzyż i zmartwychwstanie. Ale na ile można za analogiczną uznać sytuację ludzi, którzy o Chrystusie słyszeli? Albo tych, którzy wiarę porzucili?

    Od sądu nad człowiekiem jest Bóg. Ale trzeba jasno powiedzieć, że normalną droga ku zbawieniu jest wiara i chrzest, a wszystko inne to wyjątek. W pierwszym wypadku mamy wyraźną Chrystusową obietnicę. W drugim – przypuszczenia i domysły oparte na wierze w Bożą łaskawość...
     
  • Znaki towarzyszące wierzącym... Wyrzucanie złych duchów, mówienie językami, odporność na trucizny, uzdrawianie....  Gdzie to jest? Nawet jeśli to mają być tylko znaki towarzyszące  – od czasu do czasu –  działalności chrześcijan, a nie coś dziejącego się na co dzień, to coś jednak chyba jest nie tak.... Czy miały to być tylko znaki na początek rozwoju Kościoła? Niby dlaczego?

    Spróbujmy więc ustalić jakie są fakty. Owszem, przez egzorcyzmy wiele dziś złych duchów z ludzi wychodzi. Nowe języki? Może nie chodzi tylko o charyzmat glosolalii, ale np. łatwość uczenia się języków? A może po prostu to zapowiedź że Ewangelia dotrze do ludzi różnych języków? Niech będzie, może i tak. Odporności chrześcijan na trucizny nie jestem w stanie ocenić. A uzdrowienia? Podejrzewam, że zdarza się ich bardzo wiele, ale poza wspólnotami charyzmatycznymi są raczej wynikiem modlitwy, a nie prostego włożenia rąk....

    Jest jeszcze jedna możliwość wytłumaczenia, dlaczego dziś tych znaków nie ma. To po prostu znaki towarzyszące głoszeniu Ewangelii tym, którzy jej nie znają. A nie tym, którzy Ewangelią wzgardzili i wiarę porzucili. Na misjach zaś dzieją się rożne rzeczy....

    Możliwości odpowiedzi na pytanie, dlaczego wydaje się, że ta obietnica Jezusa jest dziś martwa, jest wiec sporo. A jednak chciałoby się, żeby dziś było podobnie... Chociaż.. jak człowiek sobie pomyśli: tyle cudów się dzieje. Np. taki doroczny cud św. Januarego. Czy to kogoś do wiary przekonało? Z tych, co to niby szukają znaku, a gardzą słowem?
     
  • Ostatnie zdanie, to towarzyszenie Jezusa uczniom w ich misji... O tym, że znaków dziś wydaje się trochę mało pisałem przed chwilą. Tu jednak chciałbym podkreślić fakt, że Kościół w swojej misji współdziała z Chrystusem. Nie jesteśmy więc zdani na naszą organizacyjną sprawność czy siłę perswazji. Warto o tym pamiętać. I pozwolić Bogu działać, a nie Jego działanie tłamsić odrzucaniem wszystkiego, co nie mieści się w utartych schematach....

5. W praktyce

  • Chrześcijanie mają Przyjaciela, który jest królem w niebie. Wnioski praktyczne płynące z tej prawdy trudno właściwie opisać. Na pewno jednak na pierwszy plan wysuwa się dystans, jaki chrześcijanin może mieć wobec spraw tego świata. Nie znaczy, że nie ma się angażować. Chodzi o to, że kiedy coś idzie nie po jego myśli, nie musi się denerwować, złościć, nie musi sięgać po niemoralne środki byle osiągnąć cel... Przykłady?

    Chrześcijanin nie musi walczyć o życie swoje czy swoich bliskich, jakby ze śmiercią wszystko się kończyło. Gdy czuje się niedowartościowany – np. w pracy – może tłumaczyć sobie, że najważniejsze jest to, jak widzi go Bóg. Gdy brakuje mu pieniędzy na coś więcej nic podstawowe potrzeby wie, że w niebie będzie miał wszystko, czego zapragnie (oczywiście gusta człowieka mogą wtedy być inne niż nasze ziemskie oczekiwania). Zaś gdy jego kandydat na prezydenta nie zostaje wybrany nie musi biadolić, jakby właśnie miał nastać koniec świata. Czy władza będzie sprzyjała złu czy nie, ma przecież tylko ograniczone znaczenie. Tu na ziemi może być lepiej albo gorzej, ale super, to będzie dopiero w niebie...
     
  • Kościół musi pamiętać, że w jego misji towarzyszy mu Chrystus. To nie jest teoria. Tak jest naprawdę. Nie znaczy to, że nie musimy się starać. Bardziej o to, że zamiast tworzyć wielkie plany i ze szczegółami wymyślać co i jak trzeba się bardziej wsłuchiwać w to, czego chce od nas Bóg.

    Np. sprawa pustoszejących kościołów. Czy jesteśmy w jakikolwiek sposób sprawić, by ludzie znów je zapełnili? Odwoływać się to potrzeby kultywowania tradycji?  Do ludzkiej przyzwoitości? Straszyć sądem i piekłem? A jeśli to nic nie da, narzekać na ludzka podłość? Przyniesie to pożądany skutek? Jedyną metodą jest próba budzenia wiary – a daje ją zawsze Bóg – przez doprowadzania do osobistego spotkania z Bogiem. Ale to już nie ma nic wspólnego z zapełnianiem kościołów. Jest raczej hojnym i bezinteresownym rozdawaniem ludziom skarbu.

    Albo religia w szkole. Jak sprawić, by przynosiła więcej dobrych owoców? Nic nie da naiwne przekonanie, że to wszystko kwestia organizacji: podniesienia poziomu kształcenia przez stosowanie lepszych pomocy naukowych albo lepszego wyszkolenia katechetów. Czasy mamy jakie mamy i szkoła funkcjonuje w takim a nie innym otoczeniu. Trzeba chyba uświadomić sobie, że w dobie traktowania nauczyciela jak sprzedawcy zachwalającego swój towar to, co mamy do zaoferowania nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Tu chyba też trzeba postawić na doprowadzanie do spotkania z Bogiem. Niech już sam sobą zachwyci, to przecież też Jego sprawa...
     
  • W nawiązaniu do drugiego czytania z nowego lekcjonarza... Będąc w Kościele nie powinniśmy zapominać, po co on jest. Nie dla prywaty, ale dla duchowego dobra wszystkich jego członków. By wszyscy spotkali kiedyś Boga twarzą w twarz. I po to są w nim różne posługi, dary, charyzmaty. A żeby skutecznie do tego celu zmierzać, trzeba zgodnej współpracy wielu. Dlatego trzeba czasem zacisnąć zęby, ugryźć się w język, pohamować złość... Tak, bo to nasze wspólne dobro. Nie prywatne ranczo tego czy innego członka Kościoła, który musi postawić na swoim nawet za cenę podeptania innych.