III tydzień Wielkanocy

publikacja 30.04.2006 05:10

Przeczytaj i rozważ

Niedziela (3. Wielkanocna)


Czemu się dziwicie? (Dz 3,13-15.17-19; Ps 1 J 2,1-5a; Łk 24,32; Łk 24,35-48)

Piotr szuka okazji, by świadczyć o Jezusie. Kiedy uzdrawia sparaliżowanego w jerozolimskich krużgankach, pyta ciekawskich, którzy zbiegli się na ten widok – „Na co tak patrzycie? Czemu się dziwicie? Czy ja własną mocą czy pobożnością postawiłem go na nogi? Nie!”. Wyjaśnia im, że Bóg to sprawił. Opowiada o Jezusie – przekazuje kerygmat – Jezus jest Bogiem i umarł, aby nas zbawić.

Słowa, których używa, są bardzo piękne – ale nie są jedynie metaforą. Odkrywają przed nami cała historię zbawienia („Bóg naszych ojców, Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, wsławił Sługę swego, Jezusa”), cały tragizm ludzkiej egzystencji („Zaparliście się Świętego i Sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienie dla zabójcy. Zabiliście Dawcę życia”). Objawiają całą nadzieję złożoną w człowieku, nadzieję na wieczność („ale Bóg wskrzesił Go z martwych. (…) nawróćcie się, aby wasze grzechy zostały zgładzone”).

Na co tak patrzysz dzisiaj, czemu się przyglądasz? Kerygmat pozostaje ten sam, słowa Piotra brzmią tak samo mocno – Bóg jest z tobą od stworzenia, wie, że często chciałeś dobrze, a wyszło jak zawsze: i zamiast oddychać pełną piersią, wegetujesz. Bóg może to odwrócić, bo Jego łaska jest większa niż słabość i grzech, bo On sam jest większy niż pomyłki tragiczne w skutkach i można do Niego wrócić. I to nie jest jedynie metafora.

Poniedziałek


Co niedosłyszy, to zmyśli (Dz 6,8-15; Ps 119; Mt 4,4b; J 6,22-29)

…Niekiedy podejrzewam, że tytułowe przysłowie pasuje jak ulał do otaczających mnie chrześcijan. Oczywiście – kajam się – wiele w nim codziennej pychy i świadomości własnej wiedzy. Ale nie żyjemy przecież w epoce przed Gutenbergiem i najbliższym autorytetem nie jest jedyny piśmienny w sąsiedniej wsi! I jak się czegoś nie wie, można o tym przeczytać, dowiedzieć się, zapytać kompetentnych (dodam: niekoniecznie z „prof.” przed nazwiskiem, po prostu mądrzejszych od nas).

Kiedy niektórzy żydzi zeznali, że Szczepan bluźnił przeciw Mojżeszowi i Bogu – „Słyszeliśmy, jak mówił że Jezus zburzy to miejsce i pozmienia zwyczaje, które nam Mojżesz przekazał”, było podobnie. Bo tak naprawdę Jezus nie zniósł Pisma, ale je wypełnił i był Synem Boga, a nie Jego rywalem. Tyle tylko, że słuchający Szczepana „nie mogli sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał”… A łatwiej osądzić niż uwierzyć.

Zanim więc zaczniemy szafować chwytliwymi tezami, mówić o bogatych księżach i dziwacznych zakonnicach, zanim zaczniemy rozprawiać na temat „Kościół i prezerwatywa” i „dlaczego wierzyć w reinkarnację” – pomyślmy! Zanim oglądniemy „Kod Leonarda” i przeczytamy „Ewangelię Judasza” – pomyślmy! Trudno się przyznać do własnej niewiedzy? Oczywiście. A jeszcze trudniej – spróbować się dowiedzieć, dopytać, zacząć się uczyć.

Wtorek


Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal (Dz 7,51 -59;8,1; Ps 31; J 6,35; J 6,30-35 (z dnia) 1 J 5,1-5; Ps 37; Mt 5,10; Mt 10,22-25a)

My byśmy w sumie chcieli tak spokojnie i żadnych rewolucji. Pewne rzeczy wszyscy wiedzą, ale nikt tego nie powie głośno, nie pokaże palcem. Dlatego Szczepan, który krzyczy i oskarża jakoś razi. Bo czy nie mógł bardziej liczyć się ze słowami? Czy musiał im wytykać: „Twardego karku i opornych serc i uszu! (…) Któregoż z proroków nie prześladowali wasi ojcowie? Pozabijali nawet tych, którzy przepowiadali przyjście Sprawiedliwego”. Każdego by to ruszyło i dlatego rozumiem słuchaczy – „zawrzały gniewem ich serca i zgrzytali zębami na niego”. A tu Szczepan jeszcze dolewa oliwy do ognia – woła, że Syn Człowieczy stoi po prawicy Boga. Tego już za wiele, nic, tylko zatkać sobie uszy.

