Wycinać czy nawozić? - 3 tydzień

publikacja 10.03.2007 21:49

Uprzywilejowanym miejscem spotkania człowieka z Bogiem jest Eucharystia. Dlatego w pierwszym bloku podejmujemy siedem tematów, jakie proponuje Słowo Boże Liturgii Środy Popielcowej i kolejnych niedziel Wielkiego Postu.

Wycinać czy nawozić? - 3 tydzień

Joanna Kociszewska

Ile można czekać?


Ileż można czekać na zmianę czyjegoś zachowania? Ile można czekać na człowieka, który raz po raz odrzuca wyciągniętą rękę, może jeszcze dodatkowo raniąc? Czy nie prościej zostawić go własnemu losowi? Wyrzec się zemsty, sprawiedliwości - po prostu odejść, zobojętnieć, zapomnieć?

Ktoś po raz kolejny prowokuje konflikt we wspólnocie. Już większość osób jest urażona, część przestała przychodzić na spotkania, zresztą każde spotkanie z udziałem tej osoby zgrzyta. Zdecydowanie przestało być miło i sympatycznie. Już tyle razy podejmowaliśmy próby, by wytłumaczyć, przemówić do rozsądku, ciągle to samo. Jak do ściany. Byłoby łatwiej - o niebo łatwiej - bez tej jednej osoby.

Wycinać czy nawozić? Przyjąć kogoś takim jakim jest, ofiarować miłość, cierpliwość i troskę - być może po raz kolejny, być może z poczuciem, że to nic nie da - czy w imię dobra: swojego, dobra wspólnoty - usunąć spomiędzy nas?

Wycinać czy nawozić? Wierzę Bogu - odpowiem „nawozić”. Póki nie dojdę do progu zmęczenia, zniechęcenia, zranienia. Ale co odpowiem po jego przekroczeniu? Wtedy, gdy mam już dość, gdy nie mam sił, gdy jest mi już wszystko jedno?

„Możesz je wyciąć.” Mogę. Mogę odejść. Wycofać się. Wykorzystać okazję, by kogoś się pozbyć. Wcale nie muszę grać nieczysto. Po prostu tym razem nie wyciągnę ręki. Niech wypije to piwo samemu. Konsekwencje będą oczywiste.

Mogę to zrobić. Może nawet mam prawo - w imię dobra naszej wspólnoty. Dobrze wiem, że gdyby tej jednej osoby nie było, wróciłoby kilka fantastycznych osób. Bardzo żałuję, że sobie poszły. Wtedy próbowałam to sklejać. Uznałam, że nikogo nie możemy wykluczać - że to ich wybór. Próbowałam. Bez skutku. Teraz kolejne osoby chcą odejść. Wspólnota się rozsypuje.

W przypowieści ktoś powiedział: „Panie, jeszcze na ten rok go pozostaw.” Czy obok mnie znajdzie się ktoś, kto wtedy powie: „daj jeszcze jedną szansę”? Ktoś, kto westchnie: „spróbujmy jeszcze raz, nie o to chodzi by kogoś odrzucić”? Czy usłyszę: „wytnij, my też już mamy dosyć, masz prawo, nawet powinnaś”?

Czy jeśli mnie zapytają o radę, potrafię spojrzeć z tej perspektywy? I zastanowić się, czy nie warto jeszcze raz spróbować?


Joanna Kociszewska

Jałowy figowiec


Jałowy figowiec. W Ewangelii Mateusza i Marka te słowa oznaczają opowieść o figowcu przeklętym przez Jezusa, bo nie przyniósł owocu. U Łukasza to przypowieść o Bożej cierpliwości.

Figowiec, to naród wybrany. Nie przyniósł owocu - nie nawrócił się w czasie trzech lat nauczania Jezusa. W zdarzeniu opisanym u Mateusza i Marka usycha, przeklęty. W przypowieści - pojawia się ktoś, kto się za nim wstawia. Pojawia się ktoś, kto prosi o kolejną szansę...

Figowiec, to my. To każdy człowiek. „Jeśli się nie nawrócicie - wszyscy tak samo zginiecie.” - mówi Ewangelia. Nie znamy dnia ani godziny. Nie znamy czasu danego nam, czy naszym bliskim. Ale to nie znaczy, że nic nie możemy zrobić.

