Wielkopostna szkoła patrzenia

ks. Włodzimierz Lewandowski

publikacja 19.02.2007 22:40

Decyzję o odwzajemnieniu miłości podejmuje człowiek w sanktuarium swojego sumienia. Stąd pomysł szkoły patrzenia, którą można nazwać również szkołą sumienia, szkołą podejmowania dobrych decyzji.

 

Widzieć


Wyobraźmy sobie, że lecimy na wycieczkę helikopterem. Gdzieś np. nad Pieninami. W pewnym momencie ktoś pokazuje nam ręką w dół, pytając, co to za zielona plama, przecięta szarą wstążką. Łąka, odpowiadamy zdziwieni. Towarzysz podróży nie daje nam jednak spokoju. Co na niej jest? To już może tylko zirytować. Co może być na łące? Oczywiście trawa!

Następnego dnia poznajemy Pieniny pieszo. Na widzianej z góry łące podchodzi rozmówca z helikoptera. Mówiłeś, że to trawa, więc zobacz. Zdumieni przegarniamy ręką liście. Ktoś wyciąga z plecaka przewodnik botaniczny. Zaczynamy liczyć. Mój sąsiad triumfuje. - Widzisz, jednak nie sama trawa. Trzydzieści sześć gatunków roślin, o których istnieniu nie miałeś pojęcia.

Praca nad sumieniem. Czyli co jest na tej łące? Jak każdego roku mogę „sprawę sumienia” załatwić podczas jednej, godzinnej wycieczki helikopterem. Spojrzenie z góry. Jakaś trawa. To samo, co zawsze. Kolejne rekolekcje zaliczone. Obowiązek Komunii św. wielkanocnej spełniony. Potem zacznie się normalne życie. Za kilka miesięcy, w adwencie, znów polecimy na wycieczkę, by obejrzeć dobrze znaną trawę.

To może tym razem wycieczka piesza. Spokojny marsz w dobrym towarzystwie znawców przedmiotu, z zapakowanym w plecaku przewodnikiem. Przede wszystkim bez pośpiechu. Na miejscu wolnymi ruchami rozgarniamy rośliny, uczymy się ich nazw, szukamy zastosowania. Klasyfikujemy na lecznicze, obojętne dla człowieka i trujące. Obchodzimy ostrożnie te najmniej pospolite, chronione. By nie podeptać, nie zniszczyć. Być może to jedyny taki okaz.

Potem okazuje się, że trzeba przyjść jeszcze raz. I jeszcze kolejny i następny… A proponującemu kolejną wycieczkę helikopterem powiedzieć, że stamtąd nic nie widać.


___________________

Słownik podręczny

Rachunek sumienia ogólny: jest oceną wszystkich zachowań w pewnym okresie czasu. Najlepiej, gdy jest robiony każdego dnia podczas modlitwy wieczornej.

Rachunek sumienia szczegółowy: dotyczy wady głównej i sposobów walki z nią. Postanowienie zazwyczaj obejmuje rozwój cnoty wadzie przeciwnej. (Np.: lenistwo -> pracowitość.) Warto poświęcić nań chwilę czasu podczas modlitwy Anioł Pański lub w trakcie adoracji Najświętszego Sakramentu.


 

 

Osądzić


Wyskoczył rano z łóżka jak oparzony. Za dziesięć minut autobus. „Zobaczył wodę”, prawie połknął pół bułki i krzyknął „lecę, pa”. A chociaż zmówiłeś pacierz? – usłyszał za sobą głos matki. Nie zdążę, krzyknął w biegu. W autobusie nadrabiał zaległości z fizyki. Na ostatniej przerwie podszedł do niego kolega.
- Jacek, jest impreza po lekcjach. Trzy godziny niezłej zabawy w pubie. Idziesz?
- Przecież jutro klasówka z maty, a poza tym, wiesz, jest Wielki Post…
- Ty chyba z jakieś Głuchej Dolnej jesteś, że czymś takim jeszcze się przejmujesz. Albo od piersi mamy nie zdążyli cię odstawić. Chłopie, teraz to jest luz! Żadnych średniowiecznych przesądów. Zacznij żyć jak cywilizowany człowiek.
Zrobiło mu się głupio. Przez chwilę pomyślał o etykiecie świętoszka, jaką z pewnością przyklei mu klasa. Ale najbardziej zabolała go ta Głucha Dolna. Czekaj, zawziął się w sobie. Ja ci pokażę kto ma lepszą kondycję, większe wzięcie u dziewczyn i mocniejszą głowę.