Doskonale wiem, kiedy przydarza mi się to samo, co słuchaczom Szczepana. Zatykam uszy i robię wszystko, by zagłuszyć ten głos – co wytyka zło, ostrzega. Ja nie chcę tego wiedzieć! I nie chcę głośno wołać – kiedy trzeba napiętnować zło, wskazać palcem, zaświadczyć o prawdzie. I ciągle zdaje mi się, że nie trzeba. Przecież ludzie są wolni, mają swój rozum, niech każdy żyje jak chce… I boję się pytać, czy mam rację.

…A głowy lepiej nie podnosić i w niebo też patrzeć nie trzeba. Lepiej nie wiedzieć, czy tam jest i czego żąda Sprawiedliwy…

Środa - uroczystość NMP Królowej Polski


I kto tu rządzi? (Ap 11,19a; 12,1.3-6a.10ab; Ps: Jdt 13,18bcda.19-20; Kol 1,12-16; J 19,27; J 19,25-27)

Strasznie trudno jest pisać o Maryi Królowej. Oddawanie Jej czci znakomicie współgra z polską pobożnością już od wieków, ale „królowanie” oznacza nie tylko wywyższenie, ale i rządy. Sprawa władzy czy poddania się komuś w ogóle jest trudna – pomijając nawet kwestie politycznych wyborów czy anachroniczną dziś nieco relację król – poddany. Rządy niosą ze sobą szereg trudnych pytań w codziennych ludzkich relacjach.

Gdzie bowiem leży granica między pomocą komuś a spełnianiem za niego jego obowiązków? Jak odróżnić dbanie o rozwój dziecka od wychowywania małego egoisty? Jak w praktyce zrealizować słuszną tezę ks. Romana Rogowskiego – że „służyć” to nie to samo, co „pozwolić, by się nami wysługiwano”? Pola naszej osobistej odpowiedzialności i służby drugim (bliskim, krajowi, Kościołowi) często niebezpiecznie się zazębiają. I trzeba prawdziwej mądrości, by nasz dar dla bliźniego nie stał się kulą u nogi, a nasza miłość nie polegała jedynie na ułatwianiu komuś życia.

Jednak poddanie się pod władzę tej akurat Królowej oznacza nie tyle „dać sobą rządzić”, co „dać sobą rozporządzać” – nie zwalnia z odpowiedzialności, lecz uczy mądrych wyborów. Jak czytamy w pierwszym czytaniu w dzień wyniesienia Maryi na polski tron – „Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca”. Tak naprawdę bowiem to o władanie Boga ostatecznie w naszym życiu chodzi, a nasza Królowa jest Jego Służebnicą – służby Bogu uczy, jej od nas oczekuje i do niej wzywa.

Czwartek


Dar apostoła (Dz 8,26-40; Ps 66; J 6,51; J 6,44-51 (z dnia) lub 2 Tm 2,1-13; Ps 18; Jk 1,12; Mt 10,28-33)

Kiedy czytam o Filipie, który opowiedział etiopskiemu urzędnikowi o Jezusie, myślę o tych wszystkich, którzy mieli wpływ na moją wiarę. Kiedy Kandanaki został ochrzczony – a więc spełniło się to, co Bóg zamierzył, posyłając do niego apostoła – czytamy: „A kiedy wyszli z wody, duch Pański porwał Filipa i dworzanin już nigdy go nie widział. Jechał zaś z radością swoją drogą”.

Ja przecież wiem, że czasem chcielibyśmy ich zatrzymać. Mówili mądre rzeczy, byli dla nas dobrzy, pomagali odkryć Boże zamiary. Niekiedy budzili nasz entuzjazm, albo dodawali otuchy, dzięki nim nagle widzieliśmy światło. A w końcu, prędzej czy później – odchodzili. Jak to w życiu: umierali, biskupi dekret przenosił ich do sąsiedniej parafii, czasem to my wyjeżdżaliśmy do innego miasta, czy rośliśmy po prostu. Niekiedy znaczenie naszych nauczycieli uświadamiamy sobie dopiero wtedy, gdy nagle zabrzmią w uszach słowa kogoś, kogo dawno przy nas już nie ma.

