5. tydzień zwykły

publikacja 05.02.2006 05:42

Przeczytaj i rozważ

Niedziela (5. zwykła)


Być jak Bóg (Job 7,1-4.6-7; Ps 147A; 1 Kor 9,16-19.22-23; Mt 8,17; Mk 1,29-39)

Nic dodać nic ująć: „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? (…) Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki (…). Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei”. Każdy z nas może podpisać się pod skargą Hioba.

Oto, co mówi Pismo: nie oferuje łatwej pociechy, nie zamyka oczu na ból, nie udaje, że wszystko w porządku. Raczej pokazuje realność cierpienia – to, że człowiek czasem chciałby nie istnieć, że niknie, jest jak niewolnik, któremu odmówiono cienia, jak robotnik, który może jedynie czekać na zapłatę.

Oto, co mówi Pismo: jeżeli się skarżyć, to Bogu. To On jest rozmówcą Hioba, przed Nim człowiek wylewa swój żal, odsłania serce. To ważne: że nie krzyczę w pustkę, że Bóg nie zatyka uszu, słyszy mnie.

Oto, co mówi Pismo: Bóg wie. Rodząc się jako człowiek wszedł w realność naszego życia. Naprawdę współ-czuł. Skarga Hioba bowiem to także skarga Jezusa z Nazaretu. Zamykam oczy i słyszę, jak Jezus dziś do mnie mówi. Kiedy takie słowa wypowiada Bóg – wszystko się przewraca. Dotykamy nagle czegoś niebywałego. Bo dlaczego ktoś chciałby dzielić życie tak marne jak moje?

Oto, co mówi Pismo: jeśli zgodzę się słuchać – jak Bóg – usłyszę skargę wielu. I może – kto wie – zdecyduję się dzielić z nimi życie. Tak samo, jak Bóg dzieli moje.

Poniedziałek


Ilość się liczy (1 Krl 8,1-7.9-13; Ps 132; Mt 4,23; Mk 6,53-56 (z dnia) lub Ga 2,19-20; Ps 126; Mt 28,19a.20b; Mt 28,16-20)

Człowiek ofiarował Bogu na ofiarę „owce i woły, których nie rachowano i nie obliczano z powodu wielkiej ich liczby”. Znakiem Bożej przychylności była Arka Przymierza, a „w Arce nie było nic, oprócz dwóch kamiennych tablic”. Ta dysproporcja: „wielka liczba – nic” uderza. Jest charakterystyczna dla ludzkiego życia, przyjaźni z Bogiem.

Oczywiście, składane Bogu ofiary – i w czasach Izraela, i teraz mają znaczenie symboliczne i nie dosłownie o ilość w nich chodzi. Jest jednak coś charakterystycznego w ludzkim „dużo”: suto zastawiony stół, wielki bukiet, huczne wesele… Czy choćby to, że chcielibyśmy własnym dzieciom dać jak najwięcej.

I trochę śmieszyłby Salomon, mówiący Bogu: „teraz już możesz z nami mieszkać, wybudowałem ci świątynię”. Śmieszyłby, ale… Ale Bóg w niej zamieszkał. On bowiem rozumie to, co chcemy powiedzieć – kupując prezenty na mikołaja i na Dzień Babci, zapraszając gości, wręczając kwiaty. Rozumie, co czujemy, starając się o „wiele” – by kogoś uczcić i uszczęśliwić, by podzielić się radością, pokazać, jak bardzo jesteśmy dumni.

Tak naprawdę bowiem świątynia, arka, kamienne tablice przykazań są dla nas, są na naszą miarę. Bo Bóg jest dla nas. I dlatego ważne jest, ile wkładamy w budowane przez nas świątynie, w to, co dajemy, we własną gościnność.

Wtorek


Zabawa w chowanego (1 Krl 8,22-23.27-30; Ps 84; Ps 111,7b.8a; Mk 7,1-13)

Koronny argument: „Ludzie chodzą w niedzielę do kościoła, a pozostają źli. Każdy tylko patrzy, jak się sąsiadka ubrała, i jakim samochodem podjechali. Ja to się wolę w domu pomodlić czy w górach. Przynajmniej organista nie fałszuje”.

