publikacja 04.03.2006 17:07
Ostatnie słowa Jezusa na krzyżu komentowane przez Następcę św. Piotra...
4. Zwróćmy też uwagę, że Jezus przebacza od razu, także wtedy, gdy przeciwnicy nie przestają okazywać Mu swojej wrogości. Przebaczenie jest Jego jedyną odpowiedzią na ich wrogość. I przebacza wszystkim, którzy — patrząc na to z ludzkiego punktu widzenia — są odpowiedzialni za Jego śmierć: nie tylko wykonawcom, żołnierzom, ale tym wszystkim, którzy z bliska lub z daleka, jawnie albo skrycie są przyczyną przebiegu wydarzeń, które doprowadziły do Jego skazania i ukrzyżowania. Dla nich wszystkich prosi o przebaczenie, za nimi się wstawia u Ojca. Dlatego apostoł Jan, upomniawszy chrześcijan, by nie grzeszyli, dodaje: „Jeśliby nawet kto zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca — Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata” (1 J 2,1-2). Po tej samej linii idzie rozumowanie Piotra apostoła, gdy, w mowie do jerozolimskiego ludu, do wszystkich odnosi usprawiedliwienie, że „działali w nieświadomości” (por. Dz 3,17; Łk 23,34), i ukazuje możliwość uzyskania przebaczenia (por. Dz 3,19). Pociechą dla nas jest świadomość, że — jak czytamy w Liście do Hebrajczyków — Ukrzyżowany Chrystus, „kapłan na wieki” zawsze wstawia się za grzesznikami, którzy przez Niego zbliżają się do Boga (por. Hbr 7,25).
On jest Rzecznikiem, Obrońcą, „Parakletem” (por. 1 J 2,1), który z krzyża nie oskarża tych, co Go ukrzyżowali, lecz łagodzi ich winę stwierdzając, że nie zdają sobie sprawy z tego, co czynią. W osądzie tym jest wyrozumiałość, lecz także odpowiada on realnej prawdzie, tej, którą tylko On może zobaczyć w swych przeciwnikach i we wszystkich grzesznikach: wielu z nich może być mniej winnymi aniżeli się wydaje. To dlatego Jezus nauczał: „nie sądźcie” (Mt 7,1), a teraz, na Kalwarii, sam stał się wobec Ojca rzecznikiem i obrońcą grzeszników.
5. To przebaczenie z krzyża jest obrazem i zasadą przebaczenia, które Chrystus chce nieść całej ludzkości przez swoją ofiarę. Ażeby wysłużyć to przebaczenie, to jest — ujmując rzecz pozytywnie — łaskę, która oczyszcza i daje życie Boże, Jezus heroicznie ofiarował siebie za całą ludzkość. Wszyscy więc ludzie, każdy człowiek w konkrecie swojego „ja”, tego, co w nim jest dobre, i tego, co złe, jest potencjalnie, a nawet — rzec można — intencjonalnie objęty prośbą skierowaną przez Jezusa do Ojca: „przebacz im”. Niewątpliwie nas także dotyczy ta prośba o łaskę, jak gdyby o wyrozumiałość Nieba — „bo nie wiedzą, co czynią”. Być może żaden grzesznik nie znajduje się całkowicie poza sferą tej nieświadomości, a więc poza zasięgiem owej prośby o przebaczenie, płynącej z pełnego czułości serca Chrystusa konającego na krzyżu.
To jednak nie może nikogo pobudzać do igrania z bogactwem dobroci, tolerancji i cierpliwości Boga, do niedostrzegania w owej dobroci wezwania do nawrócenia (por. Rz 2,4). Przez zatwardziałość swego serca nieskłonnego do nawrócenia „skarbiłby sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga” (por. Rz 2,5). A przecież i dla niego umierający Chrystus prosi Ojca o przebaczenie, nawet wtedy, jeżeli jego nawrócenie wymagałoby cudu. Wszak także i on nie wie, co czyni!