Przypomina się historia Abrahama - i jego targowanie się z Bogiem o Sodomę i Gomorę. Czy gdyby targował się dalej, miasto by ocalało? Dla jednego sprawiedliwego, zamiast dziesięciu? Czy rozmowa Abrahama z Bogiem ocaliła Lota i jego rodzinę?

Proście, a będzie wam dane. Proście natrętnie i nie ustawajcie. Wszystko, o co prosicie na modlitwie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie.

Figowiec, to my, to ja. Ile osób prosi Boga w mojej intencji, nie wiem. Czyja modlitwa daje mi ten czas, który mam? Kolejne szanse? Tyle razy już nie przyniosłam owocu. Tak wiele jałowej ziemi za sobą zostawiłam. Czy jeszcze sobie z tego zdaję sprawę? Czy potrafię być wdzięczna za modlitwę?

Figowiec, to każdy człowiek. Często daleko od Boga. Bliski lub wręcz przeciwnie - niechętny. Czy jeszcze pamiętam, że moja modlitwa może mu pomóc? Że moja modlitwa może go ocalić?

Czy potrafię w modlitwie nie ustawać, nawet gdy nie widzę jej skutków - nawet gdy jest coraz gorzej, gdy dzieją się rzeczy po ludzku nienaprawialne? Czy potrafię prosić z wiarą, że się stanie - w odpowiednim miejscu i czasie? Choćby w ostatniej sekundzie?

Kościół to wspólnota, która najbardziej przejawia się we wzajemnej modlitwie. Kościół to wspólnota ludzi słabych, którzy za siebie nawzajem wstawiają się do Boga. Za życia i po śmierci. Czy potrafię o tym nie zapominać?

Piotr R.

Ja bym wyciął - wy nie?


Drzewo figowe, wycinać czy nawozić.

Ja bym wyciął. To co nie przynosi efektów, jest usuwane. Zbyt kosztowne jest zajmowanie się tym, co nie przynosi efektów. Dawanie powtórnych szans. Szukanie ukrytego dobra w tym, co ewidentnie już zepsute. To samo w świecie ludzkim. Są ludzie bardziej wartościowi i mniej wartościowi. Są również odpady społeczne – jacyś bezdomni, pijacy żebrzący na ulicach. A przed innymi ludźmi gotów byłbym rozłożyć płótno czerwone by nie urazić ich poczucia godności. Wy nie? To pewnie jestem wyjątkiem. A jak wygląda wtedy samoocena? Zwłaszcza gdy się zawsze porównuje do lepszych.

Bóg chrześcijan taki nie jest. On nie wartościuje w ten sposób. Człowiek w Biblii ma zawsze godność. Współczesny człowiek, którego filozofie odbierają mu ową godność, żyje w permanentnym jej braku. W systemie biblijnym jest inaczej – nawet potępiony coś znaczy. Nawet po grzechu pierworodnym, choć jego ziemski koniec jest tragiczny, ma swoją wartość i cel. Jezus nigdy nie patrzyłby takimi oczami jak ja patrzę na ludzi w trudnej sytuacji społecznej. Jadł z celnikami i nierządnicami. On zrobiłby wszystko by uratować każdego z nas.

Jest przypowieść o drzewie figowym (Łk 13,1-9). Pan chce je zniszczyć, ale sługa prosi, by dał mu jeszcze rok, a on się o nie zatroszczy, okopie je, obłoży nawozem – a wtedy, kto wie, może za rok wyda owoc. A jeśli nie, wtedy drzewo zostanie wycięte.

Jest też inne drzewo – również figowe (Mt, 21,18). Jezus poczuł głód, podszedł do niego, lecz nie znalazł na nim nic prócz liści. Rzekł więc do niego: „Niechże już nigdy nie rodzi się z ciebie owoc”. Błyskotliwy humor i inteligencja, połączona ze sporą dawką przekory ? Nie jestem apologetą, nie muszę tak myśleć.

