Ślepcze, zostaw swój płaszcz

Andrzej Macura

publikacja 21.10.2015 21:36

Garść uwag do czytań na XXX niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.

Ślepcze, zostaw swój płaszcz Roman Koszowski /Foto Gość Na wezwanie Jezusa Bartymeusz nie tylko szybko przychodzi, ale przedtem zrzuca z siebie swój płaszcz. Jedyną cenniejszą rzecz, jaką posiadał. Bardzo zresztą istotną. Płaszcz służył ubogim w nocy za koc, który pomagał przetrwać zimne noce. Bartymeusz chcąc spotkać Jezusa zostawia wszystko co miał, całe swoje zabezpieczenie

Żyjemy w czasach, które wymykają się łatwym ocenom. Z jednej strony w świecie kultu zdrowia, siły i urody. Z drugiej – uczciwie to trzeba przyznać – w świecie, który dla pokrzywdzonych przez los różnorakimi chorobami jednak sporo stara się robić. Czytania XXX niedzieli zwykłej roku B to przede wszystkim wskazanie, że Bogu i ci słabsi nie są obojętni. Ale jest w nich, zwłaszcza w Ewangelii, jeszcze trochę więcej.

1. Kontekst pierwszego czytania Jr 31, 7-9

Jeremiasz to tragiczny prorok klęski. Żył i działał  u progu upadku Judy (południowej części dawnego, niepodzielonego Izraela, gdy cześć północna jako państwo też dawno już nie istniała). Póki co, po deportacji co możniejszych mieszkańców do Babilonii (między innymi proroka Ezechiela)  zachowywała on (Juda) pozory niepodległości. Rządził nim osadzony na tronie przez Babilończyków król Sedecjasz. Zamiast jednak, jak radził Jeremiasz, zachować lojalność wobec potężnego sąsiada i ocalić w ten sposób ile się da, Sedecjasz szukał sposobów na uwolnienie się spod jego kurateli. Ostatecznie przystąpił do antybabilońskiej koalicji, wspieranych przez Egipt Edomu, Moabu, Tyru i Sydonu. Konsekwencje tego kroku miały okazać się tragiczne: Sedecjasz poniósł sromotną klęskę, a Jerozolima, stolica niepokornego państewka, wraz ze znajdującą się w niej świątynią, została zniszczona. Okazało się, że traktowany często jak zdrajca prorok Jeremiasz jednak miał rację.

Jeremiasz to postać niewątpliwie tragiczna. Musiał iść na przekór niepodległościowym aspiracjom swojego narodu. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że jego wysiłek nic nie da i że ostatecznie Babilończycy zniszczą Jerozolimę, świątynie i cały kraj, uprowadzając do niewoli kolejne grupy jego mieszkańców. Prócz zapowiedzi nieuchronnej klęski miał też jednak dla swojego narodu słowa pociechy: tak, poniesiecie klęskę, ale Bóg o was nie zapomni. Kiedyś pozwoli wam wrócić z niewoli i odbudować dawne królestwo. Właśnie z tej części proroctw Jeremiasza pochodzi czytany tej niedzieli fragment Jego księgi.

Przytoczmy go w nieco szerszym kontekście. Bo to proroctwo Jeremiasza jest po prostu piękne. Samo czytanie – jak zwykle pogrubioną czcionką.

To mówi Pan:
«Znajdzie łaskę na pustyni
naród ocalały od miecza;
Izrael pójdzie do miejsca swego odpoczynku.
Pan się mu ukaże z daleka:
Ukochałem cię odwieczną miłością,
dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość.
Znowu cię zbuduję i będziesz odbudowana,
Dziewico-Izraelu!
Przyozdobisz się znów swymi bębenkami
i wyjdziesz wśród tańców pełnych wesela.
Będziesz znów sadzić winnice
na wzgórzach Samarii;
uprawiający będą sadzić i zbierać.
Nadejdzie bowiem dzień,
kiedy strażnicy znów zawołają
na wzgórzach Efraima:
"Wstańcie, wstąpmy na Syjon,
do Pana, Boga naszego!"»

