"Jego słuchajcie": jak słuchać? - 2 tydzień

publikacja 03.03.2007 22:06

Uprzywilejowanym miejscem spotkania człowieka z Bogiem jest Eucharystia. Dlatego w pierwszym bloku podejmujemy siedem tematów, jakie proponuje Słowo Boże Liturgii Środy Popielcowej i kolejnych niedziel Wielkiego Postu.

"Jego słuchajcie": jak słuchać? - 2 tydzień

Joanna Kociszewska

Zatęstknić za Bogiem


Codziennie tyle osób do nas mówi, tyle chce być usłyszanymi. i jednocześnie tyle słów odbija się od nas, niby je słyszymy - a przechodzą mimo uszu. Codziennie mówi do nas również Bóg. Czy jego słowa się w nas zatrzymują. czy uciekają szybciej, niż zdążymy je zapamiętać? Jak słuchać Boga, by Go usłyszeć?

Pierwsza zasada brzmi: trzeba chcieć. Trzeba powiedzieć sobie: Ciebie, Boże, chcę słuchać. „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha” - tak Heli kazał odpowiedzieć młodemu Salomonowi. Jeśli nie zechcę Go usłyszeć, Bóg nie jest włamywaczem - nie włamie się do mojej głowy i serca.

Czy jednak zawsze trzeba tak jasno i świadomie chcieć? Być może bym w to uwierzyła, gdyby nie doświadczenie. Najmocniej słyszałam Słowo, gdy jeszcze od Kościoła byłam daleko. Nigdy przedtem i nigdy potem tak bardzo do mnie nie docierało. Robiłam wszystko, by nie być na Mszy Świętej, bo wiedziałam, że wyjdę z niej poruszona, rozbita, z poczuciem, że trzeba wrócić, choć po latach zupełnie nie potrafię. I jednocześnie bardzo często nie potrafiłam nie przyjść. Nie chciałam słyszeć - bolało - uciekałam - i w końcu przychodziłam i słuchałam...

Czym jest więc otwartość - gotowość na usłyszenie Słowa? Może po prostu pragnieniem jego obecności w moim życiu, brakiem obojętności? Może trzeba za Bogiem zatęsknić? Tej tęsknoty mi wówczas nie brakowało.

Drugim imieniem słuchania jest posłuszeństwo. Postępowanie według tego, co się usłyszało. To słowo dziś źle się kojarzy - z bezrefleksyjnością i wyrzeczeniem się wolności. Tymczasem posłuszeństwo zawsze jest wyborem.

Wyobraźmy sobie - idziemy wąską, kamienistą, nieznaną nam górską ścieżką. Jest bardzo ciemno, nie widać księżyca czy gwiazd. Mamy jednak w ręku mocną latarkę. Uznalibyśmy za nierozsądne trzymanie jej zgaszonej. Tak samo bez sensu byłoby oświetlanie nią nieba czy zbocza góry. Każdy z nas oświetliłby drogę przed sobą, by się nie potknąć, nie upaść, nie zabłądzić. W pewnym sensie - jesteśmy wtedy posłuszni światłu latarki. Wybieramy drogę, którą ono nam wskazuje. Uznalibyśmy przecież wybór innej drogi za głupi.

Słowo Boga jest taką latarką w naszych rękach. Możemy ją różnie wykorzystać. Możemy ją zgasić. Możemy nią świecić innym pod nogi lub w oczy. I możemy oświetlić nią swoją drogę. Do nas należy wybór.



Piotr R.

Przymierze


Dwa tysiąclecia temu świat antyczny patrzył na szaleństwo chrześcijan. Poganie mieli okazję spojrzeć na nowy kult jak my już tego nie potrafimy. Krzyż nie był dla nich awatarem żadnej religii. Najwyższy Bóg mógł być, ale majestatyczny i niezmienny. Potężny i mądry. Krzyż zaś był najbardziej plugawą formą publicznej egzekucji, przeznaczoną dla najniższych klas społecznych. Świat antyczny ze zgorszeniem słuchał o wcielonym Bogu umierającym na krzyżu – Panu żywych i umarłych.

Co prawda krzyż nieodłącznie nam się kojarzy z chrześcijaństwem; nie odczuwamy też smaku zgorszenia, że Wszechmogący zostaje ukrzyżowany; a Bóg…. Bóg jest miłością – wiemy o tym dobrze. Ale i tak bardzo często ze zdziwieniem witamy przypomnienie nam konceptu, że Bóg realnie był człowiekiem, a odkupienie dokonało się przez Jego śmierć. Wiem, że niejednego praktykującego zaskakuje przypomnienie tej podstawowe prawdy wiary. Ja jestem z tą koncepcją bardzo nie oswojony.

