Magnificat ma Adresata

Katarzyna Solecka

publikacja 20.12.2016 21:21

Mamy czasem tylko tyle: Biblię na stoliku, słowa w sercu, liche „tak”. Tylko tyle i aż tyle…

Magnificat ma Adresata Gramma Photography / CC 2.0 Magnificat ma Adresata, ale ma również i słuchaczy. Czy czujesz na sobie ich wzrok? Przyglądają się uważnie, czasem podchodzą blisko, na odległość głosu. Słyszą cię.

Medytacja nad Magnificat (Łk 1,46-55)

«Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia,
gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
Święte jest Jego imię –
a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją.
On przejawia moc ramienia swego,
rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.
Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia.
Ujął się za sługą swoim, Izraelem,
pomny na miłosierdzie swoje -
jak przyobiecał naszym ojcom -
na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki».

Świadek Tajemnicy

Magnificat jest osobisty. Dotyka głęboko w sercu tego, co tak dojmująco nasze. Trafia w punkt – tam, gdzie ja to ja. Magnificat to doświadczenie własnej wyjątkowości, odkrycie, że Bóg „uczynił wielkie rzeczy” właśnie mnie.

Magnificat jest osobisty także w tym sensie, że musimy go wypowiedzieć sami, własnym głosem, po swojemu nazwać to, co jest między nami a Bogiem. Słowa proroków i świętych, słowa Maryi – możemy z nich czerpać, ale trzeba nam te słowa uczynić własnymi. W końcu się poczuć potomstwem Abrahama – doświadczyć tej więzi, tej wspólnoty, doświadczyć Kościoła, bycia u siebie. Znamy historię Matki Jezusa – tak, jak Jej los został wpleciony w historię zbawienia, tak samo dzieje się i z nami. Możemy powiedzieć: to tylko słowa, cóż takiego się stanie, jeśli powiem przed Bogiem krótkie „tak”? A jednak Maryja uwierzyła słowu anioła, wyruszyła w drogę do Elżbiety, wysłuchała jej wyznania, odpowiedziała. Mamy czasem tylko tyle: Biblię na stoliku, słowa w sercu, liche „tak”. Tylko tyle i aż tyle…

Oto nasz Bóg jest wielki i czyni wszystko, co zechce, a chce właśnie tego: zbliżyć się do uniżonych, pokornych, do nas. Śpiewając Magnificat, staję przed całym światem, aby to właśnie ogłosić, to powiedzieć, tym żyć. Bo Magnificat ma Adresata, ale ma również i słuchaczy. Czy czujesz na sobie ich wzrok? Przyglądają się uważnie, czasem podchodzą blisko, na odległość głosu. Słyszą cię.

Bóg jest Tym, kto rozprasza i strąca, niszczy to, co się Jemu sprzeciwia. Żadna siła nie może się równać z tą potęgą – a więc żadna siła nie może nam zagrozić, bo Boża moc „głodnego nasyca dobrami”, „ujmuje się za sługą”. Ktoś powie – w tym hymnie jest jakiś tryumf, zwycięstwo, a co z bezradnością wobec zła, codziennością bez radosnych okrzyków, klęską? W pieśni Maryi obecne są wszystkie trudne rzeczy, których człowiek doświadcza: całe cierpienie, ucisk pokornych, wszelki głód, słabość godna litości. To, czego tak dotkliwie doświadczamy, Maryja zanurza w miłosierdziu Boga, to miłosierdzie sławi. My podobnie – cierpiąc, możemy uwielbiać, możemy w tym uwielbieniu zanurzyć cały świat, swój, nasz wspólny.

Śpiewać Magnificat to jak przypominać i Bogu, i sobie Jego obietnice, to, co „przyobiecał naszym ojcom”. Mówić Bogu: ja wiem, że Ty wiesz, że ja wiem. Ja wiem o Twoich obietnicach, o Twojej miłości; Ty wiesz, co jest w moim sercu, co dzieje się ze mną, znasz mnie.