Coraz bliżej Jerozolimy

Francois Mauriac „Życie Jezusa” (fragment książki)

publikacja 31.03.2004 11:59

Już niedługo Palmowa Niedziela. Co wydarzyło się w tygodniu poprzedzającym najważniejsze wydarzenia zbawcze? Zobaczmy, jak te szczególne dni opisuje Francois Mauriac.

Wskrzeszenie Łazarza


Apostołowie z niepokojem śledzili zbliżanie się Mistrza do Jerozolimy, jakkolwiek żywili jeszcze niejasną i uporczywą nadzieję. Jezus dążył do jakiegoś nie znanego im celu. Miał jeszcze jakiś czyn do wykonania. Do małej gromadki, bezpiecznej jeszcze na ziemiach Heroda, przybył wysłannik z Betanii: „Łazarz, którego miłujesz, choruje...” Pan, pozornie obojętny, pozostał jeszcze na miejscu przez dwa dni. Apostołowie nie wątpili, że czyni to z ostrożności. Dlatego też, gdy trzeciego dnia Jezus wspomniał o powrocie do Judei, nie ukrywali swojego przerażenia i niezadowolenia: „Nauczycielu, dopiero co chcieli Cię żydzi ukamieniować i znowu tam idziesz?” (J 11,8). Nie słuchał ich i rzekł: „Łazarz, przyjaciel nasz, śpi, ale idę, abym go ze snu zbudził” (J 11,11). Ponieważ zaś uczniowie, zarazem naiwni i przebiegli, kiwali głowami i pocieszali się: „Panie, jeśli zasnął, zdrów będzie” (J 11,12), z ukrytą nadzieją pozostania w bezpiecznym miejscu, „powiedział im Jezus otwarcie: Łazarz umarł. I cieszę się, że mnie tam nie było, ze względu na was: byście uwierzyli. Lecz idźmy do niego” (J 11,14-15).

Piotr musiał być wtedy nieobecny (i tym się tłumaczy brak wzmianki o Łazarzu, u synoptyków), gdyż Tomasz, zwany Didymusem, zastępuje go w tej okoliczności i dodaje odwagi tchórzliwym: „Chodźmy i my umrzeć razem z nim” (J 11,16).

„Przyszedł tedy Jezus i znalazł go już od czterech dni w grobie. (A Betania leżała blisko Jerozolimy, około piętnastu stadiów.) I przyszło do Marii i Marty wielu żydów, aby je pocieszyć po bracie ich. Skoro tylko usłyszała Marta, że Jezus idzie, wybiegła Mu naprzeciw, a Maria pozostała w domu. Rzekła tedy Marta do Jezusa: Panie, gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój, lecz i teraz wiem, że o cokolwiek będziesz prosił Boga, da Ci Bóg. Rzecze jej Jezus: Zmartwychwstanie brat twój. Rzecze Mu Marta: Wiem, że zmartwychwstanie przy zmartwychwstaniu w dzień ostateczny. Rzekł jej Jezus: Jam jest zmartwychwstanie i żywot, kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie, a każdy, kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to? Rzecze Mu: Zaiste, Panie, jam uwierzyła, żeś Ty jest Chrystus, Syn Boga żywego, który na ten świat przyszedł. I powiedziawszy to, poszła i zawołała po cichu siostrę swoją, Marię, mówiąc: Nauczyciel przyszedł i wzywa cię. Skoro ona usłyszała, szybko powstała i przyszła do Niego, bo jeszcze nie wszedł był Jezus do miasteczka, ale był wciąż na tym miejscu, gdzie Go spotkała Marta. A żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, ujrzawszy, że Maria prędko wstała i wybiegła, poszli za nią mówiąc: Idzie do grobu, aby tam płakać. Maria zaś, gdy przybyła na miejsce, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go padła Mu do stóp i rzekła do Niego: Panie, gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój. A gdy ją Jezus ujrzał płaczącą i żydów, którzy z nią przyszli, płaczących, rozrzewnił się w duchu, wzruszył i powiedział: Gdzieście go położyli? Mówią mu: Panie, pójdź i zobacz: I zapłakał Jezus. Mówili tedy żydzi: Oto jak go miłował” (J 11,17-36).