W niedzielę ksiądz jak zwykle stał przy bramie kościoła. Tradycyjnie wszystkich witał, z każdym zamieniał słowo. Jacek wybrał boczną furtkę i wszedł drugimi drzwiami. Wiedział, że ksiądz patrzy w oczy, a on tym razem wolał tego uniknąć.

Mamo, obudź mnie, jeśli nie będę słyszał budzika. Kuba uśmiechnął się, a potem - najpierw tacie, potem mamie – nadstawił czoło na wieczorne błogosławieństwo. Jednak rano, zanim mama zdążyła się zorientować, już miał zapakowane i stał w drzwiach.
- Wrócę po piętnastej.
- Idź z Bogiem.
Ale Kuba nie szedł na przystanek. Skręcił w prawo, do kościoła. Bo postanowił, że w Wielkim Poście przynajmniej dwa razy w tygodniu wstanie wcześniej i pójdzie na ranną Mszę św. Dziś tej Mszy św. i tej Komunii św. potrzebował bardziej niż kiedykolwiek. Po skończonej Eucharystii klęknął przed tabernakulum. „Panie Jezu. Wiem, że dziś będzie ta impreza. Wiem, że będą chcieli mnie na nią namówić. I wiem, że będą się ze mnie śmiać. Dodaj mi odwagi”. Jakoś spokojniejszy poszedł na przystanek.
Na ostatniej przerwie widział, jak Hubert załatwił Jacka. Gdy podszedł do niego nie czekał na propozycję.
- Jeśli w sprawie maminsynka z Głuchej Dolnej, to zapraszam na boisko. Proponuję dystans tysiąca metrów. Mam nadzieję, że taty synek będzie pierwszy i swoim zwycięstwem przekona mnie do udziału w imprezie.
Hubert zaklął, ale w duchu musiał przyznać Kubie rację. Wiedział, że ani na bieżni, ani na pływalni, nie ma z nim najmniejszych szans. Zacisnął więc pięść i spojrzał na Kubę pełnym złości wzrokiem.
- My się jeszcze policzymy.
- Na bieżni oczywiście – odparował z uśmiechem Kuba.

Po niedzielnej Mszy św. podszedł na moment do Jacka.
- Czemu uciekłeś przed księdzem bocznymi drzwiami?
- Wiesz dobrze, czemu. I co mam mu teraz powiedzieć, jak mam mu spojrzeć w oczy? Nawet nie wiesz, jak ja teraz głupio się czuję.
Położył mu rękę na ramieniu.
- Nie ma nad czym myśleć i chować się po kątach. Myśleć trzeba było przed. Teraz to już tylko bić się w piersi i żałować. Im prędzej, tym lepiej. A tobie ta lekcja dobrze zrobi. Wreszcie zrozumiesz, że człowiek to taka istota, która najpierw myśli, a potem robi. Jeśli zaś zmienia kolejność, to potem nie tylko księdzu boi się spojrzeć w oczy. W lustro też boi się patrzeć.

_____________________

Słowniczek podręczny

Sumienie przeduczynkowe:
rozeznaje wartość moralną zamierzonego czynu (dobry, zły, skutki) i podejmuje decyzję.

Sumienie pouczynkowe: ponownie ocenia czyn po zakończonym działaniu.

Abulia: chorobliwe osłabienie lub brak woli, przejawiające się niemożnością podjęcia decyzji i realizacji postanowień.
 

