Umarłych grzebać

Katarzyna Solecka

publikacja 26.03.2016 18:00

Kilka słów o zaufaniu gdy ukochanych trzeba powierzyć Ukochanemu.

Umarłych grzebać mmmavocado / CC 2.0

Nie są to sprawy łatwe. Grzebanie umarłych to tysiąc praktycznych spraw, kiedy utrata kogoś rozrywa nam serce; to czas, kiedy zmagamy się z oporem, z bezradnością wobec śmierci; kiedy musimy na nowo zbudować relacje. Wiara domaga się czytelnych znaków, także wówczas. Pójście na pogrzeb, śpiewanie żałobnych pieśni, wybieranie kwiatów, poszanowanie dla cudzej żałoby – gesty wydawałoby się banalne świadczą w swej prostocie o naszej afirmacji życia od jego początków aż do kresu.

*

Nieprzypadkowo miłosierdzie wobec umarłych to w pierwszej kolejności pogrzebanie ciała, okazanie mu szacunku, troska o nie. Cała liturgia pogrzebu jest wyrażeniem wiary właśnie w jego – ciała – zmartwychwstanie. Jest katechizmem czytanym przez wszystkich obecnych – i tych bliższych, i tych dalszych, a nawet tych stojących zupełnie daleko. Dlatego na pogrzebach musimy być obecni my – chrześcijanie.

Skoro pogrzebanie umarłych to jeden z uczynków miłosierdzia, trzeba nam ich grzebać z miłością: z łagodnością wobec cierpienia, cierpliwie. Własne interesy odkładając na bok, nie szukając swego. Trzeba nam się zatroszczyć o mniejsze i większe sprawy, nie dbając o poklask, o to, co powiedzą ludzie. Odrzucić gniew, nie pamiętać złego… Trzeba nam pokładać nadzieję, tak by przetrzymać wszystko. I nie ustawać – kochać nadal.

Nakaz pogrzebania umarłych ma w sobie jakąś ostateczność: śmierci nie umkniemy ani my, ani ludzie wokół. Napis na żałobnych wstęgach: „ostatnie pożegnanie” – wskazywać może na nasz dobry gest w obliczu definitywności śmierci. Może jednak równie dobrze oznaczać i to, że już się ze sobą nie będziemy żegnać, a witać. W Bożym królestwie.

*

To nie jest tak, że zanurzeni we własnym życiu nagle wobec czyjejś śmierci wskoczymy na właściwe miejsce: wyrazimy wiarę w zmartwychwstanie, okażemy miłość, nakarmimy innych nadzieją. Nie – my w naszym życiu musimy wierzyć, kochać, pokładać nadzieję, tak by w czasie próby te wartości, te cnoty wybrzmiały.

Dlatego nasza gotowość rozstrzyga się teraz – w tym co robimy, w tym jak i z jakich powodów to robimy, w tym jak wygląda nasza chrześcijańska codzienność. Dlatego gotowość naszych dzieci rozstrzyga się teraz – jeśli Bóg jest w życiu rodzinnym „realny”, to i o śmierci, o niebie da się mówić prawdę. Dlatego gotowość ludzi starszych i chorych rozstrzyga się teraz – w chrześcijańskiej codzienności ani pytania o śmierć, ani o pochówek, ani o Wiatyk nie są niczym zaskakującym, niewygodnym.

Grzebać umarłych oznacza więc także zaufać Kościołowi: uczestniczyć w jego życiu, głosić jego naukę, przyjmować sakramenty, sprawować liturgię. Czy to nas uchroni od cierpienia związanego ze śmiercią? Nie. Ale kiedy przyjdzie czas grzebania umarłych – wyrazimy wiarę w zmartwychwstanie, okażemy miłość także tym, co pozostali, nasza nadzieja pokładana w Bogu nie zgaśnie.

*

Są takie śmierci, nad którymi bolejemy szczególnie. Z różnych powodów: śmierci w katastrofach i wypadkach, śmierci dzieci, także tych nienarodzonych; śmierci, które rodzą w nas bunt, wyrywają z serca krzyk, każą wołać o sprawiedliwość, mierzyć się z rozpaczą. Grzebać umarłych znaczy więc także: oddać należne miejsce Bogu.

Nie w tym sensie, że On pochwala śmierć, chce cierpienia, nadużywa swej władzy nad nami. Ale dlatego, że jest jedyną Osobą, której możemy powierzyć naszych zmarłych. Kochającemu – tych, których kochamy.

Oddać należne miejsce Bogu trzeba także w tym sensie, że to do Niego należy ostatnie słowo. Ludzkie honory, miejsca w alejach zasłużonych – On osądzi. Każdy bezimienny grób, śmierć w zapomnieniu, strach tych, co pozostali – On pamięta. Nikt z nas, grzeszników, nie ujdzie z Jego ręki, sprawiedliwość się wypełni, dobro zwycięży.