Więcej na następnej stronie

Dlaczego Jezus płakał, On, który powinien radośnie śmiać się z tego szczęścia nie do pomyślenia dla jakiejkolwiek istoty — z wydarcia śmierci umiłowanego przyjaciela? Opłakiwał Łazarza w tej samej chwili, kiedy Łazarz miał powstać i podejść do Niego drobnymi krokami, może podskakując, nogi i ręce miał bowiem związane opaskami i twarz owiniętą chustą. Prawda, że opuszczał ciemności, aby ujrzeć Syna Człowieczego wstępującego w nie z kolei, i to przez jakie wrota! Ale dlaczego te łzy? Przecież Jezus także wstanie z grobu, nie będzie dla Niego istnieć czas i przestrzeń, Łazarza zaś na wieczność zachowa w swoim sercu.

Jedyną przyczyną tych łez było to „pójdź i zobacz” Żydów, przede wszystkim zaś to brutalne: „...już cuchnie: od czterech dni bowiem jest w grobie” (J 11,39). Woń tego rozkładającego się ciała wycisnęła łzy Temu, którego ciało nie zazna rozkładu. Na próżno Syn Człowieczy przywraca do życia swojego przyjaciela Łazarza, wie On bowiem dobrze, że robaki zwyciężą i że muszą tylko poczekać na powrót wskrzeszonego. Prędzej czy później to ciało zacznie znowu cuchnąć. Żadna moc na świecie nie wybawi go od zgnilizny. Wierzymy z całej duszy w zmartwychwstanie ciał, ale każdy człowiek musi się zgodzić z koniecznością rozkładu. Jeżeli trudno jest się z tym pogodzić, gdy chodzi o nas samych, o ileż trudniej, gdy dotyczy to istot, których urok, świeżość i siłę podziwialiśmy. Czy ciało zmartwychwstałe będzie kwiatem ludzkim, rozjaśnionym blaskiem oczu, zabarwionym i rozpłomienionym krwią? Tak, będzie nim, ale już nieprzemijającym, a więc nim nie będzie. Syn Człowieczy płakał nad tymi już robaczywymi owocami, jakimi są żywe ciała.

Śmierć Jezusa postanowiona


Wielu Żydów uwierzyło w Jezusa, ale inni poszli zawiadomić o tym, co się stało, kapłanów, którzy natychmiast zwołali Radę. Im bardziej niezwykły jest cud, tym groźniejszy wydaje się im szalbierz i tym mocniej utwierdzają się w postanowieniu zabicia Go. Obdarzony bowiem taką mocą Nazarejczyk może dążyć do zagarnięcia najwyższej władzy i w ten sposób ściągnąć na Jerozolimę zemstę Rzymu, a Piłat nie lubił Żydów i miał twardą rękę. Nie są to już teologowie, których drażnią bluźnierstwa jakiegoś fałszywego mesjasza, ale politycy, ludzie przewidujący i przezorni. Kajfasz, arcykapłan i bezwiedny prorok, oświadczył, że słuszną rzeczą jest śmierć jednego człowieka dla ocalenia od zguby całego narodu.

Więcej na następnej stronie

Pan, który miał swoich zwolenników w Radzie (może Nikodema), ostrzeżony o grożącym Mu niebezpieczeństwie, jest już teraz człowiekiem ściganym, ukrywającym się w okolicy podmiejskiej. Schronił się w miejscowości Efrem, na północny zachód od Jerozolimy. Ale zbliża się Pascha. Prorok nie może uchylić się od przyjścia na ten dzień do Świątyni. Wrogom Jego wystarczy czekać teraz cierpliwie. Bo jeżeli Jezus ma swoich zwolenników wśród członków Rady, to i kapłani mają oddanego im człowieka wśród Dwunastu. Wskrzeszenie Łazarza musiało ich jeszcze bardziej oburzyć na tego niepoprawnego frazeologa, który ma taką moc nad materią, a używa jej jedynie na zgubę swoją i swoich zwolenników. Nie, nie ma wytłumaczenia dla tej porażki. Judasz nie wie jeszcze, w jaki sposób wycofa się w ostatniej chwili. Nic nie nagli — Jezus przybliża się do potrzasku.