 

Działać


Spotkali się przed sklepem. Ksiądz podał rękę i trzymał ją w mocnym uścisku. Jacek czekał ze spuszczonymi oczami.
- Wszystko wskazuje na to, że ostatnimi czasy boisz się wejść proboszczowi w drogę.
- Eee, zdaje się księdzu.
- Na pewno? Najpierw ucieczka do kościoła bocznymi drzwiami. Potem całe kazanie ze spuszczoną głową. A i teraz wzrok coś niewyraźny.
Stał zmieszany. Trudno było nie przyznać księdzu racji. Wiedział również, że ksiądz nie znosi krętactwa. Zawsze im powtarzał, że lepsza najtrudniejsza prawda od najpiękniejszego kłamstwa. Ale jak powiedzieć o tym wszystkim, co wydarzyło się w ubiegłym tygodniu?
Tymczasem ksiądz, nie czekając na żadne wyjaśnienia, rozglądał się wokół. Przy ścianie, obok sklepu, stała stara miotła. Zdecydowanym ruchem w jej stronę poprowadził Jacka. Wyciągnął z niej jedną brzozową witkę i połamał w palcach. Potem dał mu do ręki miotłę.
- Złam ją na pół.
- Związanej nie dam rady.
- Widzisz – ciągnął ksiądz – podobnie jest z człowiekiem. Gdy jest sam łatwo go złamać. Ale gdy idzie z innymi, ma oparcie w kolegach, przyjaciołach, wtedy złamanie go jest o wiele trudniejsze. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Przyjdź w czwartek, na osiemnastą, do babci. Spotyka się u niej w każdym tygodniu kilkanaście osób. To się nazywa ewangeliczna rewizja życia. Jeśli będzie ci odpowiadać, zostaniesz. A teraz pędź, bo w domu nie doczekają się chleba.

Babcia. Tyle o niej słyszał. Dziwna kobieta, zupełnie nie pasująca do środowiska. Każdego dnia była na Mszy św. Codziennie przystępowała do Komunii. Podobno w domu nie miała telewizora. Często wyjeżdżała na jakieś spotkania, konferencje czy sympozja. W wakacje zabierała ze sobą kilkanaście osób w góry. O czwartkowych spotkaniach mówiło się niewiele. Zapytani zawsze odpowiadali, że nie chodząc dużo się traci. Sam nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Z pomocą przyszedł biegnący z naprzeciwka Kuba.
- Słyszałem, że dostałeś zaproszenie na czwartkowe spotkania u babci?
- Dostałem. I po pierwsze nie wiem, co o tym myśleć. Po drugie nie wiem, co zrobić.
- Powiem ci tylko tyle, że gdyby nie te spotkania, to i mnie Hubert by złamał w szkole. Widziałem, jak cię załatwił. A babcia dała mi nie tylko szkołę myślenia, ale i szkołę działania. Zrobisz, co chcesz. Ale mówię ci, chłopie, warto.

Przyszedł razem w Hubertem. Rozglądał się nieśmiało wokół. Ściany mieszkania zastawione regałami z książkami. Wszędzie pełno różnych papierów, ulotek, zeszytów. Babcia z dziewczynami krzątała się wokół kanapek w kuchni. W osłupienie wprawił go widok wchodzącej Jolki. Ta gwiazda wszystkich dyskotek w okolicy też tu? I Karolina? Przecież ona na każdej przerwie podrywa innego chłopaka. Niezłe towarzystwo tu się pojawia - myślał, obserwując z kąta pokoju wchodzących.

Po krótkim przedstawieniu usiedli wokół stołu. Wszystko pachniało nowością. Babcia zapaliła świecę i poprowadziła modlitwę. Hubert przeczytał fragment Pisma świętego. Zaczęła się ni to rozmowa, ni to dyskusja. Co to znaczy miłować bliźniego swego jak siebie samego. Temat taki, że każdy miał coś do powiedzenia. Jacek mówił, że wielkie wrażenie wywarł na nim artykuł o dziewczynach, zajmujących się po lekcjach dziećmi w hospicjum.
Tylko babcia nie zabierała głosu. Słuchała uważnie ze wzrokiem skupionym na osobie mówiącej. Odezwała się dopiero na końcu. Mówiła spokojnie, patrząc na palącą się świecę.
- Piękne były te wasze spostrzeżenia. Zwłaszcza Jackowa opowieść o hospicjum. Mam nadzieję, że równie pięknie, jak mówicie, będziecie potrafili działać. Dlatego chcę wam przedstawić propozycję. Zgłosili się do mnie rodzice czteroletniej Jagusi. Dziewczynka urodziła się z porażeniem mózgowym. Po ostatniej wizycie w Centrum Zdrowia Dziecka dowiedzieli się, że są pewne szanse na rehabilitację. Trudność polega na tym, że ćwiczenia trzeba wykonywać codziennie przez dwie godziny i do ich przeprowadzenia konieczna jest obecność trzech osób. Jeden zespół wytrzymuje pół godziny. Dlatego każdego dnia potrzeba dwanaście osób.
- Babciu, ale my nie damy rady. Mamy szkołę, angielski po lekcjach, korepetycje… - cicho zauważyła Karolina.
- No tak. Łatwo się mówi o miłości. Jeszcze łatwiej śpiewa o niej piosenki. Tylko skąd potem bierze się to narzekanie, że na świecie jest jej tak mało?
Zapadła długa cisza. Babcia patrzyła na nich pytającym wzrokiem. Pierwszy odezwał się Kuba.
- To ja się zgadzam. Jak mam czas na dwa dyżury w tygodniu, zbiórkę ministrancką, próbę orkiestry i trening w klubie, to i na Jagusię te pół godziny dziennie jakoś się wygospodaruje. Najwyżej zrezygnuję z moich ulubionych RPG.
Znów rozgorzała dyskusja. Zaczęli planować. Obiecali przy okazji pomoc Jolce w matematyce. Jacek też się zgłosił. Przecież od dłuższego czasu Kuba mu imponował. Teraz nadarzyła się okazja by mu dorównać.