6. Jest rzeczą znamienną, że już w pierwszych wspólnotach chrześcijańskich orędzie przebaczenia zostało przyjęte i realizowane przez męczenników za wiarę, którzy niemal tymi samymi słowami powtarzali prośbę Jezusa do Ojca. Tak czynił św. Szczepan, pierwszy męczennik, który — jak świadczą Dzieje Apostolskie — umierając modlił się: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” (Dz 7,60). Także św. Jakub, według relacji Euzebiusza z Cezarei, w chwili męczeństwa powtarzał Chrystusową prośbę o przebaczenie[1]. Było to zresztą wypełnianiem nauki Mistrza, który polecił: „módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5,44). To nauczanie Jezus poparł własnym przykładem w najdonioślejszym momencie życia i pierwsi Jego wyznawcy naśladowali Go, przebaczając i prosząc o Boże przebaczenie dla swoich prześladowców.
7. Zostało w ich pamięci także inne wydarzenie, które miało miejsce na Kalwarii i które wchodzi w zakres orędzia krzyża, będącego orędziem przebaczenia. Jezus mówi do wiszącego obok złoczyńcy: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,43). Jest to wydarzenie zdumiewające, w którym widzimy działanie wszystkich wymiarów zbawczego dzieła, konkretyzującego się w przebaczeniu. Ten złoczyńca uznał swoją winę i karci szydzącego z Jezusa wspólnika i towarzysza niedoli: „My zasłużenie znajdujemy się na krzyżu, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze czyny”. A potem prosi Jezusa, by mógł uczestniczyć w głoszonym przez Niego królestwie: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa” (Łk 23,42). Uważa, że Jezus został skazany niesłusznie: „On nic złego nie uczynił”. Nie bierze udziału w urąganiach towarzysza niedoli: „Wybaw więc siebie i nas” (Łk 23,29), ani w szyderstwach tych, którzy jak przywódcy ludu mówili: „Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym” (Łk 23,35), ani w obelgach żołnierzy: „Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie” (Łk 23,37).
Złoczyńca prosząc Jezusa, by o nim pamiętał, wyznaje wiarę w Odkupiciela. Umierając nie tylko przyjmuje swą śmierć jako słuszną karę za popełnione zło, ale zwraca się do Jezusa, by wyznać, że w Nim pokłada całą nadzieję.
Takie właśnie jest najbardziej oczywiste wyjaśnienie opisanego przez Łukasza epizodu, w którym element psychologiczny — przemiana uczuć złoczyńcy — jeśli nawet ma swą bezpośrednią przyczynę we wrażeniu, jakie wywołał przykład niewinnego Jezusa, który cierpi i konając przebacza, to swymi korzeniami tkwi w tajemnicy łaski Odkupiciela: to ona „nawraca” tego człowieka i obdarza go Bożym przebaczeniem. Odpowiedź Jezusa jest natychmiastowa. Przyrzeka On „nawróconemu” i skruszonemu złoczyńcy raj, razem ze sobą, jeszcze tego samego dnia. Chodzi tu więc o przebaczenie całkowite: ten, który popełnił zbrodnie i przestępstwa — a więc grzechy — staje się świętym w ostatniej chwili swojego życia.
Można niejako powiedzieć, że ten tekst Łukasza jest dokumentem pierwszej w dziejach kanonizacji. Dokonana przez Jezusa, dotyczy złoczyńcy, który zwraca się doń w tym dramatycznym momencie. Dowodzi to tego, że dzięki krzyżowi Chrystusa człowiek może uzyskać przebaczenie wszystkich win, a także całego złego życia, nawet w ostatniej chwili, jeśli się podda łasce Odkupiciela, który go nawraca i zbawia.
Słowa Jezusa skierowane do skruszonego złoczyńcy zawierają także obietnicę pełni szczęścia: „Dziś ze Mną będziesz w raju”. Odkupieńcza ofiara wyjednuje bowiem ludziom wieczną szczęśliwość. Jest to dar zbawienia niewątpliwie na miarę wartości ofiary, niezależnie od dysproporcji zachodzącej pomiędzy zwykłą prośbą złoczyńcy a wielkością nagrody. Przezwyciężenie owej dysproporcji dokonuje się przez ofiarę Chrystusa, który wysłużył szczęśliwość niebieską za cenę nieskończonej wartości swego życia i śmierci.
