18. tydzień zwykły (2004)

publikacja 10.07.2006 18:03

Przeczytaj i rozważ

Niedziela (18 zwykła)


Głupcze, dla kogo to wszystko? (Koh 1,2; 2,21-23; Ps 95; Kol 3,1-5.9-11; Łk 12,13-21)

Nie było łatwo. Naprawdę nie było łatwo. Najpierw się zadłużył, aby kupić działkę. Żona pełna przerażenia prosiła, aby nie zaciągał pożyczki, on jednak postawił na swoim. Wziął kredyt, kupił ziemię, zaczął budować. Zaplanował wszystko dokładnie. Dom był naprawdę okazały. I z myślą o przyszłości. W sumie trzy piękne mieszkania, jedno dla niego i żony, a dwa pozostałe dla dzieci, żeby kiedy przyjdzie ich czas i założą własne rodziny, miały swoje miejsce na ziemi.

Budowa szła powoli, opornie. Większość robót wykonywał sam. Przez kilka lat każdy weekend spędzał na budowie. Denerwowało go, że dzieci nie chcą z nim jeździć. Ale do szewskiej pasji doprowadzało go, gdy żona zamiast pomagać w niedzielę w robocie, szła do kościoła. A do kościoła był spory kawałek, więc to trwało. „Dla kogo ja to buduję?” - krzyczał. „Przecież dla was!”.

W końcu dom stanął. Naprawdę miło spojrzeć. Największy w okolicy. Elegancki. Ze smakiem.

Córka w czasie studiów poznała jakiegoś Holendra. Zakochała się. Wyszła za niego. Mieszkają w Amsterdamie. Syn nawet nie szukał pretekstu. „Nie chcę tu mieszkać” - powiedział. Gnieździ się z żoną i córka w maleńkim mieszkaniu w Gorzowie.

W zeszłym miesiącu przed dom zajechało najnowsze audi. Wysiadł młody Niemiec. „Nie chce sprzedać?” - zapytał łamaną polszczyzną. „Won!!!” - usłyszał w odpowiedzi.

Myśl dnia

"Posiadanie" rzeczy i dóbr samo przez się nie doskonali podmiotu ludzkiego, jeśli nie przyczynia się do dojrzewania i wzbogacenia jego "być", czyli do urzeczywistnienia powołania ludzkiego jako takiego.

Z pewnością różnica między "być" i "mieć", niebezpieczeństwo nieodłączne od prostego mnożenia czy zastępowania nowymi rzeczy posiadanych, nie musi przekształcać się koniecznie w antynomię do wartości "być".

Jedna z największych niesprawiedliwości współczesnego świata polega właśnie na tym, że stosunkowo nieliczni posiadają wiele, a liczni nie posiadają prawie nic. Jest to niesprawiedliwość wadliwego podziału dóbr i usług pierwotnie przeznaczonych dla wszystkich.

Jawi się zatem następujący obraz: są tacy, nieliczni, którzy posiadają wiele i nie potrafią prawdziwie "być", bowiem na skutek odwrócenia hierarchii wartości przeszkodą stale się dla nich kult "posiadania"; są także i tacy, liczni, którzy mają mało lub nic i którzy nie są w stanie realizować swego zasadniczego ludzkiego powołania z powodu braku niezbędnych dóbr.

Zło nie polega na "mieć" jako takim, ale na takim "posiadaniu", które nie uwzględnia jakości i uporządkowanej hierarchi posiadanych dóbr. Jakości i hierarchii, które płyną z podporządkowania dóbr i dysponowania nimi "byciu" człowieka i jego prawdziwemu powołaniu.

Jest to dowodem na to, że chociaż rozwój posiada swój nieodzowny wymiar ekonomiczny, winien bowiem udostępnić możliwie największej liczbie mieszkańców świata korzysta nie z dóbr niezbędnych do "bycia", to nie wyczerpuje się on jednak w tym właśnie wymiarze. Zredukowany doń, obróci się przeciw tym, którym miał służyć.

