15. tydzień zwykły

publikacja 15.07.2006 23:04

Przeczytaj i rozważ

Niedziela


Mam zadanie (Am 7,12-15; Ps 85; Ef 1,3-14; Ef 1,17-18; Mk 6,7-13)

Ludzie mówią o sobie: jestem rolnikiem, jestem nauczycielem, jestem kierowcą, jestem pielęgniarką. To prawda. Analogicznie mówią o sobie ci, których pracą jest służba Bogu: jestem katechetą, jestem księdzem jestem zakonnicą, jestem misjonarzem. To też prawda. A jednak kiedyś dziś czytam Amosa, odnoszę wrażenie, że takie deklaracje w ustach tych drugich mogą być jak środek usypiający ich powołanie. „Jestem księdzem (zakonnicą, misjonarzem, katechetą). Czego chcieć więcej?

Amos – niewątpliwie prorok – powiedział o sobie: Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan i Pan rzekł do mnie: „Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego”. Bo być prorokiem to nie zawód. To powołanie.

Kim ja jestem? Dziennikarzem, ekonomistą, ogrodnikiem bankierem. Ale jestem chrześcijaninem i Jezus polecił mi, bym dawał świadectwo Ewangelii. Nieważne czy zostanę zaliczony w poczet zawodowych głosicieli. Mam do wypełnienia zadanie...

Poniedziałek


Palcem w siebie (Iz 1,11-17; Ps 50, Mt 10,40; Mt 10,34-11,1)

Krzywię się, gdy ktoś mówi mi, że nie chodzi do kościoła, ale jest lepszy od wierzących. Bo nie robi takich świństw jak ci, co to się wiele i żarliwie modlą. Zawsze odpowiadam wtedy, że niesprawiedliwie tych pobożnych ocenia, że wyolbrzymia i uogólnia ich wady. Że nie dostrzega własnych win, bo nie ma zamiaru skonfrontować swojego sumienia z Bożym słowem. Że najgorszy drań chodzący na niedzielną Mszę przynajmniej nie gardzi Bogiem. Ale gdy dziś słucham słów Izajasza uświadamiam sobie, że powierzchowna, zatrzymująca się na pustych rytuałach religijność, to problem jak najbardziej prawdziwy. I naprawdę istotny.

O tak, mógłbym teraz wskazywać palcem na takich, co to modlą się pod figurą, a mają diabła za skórą. Przecież – jak mi się wydaje – znam takich. Oni przecież...

Chyba nie jest istotne co oni. Ważny w tym wszystkim jestem ja. Ja, który uważam się za pobożnego, a przecież mało troszczę się o sprawiedliwość i los uciśnionego. Bo – tłumaczę – takie życie. Ja, który myślę jak uniknąć grzechu, ale czynienie dobra odkładam na jutro. Bo – znów tłumaczę – dziś nie mam czasu. A gdy spotykam prawdziwych czy urojonych wrogów, kipiąc świętym oburzeniem przestaję przejmować się prawdomównością. Bo przecież im się należy... I tak dzień za dniem. Wygodnie, ale – niestety - w zakłamaniu...

Panie, który znasz mnie lepiej, niż ja sam siebie, spraw, bym miał odwagę porzucić łatwe usprawiedliwienia i stanąć całym sercem po stronie dobra. Nawet jeśli będzie to wymagało gruntownej rewizji życia. Choćby przyszło mi się wstydzić swoich dawnych sądów, opinii i postępowania. Spraw, bym palec, którym chciałem wskazać na innych, skierował na siebie. Bym miał odwagę odrzucić wszelkie zakłamanie i żyć przed Tobą w prawdzie...

Wtorek


Człowiek myśli, Pan Bóg kryśli (Iz 7,1-9; Ps 48; Ps 95,8ab; Mt 11,20-24)

Ile spraw potrafimy przewidzieć, a ile nas zaskakuje? Nie wiem. Ale mam wrażenie, że tych drugich jest znacznie więcej. Według wizji wieszczów mojego dzieciństwa, w 2000 roku mieliśmy mieszkać w szklanych domach i latać na wakacje w kosmos. Dziś nadal mieszkamy w domach z cegły czy wielkiej płyty, kłopoty z budownictwem obiecuje rozwiązać każdy kolejny rząd, a kosmiczne promy z rzadka wynoszą na okołoziemską orbitę paru naukowców. Ustrój, w którym żyłem miał zdominować świat, a dziś jest ideologią, którą w wydaniu praktycznym można zobaczyć jedynie w kilku egzotycznych zakątkach naszego globu. Przykłady takie można mnożyć. Znamienna dla mnie jest historia mojego dziadka, który miał nadzieję wzbogacić się dzięki oszczędności. Niestety, kolejne dziejowe burze zamieniały jego troskliwie zbierane pieniądze w stosy bezwartościowych papierków. Dziś emocje mogą budzić co najwyżej u kolekcjonerów. I tak jest z wieloma sprawami. Człowiek planuje, życie toczy się po swojemu. Jak w historii Syrii i Izraela, których historia potoczyła się zupełnie nie według ludzkich kalkulacji...