Epizod opowiedziany przez Łukasza przypomina nam, że „raj” jest dany całej ludzkości, każdemu człowiekowi, który, jak skruszony złoczyńca, podda się łasce i złoży swoją nadzieję w Chrystusie. Moment autentycznego nawrócenia, ów „moment łaski”, który, jak powiada św. Tomasz, „wart jest więcej niż cały wszechświat”[2], może wyrównać rachunki całego życia, może sprawić, że człowiek, każdy człowiek, usłyszy skierowane do siebie zapewnienie Jezusa dane towarzyszowi męki: „Dziś ze Mną będziesz w raju”.
(Jan Paweł II, katecheza z 16 listopada 1988 r.)
Przypisy
1 Euzebiusz z Cezarei, Historia ecclesiastica, II, 23, 16 (PG 20, 202).
2 Por. św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, I-II, q. 113, a. 9, ad 2.
Jezus patrzący na Matkę, która stoi pod krzyżem, wspomina czasy Nazaretu, Kany, Jerozolimy. Być może wraca pamięcią do śmierci Józefa, myśli o swoim oddaleniu od Niej, o samotności, w której żyła w ostatnich latach i która teraz się pogłębi. Maryja rozważa wszystkie sprawy, które przez całe lata „zachowywała w sercu” (por. Łk 2,19.51) i które dopiero teraz, w perspektywie krzyża potrafi lepiej zrozumieć. W Jej sercu ból i wiara stapiają się w jedno. I oto Maryja dostrzega, że Jezus patrzy na Nią z wysokości krzyża i mówi do Niej.
3. „Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: «Niewiasto, oto syn Twój»” (J 19,26). Jest to dowód synowskiej czułości i przywiązania. Jezus nie chce, by Matka została sama. Na swoje miejsce daje Jej jako syna ucznia, o którym Maryja wie, że jest uczniem umiłowanym. W ten sposób Jezus powierza Maryi nowe macierzyństwo i prosi Ją, by traktowała Jana jak własnego syna. Jednakże uroczysta forma owego zawierzenia („Niewiasto, oto syn Twój”) i to, że dokonuje się ono w kulminacyjnym momencie dramatu krzyża, a także powaga i zwięzłość słów, które brzmią niemal jak formuła sakramentalna, pozwalają sądzić, że chodzi tu o coś więcej niż sprawy rodzinne i że fakt ten należy widzieć w perspektywie dzieła zbawienia, odkupieńczej misji, w której obok Syna Człowieczego uczestniczy Niewiasta — Maryja. Doprowadzając do końca to dzieło, Jezus prosi Maryję, by ostatecznie zaakceptowała ofiarę, którą On składa z siebie samego na zadośćuczynienie, uważając odtąd Jana za swojego syna. I tak Maryja za cenę matczynej ofiary otrzymuje to nowe macierzyństwo.
4. Jednakże znaczenie owego synowskiego, pełnego mesjańskiej treści gestu posiada zakres o wiele szerszy, aniżeli osoba umiłowanego ucznia, danego Maryi jako syn. Jezus pragnie dać Maryi potomstwo o wiele liczniejsze, pragnie dla Niej ustanowić macierzyństwo, które obejmuje wszystkich, żyjących wówczas i w przyszłości, Jego naśladowców i uczniów. Gest Jezusa posiada zatem znaczenie symboliczne. Jest nie tylko gestem Syna zatroskanego o los Matki, ale gestem Odkupiciela świata, który powierza Maryi — „Niewieście” — rolę nowego macierzyństwa obejmującego wszystkich ludzi wezwanych do wspólnoty Kościoła. W tym więc momencie z wysokości krzyża Maryja zostaje ustanowiona, jak gdyby „konsekrowana” na Matkę Kościoła.