(Jan Paweł II)

Poniedziałek


Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść (Jr 28,1-17; Ps 119; Mt 14,13-21)

Łatwo dziś spotkać kogoś, kto jest głodny. Ludzie głodują nie tylko gdzieś daleko w Afryce, ale także u nas, czasami w tym samym domu. Co nas to obchodzi? My mamy swoje problemy i kłopoty. Coraz częściej gotowi jesteśmy, jak Apostołowie w dzisiejszej Ewangelii, odprawić głodnych z kwitkiem. Niech idą i sami zatroszczą się o siebie. Niech sobie idą, nas te sprawy nie interesują.

Zupełnie inna jest postawa Chrystusa. Ujrzał wielki tłum i zlitował się nad nim. To nie było tylko wzruszenie i współczucie. To był konkretny i natychmiastowy czyn, pomoc, wsparcie na miarę Jego boskich możliwości. Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść. W tej postawie Chrystusa jest coś wzruszającego ludzkiego - ujrzał i ulitował się. Dojrzał zwykłe troski i potrzeby tłumu. Głoszenie dobrej nowiny o Królestwie Bożym nie przysłoniło Mu zwykłych spraw i doczesnych potrzeb człowieka. Ale równocześnie jest coś z wielkości Bożej: Powiedział ‘Wy dajcie im jeść’, ale sam ulitował się, uzdrowił i nakarmił do sytości.

W czasach, kiedy bezinteresowna wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka traktowana jako słabość, Jezus, który nakarmił głodnych, jest wyraźnym znakiem sprzeciwu. I przykładem dla swych wyznawców.

Myśl dnia

W Piśmie świętym należy szukać prawdy, a nie wymowy.

Każdą księgę świętą powinno się czytać w takim duchu, w jakim była napisana.

Mamy szukać w Piśmie świętym raczej pożytku niż subtelności stylu.

Równie chętnie powinniśmy czytać książki pobożne i proste, jak wzniosłe i głębokie.

Niech cię nie obchodzi powaga piszącego ani to, czy wiele czy mało sztuki pisania posiadał, lecz niech cię do czytania skłania umiłowanie czystej prawdy.

Nie pytaj, kto to powiedział, lecz zważaj na to, co mówi.

(Tomasz a Kempis)

Wtorek


Przestraszył się własnej odwagi (Jr 30,1-2.12-15.18-22; Ps 102; Mt 14,22-36)

To żadna sztuka, chcieć niemożliwego. Najpierw nosić to pragnienie głęboko w sobie. Ukryte, nawet przed samym sobą. Ale ono przypomina samosiejkę. Nie wytrzymuje długo w ukryciu. Kiełkuje i pojawia się w sercu, w snach, w marzeniach, w myślach, a nawet w słowach szeptanych w samotności lub wpisywanych w pamiętnik.

Potem wybucha. I nagle z niepojętą dla siebie determinacją oczekuję (choć rzadko proszę), że Bóg to, co niemożliwe sprawi. Specjalnie dla mnie. Oczekuję, ale nie wierzę.

Prawdziwa próba zaczyna się wtedy, gdy nagle odkrywam, że to niemożliwe zaczyna się spełniać. Po chwilowym entuzjazmie zalewają mnie fale wątpliwości. Brak wiary w spełnienie niemożliwego daje o sobie znać. Tonę.

Wtedy krzyczę: „Panie, ratuj mnie!!!”

Myśl dnia

Ludzie przemijają, lecz „prawda Pańska trwa na wieki” (Ps 116,2). Bez względu na osoby przemawia do nas Bóg rozmaitymi sposobami.

W czytaniu Pisma świętego przeszkadza nam często nasza ciekawość; chcemy bowiem zrozumieć i roztrząsać to, co należy przyjąć w prostocie ducha.

Jeśli chcesz mieć korzyść z czytania, czytaj z pokorą, prostotą i wiarą, a nigdy nie chciej mieć sławy uczonego.

