Trzy dzieciństwa

Jadwiga Szyja-Frankowska

publikacja 12.04.2003 11:02

Rekolekcje dla rodziców pisane przez rodzica

Podobno najpiękniejszy w życiu człowieka jest okres dzieciństwa. Czas magiczny, wspaniały, gdy dojrzewa w nas tak naprawdę nasze przyszłe człowieczeństwo, osobowość, charakter, nasze „ja”.

Piękne w życiu człowieka jest to, że może wracać do tego okresu. Nie tylko poprzez wspomnienia. Kilkakrotnie w ciągu życia dane jest nam autentyczne przeżywanie czasu dzieciństwa. Najpierw, co oczywista, jako dziecko – dzieciństwo to nie raz jest niedoskonałe, niezależne od nas, a bardziej od opiekunów, warunków, w jakich dane było nam żyć, przypadków losowych, tzw. okoliczności życiowych. Kolejny raz wracamy do tego świata już jako dorośli, by współprzeżywać i praktycznie tworzyć dzieciństwo własnym dzieciom. I kolejny powrót, trzeci, być może najpełniejszy, najdojrzalszy, jako dziadkowie, do dzieciństwa własnych wnuków.



Należy uświadomić sobie, iż jesteśmy w ogromnym stopniu stwórcami tego dzieciństwa, a o tym jak ta kreacja jest ważna, przypomina własne dzieciństwo. Wracamy do tego świata bardziej lub mniej chętnie, bardziej lub mniej zaangażowani, tacy przecież dorośli, racjonalni i mądrzy, że aż odpychający czasami dla własnych dzieci. Zamiast docenić cud, który nas dotyka, cud przemieszania tych dwóch światów, dziecięcego i dorosłego, a tym ciekawszego, że tym razem sami możemy go dookreślić, wykreować. Czynić własne dzieci być może bardziej szczęśliwymi? I nie chodzi tu o jakieś „cuda”, zamki na piasku czy inne atrakcje współczesnej popkultury jak wycieczka do Mc Donald’sa, cały dzień w aquaparku czy inwestycja typu kursy językowe, komputerowe itp.

Chodzi o tę nieuchwytną czarowność sekund, gdy widzi się rosnące ze zdumienia oczy, ogromne, okrągłe oczy na widok wchodzącego św. Mikołaja z ogromną poszwą pełną prezentów. Nie pamięta się tak dobrze swoich przeżyć, jak właśnie te ważne momenty dzieci, naszych dzieci. Nieuchwytny czarowny urok zimna, (które dla nas nie jest aż tak zimne), gdy się idzie razem na te ukochane pierwsze sanki. Jak wspaniale zanurzyć się w fantastyczny świat zakurzonych, zapomnianych baśni, których się tak bało we własnych wspomnieniach dzieciństwa, ale od których nie można było się na moment oderwać. To kurczowe ściśnięcie 4-letnich paluszków na ręce, gdy się czyta o wilku, który połknął babcię tudzież trzy świnki, ale potem wszystko się dobrze skończyło i żyli długo i szczęśliwie. I nieważne, że wilk z kamieniami w brzuchu spoczywa na dnie rzeki. Jak wspaniale jest być czasem w tym świecie czarno- białych odczuć i podziałów, gdzie wszystko oczywiście zawsze się dobrze kończy. Nie tylko dzieci tego potrzebują. My, wspaniali dorośli również szukamy namiastki tego czarno-białego świata w serialach sączących się do nas wszystkimi kanałami z kolorowych ekranów telewizorów. Tą marną namiastkę szczęśliwości lepiej przecież zamienić na świat baśni. Jak wspaniałe może być dzieciństwo w pryzmacie jednocześnie zdystansowanego, pełnego zrozumienia, ale i zaangażowanego rodzicielstwa. Świadomego. Mądrego. O którym w codziennym biegu po coś, (właśnie po co? chyba w końcu jest to tylko maraton po Śmierć) zapominamy, stosując „spychoterapię” wobec własnych życiowych cudów, które są naszym udziałem. Tymi cudami są oczywiście dzieci.

Wróćmy do dzieciństwa razem z naszymi dziećmi. Będą dzięki temu szczęśliwsze. Wróćmy do tego czarno-białego, a jakże paradoksalnie kolorowego świata i poprowadźmy nasze dzieci krętymi dróżynami wielu trudnych i bolesnych przeżyć, dzięki czemu kiedyś staną się wspaniałymi dorosłymi. Istniejąc z tą świadomością ułatwimy wiele bolesnych chwil, połknięcie łez z nami przy boku będzie na pewno łatwiejsze. Zacząć trzeba od zaraz i od teraz. Przypomnijmy sobie własne bolesne chwile, gdy ktoś pierwszy raz wyśmiał nasze imię, tuszę, wzrost, wyrwał klocki w przedszkolu, uderzył, zrzucił z huśtawki. Z wrażliwością pamięci naszych bolesności przeprowadźmy dzieci po tej kładce powolnego raczkowania w kierunku dojrzałości. Może nawet trzeba udzielić kontrowersyjnych porad, żeby poczuć i zrozumieć dziecko, żeby ono czuło, że jest się po jego stronie... Bądźmy. Ale naprawdę. Niech to będzie dzieciństwo poprzez nasze, empatyczne, choć świadome. Nie dominować. Kochać i być. Tak by dziecko czuło, że jesteśmy, wspieramy. Najtrudniejsza chyba rzecz na świecie do zrealizowania. Kochać, i wychować pociechy na szczęśliwe, mądre, zdolne do miłości dorosłe osoby.