5. Dar, który otrzymał Jan, a w nim wyznawcy Chrystusa i wszyscy ludzie, jest niejako dopełnieniem daru z samego siebie, który Jezus w chwili śmierci krzyżowej ofiarował ludzkości. Maryja i Jezus stanowią poniekąd „jedno” nie tylko dlatego, że są Matką i Synem „wedle ciała”, ale również dlatego, że Bóg w swoim przedwiecznym zamyśle widział ich, przeznaczył i umieścił razem w centrum dziejów zbawienia. Dlatego Jezus wie, że Maryja musi być włączona nie tylko w Jego ofiarę składaną Ojcu, ale i w Jego oddanie się ludziom. Maryja z kolei zachowuje postawę całkowitej harmonii z Synem w owym akcie ofiary i oddania, będącym niejako przedłużeniem fiat wypowiedzianego w chwili zwiastowania.
Podczas swej męki Jezus został ogołocony ze wszystkiego. Na Kalwarii pozostała Mu tylko Matka. Ją także — w akcie najwyższego wyrzeczenia — dał światu, zanim swą misję dopełnił ofiarą z własnego życia. Jezus jest świadomy tego, że nadeszła chwila, w której się wszystko wypełni, jak mówi Ewangelista, jest „świadom, że już wszystko się dokonało” (J 19,28). I pragnie, by wśród tego, co się „dokonało”, znalazł się również dar Matki dla Kościoła i dla świata.
6. Chodzi tu o macierzyństwo duchowe, które — zgodnie z chrześcijańską tradycją i nauką Kościoła — występuje w porządku łaski. Sobór Watykański II nazywa Maryję „matką w porządku łaski”[1]. Jej macierzyństwo jest więc w swej istocie „nadprzyrodzone”, należy do sfery działania łaski, rodzi w człowieku życie Boże. Dlatego jest ono przedmiotem wiary, podobnie jak łaska, z którą jest związane, aczkolwiek nie wyklucza, a przeciwnie, pociąga za sobą całe bogactwo myśli i serdecznych uczuć nadziei, ufności i miłości, które wchodzą w zakres owego daru Chrystusa.
Jezus, który wiedział, czym jest matczyna miłość Maryi, pragnął, by także w duchowym życiu Jego uczniów obecna była radość płynąca z owej miłości, stanowiącej element więzi z Nim samym. Chodzi więc o to, by widzieć w Maryi Matkę i traktować Ją jak Matkę — pozwolić Jej się wychowywać do prawdziwego posłuszeństwa Bogu, do prawdziwej jedności z Chrystusem i do prawdziwej miłości bliźniego.
7. Również ten aspekt więzi z Maryją można odczytać w przesłaniu krzyża. Bowiem jak mówi Ewangelista, Jezus „następnie rzekł do ucznia: «Oto Matka twoja»” (J 19,27). Chrystus wyraźnie zaleca uczniowi, by zachowywał się wobec Maryi tak, jak syn wobec matki. By Jej macierzyńską miłość odwzajemniał swoją miłością synowską. Skoro uczeń zastępuje Maryi Jezusa, musi Ją naprawdę miłować jak rodzoną matkę. To tak, jakby Jezus mu powiedział: „Kochaj Ją tak, jak Ja Ją kochałem”. A skoro Jezus widzi w owym uczniu przedstawiciela wszystkich ludzi, którym pozostawia swój testament miłości, to wezwanie do miłowania Maryi jako własnej matki odnosi się do wszystkich. Krótko mówiąc, te słowa Jezusa dają początek maryjnemu kultowi Kościoła. Jezus za pośrednictwem Jana oznajmia Kościołowi, że chce, by każdy z Jego uczniów darzył Maryję szczerym synowskim uczuciem, jako Matkę otrzymaną od Niego. Słowa wypowiedziane przez Jezusa w chwili konania ukazują znaczenie kultu maryjnego, który istnieje w Kościele od początku.
8. Na zakończenie Ewangelista mówi: „I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” (J 19,27). Znaczy to, że natychmiast wypełnił on wolę Jezusa. Przyjął Maryję do siebie: w tym momencie — przyjmując Maryję do swego domu — okazał Jej synowską miłość, otoczył opieką, ofiarował Jej możliwość skupienia i spokoju w oczekiwaniu na ponowne połączenie się z Synem, pomagał Jej w pełnieniu zadań wynikających z Jej roli wobec powstającego Kościoła, zarówno w dniu Pięćdziesiątnicy, jak w późniejszych latach.