To wszystko może i prawda, przyznajmy. W kościele ścisk najczęściej albo zimno, bo na ogrzewaniu trzeba oszczędzać. Organistów to nie wiadomo skąd biorą, bo taki albo w ogóle głosu nie ma, albo ludzi poprowadzić nie potrafi. Sztuka sakralna? – nie ma o czym mówić, a jeszcze gorsze dekoracje ze sztucznych kwiatów i zakurzone wstęgi. I nawet, jak mówi poeta: „(…) ich kazania zawsze takie nudne / jakby sami przestali cokolwiek rozumieć”…

Argumenty są różne, pytanie pozostaje zawsze takie samo: czy to możliwe, by Bóg –Ojciec, który stworzył niebo i ziemię, mój Przyjaciel Jezus, Duch Światłości i Mocy – czy to możliwe, by Bóg dał się zamknąć w kościele? Bo tu nie o organistę chodzi, ani o sąsiadów, ani o ścisk, ani nawet o kazania, choćby najgłupsze. Idzie o to, kto podejmuje decyzje.

Kiedy król Salomon modlił się w nowo postawionej świątyni za swój lud, mówił do Boga: „Jest to miejsce, o którym tak powiedziałeś: Tu będzie moje Imię. Zrobiliśmy jak chciałeś, teraz Ty na tym miejscu nas wysłuchaj, przebacz”.

Miejsce, w którym Bóg chce wysłuchać, co mamy do powiedzenia – już istnieje. Tylko… nas tam nie ma.

Środa


Co zobaczyła królowa? (1 Krl 10,1-10; Ps 37; J17,17ba; Mk 7,14-23)

Pamiętamy tę historię – obudzony w środku nocy Salomon prosi Boga o mądrość, by dobrze rządzić swoim ludem, a Bóg, ujęty jego zrozumieniem sytuacji, nie tylko spełnia prośbę króla, lecz daje mu nadto – bogactwo, długie życie, potęgę i sławę. I co? I stało się tak, jak obiecał Bóg.

Oto o potędze i mądrości Salomona usłyszała królowa z dalekich krain i „przybyła, aby przez roztrząsanie trudnych zagadnień osobiście się o niej przekonać”. Przekonała się na własne oczy. I tak mówi: „Niech będzie błogosławiony Pan, Bóg twój, za to, że ciebie upodobał sobie, aby cię osadzić na tronie Izraela; z miłości, jaką żywi Pan względem Izraela, ustanowił ciebie królem dla wykonywania prawa i sprawiedliwości”. To zdanie pokazuje, jak bardzo mądrą kobietą była królowa Saby. Nie tylko dlatego, że potrafiła przybyć z daleka, podjąć trud, by posłuchać mądrości. Przede wszystkim dlatego, że dostrzegła to, co najistotniejsze: rozumiała, skąd pochodzi moc Salomona, komu należy złożyć hołd, umiała zaświadczyć o tym. Honorując króla, umiała oddać chwałę także Dawcy darów.

Jaki morał z tej historii, co z niej dla nas wynika?

Bóg dał – nam również. Czasem zdrowie, pracę, wewnętrzny pokój, rozwiązanie różnych trudności… Dał nawet więcej, niż prosiliśmy. Dał, zanim w ogóle mogliśmy prosić – żyjemy, choć mogłoby nas nie być wcale. Czy potrafimy te dary jeszcze w sobie, w swoim życiu rozpoznać? Czy zdajemy sobie sprawę, że Boże obietnice się spełniają?

Może wiec warto wziąć własne życie pod lupę, przyjrzeć się mu dokładniej, osobiście się przekonać…

Czwartek


Co przeważy? (1 Krl 11,4-13; Ps 106; Mt 11.25; Mk 7,24-30)

Co powiedzieć, gdy grzeszy ktoś, kogo byliśmy pewni? Co powiedzieć, gdy upada ktoś, po kim niczego złego się nie spodziewaliśmy, kogo z racji urzędu lub sprawowanej funkcji darzyliśmy szacunkiem?

Bałwochwalstwo Salomona zaskakuje mnie (choć oczywiście można zwalić wszystko na te kobiety, które kuszą, jak zwykle). To dziwne, prawda? Bo przecież otrzymał wszystko od Boga Prawdziwego. Przecież posiadał i mądrość, i doświadczenie, dobrze rządził ludem. Mówiąc wprost: nie był ani nieszczęśliwy, ani głupi. A jednak król upadł, a jego grzech zaciążył na życiu przyszłych pokoleń.