To bowiem mówi Pan:
«Wykrzykujcie radośnie na cześć Jakuba,
weselcie się pierwszym wśród narodów!
Głoście, wychwalajcie i mówcie:
"Pan wybawił swój lud,
Resztę Izraela!"
Oto sprowadzę ich z ziemi północnej
i zgromadzę ich z krańców ziemi.
Są wśród nich niewidomi i dotknięci kalectwem,
kobieta brzemienna wraz z położnicą:
powracają wielką gromadą.
Oto wyszli z płaczem,
lecz wśród pociech ich przyprowadzę.
Przywiodę ich do strumienia wody
równą drogą - nie potkną się na niej.
Jestem bowiem ojcem dla Izraela,
a Efraim jest moim [synem] pierworodnym.

Jakub czy Efraim to oczywiście synonimy Narodu Wybranego.  Wszystko więc jasne, ale uporządkujmy.

  • Prorok ukazuje Boga jako tego, który lituje się nad swoim ludem; wszak – jak czytamy – to dla niego pierwszy, najważniejszy z narodów. Bóg jest jego Ojcem, a on Jego synem.
     
  • Prorok zapowiadając wyzwolenie Izraela kreśli przed słuchaczami obraz triumfu. Powracają z wygnania nie tylko silni i zdrowi, ale i „niewidomi, dotknięci kalectwem, kobiety brzemienne i położnice”. Czyli i ci, którzy nie daliby rady, gdyby chodziło tylko o zwycięskie powstanie, o wywalczenie sobie niepodległości. Ten triumf będzie większy i niezależny od sił Narodu Wybranego.

Dla dzisiejszego czytelnika proroctwo to, spełnione kilkadziesiąt lat po jego wypowiedzeniu, jest potwierdzeniem, że Bóg może wszystko. I że – co chyba dość istotne – w Jego kalkulacjach liczą się nie tylko silni i zdrowi, ale też słabi i bezradni. Inaczej niż w pewnym znanym przysłowiu Bóg troszczy się o wszystkich, nie tylko o tych, którzy potrafią się o siebie zatroszczyć sami.

No dobrze, ale jaki to czytanie ma związek z Ewangelią? Wszak zostało specjalnie do niej dobrane? Nie tak? Ano tak. Póki co niech nam wystarczy zauważenie, że i tu i w Ewangelii jest mowa o niewidomych/niewidomym. A czy chodzi tylko o pokazanie, że Bóg i o tych słabych się troszczy? Zobaczymy.

Dodajmy w tym miejscu, że następujący po czytaniu psalm responsoryjny jest pochwałą czyniącego wielkie rzeczy Boga: „Gdy Pan odmienił los Syjonu, wydało się nam, że śnimy; usta nasze były pełne śmiechu, a język śpiewał z radości”.

2. Kontekst drugiego czytania Hbr 5,1-6

Drugie czytanie tej niedzieli to kontynuacja trwającej już niedziele od jakiegoś czasu lektury Listu do Hebrajczyków. Tym razem, w  stosunku do poprzedniego tygodnia, nie opuszczono ani wersetu. Autor listu kontynuuje swój wywód na temat arcykapłaństwa Chrystusa. Z jednej strony – tłumaczy – Chrystus jest arcykapłanem większym, niż dotychczasowi. Z drugiej – tak samo jak oni rozumie słabości tych, za których składa ofiary. Przytoczmy tekst czytania dodając na początku trzy wiersze znane z poprzedniego tygodnia, a na końcu dwa następujące po nim. Wszystko jest wtedy jaśniejsze...

Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania] pomocy w stosownej chwili.

Każdy bowiem arcykapłan z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy. Może on współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, ponieważ sam podlega słabości. I ze względu na nią powinien jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron. Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale [uczynił to] Ten, który powiedział do Niego:

„Ty jesteś moim Synem,
Jam Cię dziś zrodził”,

jak i w innym [miejscu]:

„Tyś jest kapłanem na wieki
na wzór Melchizedeka”.


Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają,  nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka.