Niemniej to u Jezusa szczególne. Z jednej strony łagodność, dobroć, rozprawianie o błogosławieństwach, a z drugiej strony powywracane stragany, pobici kupcy. Czego nas to uczy? Życie Jezusa ma być wszak szkołą dla każdego z nas. Albo jest to sprzeczność, albo... dobroć i łagodność nie wykluczają czasem brutalnych posunięć. A polskim katolikom bardzo często brakuje zdecydowania. Mają przed oczami pewien ideał „dobra”, które się wiąże z litością, ckliwością, brakiem umiejętności do realnego patrzenia na świat. Taka duchowość, która robi z Jezusa tkliwego mięczaka. A człowiek powiela w swoim życiu to co uważa za „dobre”, ale z takim wzorcem staje się słaby.

Można domniemywać, że pan z pierwszej przypowieści przychylił się do prośby swego sługi. I wcale niekoniecznie drzewo po roku owoce wydało, bo jak wcześniej Jezus mówi: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie”.


Piotr Blachowski

Wycinać czy nawozić?


Praca ogrodnika, jego samozaparcie, zamiłowanie do pielęgnacji roślin z nadzieją na przyszłe plony. Miłość rodziców – mimo problemów wychowawczych kochają swoje dziecko, dbają o jego wychowanie, o to by nie chodziło głodne, by było godnie ubrane, licząc, że w przyszłości to dziecko będzie dla nich ostoją i pomocą na stare lata. Inwestowanie w młodych poprzez naukę, doskonalenie zawodowe, po to by później mogli pracować dla siebie i dla innych, tych którzy wcześniej pracowali na ich studia, aby z kolei oni mogli przejść na zasłużoną emeryturę.

To wszystko ma cechę wspólną: cierpliwość, ale niektórzy zauważą tutaj również egoizm, bo przecież dbając dzisiaj liczę na wzajemność jutro. Czy to właściwe? O co tutaj naprawdę chodzi? Jaki to ma związek z tytułowym drzewem figowym? Otóż ma i wcale nie jest to egoizm, lecz dbałość o wzrost i wychowanie, wychowanie w wierze, bo wiemy, że jaki jest wzrost naszej wiary, taka jest nasza nagroda w niebie.

No i już słyszę głosy sprzeciwu, głosy przypominające o tych, którzy nie praktykują, a na łożu śmierci się nawracają i też „mają to z głowy”. Ale nie tak do końca, bo rozliczani będziemy z naszej wiary, z całego życia, z tego, jakimi byliśmy nie tylko względem Boga, lecz także względem siebie, bliskich, a nawet „obcych” czy wręcz wrogów. Mamy się nawracać wszyscy, nie tylko ci, którzy „nie wierzą”, ale i my, „podający się za wierzących – praktykujących”. Tytułowe drzewo figowe to symbol każdego z nas: jesteśmy jak te rośliny, które – owszem – potrzebują „okopywania i nawożenia”, ale potrzebują również dobrego ogrodnika. Tym jednak różnimy się od roślin, że myślimy i sami podejmujemy decyzje, więc sami możemy się okopać – idąc do spowiedzi, sami możemy się zasilić – idąc do Komunii. A przede wszystkim sami możemy się pielęgnować poprzez modlitwy, Eucharystię, uczestnictwo w mszach i nabożeństwach.

Że nie mamy czasu i spieszymy się do pracy, żeby zarabiać na życie? To oczywiste, przecież na pierwszym miejscu powinna być rodzina, ale na równorzędnym miejscu musi być Bóg. Poranna kawa, poranny papieros, a gdzie poranna modlitwa? Potem… Przecież muszę się dopiero obudzić, ogarnąć, reszta ( modlitwa) poczeka.

Dbając o siebie pod względem cielesnym, tak samo zadbajmy pod względem duchowym, tym bardziej teraz, gdy mamy Wielki Post, nie czekajmy do następnego, bo go może już nie być, zacznijmy już dzisiaj, bowiem: Nie znacie dnia, ani godziny, kiedy Pan przyjdzie...

Nie pozwólmy, by nasz ogrodnik wyrwał nas z korzeniami jak nieurodzajne drzewo figowe. Poprzez nasze poczynania stańmy się drzewkiem, które rodzi owoce przynosząc Panu chwałę i radość. To nasze posłannictwo, abyśmy rodzili owoce wiary i tym „zarażali” inne „drzewka”. Zadbajmy o siebie, ale i zadbajmy o innych, byśmy stali się godnymi sadu Pana.

Jezus im odpowiedział: "Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie".

