19. tydzień zwykły

publikacja 13.08.2006 07:12

Przeczytaj i rozważ

Niedziela


Zniechęcenie (1 Krl 19,4-8; Ps 34; Ef 4,30-5,2; J 6,51; J 6,41-51)

Ile już razy zdarzyło mi się wołać do Boga: „Mam dość. Dalej nie dam rady. To wszystko mnie przerasta. Zabierz mnie stąd. Nie chcę dalej żyć”.

Takie wołanie Bóg słyszy nie tylko od ludzi starych i zmęczonych życiem. Słyszy je również od młodych, wchodzących dopiero w życie. Dlaczego?

Jakiś psycholog tłumaczył niedawno w telewizji, dlaczego młodzi próbują popełniać samobójstwa. Wyjaśniał obszernie, mówiąc o zbyt szybkim pędzie współczesnego życia, o narzucanym od małego „wyścigu szczurów”, o stawianiu przez otoczenie zbyt wielkich wymagań. O zniechęceniu brakiem sukcesów. Brakiem akceptacji. Brakiem miłości.

Eliasz też wpadł w zniechęcenie. Obraził się na życie i na samego Boga. Doszedł do wniosku, że nie ma sensu dalej się męczyć.

A jak odpowiedział Bóg? Posłał mu przez anioła coś do jedzenia i do picia. Czyżby Eliasz był zniechęcony z głody, z niedożywienia?

W pewnym sensie tak. Brak mu było strawy dla ducha. Poczuł się pusty.

To wyjaśnia, dlaczego Jezus został wśród nas pod postacią chleba i wina. Jako pokarm duchowy, także przeciwko zniechęceniu.

Poniedziałek


Potem upadnę na twarz (Ez 1,2-5.24-28c; Ps 148; 2 Tes 2,14; Mt 17,22-27 - czytania z dnia)

Nie chodzę w niedzielę na Mszę, bo: *nie mam czasu, *chcę odpocząć, *nie chce mi się, *denerwują mnie inni ludzie, *Pan Jezus wcale nie kazał chodzić do Kościoła, *w Kościele jest nudno (niepotrzebne skreślić). Nie modlę się rano i wieczorem, bo po co bezmyślnie klepać pacierze; ważniejsza jest modlitwa płynąca z serca, więc modlę się, kiedy odczuwam taką potrzebę…. Tak ludzie mówią o swoim stosunku do Boga…

Nie jestem lepszy. Tyle razy przechodzę obok kaplicy czy kościoła z wystawionym Najświętszym Sakramentem. Przechodzę. Mam swoje ważne sprawy. Bóg poczeka…

Chyba tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy z tego, kim On jest. Bo gdyby Ci ludzie wiedzieli, to nie zrezygnowaliby z żadnego zaproszenia na Jego ucztę. Gdyby wiedzieli, nie stawialiby się w roli udzielnych książąt, którzy od czasu do czasu, kiedy mają ochotę, zwracają się do Niego w modlitwie. Ale i ja wchodziłbym do Kościoła czy kaplicy mając świadomość, że obowiązki mogą poczekać.

Mówią niektórzy, że najlepszą czcią oddawaną Bogu jest dobre życie. To prawda. Mnie chyba daleko do świętości. Dlatego muszę imać się też innych sposobów. Dziś podpowiada mi prorok Ezechiel. Będę często przed Jezusem klękał. Choćbym nie wiedział co Mu powiedzieć. Obowiązki mogą chwilę poczekać. A On jest moim Bogiem…

Wtorek


Na pustyni (Ap 11,19a;12,1.3-6a.10ab; Ps 45,7.10-12.14-15; 1 Kor 15,20-26; Łk 1,39-56)

Przyzwyczaiłem się już widzieć w apokaliptycznej niewieście Maryję. A jednak dziś, kiedy po raz kolejny pochylam się nad Bożym słowem, trudno mi nie przypomnieć sobie, że wielu widzi w owej niewieście Izraela i Kościół. Izrael rodzi Dziecię, które zostaje porwane do Boga. Ale on sam, Izrael Nowego Przymierza, Kościół, zbiega na pustynię, miejsce przygotowane do czasu, gdy w pełni ukaże się Boże zwycięstwo…

A więc żyję dziś wraz z innymi na pustyni. Karmiony Bożym słowem i Ciałem, a jednak narażony na wiele niebezpieczeństw. To dlatego jest mi czasem tak źle. Wraz z Jezusem muszę odpierać pokusy. Najpierw łatwego życia, kiedy wydaje mi się, że Bóg mógłby nasze życie uczynić łatwym i przyjemnym. Wtedy z Nim powinienem mówić, że nie samym chlebem żyje człowiek. Nie, nie tylko diabłu. Ale sobie i tym którzy patrząc na nędzę tego świata pytają, gdzie On jest? Potem wystawiania Boga na próbę, gdy mi mówią, że uwierzyliby, gdyby Najwyższy dostarczył trochę fajerwerków. W końcu i tą ostatnią. Wiem, że dla osiągnięcia doraźnych korzyści nie mogę kłaniać się diabłu. A przecież to nie jedyne pokusy, którym muszę się przeciwstawiać. Jest jeszcze moja słabość, małość, próżność… Prawdziwe życie na pustyni…

Wzorem jest mi Maryja. Pokorna służebnica Pańska. Ona już z pustyni przeszła do nieba. Zwyciężyła i jest nadzieją dla mnie, który jeszcze pielgrzymuję. Nadzieją, bo jej los pokazuje, że Bóg nie rzucał swoich obietnic na wiatr...