Wychodzi właśnie z ukrycia na drogę prowadzącą do Je-rycha; idzie sam, a za Nim apostołowie i mała gromadka rozprawiająca po cichu o widokach powodzenia tej ryzykownej wyprawy. Jeszcze nic nie zrozumieli! Kiedyż otworzą się ich oczy? Tym razem Chrystus nie oszczędza ich i jednym pociągnięciem zdziera zasłonę: „Oto wstępujemy do Jeruzalem i Syn Człowieczy będzie wydany przedniejszym kapłanom i uczonym w Piśmie. I skażą Go na śmierć, i wydadzą poganom na pośmiewisko, ubiczowanie i ukrzyżowanie. A dnia trzeciego zmartwychwstanie” (Mt 20,18-19).

Czy spodziewał się sprzeciwu? Kefas pamiętając, że został nazwany szatanem, milczy. Zresztą nie są już może tak zaniepokojeni - Ten, który wskrzesił Łazarza, jest władcą życia. Czegóż mieliby się obawiać? Jego słowa nie zawsze wydają się im zrozumiałe. Biczowanie? Ukrzyżowanie? Przenośnie zapewne. W każdym razie po trzech dniach wstąpi do chwały, i nie sam do niej wstąpi. Święty Łukasz stwierdza to wyraźnie: „...dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni mniemali, że Królestwo Boże objawi się niebawem” (Łk 19,11).

Prośba synów Zebedeusza


Tak, Jego przyjaciele wraz z Nim okryci będą chwałą, i to najpierw ci najbliżsi. Szkoda tylko, że jest ich dwunastu — jakkolwiek miłują się wzajemnie, każdy chciałby zapewnić sobie najlepsze miejsce w nadchodzącym królestwie. Synowie Zebedeusza intrygują. Być może, iż Jan szepcze do Jakuba: „W gruncie rzeczy On woli mnie od Kefasa, ty zaś jesteś moim bratem...” Na co Jakub: „Poproś Go o tron dla każdego z nas u Jego boku...” Ale Jan: „Nie śmiem”. Wtedy musiała sią wtrącić Salome, ich matka: „W takim razie ja się ośmielę!” Zdaje się słyszeć ich szepty; żądna chwały dla swoich synów matka występuje z tłumu. Chyli się do stóp Mistrza. „A On rzekł jej: Czegóż chcesz? Rzekła Mu: Powiedz, aby ci dwaj synowie moi zasiedli w Królestwie Twoim, jeden po prawicy, a drugi po lewicy" (Mt 20,21).

Więcej na następnej stronie

Niedawno jeszcze jakże ostro Syn Człowieczy zgromiłby ich wszystkich troje! Ale teraz nie robi im wymówek. Nie ma już wiele czasu do stracenia. Bez względu na to, co Jego przyjaciele uczynią, Pan będzie się odnosił do nich z ogromną tkliwością, której nawet Judasz nie zdoła zachwiać. Jezus wzdycha więc jak człowiek, który będzie nazajutrz stracony, z pełną miłości litością, i spogląda przede wszystkim na tego z dwóch, który jest najbliższy jego sercu.

„Czy możecie pić kielich, który ja pić będę?” (Mt 20,22).
Nie wiedzą, co to za kielich. Ale jednogłośnie, z całych sił, z gwałtownością, dla której Pan przezwał ich „synami gromu”, synowie Zebedeusza odpowiadają: „Możemy”.

„Kielich mój wprawdzie pić będziecie...” (Mt 20,23).

Istnieje tyle sposobów picia tego kielicha. Męczeństwo poniesione przez Jakuba około 44 roku jest jednym z nich. Ale są i inne cierpienia. Nie wiadomo nam czym ten kielich był dla Jana, wiemy tylko, że pił z niego długo i skwapliwie.

Nauczyciel jednak mówiąc do nich zwraca się do wszystkich pozostałych - mówi bez osłonek, teraz bowiem każde słowo musi do nich trafić. Kiedyż zrozumieją, że przyjaciele Jego muszą unikać pierwszych miejsc idąc za przykładem Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, ale aby służyć? Ujawnia im nareszcie, jaką to największą służbę przyszedł wypełnić, tę, z której Kajfasz uczynił Mu zarzut wobec całej Wielkiej Rady:

„Syn Człowieczy przyszedł... aby duszę swą oddać na okup za wielu” (por. Mt 20,28).