Pytaj chętnie i przysłuchuj się w milczeniu słowom ludzi świętych: Nie lekceważ przypowieści mądrych starców(Syr 8,9 tłum. Wujka), albowiem powiedziano je nie bez przyczyny.

(Tomasz a Kempis)

Środa


Odpraw ją, bo krzyczy za nami (Jr 31,1-7; Ps. resp. Jr 31; Mt 15,21-28)

To jedno z najtrudniejszych miejsc w Ewangelii - Chrystus odmawia kobiecie kananejskiej uzdrowienia jej córki. On, który przyszedł zbawić wszystkich, niespodziewanie oświadcza zrozpaczonej matce: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. Co jest? Dlaczego złożył takie zdumiewające oświadczenie? Czy naprawdę nie chciał jej pomóc?

Każda modlitwa jest wysłuchana... Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił...

To niemożliwe, aby Jezus nie chciał pomóc kobiecie kananejskiej. Zwłaszcza, że - jak się potem okazało - spełniała ona podstawowy warunek,, wymagany przez Chrystusa do czynienia ludziom znaków i cudów - wierzyła w Niego.

Gdzie więc znajdowała się przeszkoda?

To szokujące, ale przeszkodą byli uczniowie Jezusa. To oni, zamiast poprzeć jej prośby zachęcali Bożego Syna: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. To oni nie chcieli, aby Chrystus jej pomógł. To oni usiłowali zawłaszczyć Zbawiciela.

Wydaje się oczywiste, że chrześcijanie powinni nieść Dobrą Nowinę o zbawieniu wszystkim ludziom na ziemi. Dlaczego wobec tego tak łatwo spotkać chrześcijan, którzy traktują Jezusa jak swoją własność i nikogo nie chcą do Niego dopuścić?

Myśl dnia

Ilekroć człowiek nieumiarkowanie czegoś pożąda, zaraz staje się w sobie niespokojnym.

Pyszny i chciwy nigdy nie zaznaje spokoju, ubogi zaś i pokorny duchem żyje zawsze w jego obfitości.

Człowiek, który jeszcze nie umarł zupełnie samemu sobie, łatwo bywa kuszony i pokonywany przez drobne i błahe rzeczy.

Człowiek słabego ducha, a w pewnej jeszcze mierze zależny od ciała i skłonny do zmysłowości, z trudem może się zupełnie oderwać od żądz ziemskich.

Dlatego często bywa smutny, gdy sobie czegoś odmawia, i łatwo się unosi, gdy mu się ktoś przeciwstawia.

(Tomasz a Kempis)

Czwartek


Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie (Jr 31,31-34; Ps 51; Mt 16,13-23)

To, co się zdarzyło w okolicach Cezarei Filipowej było chyba gorsze niż zaparcie się zanim kogut trzy razy zapiał. Zaparcie się Jezusa można tłumaczyć sytuacją zagrożenia, obawą o własne bezpieczeństwo, wyjaśniać, że nikt nie jest zobowiązany do heroizmu... Ale w okolicach Cezarei Szymon-Piotr zrobił coś, za co zasłużył na straszne określenie. Został nazwany „szatanem”. Co właściwie takiego zrobił?

Przecież Na pozór nie uczynił niczego złego. Gdy Chrystus zapowiadał swoją śmierć i Zmartwychwstanie, on odciągnął Go na bok i z troską w głosie zaczął napominać, by nie mówił o takich okropnych rzeczach. Czy robił to z troski o swego Mistrza? Zapewne także ta motywacja pojawiła się w jego myślach. Ale chyba chodziło o coś znacznie poważniejszego.

Chociaż zabrzmi to szokująco, pod Cezareą Filipową Piotr zachował się jak... księżniczka Fiona ze „Shreka”. „To wszystko nie tak!” - krzyczy ratowana z wieży przez zielonego ogra dziewczyna. Wylicza, co Shrek powinien zrobić. Potwór odkrywa ze zdumieniem, że ona wszystko sobie dokładnie, ze szczegółami zaplanowała.