Czytamy, że to żony-poganki „zwróciły jego serce ku bogom obcym”. Pytam: dlaczego nie stało się odwrotnie? Dlaczego tak dobry król nie pomógł swoim żonom odnaleźć Dobrego Boga? Wiem, oczywiście upraszczam, to były inne czasy. Ale drażni mnie to i denerwuje. Drażni mnie za każdym razem – kiedy zło we mnie zagłusza te okrawki dobra, które udało mi się zrealizować. Kiedy grzech w naszych wspólnotach, na całym świecie marnotrawi trud i starania, tysiące dobrych uczynków. Dlaczego niszczy się tak łatwo, dlaczego dobro przychodzi z takim trudem i tak szybko można je stracić?

Tyle, że to na szczęście nie cała prawda. Bo ostatnie słowo należy do Boga, jak zwykle zresztą. Oto dobro ojca ocaliło syna – Bóg ze względu na sługę swego Dawida, powściągnął gniew wobec Salomona (choć i Dawid ideałem nie był, przyznajmy). A dziś nie pamiętam już, kto wystąpił przeciw Salomonowi – pamiętam, że król zbudował świątynię Najwyższemu.

Być może więc dobro nie niszczeje wcale tak łatwo? Być może jest trwalsze niżby się zdawało? Być może ocala – jeśli nie nas nawet, to tych, których kochamy?

Piątek


Czytać warto (1 Krl 11,29-32;12l19; Ps 81; Dz 16,14b; Mk 7,31-37 (z dnia) lub Pnp 8,6-7; Ps 148; J 14,23; Łk 10,38-42)

Kiedy Jeroboam spotyka Achiasza, ten w obrazowy sposób streszcza to, co ma się wkrótce wydarzyć: rwie na kawałki nowy płaszcz, mający obrazować naród wybrany, i daje kawałki przyszłemu królowi, mówiąc: „Weź sobie 10 części, bo tak rzekł Pan, Bóg Izraela”. To metafora historii narodu, a zarazem genialne streszczenie losu Jeroboama – Bóg obdarzył go królestwem, więc i Bóg może je odebrać. Myślę, że podobnie zdarza się w życiu wielu ludzi.

Istnieją bowiem w Biblii zdania, które streszczają nasze życie, nazywają jego istotę, dotykają głębi. „Opuszcza człowiek ojca i matkę …stanowią jedno ciało”, „I ja ciebie nie potępiam”, „Pójdziesz, dokądkolwiek cię poślę”, „Pan jest Pasterzem moim”…

Oto proroctwo, które spełnia się na naszych oczach. Słowa, które mogą być dla nas umocnieniem, pokazać, co jest naprawdę ważne, pomóc nam się podnieść. Dlatego warto do nich wracać, dlatego trzeba o nich pamiętać.

Sobota


Prawie czekolada (1 Krl 12,26-32;13,33-34; Ps 106; Mt 4,4b; Mk 8,1-10)

Kiedy byłam mała, jadłam czasem pyszne batoniki w białych papierkach – tak, wiem, to był tylko „produkt czekoladopodobny”. Do dziś jednak doskonale ten smak pamiętam – kojarzy mi się z radością, bezpieczeństwem, świętem. Wtedy tylko taki smak czekolady znałam. Dzisiaj – odwrotnie – często dobija mnie milczenie ekspedientek, brak wyraźnych oznaczeń wagi i ceny: wszystkie te sery seropodobne, duże opakowania jogurtów z wagą dużo mniejszą, butelki soku 0,9 litra… Owa inna od dziecięcej perspektywa jest może ceną dojrzałości – czuję się oszukana, jak moi rodzice kiedyś, kupując mi nieczekoladowe czekoladki. Tyle, że ja oczywiście mam wybór – nie wszystko muszę brać na wiarę. Kiedy czytam o królu Jerobamie, moja uwaga zmierza w tym właśnie, kulinarnym kierunku.

Król Jeroboam zbudował swoim ludziom miejsce, w którym mogli się modlić. Postawił ołtarze, tak by lud mógł składać ofiary. Powiedział: „To jest wasz Bóg, który was wyprowadził z ziemi egipskiej”. Świątynie w Betel i Dan powstały, bo tak chciał król. Świątynia jerozolimska została zbudowana, bo tak chciał Bóg. To niby prawie to samo, a jednak…

Różnica jest kolosalna. Dlatego w życiu duchowym bardzo przydają się zakupowo-kulinarne doświadczenia: trzeba zweryfikować miejsca, w których szukamy duchowej strawy, dokładnie przyjrzeć się zachęcającym etykietkom. Jak to mówią, „gospodynie domowe górą!”, co nie?