Na Areopagu Paweł przemawiał do słuchaczy – jakichś myślicieli, filozofów. Słuchali go z zaciekawieniem (sami go zaprosili) do momentu, gdy zaczął mówić o zmartwychwstaniu. Są pewne rzeczy, których realne patrzenie na świat nie znosi.
W jaki sposób ja, wychowany w rodzinie katolickiej, po 2000 lat chrześcijaństwa, mając na dłoni całą spuściznę kulturową chrześcijaństwa, potraktowałbym kogoś kto dziś by mi powiedział, że znał Pana Mariusza, usmażonego na krześle elektrycznym, który zmartwychwstał i siedzi po prawicy Boga Najwyższego ? Otóż prawdopodobnie nie uznałbym samej idei za potencjalnie możliwą. Wy tak nie macie? Może nie macie. Ja tak mam i pewnie większość współczesnych też.

Realistyczne patrzenie na świat… Umieć patrzeć realistycznie na informację, że Bóg był człowiekiem, że w tej chwili żyje i jest; że skonał na krzyżu by odkupić ludzkie winy. Patrzeć na to realistycznie jak na wydarzenie historyczne. Dopiero wtedy można Jezusa słuchać.

Wcześniej też można słuchać. Pojawi się wtedy Jezus taki z obrazka. Myślę, że będzie się z nim wiązało wiele idei pięknych, dobrych i mądrych. Tylko nie będzie to Jezus Pawła z Areopagu – Jezus który gdyby dziś żył pracowałby kilka lat jako informatyk, a następnie skończył na krześle elektrycznym za głoszenie niestosownych idei.

Aby słuchać Jezusa trzeba po pierwsze potraktować go realnie. Jeśli w odwzorowaniu rzeczywistości, którą każdy z nas tworzy w swym umyśle, pojawi się zmartwychwstanie, odkupienie jako suchy fakt historyczny… wtedy wszystko zmieni perspektywę. Dramatycznie - śmierć zostanie zwyciężona, perspektywa sięgnie realnie poza grób.

To już nie będzie ten sam świat.



Piotr Blachowski

Jak słuchać?


Czas, który otrzymujemy od Boga, jest nam dany, byśmy każdego dnia byli coraz bardziej przezroczyści, bardziej prześwietleni Jego chwałą, by On mógł przez nas promieniować na innych.
Postanowiłem się trochę ukulturalnić...
A co? Że niby w dzisiejszym szybkim życiu, pełnym dostępu do mediów, muzyki, artyzmu nie wypada? Na przekór tym opiniom, poszedłem z żoną na koncert orkiestry górniczej. Już słyszę Wasze komentarze... co to ma wspólnego z kulturą, prędzej z piwem i kiełbasą, z piosenkami biesiadnymi itp., itd.
No to mylicie się, i to baaardzo.
Repertuar orkiestry filharmonicznej, dobór utworów godny tylko i wyłącznie pochwały. A gdy na boczną scenę wszedł chór (studenci Akademii Muzycznej), a orkiestra zaczęła grać jazzową aranżację Alleluja Haendla, to wszystkim usta się z wrażenia pootwierały...
Dlaczego takie wspomnienie w kontekście II Niedzieli Postu? Jaki to ma związek z Przemienieniem?
Ano ma, otóż chciałem wprowadzić Was w problem słuchania, a raczej postawić pytanie: jak słuchać?
Analogia między Przemienieniem Pańskim a koncertem Orkiestry Górniczej? Bardzo ryzykowna teza, ale po dokładnym przyjrzeniu się zauważymy wspólne elementy.
Jezusa postrzegano jako zwykłego człowieka, bo i nim także był, ale swoją wiedzą, kazaniami, naukami, cudami udowadniał, że jest nie tylko człowiekiem. Trzeba było umieć Go słuchać, rozumieć to, czego On naucza. Trzeba było, a w zasadzie trzeba nadal, wsłuchiwać się w każde Jego słowo, aby pojąć Jego naukę, Jego napomnienia, Jego przypowieści.
Siedząc w sali koncertowej wsłuchiwaliśmy się w każdą nutkę, w każde słowo śpiewane, a po zamknięciu oczu, nie widząc mundurów górniczych, słyszeliśmy Alleluja, Hosanna… niemal czując, jak śmiga batuta Haendla, niemal widząc Herubów i Serafów, którzy śpiewają Panu te piękne teksty.
Przemienienie Jezusa, wprawdzie przeznaczone dla wąskiej grupy odbiorców, ukazało im Jezusa takiego, jakim był naprawdę, w pełni glorii i chwały, i to do tego stopnia, że Apostołowie chcieli tę chwilę zatrzymać na zawsze, „Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: "Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: "To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!" Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli.”
Jego słuchajcie... A raczej wsłuchujcie się w Jego słowa, w to, co wam mówi, w to, co chce wam powiedzieć. Wsłuchujcie się w każdego, kto do was mówi, bo może przez niego mówi do was Pan.
Po koncercie byliśmy oszołomieni, w uszach brzmiała nam muzyka nie wpisująca się w charakter orkiestry górniczej. Jakże ta muzyka nas uduchowiła, jak poprawiła nam nastroje.
Podobnie, jak Apostołowie chcieli chwilę na Górze Tabor przeciągnąć w nieskończoność, tak i my chcieliśmy jak najdłużej zatrzymać tę chwilę z muzyką, tę chwilę, gdy dzięki muzyce był między nami Pan, gdy wsłuchując się w muzykę niemal słyszeliśmy głos: „Jego słuchajcie”.
Wsłuchiwanie się we wszystko, w czym może do nas przemawiać Pan, ułatwia nam kroczenie do świętości, bowiem słuchając wyłapujemy sygnały wskazujące nam drogę. II Sobór Watykański podkreśla powszechne powołanie do świętości:
„Wszyscy wierni chrześcijanie jakiejkolwiek sytuacji życiowej oraz stanu powołani są przez Pana, każdy na właściwej sobie drodze, do świętości doskonałej, jak i sam Ojciec doskonały jest... Wszyscy więc chrześcijanie zachęcani są i zobowiązani do osiągnięcia świętości i doskonałości własnego stanu.”
Katarzyna Banc