Arcykapłan, jak wiadomo, choć sam był tylko człowiekiem, z ustanowienia Bożego pełnił rolę pośrednika między Bogiem a ludźmi. Wywód autora listu zawiera w tym fragmencie dwie istotne treści: Jezus Chrystus też jest arcykapłanem z ustanowienia Boga oraz Jezus Chrystus rozumie słabości tych, za których składa ofiary, za którymi się wstawia. Tej drugiej tezy przy takim doborze tekstu czytania można się jednak tylko domyślać. Znajomość kontekstu nie pozostawia już jednak żadnych wątpliwości. O to właśnie autorowi listu chodziło.

Na potwierdzenie swoich tez autor listu przytacza fragmenty dwóch psalmów: 2 i 110. Oba proroctwa odnosi do Jezusa. W pierwszym cytacie pobrzmiewa scena z chrztu Jezusa, gdzie głos z nieba (czyli Ojciec) przedstawia Jezusa jako swojego Syna, w którym Bóg ma upodobanie i którego ludzie mają słuchać (w zależności od Ewangelii). Tekst drugiego z zacytowanych psalmów stosuje Jezus do siebie w jednej z ewangelicznych scen, gdy tłumaczy, że Mesjasz Starego Testamentu nie może być tylko potomkiem Dawida, skoro ten nazywa Go swoim Panem. Ale co znaczy, że Jezus jest „arcykapłanem na wzór Melchizedeka”?

Melchizedek to postać z Księgi Rodzaju. Czytany tam jak po zwycięstwie nad wrogami naprzeciw wracającego Abrama z królem Sodomy wychodzi „Melchizedek, król Szalemu”. Nazwany przez autora księgi kapłanem Boga Najwyższego przynosi chleb i wino i z powodu odniesionego zwycięstwa błogosławi zarówno Bogu jak i Abramowi. Sam autor Listu do Hebrajczyków szerzej tłumaczy swój zamysł  w 7. rozdziale listu. Owego podobieństwa doszukuje się w dwóch sprawach. Najpierw w tajemniczym pochodzeniu Melchizedeka, o którym właściwie nic nie wiadomo. Podobnie jest z Jezusem. Tak, narodził się w rodzinie Józefa i Maryi, ale Jego pochodzenie jest bardziej tajemnicze. Po drugie chodzi o kapłana, który nie tylko nie jest z rodu Lewiego, ale w ogóle nie jest potomkiem Abrahama. Czyli Jezus jest arcykapłanem przekraczającym ramy arcykapłaństwa Starego Testamentu.

I to chyba wszystko co trzeba by zauważyć... Dla nas słuchaczy słowa Bożego w XXI wieku to przypomnienie, jakiego Bóg ustanowił nam pośrednika. Jezus Chrystus jako człowiek doświadczony cierpieniem rozumie ludzkie słabości. Z drugiej jest prawdziwym Synem Bożym, tym, który zna Ojca. Lepszego Pośrednika mieć nie mogliśmy...

3. Kontekst Ewangelii Mk 10, 46-52

Co to znaczy iść drogą Jezusa? Co to znaczy być Jego uczniem? To podstawowe pytania drugiej części dzieła Marka, z której pochodzi Ewangelia tej niedzieli. Po trzeciej zapowiedzi męki Jezus musi tłumaczyć swoim uczniom, że jeśli chcą ze sobą rywalizować o pozycję, to powinni starać się być pierwszymi w służbie. Podobnie jak wcześniej musiał im tłumaczyć,  jak trudno wejść do Królestwa tym, którzy pokładają ufność w bogactwach, że jego uczniowie powinni się stać jak dzieci i że nie powinni szukać drogi łatwej, ale wrócić do pierwotnego Bożego zamysły odnośnie małżeństwa. Jeszcze wcześniej... sporo tego było. Teraz Jezus wchodzi do Jerycha. Scena która tam się rozegra będzie ostatnią, która wydarzy się przed przybyciem Jezusa do Jerozolimy. I ostatnią w Jego ziemskim życiu poza Jerozolimą.

Przytoczmy tekst czytania.

Gdy Jezus razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną". Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: "Synu Dawida, ulituj się nade mną".