Piotr też sobie wszystko dokładnie zaplanował. Chrystusowe zapowiedzi męki i śmierci zupełnie się w jego planach nie mieściły. Dlatego postanowił przywrócić Jezusa „do pionu”. To znaczy narzucić Mu swoją wersję przyszłości.

Ciekawe. Błąd Szymona-Piotra wciąż na nowo powtarzają tysiące ludzi. I jeszcze nazywają to modlitwą...

Myśl dnia

Jeśli osiągnie, czego pożądał, zaraz dręczy go niepokój sumienia, iż uległ namiętności, która wcale nie pomaga do osiągnięcia poszukiwanego pokoju.

A więc opierając się namiętnościom, a nie służąc im, znajdziemy prawdziwy pokój serca.

Nie ma tedy pokoju w sercu człowieka cielesnego ani oddanego sprawom zewnętrznym; ale jest w człowieku gorliwym i żyjącym podług ducha.

(Tomasz a Kempis)

Piątek


Czy tu się kiedykolwiek coś zmieni na lepsze? (Dn 7,9-10.13-14; Ps 97; Łk 9,28b-36)

„Wyjeżdżam! Spadam z tego kraju, gdzie głupota, chamstwo, bezprawie nie ma granic! Tu się nigdy nic nie zmieni!” - wołam za każdym razem, gdy spotyka mnie szczególnie dotkliwie czyjaś nieżyczliwość, zła wola, przekonanie o bezkarności, pazerność. Trudno mi się dziwić. Nie jest łatwo. Zwykły człowiek, który chce się kierować w życiu fundamentalnymi zasadami, ma u nas ciężko. Wygrywają ci, którzy mają za nic reguły moralne, którzy uważają, że prawo jest po to, aby je łamać, że nie liczy się dobro drugiego człowieka, tylko własne.

Nie chcę żyć w takiej rzeczywistości. Chcę żyć w kraju, w którym ludzie kierują się nie tylko interesowną uprzejmością, ale prawdziwą miłością bliźniego. Chcę żyć w kraju, w którym uczciwość jest czymś oczywistym, przynoszącym nie tylko spokój sumienia, ale dającym pewność przyzwoitego standardu życia. Chcę żyć w kraju, w którym nikt nie będzie mnie zmuszał do akceptowania zła pod pozorem tolerancji. Chcę żyć w kraju, w którym nie trzeba dawać łapówki urzędnikowi i lekarzowi, w którym nie trzeba się bać wsiadając wieczorem do pociągu lub autobusu, w którym nie trzeba cwaniactwo i draństwo nie jest „cnotą”, w którym nie ma problemu pedofilii, a dziennikarze nie zachowują się jak hieny...

Skoro tak, to dlaczego chcesz wyjechać? Czy sądzisz, że twoja ucieczka coś tu zmieni na lepsze?

Myśl dnia

Nierozumny jest ten, kto nadzieję swą pokłada w ludziach lub stworzeniach. Nie wstydź się służyć drugim dla miłości Jezusa Chrystusa i uchodzić za ubogiego na tym świecie.

Nie polegaj na samym sobie, lecz złóż swoją nadzieję w Bogu.

Czyń, co w twojej mocy, a Bóg wspomoże twoją dobrą wolę.

Nie zawierzaj swojej wiedzy ani przebiegłości żadnego człowieka, lecz raczej łasce Boga, który wspiera pokornych a dumnych poniża.

(Tomasz a Kempis)

Sobota


Góro, przesuń się stąd tam (Ha 1,12-2,4; Ps 9; Mt 17,14-20)

Przecież wierzę. A wszystko idzie nie tak, jak chcę. Nie mam na nic wpływu. Moje modlitwy, powtarzane setki razy, wciąż nie przynoszą efektu. Świat zachowuje się tak, jakby był moim wrogiem.