Jego słuchamy i co...?


Jego słuchamy i co?
[ tutaj następuje cała, długa lista naszych życiowych bolączek, niepowodzeń, zażaleń i skarg do Pana Boga ] – no przecież tak nie może być! Staramy się, słuchamy nawet uda nam się w niedzielę pójść do kościoła, a tutaj w życiu nic się nie zmienia. Co gorsza z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc do początkowej listy dopisujemy kolejne punkty. Więc gdzie jest błąd?

Zdarza mi się czasem siedzieć na zajęciach i słuchać. Oj tak oczywiście! Pilny student zawsze uważnie słucha każdego słowa wykładowcy tylko potem nie wiem dlaczego w jakiś dziwny, niewyjaśniony sposób nie umiem nawet sobie przypomnieć o czym był wykład. Ale przecież słucham!

Mój 3-letni chrześniak też mnie zawsze słucha, nawet kiwa na zgodę głową aby potwierdzić to swoje słuchanie. Tylko nie wiem czemu jak tylko kończę swoje tłumaczenia on natychmiast zadaje jeszcze raz pytanie jak ma wykonać jakiś swój obowiązek. Oj umie tak wielokrotnie...

My do Pana Boga też tak bardzo często podchodzimy – niby słuchamy, a nasze myśli gdzieś niewiadomo gdzie błądzą. Albo wręcz odwrotnie słuchamy pilnie, pytamy wielokrotnie ale tak naprawdę nie żeby usłyszeć co On chce nam powiedzieć, ale czekamy, aż usłyszymy tę naszą wizję rzeczywistości. Jeśli natomiast jej nie słyszmy skłonni jesteśmy sami sobie ją „dorobić”. Tylko to chyba nie tak powinno być...

Warto spojrzeć na apostołów – Piotra, Jakuba i Jana – na ich postawę. Usłyszeli słowa, konkretny nakaz i „zachowali milczenie”. Nie bez powodu w zakonach kontemplacyjnych obowiązuje milczenie, w domach rekolekcyjnych przypomina się, że Bóg przemawia do człowieka w ciszy, a w czasie postu obowiązuje wstrzemięźliwość od zabaw. Nie chodzi przecież o dokuczenie sobie. Cisza nas obnaża, odziera z masek za którymi tak lubimy się skrywać, zostajemy tylko my tacy jacy jesteśmy naprawdę.

Milczenie nie jest łatwe, jesteśmy tak skonstruowani, że potrzebujemy pewniej ilości bodźców, pewniej dozy aktywności w życiu, nie mówiąc już z jakim trudem przychodzi uciszenie myśli. Drugi tydzień Wielkiego Postu to dobry moment aby powalczyć o własne wyciszenie i w nim odkrywać na nowo smak modlitwy, codziennych obowiązków, czy obecności drugiego człowieka. Tylko czy starczy nam odwagi?