Wejście do Jerycha. Uzdrowienie Bartymeusza


O czym On mówi? Zbliżali się już do Jerycha, wypoczynkowej miejscowości Heroda zroszonej górskimi wodami. Olbrzymie rzesze się tłoczyły. Ślepy Bartymeusz, słysząc ten gwar, zapytał, kto idzie, a gdy mu powiedziano, że to Chrystus przechodzi, rzucił się wołając: „Synu Dawida! Zmiłuj się nade mną” (Mk 10, 47). Gdy zaś próbowano go uciszyć, krzyczał jeszcze głośniej. „Przywołajcie go” — rzekł Jezus. „I zawołali ślepego mówiąc mu: Bądź dobrej myśli, wstań, wzywa cię” (Mk 10, 49). Bartymeusz porzucił płaszcz swój, zerwał się i przybiegł do Niego. „Jezus rzekł mu: Cóż chcesz, abym ci uczynił? Ślepiec zaś rzekł Mu: Mistrzu, abym przejrzał. Rzekł mu tedy Jezus: Idź, wiara twoja uzdrowiła cię” (Mk 10,51-52).

Zacheusz


Zdawać by się mogło, że na zakończenie Syn Człowieczy rozdaje łaski każdemu, kto się zdarzy, że przed śmiercią chce wyczerpać tę skarbnicę łask, jaką przyniósł na świat. Po tym uzdrowieniu zgromadziła się tak wielka rzesza, że zwierzchnik celników, człowiek bardzo bogaty, zwany Za-cheuszem, będąc małego wzrostu, musiał wspiąć się na drzewo sykomory, aby ujrzeć Mistrza. Jezusowi znane było serce tej pogardzanej istoty. Spojrzał w górę i zawołał: „Zacheu-szu, zejdź zaraz, dzisiaj bowiem muszę stanąć w domu twoim” (Łk 19, 5). Zacheusz zszedł pośpiesznie i przyjął Go z radością... Od trzech lat już wrogowie Jezusa zarzucają Mu obcowanie z grzesznikami. Do samego końca radością Jego będą ci, którzy umiłowali Go bardziej niż swoje grzechy.

Więcej na następnej stronie

Uczta u Szymona


Jeszcze ostatnia chwila wytchnienia przed godziną ciemności, jeszcze trochę ludzkiego ciepła; Jezus nad miarę utrudzony nie pójdzie do Jerozolimy wprost z Jerycha. Musi raz jeszcze spojrzeć na twarze przyjaciół, na Łazarza, nie pamiętającego już wybrzeża zmarłych, z którego Chrystus go wyprowadził. Krzątanie się Marty zamiast Go drażnić będzie Mu tym razem zapewne nie mniej miłe niż kontemplacja Marii, ci bowiem, którzy mają umrzeć, lubią, gdy się o nich dba i okazuje się im szczególne względy. Jest sobota, szósty dzień przed Paschą.

Uleczony przez Jezusa trędowaty imieniem Szymon zaprosił Go na obiad wraz z Łazarzem i obu siostrami. Marta, jak zwykle, usługiwała.

Czy ta Maria wchodząca na salę z funtem spikanardowego olejku była tą samą grzesznicą, która łzami oblała stopy Pana? Czy ta nabożna niewiasta jest także pokutnicą? W każdym razie Maria osiągnęła ten stopień miłości, który pozwala jej poznać swoją własną nędzę, i nie pozostaje jej już nic innego, jak pokornie naśladować postępek kurtyzany, którą może była. Weszła więc, podobnie jak tamta, niosąc alabastrowe naczynie wonności.

Gorączkowa atmosfera panowała wokół Człowieka, który po wskrzeszeniu Łazarza miał na czele ludu sforsować bramy Jerozolimy, stawić opór kapłanom i nawet Rzymianom. W wielu sercach nadzieja przewyższała obawy. Tym bardziej że przeciwnik wahał się jeszcze - nie sposób pochwycić Na-zarejczyka w czasie świąt bez wzburzenia ludu. Rada przydzieliła kilku szpiegów do śledzenia Go. Iszkariota okazywał im względy, zachowując jednocześnie pewną powściągliwość - do ostatniej chwili nie można przewidzieć, jaki obrót przyjmie sprawa. Jako człowiek rozsądny miał się na baczności, myśląc tylko o swojej korzyści, i potajemnie ciułał fundusik wykradany ze wspólnego trzosa - co weźmie, to będzie jego.