Wszyscy chcemy się spotykać z rodziną i znajomymi, by wspólnie biesiadować i cieszyć się sobą. Dołóżmy starań, by to biesiadowanie przeniosło się również na nasze przyszłe życie, które nam obiecał Pan, na życie wieczne.


Katarzyna Banc

Zaangażowanie Pana Boga


Jestem informatykiem a nie biologiem. Nie znam się na roślinach, a tym bardziej na ogrodnictwie. O figowcu do tej pory nic nie wiedziałam poza tym, że owocuje figami, a figi to takie „suszonki” które można kupić w większości sklepów spożywczych. Tak naprawdę to ja nic nie rozumiem, a słowa Jezusa tym razem nie są do mnie. Chyba dość często ulegamy pokusie takiego myślenia, przynajmniej ja się na tym łapię. Wolimy wygodne wykręcenie się niż wysiłek odnoszenia Słowa do swojego życia – ale mamy Wielki Post, więc do dzieła.

Lubię przypowieści bo są krótkie, a zawsze w nich wiele się dzieje. Mamy właściciela winnicy, ogrodnika, figowiec i figi. Czyli głos rozumu, głos serca, podmiot no i pożądaną, wartość. Wszystko rozbija się o owoce, wszystkim na nich zależy, one w Piśmie Świętym są tym znakiem pozwalającym rozpoznać (Mt 7,20). Ale tak jest jeśli owoce SĄ, a tutaj ich nie ma i sprawa się nieco komplikuje. Skoro nie ma, to pozbywamy się problemu, w końcu po co mamy utrzymywać coś z czego nie mamy żadnych korzyści – jest to całkiem naturalne działanie. Ewentualnie dajemy tę „ostatnią szansę”, angażujemy się szczególnie bo ta „szansa” to nie tylko pozwolenie na „bycie”, a konkretne nasze zaangażowanie mające na celu wspomaganie i ciągłą pomoc, wręcz nasze współdziałanie w wydawaniu owocu, bo nam zależy.

No dobrze tylko co to wszystko ma wspólnego ze mną konkretnie w III Niedzielę Wielkiego Postu? „Nawracajcie się, bliskie jest Królestwo Niebieskie” (hmm... nawroty nie są przyjemne...). No właśnie chodzi o nawrócenie mojego serca, o zwrócenie się do Pana Boga, o Boży owoc mojego życia (hmm... Boża figa!). Tylko patrzę na swoje lenistwo, na chęć zysku ponad wszystko, na moją wygodę, na nieumiejętność przyznania się do błędu, na próby wybielania się na każdym kroku (nawet przed sobą), na zawiść i zazdrość jeśli ktoś ma więcej... oj mogę długo wymieniać. Właściwie to bardzo długo. Na tym żaden dobry owoc nie wyrośnie. Przestaję się dziwić, że figi kojarzą mi się tylko z „suszonkami” z marketu.

Wielki Post dla mnie to słowa: „Panie, jeszcze na ten rok...”, na ten miesiąc, na ten tydzień, na tych kilka dni (bo ile nam ich zostało? Do końca okresu liturgicznego? Do końca życia?) „...go pozostaw”. Coś jeszcze jest tutaj ważnego, związanego z „ostatnią szansą” – wspomniane zaangażowanie. Niesamowite zaangażowanie Pana Boga, czas szczególnej łaski, Jego pochylenia się nad człowiekiem, pielęgnowania aby przyniósł owoc, aby nie zmarnować życia. Czy rzeczywiście mam świadomość Bożej troski?

I jeszcze taka myśl na koniec z wczorajszego dnia. Jechałam pociągiem, w pewnym momencie konduktor przechodząc przez wagon oznajmił, że będziemy mieli opóźnienie, ponieważ musimy zabrać pasażerów innego składu pod który rzucił się samobójca. Bliżej nieokreślone zbiorowisko u czoła lokomotywy, maszynista siedzący w szoku na nasypie, ogólne poruszenie – taki normalny obrazek kiedy dzieje się tragedia. Wyszeptałam tylko krótką modlitwę, pojechaliśmy dalej...
Czasem będąc takim nieurodzajnym figowcem skupiamy się na naszych brakach tak bardzo, że nie chcemy usłyszeć o Bogu, który z miłości będzie pochylał się nad nami abyśmy przynieśli owoc.