Dlatego trzeba podążać z radością swoją drogą, chociaż nasze drogi się rozchodzą. Bo dary, które otrzymaliśmy, trwają w nas. Bo radość w nas jest dowodem, że opłacił się trud apostoła.

Piątek


Pod Damaszkiem, właśnie dzisiaj (Dz 9,1-20; Ps 117; J 6,54; J 6,52-59)

Dzisiejsze czytanie pełne jest dramatyzmu. Opowiada historię kogoś, kto z zagorzałego wroga chrześcijan stał się zagorzałym chrześcijańskim apostołem. Co dziwne, wcale nie wydaje się to nam nieprawdopodobne – wszyscy wiemy o nawróceniu pod Damaszkiem, znamy historię grzesznika, który spadł z konia, potrafimy zacytować, choć w przybliżeniu, słowa tamtego dialogu: „Kto jesteś, Panie?” – „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz”. Co więcej – nasz brak zdziwienia wcale nie jest taki zły i wcale nie trzeba nam z niego rezygnować.

Raniero Cantalamessa, papieski kaznodzieja, pisze w jednych ze swych rekolekcji, że jak „spotkanie z Chrystusem podzieliło życie Szawła na dwie części; stworzyło PRZED i PO”, tak samo dzieje się z każdym, kto spotyka Jezusa. Życie przewróciło mu się o 180 stopni? – normalka, tak wygląda nawrócenie.

Wiara zmienia życie radykalnie – co to znaczy? Czy Paweł po nawróceniu nie popełniał grzechów, nie miał wątpliwości? Nie o to przecież chodzi. Jak czuł się on, człowiek czynu, któremu Bóg kazał czekać, w ciemności, aż chrześcijanie się do niego odezwą, powiedzą, co dalej robić. Doskonale możemy sobie wyobrazić ich niedowierzanie, wietrzenie, czy to nie jakiś podstęp… Na kartach Dziejów Apostolskich Paweł nie mówi teraz ani słowa, czeka, a potem przyjmuje pouczenie od niedawnych wrogów.

Wiara zmienia nas właśnie w ten sposób – pozostajemy grzesznikami, ale wszystkie nasze myśli, uczucia, słowa kierują nas ku Bogu, którego spotkaliśmy. Nic wtedy nie pozostaje bez znaczenia, nic nie jest daremne, nawet ciemność, której doświadczamy, jest znakiem obecności.

Sobota


Widziałaś Go? (1 Kor 15,1-8; Ps 19; J 14,6b.9c; J 14,6-14)

Zmartwychwstanie zostało poświadczone nie tylko świadectwem pustego grobu, także świadectwem tych, którzy spotkali Zmartwychwstałego. Dlatego słowa z Listu do Koryntian skierowane są także do nas. Bo Zmartwychwstały ukazał się nie tylko Kefasowi a potem Dwunastu, a później jeszcze więcej niż pięciuset braciom równocześnie, Jakubowi, wszystkim apostołom i nadawcy listu, Szawłowi. Zmartwychwstały jest pośród nas.

I dlatego możemy dołączyć do świadków. Tak jak pisze apostoł: Ewangelię, którą nam głoszono – ją przyjęliśmy – w niej trwamy – ją mamy zachowywać. Ten ciąg myślowy jest bardzo charakterystyczny. Bo świadczyć o Zmartwychwstałym to właśnie przyjąć Ewangelię, Dobrą Nowinę o tym, który „umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, został pogrzebany, zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem”. Świadczyć o Zmartwychwstałym to właśnie trwać i zachowywać to wszystko, co stanowi konsekwencje tej nowiny: miłość do braci, nadzieję, że i my zmartwychwstaniemy.

No chyba, jak pisze Paweł, że „uwierzyliśmy na próżno”. To ważne – czy coś wynika z wiary, którą przyjęłam ze chrztem. Czy spotkałam Zmartwychwstałego – i czy po mnie to widać. A gdyby List do Koryntian był pisany dzisiaj, czy znalazłabym się na końcu tej listy...?