Jezus przystanął i rzekł: "Zawołajcie go". I przywołali niewidomego, mówiąc mu: "Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię". On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: "Co chcesz, abym ci uczynił?" Powiedział Mu niewidomy: "Rabbuni, żebym przejrzał". Jezus mu rzekł: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła". Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.


4. Warte zauważenia

Gdyby czytać tę Ewangelię jedynie w kontekście pierwszego czytania wystarczyłoby chyba stwierdzenie, że Jezusa interesuje los ludzi słabych. Oto niewidomy nieborak siedzi przy drodze. Gdy słyszy, ze Jezus przechodzi, zaczyna Go wołać. Ludzie z tłumu chcą go uciszyć. Co tam jakiś niewidomy będzie zakłócał uroczystą chwilę, gdy potężny prorok przechodzi przez miasto w swojej drodze do Jerozolimy? Czy godzi się, by jakiś niewidomy zakłócał uroczysty marsz tak ważnej postaci? A Jezus znalazł dla niewidomego czas i uzdrowił go. Co więcej, to wydarzenie sprawiło, że otoczenie zapamiętało, jak się ów niewidomy nazywał. Jeden z nielicznych, którym Jezus wyświadczył jakąś łaskę, którego wymienia się dziś z imienia...

Wszystko? Nie. W opowieści zwraca uwagę postawa Bartymeusza. Najpierw woła „Jezusie, Synu Dawida”. Czyli Jezusie Mesjaszu. Podobne wyznanie złożył wcześniej tylko Piotr w Cezarei Filipowej. Dalej, na wezwanie Jezusa Bartymeusz nie tylko szybko przychodzi, ale przedtem zrzuca z siebie swój płaszcz. Warto zwrócić uwagę: zapewne jedyną cenniejszą rzecz, jaką posiadał. Bardzo zresztą istotną. Płaszcz służył ubogim w nocy za koc, który pomagał przetrwać zimne noce. Bartymeusz chcąc spotkać Jezusa zostawia wszystko co miał, całe swoje zabezpieczenie. A potem najbezczelniej w świecie prosi Jezusa o wielki cud: „abym przejrzał”. Uzdrowiła go – mówi mu Jezus – jego wiara. Nic dziwnego, że potem – jak to zanotował Ewangelista – postanowił trzymać się dalej Jezusa i poszedł za Nim do Jerozolimy.

Teraz już wszystko? Przypominam, że scena jest fragmentem drugiej części Ewangelii Marka, tej w której chodzi o pokazanie czytelnikom, co znaczy iść drogą Jezusa. Na samym początku tej części Ewangelii Jezus wyjaśnia swoim uczniom: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”. Może nie mam racji, ale wydaje mi się że scena z niewidomym Bartymeuszem jest powtórzeniem tamtego wezwania.

Czytelnik Ewangelii, którym – jak już kiedyś pisałem – w zamyśle Marka miał być między innymi przygotowujący się do chrztu katechumen, już poznał kim Jezus. On też może powtórzyć za Piotrem i Bartymeuszem, że Jezus jest „Synem Dawida” czyli obiecanym Mesjaszem. On też, jak Bartymeusz swój płaszcz, dla spodziewanej łaski Jezusa zdecydował się narazić na szwank to, co miał najcenniejszego: w obliczu możliwych prześladowań swoją pozycję społeczną, swoje przyjaźnie, a być może i swoje życie. On już też, jak Bartymeusz, przejrzał. Pozostało mu w zasadzie jedno: jak Bartymeusz podążyć za Jezusem do Jerozolimy. By idąc drogą za Jezusem razem z Nim umrzeć, a potem zmartwychwstać.