Czy to źle? Chyba nie. Bóg przekreślając ludzkie plany prowadzi dzieje świata i poszczególnych ludzi po swojemu. Mogę się oburzać, że moje kalkulacje jedna po drugiej zawodzą. Ale ze zdumieniem odkrywam, że to co przygotował Bóg, jest znacznie ciekawsze, niż moje marzenia. Na reżyserii życia zna się znacznie lepiej ode mnie...

Środa


Siekiera nie pyszni się wobec drwala (Iz 10,5-7.13-16; Ps 94; Mt 11,25; Mt 11,25-27)

Najpierw padam na kolana błagając Boga o zdanie egzaminu, a potem mówię, że dla mnie takie egzaminy to pestka. Proszę o dobrą pracę, a potem rozgłaszam, jaki jestem zaradny. Modlę się, by dobrze wypaść podczas wizytacji, a potem chodzę dumny, jakbym był najlepszym katechetą na świecie. Może rzeczywiście jestem błyskotliwy, zaradny czy świetnie zorganizowany i modlitwa nie była potrzebna. Przecież nie byłbym wyjątkiem. A może mi się poszczęściło, bo Bóg trochę mi pomógł? Pewnie dowiem się tego dopiero, gdy powinie mi się noga.

Gorzej, gdy podobnie dzieje się w moim życiu duchowym. Nie popełniam większych grzechów, bo dobry Bóg uchronił mnie – tak jak Go codziennie proszę – przed pokusami. Ktoś poszedł do spowiedzi nie dlatego, że mu o niej trułem, ale że sam już do niej dojrzał. A inny wyrósł na dobrego człowieka mimo tego, że nie dawałem mu dobrego przykładu. Żadna w tym moja zasługa. To działanie Bożej łaski.

Głupio więc popadać w samozadowolenie. „Czy się pyszni siekiera wobec drwala? Czy się wynosi piła ponad tracza? Jak gdyby bicz chciał wywijać tym, który go unosi (...)”. Jestem tylko narzędziem. I to czasem marnym narzędziem...

Czwartek


Prawem stwórcy (Iz 26,7-9.12.16-19; Ps 102; Mt 11,28; Mt 11,28-30)

Jakim prawem matka mi zakazuje? Czemu ojciec się mnie czepia? Te i podobne pytania zadają młodzi, gdy rodzice postępują nie po ich myśli. Bunt, rozgoryczenie. Zrozumienie przychodzi często dopiero po latach, gdy już swoim dzieciom prawi się kazania zaczynające się nieodmiennie od słów „za moich czasów”... Nie znaczy to jednak wcale, że ów człowiek godzi się, by ktoś za niego decydował o jego życiu. Przecież on wie, co robi.

I jest Bóg. Na wiele pozwalający. Bo przecież nie zsyła natychmiast gromów na grzeszników. Ale jednak czasem rysujący los inaczej, niż ktoś to sobie zaplanował. Śmierć kogoś bliskiego, niepowodzenie w pracy, choroba. Nie tak miało być. Dlaczego akurat ja, Panie Boże? Za jakie grzechy?
Moda na niezależność. Tak wielką, że ośmielającą się robić wyrzuty samemu Bogu. Ale ja tak nie chcę.

Bardzo boję się, że pewnego dnia moje spokojne życie runie. Ale chcę wtedy z pokorą opuścić głowę i zdać się na Bożą wolę. Chcę „słać swoje modły półgłosem, kiedy Pan chłoszcze” ufając, że On wie, co robi. Godzien jest, bym Mu wierzył. Jest moim dobrym Ojcem...

Piątek


Modlitwą zmieniać Boże wyroki (Iz 38,1-6.21-22.7-8; Ps: Iz 38,10.11.12abcd.16; J 10,27; Mt 12,1-8)

„Tak mówi Pan: rozporządź domem twoim, bo umrzesz i nie będziesz żył”. A następnego dnia: „Tak mówi Pan, (...) Uzdrowię cię. Za trzy dni pójdziesz do świątyni. Oto dodam do twego życia piętnaście lat”. Bóg zmienił zdanie? Tak. A sprawiła to modlitwa Ezechiasza. I jego łzy.

Czasem myślę, że nie ma sensu prosić Boga, bo On i tak zrobi jak zechce. Że „bądź wola Twoja” to jedyna prośba godna dobrego chrześcijanina. Dziś poznaję, że w swoje plany Bóg wpisuje także moje prośby...

Sobota


Jak śmierć (Pnp 8,6-7 lub 2 Kor 5,14-17; Ps 63; J 20,1.11-18)

„Bo jak śmierć potężna jest miłość”… Czasem zapominam, że te słowa nie dotyczą tylko ludzkiej miłości. Boża miłość też jest wielka. Nie zdołają ugasić jej wielkie wody ludzkiego grzechu, ani nie zatopią rzeki ludzkiej podłości. Bóg gotów jest za człowieka ponieść śmierć. Jakże miałby o człowieku zapomnieć? Jakże mógłby się człowiekiem zniechęcić?