Jedno tylko serce, oświecone miłością, widziało w tym leżącym człowieku, w tym Jezusie, istotę u kresu sił, zaszczutego jelenia, który nazajutrz padnie pastwą gończych. Od tygodni krąży wokół miasta, przechodząc z kryjówki do kryjówki. W lampie zabrakło już oliwy (w lampie Jego ciała). Jezusowi pozostało tylko tyle siły, aby trwać i cierpieć. Wyobraźmy sobie to spojrzenie zamienione między świątobliwą niewiastą i Synem Człowieczym.. Inni nic nie widzieli. Ale podczas gdy ze stłuczonego alabastrowego naczynia płynie wonny olejek, On wie, że Maria zrozumiała. Ona zaś, podobnie jak tamta grzesznica, pokornie ociera włosami uwielbiane stopy.

Więcej na następnej stronie

I nagle rozlega się głos Judasza, przejmując ich oboje drżeniem: „Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ubogim?” (J 12, 5) Jezus obejmuje spojrzeniem te dwie dusze: jedną trawioną miłością, drugą — chciwością i zazdrością. Jak zawsze, kiedy mówił do Judasza, odrzekł mu z pełną powagi łagodnością, jak gdyby onieśmielony jego straszliwym losem: „Dajcie jej pokój. Czemu sprawiacie jej przykrość? Dobry uczynek względem mnie spełniła. Zawsze bowiem ubogich macie u siebie i gdy zechcecie, możecie im dobrze czynić; mnie jednak nie zawsze mieć będziecie; Ona, co mogła, to uczyniła, uprzedziła na pogrzeb namaszczenie ciała mojego. Zaprawdę powiadam wam: gdziekolwiek po całym świecie głoszona będzie ta ewangelia, mówić się będzie i o tym, co ona uczyniła, ku jej pamięci” (Mk 14, 6—9).

On sam mówi o swoim pogrzebie? Judasz podchodzi do szpiegujących Jezusa skrybów. Zapamiętał tylko jedno słowo: pogrzeb. Widzi tylko chwilę obecną. Światło nagle rzucone na przyszłe wieki: „Gdziekolwiek po całym świecie głoszona będzie ta ewangelia...” nie rozjaśnia tego ponurego serca. On może także z przerażeniem zauważył objawy znużenia i wyniszczenia u Jezusa — to człowiek skończony. I śmie jeszcze wymagać objawów bałwochwalczej czci, wymyślonych przez te kobiety, które liżą Jego stopy!

Zapadł wieczór. W Betanii zebrała się wielka rzesza przybyła z Jerozolimy, aby zobaczyć Jezusa i Łazarza. O tej samej godzinie najwyżsi kapłani w Radzie obmyślali sposoby zgładzenia ich obu. Wiemy z Ewangelii świętego Jana, że tę ostatnią noc Pan spędził w Betanii, zapewne w domu dwóch sióstr i ich brata. Uczniowie zajęci byli pospólstwem, które z zapałem przygotowywało się do przyjęcia Rabbiego — wejście bowiem do Jerozolimy było wyznaczone na następny dzień. Jezus zaś czuwał między tymi trzema sercami. Jan musiał także tam być - jest to jedyny ewangelista, który zdaje się dobrze znać Łazarza. Tej nocy może nawet Marta siedziała spokojnie u stóp Nauczyciela. Może Jezus ostrzegał Marię, wskazując na jej pokorną siostrę: „Ona także obrała najlepszą cząstkę, jaką jest służba ubogim, nie tracąca nigdy poczucia mojej obecności (ubogi bowiem - to ja)”. Stojąc na krawędzi otchłani cierpienia, Syn Człowieczy przyjmuje przez pokorę tę pociechę — miłość tych, których miłuje. Zaznał tego szczęścia, chociaż go nie potrzebował. On, który otrzymywał wszystko tylko od Ojca. Dom cały pachniał olejkiem spikanardowym. Marta pozbierała zapewne starannie kawałki stłuczonego naczynia alabastrowego i trzymała je w fałdach swojej szaty. Czy patrząc na wierne, szeroko otwarte i podniesione ku Niemu oczy, pełne miłości i niepokoju, Jezus myślał o ociężałych powiekach swoich najdroższych trzech przyjaciół w tę noc czuwania, teraz tak już bliską?