Zresztą nie jedyna okazja. W trzecim tygodniu Wielkiego Postu znów zaczepił go Hubert. Stał zmieszany, nie wiedząc, co odpowiedzieć, gdy nagle poczuł na sobie mocne, pewne spojrzenie Kuby.
- Jeśli jesteś takim bohaterem, to zapraszam do Jagusi. Codziennie przez pół godziny pomoc w rehabilitacji. Po tygodniu pogadamy o dyskotece.

Tym razem Hubert nie zaklął.


___________________

Słowniczek podręczny

Rozeznanie woli Bożej
- odpowiedź na pytanie w jaki sposób, w konkretnym czasie, miejscu i okolicznościach, żyć usłyszanym Słowem Bożym. Pewność podjęcia dobrej decyzji daje jej zgodność z Pismem św., nauką Kościoła oraz towarzyszący tej decyzji pokój serca.

 

 

Wrażliwość


Poprzeczkę podnieśli wysoko i zaczęli bardzo intensywny tryb życia. Po rozmowie u babci ustalili, że nowe obowiązki, jakie dobrowolnie podjęli, w żaden sposób nie mogą przyczynić się do zaniedbania dotychczasowych. Pozostał dodatkowy angielski, trening koszykówki i kółko matematyczne. Doszła Jagusia, dwa razy w tygodniu ranna Msza święta i spotkanie u babci co dwa tygodnie. Kuba nawet nie zauważył, kiedy ulubione RPG przestały go interesować. Jacek przestał bać się kolejnego spotkania z Hubertem.

Najwięcej oporów mieli rodzice.
- Cięgle gdzieś latasz. Coraz mniej się uczysz. Zobaczysz, nie zdasz do następnej klasy. A jeśli zdasz, to dlatego wyłącznie, że cię przepchną.
Tata Jacka coraz częściej dawał wyrazy niezadowolenia i niepokoju. Wszystko zmieniło się dopiero po wywiadówce. Okazało się, że obydwaj chłopcy, jako jedyni w klasie, poprawili wyniki w nauce. Dziwne – rozmawiali potem ze sobą rodzice. Niby uczą się mniej, ale za to lepiej.
- Wiecie – ciągnął ojciec Kuby – zauważyłem, że to, co kiedyś robił przez dwie godziny, teraz potrafi zrobić w pół. Czyli jednak spotkania u tej babci i zajęcie się Jagusią wyszło im na dobre. Są teraz – widać – lepiej zorganizowani.