Postawa Jana wobec Maryi jest wypełnieniem ostatniej woli Jezusa, ale posiada także znaczenie symboliczne dla każdego z uczniów Chrystusa, wezwanych do przyjęcia Maryi do siebie i dania Jej miejsca we własnym życiu. Bowiem na mocy słów konającego Jezusa, w życiu żadnego chrześcijanina nie może zabraknąć specjalnego „miejsca” dla Maryi, musi się Ona znaleźć w każdym życiu.
Na zakończenie tych rozważań w ramach katechez o orędziu krzyża pragnę zachęcić wszystkich do zastanowienia się nad tym, jak przyjąć Maryję do siebie, do swojego życia, a równocześnie zwracam się do wszystkich z wezwaniem, by coraz bardziej starali się docenić dar, który uczynił nam Jezus Chrystus, Matkę swoją dając nam za matkę.
(Jan Paweł II, katecheza 23 listopada1988)
Przypisy
1 Lumen gentium, 61.
Przez tę ofiarę Chrystus miał, w pełnej solidarności z grzesznym człowiekiem, doświadczyć poczucia opuszczenia przez Boga. To straszliwe doświadczenie duchowe sprawia, że umierający Jezus znajduje siły, by wydać z siebie ten okrzyk.
Przez to doświadczenie, przez ten okrzyk, przez to „czemu?” zwrócone ku Niebu, Jezus tworzy nową formę solidarności z nami, którzy tak często kierujemy do Nieba słowa skargi, a czasem wręcz rozpaczy.
3. Jednak gdy słyszymy wypowiadane przez Jezusa owo pytanie „czemu?”, uczymy się, że owszem, ludzie, którzy cierpią, mogą je wypowiadać, ale z tą samą ufnością i synowskim oddaniem, z jakim uczynił to nasz wzór i nauczyciel — Jezus Chrystus. Pytanie Jezusa nie kryje w sobie żalu prowadzącego do buntu czy rozpaczy; nie ma w nim cienia wyrzutu czynionego Ojcu; wyraża ono tylko poczucie bezsilności i osamotnienia, i zdania na siebie — uczucia, których Jezus doświadczył za nas. W ten sposób stał się On pierwszym pośród „upokarzanych i znieważanych”, pierwszym wśród opuszczonych, pierwszym wśród tych, których Hiszpanie określają mianem desamparados. To pytanie Jezusa równocześnie mówi nam, że nad wszystkimi biednymi synami Ewy czuwa życzliwe oko spieszącej z pomocą Opatrzności.
4. Jezus, doświadczając uczucia opuszczenia przez Ojca, wie, że w rzeczywistości tak nie jest. Sam przecież powiedział: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30), a mówiąc o swojej przyszłej męce stwierdził: „Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną” (J 16,32). W duchu posiada wyraźną wizję Boga i pewność jedności z Ojcem. Tam jednak, gdzie zaczyna się sfera ludzkiej wrażliwości, pozostającej pod wpływem wrażeń, uczuć i doznań związanych z wewnętrznym i zewnętrznym cierpieniem, dusza Jezusa staje się pustynią. Jezus nie czuje już „obecności” Ojca, przeżywa tragiczne doświadczenie osamotnienia.
5. Tu można w zarysie przedstawić, co się dzieje w psychice Jezusa w sferze Jego stosunku do Boga.
Wszystkie zewnętrzne wydarzenia zdają się wskazywać na nieobecność Ojca, który pozwala na ukrzyżowanie Syna, choć dysponuje „zastępami aniołów” (por. Mt 26,53), i nie czyni nic, by zapobiec skazaniu Go na śmierć i mękę. W Ogrodzie Oliwnym Jezus sam powstrzymał Szymona Piotra, gdy ten dobył miecza w Jego obronie (por. J 18,10 n.). W pretorium Piłat kilkakrotnie próbował różnych wybiegów, by Jezusa ocalić (por. J 18,31.38 n.; 19,4-6.12-15). Tymczasem teraz Ojciec milczy. To milczenie Boga ciąży konającemu jak najdotkliwsza kara, tym bardziej, że wrogowie uważają je za dezaprobatę: „Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: «Jestem Synem Bożym»” (Mt 27,43).