Wstaję rano i jeszcze zanim dotrę do łazienki, potrącam wazon z kwiatami. Przewraca się. Tłucze. Hałas. Sprzątanie. Potem członkowie rodziny - nic tylko przeszkadzają. Jakby się zmówili, żeby mi robić na złość. Czy nie można by czegoś z nimi zrobić? Żeby znikli na jakiś czas z mojego życia?

Złośliwy kierowca zatrzymał autobus dokładnie na wprost wielkiej kałuży. Ale lepiej nie zwracać mu uwagi, bo a nuż ma nóż? Lepiej siedzieć cicho.

Urzędniczka potraktowała mnie jak natrętnego owada. Gdyby miała wystarczająco wielką packę, z pewnością by mnie zdzieliła przez łeb. A tak, tylko patrzyła nieprzyjaźnie, rzucając w moją stronę jakieś wielostronicowe kwestionariusze do wypełnienia. Czego cię ciska? Przecież gdyby nie głupie przepisy wcale by mnie tu nie było.

A przed urzędem nierówny chodnik. Chyba każdy się na nim potyka...

Nie, ten świat jest dla mnie za trudny. Czy nie ma gdzieś innego świata? Takiego, na którym będę w stanie zapanować?

„Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: «Przesuń się stąd tam», i przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was” - powiedział Jezus. To jak mała jest moja wiara? Jak ziarnko piasku?

Myśl dnia

Nie należy zapominać, że Objawienie pozostaje pełne tajemnic. To prawda, że Jezus całym swoim życiem objawia oblicze Ojca, bo przyszedł przecież po to, aby opowiedzieć tajemnice Boże; mimo to jednak nasze poznanie tego oblicza jest nadal tylko cząstkowe i nie może wyjść poza granice naszego pojmowania. Tylko wiara pozwala wniknąć do wnętrza tajemnicy i pomaga ją poprawnie zrozumieć.

Sobór naucza, że «Bogu objawiającemu należy okazać ‘posłuszeństwo wiary’». To zwięzłe, ale bogate w treść stwierdzenie wyraża jedną z podstawowych prawd chrześcijaństwa. Podkreśla przede wszystkim, że wiara jest odpowiedzią wyrażającą posłuszeństwo Bogu. Wiąże się z tym uznanie Jego boskości, transcendencji i doskonałej wolności. Bóg, który pozwala się poznać, autorytetem swojej absolutnej transcendencji zaświadcza o wiarygodności objawianych przez siebie prawd. Przez wiarę człowiek wyraża akceptację tego Bożego świadectwa. Oznacza to, że w sposób pełny i w całości uznaje za prawdę wszystko, co zostało mu objawione, ponieważ sam Bóg jest jej rękojmią. Ta prawda, którą otrzymuje w darze i której sam nie może się domagać, wpisuje się w kontekst relacji międzyosobowych, nakłaniając rozum, aby otworzył się na jej przyjęcie i uznał jej głęboki sens. Właśnie dlatego akt zawierzenia Bogu był zawsze rozumiany przez Kościół jako moment fundamentalnego wyboru, który angażuje całą osobę. Rozum i wola wyrażają tu w najwyższym stopniu swą naturę duchową, aby pozwolić człowiekowi na dokonanie aktu, w którym realizuje się w pełni jego osobowa wolność. Wolność zatem nie tylko towarzyszy wierze jest jej nieodzownym warunkiem. Więcej, to właśnie wiara pozwala każdemu jak najlepiej wyrazić swoją wolność. Innymi słowy, wolność nie wyraża się w dokonywaniu wyborów przeciw Bogu. Czyż można bowiem uznać, że autentycznym przejawem wolności jest odmowa przyjęcia tego, co pozwala na realizację samego siebie? Akt wiary jest najdonioślejszym wyborem w życiu człowieka; to w nim bowiem wolność dochodzi do pewności prawdy i postanawia w niej żyć.

(Jan Paweł II)