Wyszli z kościoła. Do przyjazdu autobusu zostało jeszcze dwadzieścia minut. Szli wolnym krokiem na przystanek, jakoś tego dnia zamyśleni. Pierwszy przerwał milczenie Jacek.
- Wiesz, muszę ci się z czegoś zwierzyć. Od pewnego czasu mam wrażenie, że staję się coraz gorszy. Gdy robię rachunek sumienia widzę coraz więcej niedociągnięć. Rodzice co prawda chwalą mnie, że zmieniam się na lepsze, ale ja widzę, że jest zupełnie inaczej.
- A ja jestem coraz bardziej zmęczony. Czasem mam już wszystkiego dość. Zamiast zapału, z jakim na początku chodziłem do Jagusi, jest coraz większa niechęć. Już kilka razy przyłapałem się na tym, że wolałbym usiąść znów przy komputerze, niż iść do niej. Gdybym nie bał się, że babcia nazwie mnie mięczakiem i posądzi o słomiany ogień, pewnie bym już przestał tam chodzić.
- Ale przecież to niemożliwe – myślał głośno Jacek – by człowiek, który w jakiś sposób poświęca się dla bliźniego i jest trzy razy w tygodniu u Komunii św., stawał się coraz gorszy. Coś jest jednak nie tak.
- Może porozmawiamy o tym z babcią?
- To ja już wolę z księdzem. Wiesz, od tamtej rozmowy przed sklepem, jakoś ujął mnie swoją dobrocią. Czasem mam wrażenie, że on mnie lepiej rozumie, niż ja siebie samego.

Postanowili, że najlepiej będzie, jeśli zaczerpną rady u obojga. Babcia nie wydawała się być zdziwiona problemami chłopców.
- Wyobraźcie sobie matkę małego dziecka. Wróciła z pracy, przygotowała obiad, zrobiła pranie. Kolejną noc nie śpi, bo chore dziecko płacze. Jak myślicie, gdy piąty raz musi wstać i zmienić pieluchy, jest taka bardzo zadowolona i szczęśliwa? Nie ma dość po tygodniu? Nie odezwie się zmęczenie?
- Z pewnością. Pewnie nawet chwilami zacznie się złościć. – Kuba w lot chwycił tok myślenia babci.
- Bo widzicie – ciągnęła – zapał, uczucia, emocje, to wszystko szybko się w człowieku wypali. I wtedy, na tej wypalonej ziemi pozostaje poczucie obowiązku. To jest właśnie miłość bliźniego. Jeśli nie ma poczucia obowiązku, nie ma miłości.

Po tym, co usłyszeli, nie mogli się doczekać, jakiej rady udzieli im ksiądz. Ten jak zwykle na początku nic nie powiedział. Zniknął gdzieś w zakamarkach plebani, by wreszcie pojawić się, niosąc bokserskie rękawice. Podał je Jackowi.
- Załóż.
- Teraz uderz kilka razy ręką w stół.
Jacek uderzył, nie wiedząc, czemu miał służyć eksperyment.
- Zabolało?
- Nie.
- Widzicie – tłumaczył im z uśmiechem – człowiek, który nie prowadzi życia duchowego, czyli nie modli się, nie robi często rachunku sumienia, z czasem przyobleka się w pancerz jeszcze grubszy, niż te rękawice. Zachowuje się jak niedźwiedź w składzie porcelany Rani bliźnich, wyrządza im krzywdę i tego nie czuje. A że oczy zachodzą mu kurzem grzechu, więc nie widzi również, jak inni z jego powodu płaczą. To wszystko, co teraz przeżywacie, jest niczym innym, jak znakiem, że zaczęliście naprawdę naśladować Pana Jezusa. Dzięki Jego łasce zwlekliście z siebie ten nieszczęsny pancerz obojętności i staliście się bardziej wrażliwi.

A następnego dnia przeżyli szok. Po ostatniej lekcji podszedł do nich Hubert. Trochę zmieszany. Dziwnie nieśmiały. Zniknął gdzieś jego dawny tupet.
- Chłopaki, może zabralibyście mnie jutro z sobą do Jagusi?

___________________

Słowniczek podręczny

Sumienie wrażliwe
- reaguje nie tylko na grzech ciężki. Dostrzega również zaniedbania, drobne krzywdy wyrządzone bliźniemu, niedoskonałości w relacji z Bogiem. Nade wszystko nie ogranicza się do pytania, czy to grzech. Równie często pyta, czy to jest miłość.
 