Poczucie nieobecności Boga i opuszczenia, przeżywane w sferze doznań i emocji, jest dla duszy Jezusa, która ze zjednoczenia z Ojcem czerpała swą moc i radość, największą udręką. Ta udręka zaostrza wszystkie inne cierpienia. Ów brak duchowego wsparcia był dlań największą torturą.
6. Ale Jezus wie, że w tej ostatecznej fazie Jego wyniszczenia, które sięga do najgłębszych zakątków serca, dopełnia On dzieła zadośćuczynienia, będącego celem Jego ofiary. Skoro grzech jest odłączeniem się od Boga, to w przeżyciu kryzysu zjednoczenia z Ojcem Jezus musiał doświadczyć cierpienia odpowiadającego owemu odłączeniu.
Z drugiej strony, cytując pierwsze słowa Psalmu 22 [21] — i być może w duchu odmawiając go dalej podczas męki — Jezus znał jego zakończenie, będące hymnem wyzwolenia, zwiastowaniem zbawienia danego wszystkim od Boga. Doświadczenie opuszczenia jest więc cierpieniem przejściowym, które ustępuje miejsca osobistemu wyzwoleniu i powszechnemu zbawieniu. Ta perspektywa z pewnością podtrzymywała nadzieję w utrapionej duszy Jezusa, tym bardziej, że On zawsze ukazywał swoją śmierć jako przejście do zmartwychwstania, jako swoje prawdziwe uwielbienie. Ta myśl przywraca Jego duszy siłę i radość, płynące z poczucia, że bliska już jest — właśnie w punkcie kulminacyjnym dramatu krzyża — godzina zwycięstwa.
7. Ale po chwili, może pod wpływem Psalmu, który Mu stale rozbrzmiewa w pamięci, Jezus mówi: „Pragnę” (J 19,28).
Zrozumiałe, że to słowo Jezusa ma związek z pragnieniem fizycznym, udręką towarzyszącą torturze ukrzyżowania, jak wyjaśniają uczeni, znawcy tej dziedziny. Można tu dodać, że okazując pragnienie, Jezus daje dowód pokory, wyraża bowiem elementarną potrzebę fizyczną, tak jak uczyniłby to każdy inny człowiek. Także w tym Jezus jest solidarny z tymi wszystkimi, którzy w pełni sił czy umierający, zdrowi czy chorzy, mali czy wielcy, potrzebują odrobiny wody i o nią proszą (por. Mt 10,42). Dobrze jest sobie uświadomić, że jakakolwiek pomoc udzielona umierającemu jest pomocą udzieloną ukrzyżowanemu Chrystusowi!
8. Nie możemy jednak pomijać tego, co pisze Ewangelista, że Jezus wypowiedział: „Pragnę” — „aby się wypełniło Pismo” (J 19,28). Także to słowo wypowiedziane przez Jezusa posiada, obok fizyczno-psychologicznego, jeszcze inny wymiar. Znowu jest to odniesienie do Psalmu 22 [21]: „Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci” (Ps 22 [21],16). Także w Psalmie 69 [68],22 czytamy: „gdy byłem spragniony, poili mnie octem”.
Słowa Psalmisty odnoszą się do pragnienia fizycznego, ale w ustach Jezusa słowo to wchodzi w mesjański wymiar męki krzyżowej. Konający Chrystus pragnie innego napoju niż woda lub ocet, jak wtedy, gdy u studni w pobliżu Sychar poprosił Samarytankę: „Daj Mi pić!” (J 4,7). Wtedy fizyczne pragnienie było symbolem i wyrażało inne pragnienie: nawrócenia owej kobiety. Teraz, na krzyżu, Jezus pragnie nowej ludzkości, która ma wyrosnąć z Jego ofiary, aby się wypełniło Pismo. Dlatego Ewangelista wiąże wołanie wyrażające „pragnienie” Jezusa z Pismem. Pragnienie krzyża na ustach konającego Chrystusa jest ostatnim wyrazem pragnienia chrztu, który ma przyjąć, i ognia, który ma na ziemi zapłonąć, pragnienia, któremu dawał wyraz za życia. „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12,49-50). Teraz to pragnienie się wypełnia. Jezus potwierdza gorącą miłość, ożywiającą Jego pragnienie przyjęcia owego najwyższego „chrztu”, aby nam wszystkim otworzyć źródło wody, która naprawdę gasi pragnienie i zbawia (por. J 4,13-14).