Dalszy ciąg na następnej stronie

Straszne, ale często to właśnie my - rodzice jesteśmy tymi, którzy pierwsi wyśmiewamy pierwsze strachy i bolączki, jako pierwsi strącamy nasze wspaniałe dzieci z piedestału wyjątkowości, który jest im naprawdę niezbędny do prawdziwego wzrostu osobowości, zintegrowanego poczucia ich ja. Tyle błędów popełniamy my- rodzice, bagatelizując dla nas drobnostki, dla dzieci dramaty. A dzieci mają ogromne poczucie sprawiedliwości, szczególnie gdy zostaje naruszona. Gdy pisak nie chce pisać literek tak równo jak powinien, gdy telewizor się psuje, gdy ma lecieć dobranocka, gdy mały siniak wydaje się ogromną raną, gdy siostrzyczka potargała ulubionej lali włosy, gdy ksiądz nie dał krzyżyka na czoło, choć zawsze dawał, gdy niesprawiedliwie się oceniło zamiary małego brzdąca, gdy boi się zastrzyków, czy samotnego spania w łóżku.



Jesteśmy stworzeni do oswajania lęków dzieci, do oswajania ich z trudnym życiem tu na tym “łez padole”, świecie niezrozumiałym, trudnym do pojęcia, nielogicznym. Adaptacja do warunków i układów panujących tu na ziemi zajmuje człowiekowi średnio 18 lat a i to często za mało. Naszym obowiązkiem jest nie tylko powołać do życia i urodzić dzieci, ale jak z plasteliny, dzięki ustawicznej, choć niewidzialnej pomocy Boga ulepić z niego człowieka dojrzałego i szczęśliwego. Zbyt wielu ludzi dorosłych nienawidzi swoich rodziców za swoje niespełnione lub wręcz zniszczone dzieciństwo, by nie reagować, nie uczulać, bagatelizować tę sprawę.

Wrócić trzeba do ogrodów swojego dzieciństwa, choć może być to przeżycie traumatyczne. Trzeba i należy. Zanurzyć się w tę tajemniczą głębię, najwcześniejszych przeżyć, które spakowaliśmy jak plik komputerowy i upchaliśmy jako skrót w pamięci, zepchaliśmy głęboko w podświadomość. I z obrazem własnych wspomnień wejść z otwartym umysłem w świat naszych dzieci. I wtedy nagle wszystko zrobi się prawie jasne i prawie oczywiste (nie można do końca rozwikłać świata innych, choć znajomych przeżyć). Dlaczego jest płaczliwe, marudne, o co jej znowu chodzi. Nagle, dzięki świadomości swoich bólów dzieciństwa Wiem. A jak nie wiem, to stoję obok ze zrozumieniem. I kocham. Prawdziwą miłością. Nie tą toksyczną, niewolniczą, myloną nader często z prawdziwą.

Fascynujące jest obserwowanie dziadków, którzy potrafią naprawdę wspaniale przeżywać to trzecie dzieciństwo. Oni już wiedzą. Wiedzą co stracili, co przegapili, i chcą się cieszyć tym utraconym rajem na moment odzyskanym dzięki dzieciom, które dały im wnuki. Ich przeżywanie jest naprawdę pełne i piękne. Jaką radość sprawia im zabawa z wnukami, tworzenie tych ulotnych chwil, w których dziadkowie są chyba najlepsi. Pieczenie pierników, budowanie klocków, wędkowanie z dziadkiem, najlepiej czasami pamiętamy dzięki dziadkom. Dziadkowie są bardzo blisko wnuków pod względem nastawienia do życia, tylko z przeciwnymi wektorami. Malcy ledwo wyszli z Zagadki do życia, dziadkowie przeżyli życie i powoli zbliżają się do powrotu do tej Zagadki, Wieczności. W naturalny więc sposób są sobie bliscy, rozumieją się, mają dla siebie czas. Mają intuicyjną mądrość szanowania i cieszenia się z tego co jest dane, w przeciwieństwie do większości rodziców, którzy znajdują się pomiędzy tymi biegunami, w ciągłej walce o dobra doczesne, a więc najdalej (teoretycznie) od Zagadki.
Dziadkowie mają wiedzę i zdolność kochania, każdy kolejny raz kocha się pełniej, mniej egoistycznie, więc chyba bardziej. Jest to miłość mądra, bo zdystansowana. Nie ma się przecież babci i dziadka 24 godziny na dobę. Dlatego miłość ta jest szanowana przez obydwie strony układu miłości: dojrzewającym i Dojrzałym.

Trzy dzieciństwa. Każde jakże inne, sprawmy by dzięki odpowiedniej optyce miłości były piękne. Przemyśleć należy kilka prawd, może banalnych, oczywistych, ale ważnych. Jakim jestem rodzicem? Czy układam puzzle z moim kochanym brzdącem, gdy prosi?. Czy słucham, co mówi, szczególnie wieczorem, przed snem? Czy kocham, czy tylko mówię, że kocham, bo o tym przecież się nie dyskutuje. Czy uczestniczę w dzieciństwie swojego dziecka? Co w takim razie wiem o dzieciństwie swojego dziecka? Co lubi? Co myśli? Czego się boi? Czego się nie boi? Jak się nazywa jego kolega/koleżanka? Jak się nazywa ulubiona bajka, lalka, miś? Co uwielbia robić najbardziej? Czy lubi chodzić w tych granatowych spodniach/zielonej sukience? Dlaczego tak naprawdę nie lubi szpinaku? Dlaczego nie chciało chodzić ostatnio do przedszkola? Zróbmy “rachunek sumienia”.

Wszystko co robimy z własnymi dziećmi warto robić poprzez pryzmat nastawienia: Oby za dwadzieścia lat moje dzieci mnie kochały. Oby było za co.