 

O tym, czego zabrakło



Najpierw musiał omówić z Kubą szczegóły pierwszej wizyty u Jagusi. Nie było to wcale takie proste, bo związane z dojazdem kilkanaście kilometrów poza miasto. Na całe szczęście połączenie było dobre. Mimo wszystko musiał poświęcić na to całe popołudnie. Do tego należało przekonać rodziców, zdziwionych ale i ucieszonych zmianą zainteresowań syna. Wreszcie Kuba postawił pewne warunki.
- Za pierwszym razem pojedziesz zobaczyć jak i co. Jeśli stwierdzisz, że dasz radę i że chcesz jej pomagać, musisz wybrać jeden dzień w tygodniu na przyjazdy i trzymać się terminu. Gdybyś nie mógł, powiadamiasz kogoś z grupy i załatwiasz zastępstwo. Nie ma „zmiłuj się”. To nie zabawa z kumplami, ale poważna sprawa.
Przyjechał. Bezradność Jagusi jakoś go ujęła. Jeszcze bardziej życzliwość i troska jej rodziców. Przyjęli go niezwykle serdecznie. Gdy przyszła następna zmiana poczęstowali herbatą i ciastem. Przy pożegnaniu nie padło żadne pytanie. Nie chcieli mu się narzucać. Zagadnął dopiero Kuba na przystanku.
- Jak będzie dalej?
- Spróbuję.
Na pożegnanie poczuł mocny uścisk dłoni Kuby. Zupełnie, jakby przyjaźnili się już wiele lat. Krótka wymiana spojrzeń i już wiedział. Liczy na niego.

Tak zaczęło się odkrywanie zupełnie innego, nowego świata. To małe dziecko, zdane wyłącznie do dobroć rodziców i swoich opiekunów. Rodzice, z pełnym zaufaniem zostawiający ich samych w domu razem ze swoim dzieckiem. Całe to roześmiane towarzystwo kilkunastu osób. Pełne poczucia humoru a równocześnie zdyscyplinowane jak regularna armia. Jolka z Karoliną. Myślał, że one jedynie zarywać chłopaków potrafią. A tu, patrzcie, mistrzynie rehabilitacji. I ta dziwna, starsza pani, czyli – jak mówiono do niej – babcia. Widywał ją rzadko. Mało mówiła. Ale jak już coś powiedziała… Obserwował ich wszystkich i zadawał sobie samemu pytania. Dlaczego tacy są? Jak to się stało, że Jacek nie uległ jego szyderstwom? Skąd bierze się ta ich niekłamana radość? On po kilku tygodniach miał już dość, a u nich nie słyszał jeszcze ani słowa narzekania. No i ten wzajemny szacunek, przejawiający się choćby w tym, że nikt nie przeklina. Jakie to wszystko inne od tego, z czym miał do czynienia wśród dotychczasowych kolegów, zresztą dość uparcie domagających się powrotu do dawnego towarzystwa. Pewnie by im uległ, gdyby na horyzoncie nie pojawiła się nagle Karolina, pokazująca palcem na zegarek i przypominająca o dyżurze..

Kiedyś zwierzył się ze swoich rozterek Kubie. Ten nie wydawał się być zdziwiony.
- Nie ma co ukrywać. To jest grupa religijna. Wszystko, co robimy wypływa wyłącznie z naszej wiary. Powiem ci tylko tyle, że gdyby nie codzienna modlitwa, gdyby nie częsta Komunia święta, gdyby nie te spotkania u babci, dawno ty byś mnie wciągnął w swoje towarzystwo a nie na odwrót i dawno bym zniechęcił się do pracy z Jagusią.
- Powiadasz, Komunia święta. Hm – zaczął zastanawiać się głośno – łatwo powiedzieć. Ale najpierw trzeba iść do spowiedzi. A jak ma to zrobić ktoś, kto nie robił tego od Pierwszej Komunii? Wiesz, jakiego mam pietra za każdym razem, gdy patrzę na konfesjonał. Dreszczy dostaję na widok księdza.
- To może ci pomogę. Porozmawiam z naszym księdzem. Chcesz?
- Kuba, ale ty nawet nie wiesz, ile ja już w życiu narobiłem głupstw. Chyba zapadnę się ze wstydu…. Nie, nie będę potrafił tego zrobić.
- Kiedyś też miałem ten problem. Ale wtedy ksiądz powiedział mi, żebym nie myślał o swoich grzechach. Bo choćby były nie wiem jak wielkie, Boże miłosierdzie i tak jest od nich większe. Stanąłem przed konfesjonałem i trząsłem się jak w febrze. Co chciałem zwiać, to spojrzałem na krzyż. Dzięki temu udało się. Potem już było łatwiej.