(Jan Paweł II, katecheza 30 listopada1988)
Teraz, w drugim wołaniu, wyraża się pełne ufności zawierzenie rękom mądrego i dobrego Ojca, który wszystko z miłością przewidział i wszystkim z miłością kieruje. Wydając tamten okrzyk, Jezus przeżywał moment przygnębienia, czuł się bezbronny i opuszczony przez wszystkich, nawet przez Boga; straszliwy moment. Ale przygnębienie zostaje po chwili przezwyciężone dzięki powierzeniu się Ojcu, którego troskliwą i bliską obecność Jezus czuje całym swoim jestestwem, bo także na krzyżu On jest w Ojcu, tak jak Ojciec jest w Nim (por. J 10,38; 14,10 n.).
Ażeby zrozumieć słowa wypowiedziane przez Jezusa na krzyżu, należy je rozważać w kontekście tego, co On sam w przeszłości oznajmiał, przepowiadając swoją śmierć i nauczając o przeznaczeniu człowieka do nowego życia. Dla wszystkich śmierć jest przejściem do istnienia na tamtym świecie. Co więcej, dla Jezusa jest zapowiedzią zmartwychwstania, które nastąpi trzeciego dnia. Śmierć więc zawsze oznacza budzące sprzeciw rozpadnięcie się tego, z czego złożony jest człowiek; ale zaraz po pierwszym okrzyku Jezus z wielkim wewnętrznym spokojem oddaje swoją duszę w ręce Ojca w oczekiwaniu nowego życia, a także — zmartwychwstania, które oznaczać będzie uwieńczenie tajemnicy paschalnej. Tak więc, po wszystkich udrękach ciała i duszy, Jezus przyjmuje śmierć jako wejście w stan wiecznego pokoju „na łonie Ojca”, ku któremu zdążało całe Jego życie.
Przez swoją śmierć Jezus objawia, że człowiek u kresu życia nie jest skazany na zanurzenie się w ciemność, w egzystencjalną pustkę, w otchłań nicości, lecz jest zaproszony na spotkanie z Ojcem, ku któremu zdążał za życia drogą wiary i miłości, i który przyjmuje go w swoje ramiona w godzinie śmierci. To powierzenie się — tak jak widzimy to u Jezusa — oznacza złożenie całkowitego daru z siebie przez duszę, która akceptuje ogołocenie z ciała i z ziemskiego życia, lecz wie, że w ramionach, w sercu Ojca znajdzie nowe życie, udział w życiu samego Boga w tajemnicy Trójcy.
Poprzez niewysłowioną tajemnicę śmierci dusza Syna osiąga radość chwały Ojca w komunii Ducha (będącego Miłością Ojca i Syna). I tym jest „życie wieczne” — składają się na nie: poznanie, miłość, radość i nieskończony pokój.
Ewangeliści Jan i Marek mówią, że Jezus „oddał ducha” (por. J 19,30; Mk 15,37), Mateusz i Łukasz, że „wyzionął ducha” (Mt 27,50: Łk 23,46). To dusza Jezusa wstępuje w wizję uszczęśliwiającą na łonie Trójcy. W owym świetle wieczności można, przynajmniej częściowo, zrozumieć tajemnicę relacji zachodzącej pomiędzy człowieczeństwem Chrystusa i Przenajświętszą Trójcą; wspomina o tym autor Listu do Hebrajczyków, kiedy — mówiąc o zbawczej skuteczności Krwi Chrystusa, przewyższającej skuteczność krwi zwierząt składanych w ofierze Starego Przymierza — stwierdza, że Chrystus ponosząc śmierć „przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę” (Hbr 9,14).
(Jan Paweł II, katecheza z 7 grudnia 1988 r.)