Naciągane? Jak zwracał uwagę ks. Klinger w Ewangelii Marka zdumiewająco dużo razy będzie jeszcze mowa o szatach. Arcykapłan podczas przesłuchania Jezusa je rozedrze, Jezus zostanie z nich odarty, gdy żołnierze zechcą go wyszydzić, a potem zdejmą je po raz drugi gdy rozpocznie się krzyżowanie. Istotne? Chyba nie. Ale jest też tajemnicza scena z młodzieńcem, który po aresztowaniu Jezusa w Ogrójcu idzie za Nim odziany tylko w „prześcieradło na gołym ciele”. Gdy żołnierze chcą go zatrzymać zostawia prześcieradło w ich ręku i ucieka. Czy to tylko wspomnienie wydarzenia, którego autor Ewangelii sam był bohaterem? Może. Ale gdy w poranek zmartwychwstania kobiety przychodzą do grobu widzą w nim młodzieńca ubranego w białą szatę. Młodzieńca, nie anioła. Jednego, nie dwóch. Przypadek? A może to pouczenie uczniów Jezusa? „Idąc za Jezusem  nie martw się o swój płaszcz. Racja, jeśli konsekwentnie pójdziesz za Nim zabiorą ci nawet ostatnią szatę tak, że zostaniesz nagi. Ale nie martw się: zmartwychwstaniesz z Jezusem. On Ci da nową, znacznie lepszą szatę”.

Trzeba przyznać, że jeśli Ewangelię Marka czytał katechumen, który wiedział, że wejdzie do wody chrztu bez szaty, by dopiero na drugim brzegu otrzymać nową, białą, nie brzmi to nieprawdopodobnie. Jest jednak w tym toku narracji Marka także wezwanie dla dawno już ochrzczonego ucznia Chrystusa XXI wieku. Czy zdecydowałem się jak Bartymeusz, z Jezusem, który przywrócił mi wzrok, zostać już na dobre i na złe? Czy zdecydowałem się pójść z Nim do Jerozolimy, czyli trwać przy Nim także wtedy, gdy przyjdą chwile, w których być chrześcijaninem będzie znaczyło pójść na krzyż? Tak, Jezus zapowiadał uczniom: „kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je”. I otrzyma nową.

5. W praktyce

  • Bóg czasem dopuszcza na człowieka klęski. Nie zawsze są one mającą człowieka uleczyć karą za grzechy. Na pewno jednak nigdy o nas nie zapomina. Bóg tych słabych, zmarginalizowanych też dostrzega. I nie przestaje się o nich troszczyć. Wszak sam wie jak to jest. Doświadczył tego na własnej skórze. Jeśli rodzi się w nas myśl,  że dla Boga z jakiegoś powodu nie przedstawiamy już żadnej wartości, to trzeba nam tę myśl potraktować jak pokusę. Czyli ją odrzucić.
     
  • Chrześcijanin ciągle powinien pytać samego siebie o swój stosunek do tych, którzy w społeczeństwie się nie liczą. Do chorych, kalekich, upośledzonych,  niezaradnych. Traktowanie takich ludzi z pełną wyższości pogardą na pewno nie jest naśladowaniem Chrystusa.
     
  • Chrześcijanin jest tym, który dzięki Chrystusowi przejrzał. Widzi albo powinien widzieć znacznie więcej niż ci, których On swoją łaską nie dotknął. Pytanie tylko, czy świadom tej wielkie łaski chce podążać za Jezusem, czy też pozostanie w swoim Jerychu, zadowolony że dzięki Jezusowi stał się sławny i rozpoznawalny.
     
  • Konkretne i aktualne zarówno w 2015 i w 2018 roku. Chrystus uczył, że przybyszów trzeba przyjmować. Sam, ze względu na nasze dobro poświecił się umierając na krzyżu. A w sumie mógł się nie przejmować. Przecież wszyscy moglibyśmy dla Niego być obcymi, prawda? Czy ja, Polski chrześcijanin XXI wieku, jestem jak Jezus gotów przegrać, stracić, pójść na krzyż ze względu na wierność swojemu Mistrzowi? A może wolę zostać w Jerychu swojego mało wymagającego chrześcijaństwa? I jeszcze swoją odmowę pójścia za Jezusem usprawiedliwiam rozsądnym podejściem do sprawy?

    W sumie to samo dotyczy chrześcijan domagających się, by Kościół usankcjonował grzech cudzołóstwa. Przecież żyjący razem bez ślubu mają od lat proponowane im przez Kościół wyjście: żyć jak brat z siostrą, zrezygnować ze współżycia. Ta droga jest za zbyt wymagająca?