Można powiedzieć, że była to cała seria przypadków. Kręcił się na przystanku. Już właściwie miał zrezygnować, gdy nagle pojawił się Jacek. Potem, przy autobusie, jakby spod ziemi, wyrosły Jolka i Karolina.
- Gdzie idziesz? Na plebanię? – Dziewczyny udawały zdziwienie, wymieniając się tajemniczo spojrzeniami – Idziemy w tamtą stronę. To możemy cię odprowadzić.
Drzwi otworzył mu Kuba.
-O, proszę księdza, jest już Hubert. To ja was zostawię i lecę do Jagusi.
Uścisnął Hubertowi dłoń i szepnął na odchodne:
- Trzymaj się, wszystko będzie dobrze.

Najpierw była długa rozmowa, potem przeszli do kościoła. Ksiądz zostawił go przy konfesjonale, a sam poszedł przed Najświętszy Sakrament. Gdy wrócił Hubert był gotowy.
- Wysławiajmy Pana, bo jest dobry.
- Bo Jego miłosierdzie trwa na Wieki.
Poczuł, jakby ktoś zdjął mu z serca kamień.

Przed odjazdem wpadł jeszcze na moment do Jagusi. Belcik – gaworzyła, wyciągając do niego ręce. Po powrocie do domu otworzył stary, sekretny notes. Pod datą owego pamiętnego dnia zapisał ostatnie zdanie, jakie powiedział przed rozgrzeszeniem ksiądz w konfesjonale. „Bez łaski Bożej sumienie nigdy nie będzie w stanie podejmować odważnych i radykalnych decyzji. Bo Jezus mówi: ‘Beze Mnie nic nie możecie uczynić’.”

____________________

Słowniczek podręczny

Łaska uczynkowa
- pomoc, jakiej Bóg udziela człowiekowi, przyjmującemu z wiarą sakramenty święte po to, by mógł wypełnić Jego wolę. Owocem współpracy z łaską Bożą jest szczególnie: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (por. Ga 5,22-23).
 

 

Pilne może poczekać


To spotkanie było zupełnie inne od poprzednich. Dziewczyny przyniosły pocięte na pół kartki bloku technicznego. Babcia wypisywała na nich coś niebieskim flamastrem i odkładała na bok. Tym razem na stole nie było Pisma świętego. Obok świecy zostały położone zapisane poprzednio kartki. Ale w taki sposób, by nie było widać treści.

- Dziś nie będziemy dyskutować o życiu – zaczęła babcia po modlitwie. Dziś będziemy uczyli się życia. Mam przygotowane dziesięć kartek. Na każdej z nich jest wypisane inne zadanie do wykonania. Trzeba dokonać wyboru i zaplanować w jakiej kolejności zostaną wykonane, ile czasu trzeba na nie poświęcić, z czego można zrezygnować.

Kuba brał po kolei kartki i czytał na głos. Praca domowa z matematyki, sprzątanie pokoju, adoracja Najświętszego Sakramentu, rehabilitacja Jagusi, lektura z polskiego, pomoc mamie w zakupach, naprawa roweru, lektura Pisma świętego, korepetycje z angielskiego, trening koszykówki.

Zaczęło się układanie grafiku zadań, rozgorzała dyskusja. Jakby nie ułożyć zawsze na coś brakowało czasu. W dodatku mama krzyczy, że musi być posprzątane natychmiast, u Jagusi są dyżury i nie można nawalić, w szkole dwie klasówki, olimpiada z angielskiego na horyzoncie a trener przypomina o mających się odbyć za tydzień eliminacjach. Więc rower i adoracja wypadły. Co do zakupów alternatywą była kłótnia z mamą. Wszystko wskazywało na to, że na lekturę Pisma świętego zostanie kilka minut przed spaniem. Pod warunkiem, że nie zaśnie się w trakcie ze zmęczenia.

Hubert początkowo całe to zamieszanie obserwował z boku. Ostatecznie oni mieli więcej doświadczenia. Jednak gdy usłyszał, że Pan Bóg poczeka do następnego dnia, bo przecież widzi, że wszystko, co robią, wypływa z miłości, nie wytrzymał.

