Zrozumieć można i w drodze

Andrzej Macura

publikacja 27.04.2017 10:30

Przystanek IV. Jezus objawia się uczniom na drodze do Emaus.

Zrozumieć można i w drodze Andrzej Macura CC-SA 4.0 Zmartwychwstały wprasza się w codzienność zwyczajnych ludzi i daje zrozumienie podczas prozaicznej wędrówki za swoimi sprawami. Pobyć z człowiekiem, pójść z nim kawał drogi, nie jest dla Niego stratą czasu

Kleofas i... ? Imienia tego drugiego ucznia nie znamy. Po co szli do Emaus? Nie, nie chodzi o to, żeby nie mieli prawa pójść, gdzie chcą. Dziwi tylko, że wybrali się w tę jedenastokilometrową podróż, gdy w Jerozolimie działy się rzeczy tak niezwykłe! Jak sami tłumaczą napotkanemu Wędrowcowi, w mieście pojawiła się nieprawdopodobna wieść, że ten Jezus, którego przywódcy Izraela skazali na śmierć i zabili, powstał z martwych. Aż dziw bierze, że w takim momencie nie chcą być w centrum wydarzeń. Dyskutują o tym wszystkim, ale sens całej tej sprawy chyba jeszcze im umyka. Nie są, bo nie mogą być pewni, że Jezus zmartwychwstał. Brakuje kropki nad „i”: nie widzieli Go po śmierci żywego. I nie widział Go nikt, kto mógłby to wszystko im jakoś sensownie objaśnić. Mogą tylko snuć przypuszczenia. Nic więcej.

A Jezus? Ewangelista Łukasz napisał, że owi dwaj zmierzający do Emaus uczniowie nie rozpoznali Go. Ich oczy były „niejako na uwięzi”. Pewnie po to, żeby radość ze spotkania nie przyćmiła tego, co w tym momencie mogło być ważniejsze: pomoc w zrozumieniu tego, czego nie mogli pojąć. Boski Wędrowiec włączył się więc w ich dyskusję. I sięgając do Pisma wyjaśniał im, że taki przecież miał być los Mesjasza. Pewnie bezcenny to był wykład. Dający zrozumienie, że śmierć i zmartwychwstanie Jezusa to nie jakaś pomyłka. Że to coś, o czym natchnieni autorzy Starego Testamentu mówili od dawna. Wtedy jednak owi dwaj uczniowie jeszcze nie zorientowali się, że mówi do nich sam Zmartwychwstały Chrystus. Dopiero później, gdy zasiedli do stołu. Ta stacja Drogi Światła każe nam jednak zatrzymać się na chwili, gdy idąc do Emaus słuchali wykładu Mistrza....

Płaczącej  Marii Magdalenie Jezus najpierw dał się rozpoznać. Przywrócił jej radość, albo i spotęgował ją do kwadratu. Pewnie nie miał już jednak w tamtej chwili okazji do tego, by cokolwiek jej wytłumaczyć, a zrozumienie miało przyjść trochę później. Uczniom idącym do Emaus Jezus najpierw więc wytłumaczył. Żeby w tym wszystkim, czego świadkami byli w ciągu trudnych ostatnich dni, zobaczyli realizację planu Dobrego Boga. I by zrozumieli, że Bóg daje więcej, niż się wcześniej spodziewali, więcej niż wyzwolenie Izraela z niewoli Rzymu.

W życiu chrześcijanina bywa podobnie. Doświadcza czasem wielkiego zła. I nie rozumie, po co to wszystko było; jak Bóg mógł na takie zło pozwolić. Że jest zmartwychwstanie i życie wieczne? To dopiero mglista nadzieja. Doświadczone zło jest za to bardzo konkretne. Pozostawia w sercu rany. Po bólu, jakie zrodziło towarzyszenie cierpiącemu, po zawiedzionej nadziei, że Bóg nie dopuści do najgorszego. I po tych mało przyjemnych próbach odnalezienia się w nowej sytuacji i poukładania wszystkiego na nowo. Zrozumienie sensu tego wszystkiego też jest potrzebne. Nie tylko przywrócenie radości i stwierdzenie: patrz, nic wielkiego się nie stało. Zwłaszcza że Bóg przez trudne doświadczenia czasem chce dać człowiekowi więcej, niż się wcześniej mógł spodziewać.

Ale jest w tej scenie rozmowy Jezusa z uczniami w czasie drogi do Emaus jeszcze coś więcej. To prawda, że Zmartwychwstały nie rozsyła zaproszeń na mądre wykłady do uniwersyteckiej auli. Choć wtedy mogłyby słuchać Go tłumy. Wprasza się w codzienność zwyczajnych ludzi i daje zrozumienie podczas prozaicznej wędrówki za swoimi sprawami. Pobyć z człowiekiem, pójść z nim kawał drogi, nie jest dla Niego stratą czasu. Nawet jeśli ten nie jest Jego uczniem z pierwszego szeregu. Warto zawsze mieć umysł i serce otwarte. Kto wie, może i do nas Zmartwychwstały Jezus kiedyś dołączy? Choćby w chwili, gdy z ciężką torbą będziemy wracali z zakupów?

 

Możesz też zobaczyć pozostałe teksty z cyklu Drogi Światła