Tak paradoksalnie, nie będąc apokaliptyczną Niewiastą, przez to, że jakoś Kościół uosabia, staje się nią w całej pełni… Uosabia? Tak. Bo wszyscy tak jak Ona mamy mówić Bogu Tak”, by osiągnąć tak jak Ona pełnię szczęścia w niebie…

Środa


Wizę już mam (Ez 9,1-7;10,18-22; Ps 113; 2 Kor 5,19; Mt 18,15-20)

„Bóg powiedział «stań się», Bóg i «zgiń» wyrzecze”. Takie Jego prawo. Dał życie, może więc i je odebrać. Nie mnie Go osądzać. Kiedy stworzenie zapatrzone w siebie drwi z Jego praw, może przypomnieć, kto tu naprawdę jest Panem. Choćby bolało.

Tym bardziej że śmierć nie jest żadnym końcem. Sprawiedliwego to, co najgorsze – śmierć druga - na pewno ominie. Na jego czole Bóg kazał nakreślić swój znak. Rozpozna Go w dzień sądu...

Kiedyś i mnie naznaczył Bóg swoim znakiem. W chrzcie otrzymałem niezatarte znamię krzyża Jego Syna. To jak wiza w paszporcie do nieba. Tylko nie mogę go wstydliwie zakrywać. Muszę przyznawać się, że jestem Bożym dzieckiem. Nawet jeśli nie dorastam do wszystkich wymagań Ewangelii. Wspomniawszy śmierć swojego Syna z Jego powodu daruje grzechy temu, kto pokłada w Nim nadzieję...

Czwartek


Mam być znakiem (Ez 12,1-12; Ps 78; Ps 119,135; Mt 18,21-19,1)

Ezechiel miał być znakiem dla swoich ziomków. Zapowiedzią ich losu. Tak chciał Bóg. Patrząc na niego mieli widzieć siebie. Aby się opamiętać. Aby się zwrócić ku Bogu...

Moje powołanie nie jest tak wielkie. Nie mam przemawiać do narodu. Nie zostawię po sobie księgi. Ale idąc za Chrystusem też mam być znakiem. Dla jednych ku opamiętaniu. Innym dla wzmocnienia nadziei. Dla jeszcze innych rękami czy uśmiechem samego Boga. Ludzie patrząc na mnie mają widzieć Chrystusa...

Piątek


Nie zmienił zdania (Ez 16,59-63; Ps: Iz 12,2-6; 1 Tes 2,13; Mt 19,3-12)

Bóg jest bardziej sprawiedliwy czy miłosierny? Lituje się nad grzesznikiem czy go karze? To pytanie ciągle powraca w różnych mniej lub bardziej mądrych dyskusjach. Nic w tym dziwnego. Jest bardzo ważne. Bo każdy jakoś Boga sobie wyobraża. I tego wyobrażonego Boga albo przyjmuje albo odrzuca. Tak. Wyobrażonego. Bo nie jest to Bóg prawdziwy. To tylko Jego lepszy lub gorszy obraz...

Czasem się w tym wszystkim gubię. Może mój błąd polega na tym, że próbuje Boga wepchnąć w jakieś schematy mojego myślenia? On do nich nie pasuje Zakładam na przykład, że Bóg jest niezmienny. I chyba słusznie. Tylko zapominam, że jest osobą, nie bezdusznym automatem. Niezmienny znaczy, że ciągle chce mojego dobra, ale niekoniecznie, jak automat, zawsze postępuje tak samo...Czytam dziś u Ezechiela:

„Postąpię z tobą, Jeruzalem, tak jak ty postępowałaś, ty, któraś złamała przysięgę i zerwała przymierze. Ja jednak wspomnę na przymierze, które z tobą zawarłem za dni twojej młodości i ustanowię z tobą przymierze wieczne”.

Jak dobry ojciec. Odpłaci Izraelowi za jego niewierność. Żeby Nim nie wzgardził pomyślawszy, że nie musi się Bogiem przejmować. Ale niezależnie od wszystkiego i tak da mu jeszcze więcej. Da nowe i wieczne przymierze.

Kiedy lekceważę grzech nie mogę spać spokojnie. On nie pozwoli z siebie drwić. Wcześniej czy później przywoła mnie do porządku. Ale nie przestanie kochać. W dniu, w którym znów okaże mi miłosierdzie będzie mi wstyd, że nie rozumiejąc Jego karcenia, próbowałem oskarżać Go, że o mnie zapomniał...

Sobota


Nie mam żadnego upodobania w śmierci (Ez 18,1-10.13b.30-32; Ps 51; Mt 11,25; Mt 19,13-15)

Czy kapłan, który pod wpływem mediów przyznaje się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa może dalej pełnić swoją służbę? Czy to, że ktoś był członkiem Waffen-SS przekreśla jego późniejsze zasługi? Niektórzy się oburzają. Chętnie zrzucają z piedestałów. Słusznie wytykają zakłamanie. A ja mam mieszane uczucia.

Bo Bóg, jedyny od początku do końca sprawiedliwy, nigdy człowieka nie przekreśla. Nie karze nikogo za nie jego winy. Dla Niego nie jest istotne, w trybach jakiej złej machiny ktoś uczestniczył, ale co sam złego zrobił. Nie wytyka człowiekowi jego dawnych win, lecz cieszy się jego nawrócenia. Nikogo nie chce skazywać na wieczne potępienie, bo nie ma żadnego upodobania w śmierci.

Dlatego i ja nie będę się schylał po kamienie. Raczej sięgnę po bandaż. Żeby dobrym słowem opatrzyć rany grzechu…