- Najpierw poczeka jeden dzień, bo przecież wszystko z miłości – zaczął spokojnym, ale zdecydowanym głosem – potem dwa dni poczeka, bo przecież wszystko z miłości. Potem poczeka tydzień a następnie miesiąc. Bo przecież wszystko z miłości. A na koniec okaże się, że w tym co robimy już nie ma miłości. Wiecie – ciągnął – jestem tu najkrócej z was i być może nie mam do powiedzenia tyle, co inni. Ale mnie bardzo mocno zapadły w sercu słowa księdza proboszcza, a właściwie Pana Jezusa, jakie usłyszałem na spowiedzi. „Beze Mnie nic nie możecie uczynić”.
- Myślę, że Hubert ma rację – odezwała się babcia, dotychczas stojąca za jego plecami i przysłuchująca się rozmowie. – Bo w życiu są sprawy pilne i ważne. Pilne mogą poczekać, ważne nie mogą. Wszystko zależy jedynie od tego, co jest dla człowieka ważne.
 

 

Tajemnica kościelnej ławki


Był zdziwiony samym sobą. On, główny organizator wypadów do Campari, do niedawna kpiący z przykazań i zwyczajów, zaczął mówić jak… Właśnie, jak? Wychowawczyni w klasie, ksiądz na kazaniu, mama po klasówce? Przypomniał sobie, jak niedawni koledzy śmiali się za plecami, że jakaś stara dewotka z normalnego chłopaka zrobiła świętoszka. Nie przejął się kpinami. Za to coraz częściej zastanawiał się, co jest normalnością. Brak odpowiedzialności, totalne luzactwo, nie liczenie się z godnością drugiego człowieka – to ma być normalność? Dlaczego wrażliwość i troska o rozwój duchowy postrzegane są jako dziwactwo?

Trochę bał się o siebie. Jagusia to jeden dzień w tygodniu. W szkole, na przerwie, ma oparcie w Kubie i Karolinie, w Jacku i Jolce. Jednak jeszcze jest popołudnie, są koledzy przed blokiem, no i stare nawyki. Jak długo wytrzyma naciski? Czy znajdzie siłę, by oprzeć się coraz bardziej kuszącym propozycjom?

Nie mógł się skupić. Wzrok miał utkwiony w wiecznej lampce, ale myśli skakały jak pszczoła z kwiatka na kwiatek. Przyklejona w bocznej nawie do filaru ławka zaczynała go uwierać. Postanowił jednak wytrwać mimo wszystko. Z zegarkiem w ręku. Dziesięć minut i ani sekundy krócej. Chociaż czasem wydawało mu się to zupełnie bez sensu. Trochę zmęczony zaczął się wiercić. I właśnie wtedy z półeczki pod pulpitem ławki wypadła ta karteczka. Spoglądał z niej jakiś święty o nic nie mówiącym nazwisku Loyola. Odwrócił na drugą stronę i zaczął czytać.

”Modlitwa odpowiedzialności”
1. Prośba do Boga o umiejętność dostrzeżenia i przyjęcia Jego dobrodziejstw;
Spojrzenie na dobrodziejstwa;
Podziękowanie za dostrzeżone dobrodziejstwa.
2. Prośba do Boga o dostrzeżenie swoich grzechów i uwolnienie od nich;
Spojrzenie na grzechy;
Podziękowanie za przebaczające uwolnienie przez Boga; zawstydzenie.
3. Prośba o znalezienie nowej drogi chrześcijańskiego życia;
Spojrzenie na możliwość przemiany własnej wolności, która jest warunkiem nowego postępowania;
Podziękowanie w modlitwie nadziei, która jest pewna Bożej pomocy.


Przeczytał jeszcze kilka razy, schował kartkę do kieszeni i zapatrzył się w tabernakulum. „Panie Jezu, z Tobą nie ma czasu ‘bez sensu’. Dziękuję Ci za tę przypadkowo znalezioną modlitwę. Od dziś będzie ona moją drogą z Tobą.”

Przed blokiem spotkał kumpla z Campari. Igor uśmiechnął się szyderczo i wycedził przez zęby:
- Cześć świętoszek.
Tym razem uszczypliwe powitanie nie wyprowadziło go z równowagi. Ze spokojem, jak Kuba przed kilku tygodniami w rozmowie z nim, położył Igorowi rękę na ramieniu.
- Normalny, przyjacielu. Nic więcej.