Godzina próby - Wielki Tydzień

publikacja 31.03.2007 21:24

Uprzywilejowanym miejscem spotkania człowieka z Bogiem jest Eucharystia. Dlatego w pierwszym bloku podejmujemy siedem tematów, jakie proponuje Słowo Boże Liturgii Środy Popielcowej i kolejnych niedziel Wielkiego Postu.

Godzina próby - Wielki Tydzień

Joanna Kociszewska

Nadmiar miłości


Czytam Mękę Pańską według św. Łukasza.

Panie, czy mamy uderzyć mieczem? Piotr nawet nie czekał na odpowiedź. Uderzył. Różne są hipotezy, dlaczego tylko obciął słudze arcykapłana ucho, a nie zabił. Niektórzy komentatorzy biblijni, rozważając ten problem, mówią o pewnej prowokacji lub o chęci okazania mu pogardy i naznaczenia znakiem hańby na zawsze.

Apostołowie i nie tylko oni oczekiwali ludzkiego królestwa Izraela. Czy uznali, że to wreszcie ten moment, kiedy zbrojnie to królestwo osiągną? Przecież Mesjasz jest z nimi!

Pozostałe teksty ewangeliczne dodają wypowiedziane w tym momencie przez Jezusa uzasadnienie sprzeciwu. Tekst Łukasza jest nieco inny. Łukasz jako jedyny pomija zdanie: „Czy mam nie pić kielicha, który mi dał Ojciec?”. U Łukasza Jezus mówi jedynie: „Przestańcie!”

„Przestańcie!”. Tylko tyle. Przestańcie, nie czas i miejsce. Przestańcie, nie chcę walki. Nie chcę prowokacji. Różnie można to słowo dokończyć. W każdym razie, powstrzymanie Piotra po ludzku to już bardzo wiele. Trudno sobie wyobrazić, by od kogoś tak napadniętego można było oczekiwać czegoś więcej.

Jezus na tym nie poprzestaje. Jezus go uzdrawia. Tym jednym gestem mówi więcej. „Przestańcie, nie chcę, by tego człowieka obciążał znak pogardy. Nie chcę, by nawet ktoś, kto w moim cierpieniu bierze udział, kto je powoduje, nosił piętno hańby. Nie tylko nie chcę, byście nie odpowiadali złem na zło. Chcę, byście na zło odpowiadali miłością. Tak jak ja.”

Na krzyżu zawołał: „Ojcze, przebacz im”. To samo znaczył ten gest.

Co pomyślał wtedy Malchos? Nie wiem. Żaden ewangelista o nim więcej nie wspomina. Być może ten cud go zdumiał, poruszył i wezwał do nawrócenia. Ale równie dobrze mógł w duchu drwić z Tego, który mając taką moc się nie broni. Nie jest ważne, co sobie pomyślał. Wtedy i później.

Nie jest ważne, co sobie pomyśli ktoś, kto nas krzywdzi, jeśli na zło odpowiemy dobrem. Ważne jest tamto polecenie Jezusa. Zalecenie nadmiaru miłości.

Piotr R.

Godzina próby: ucho odciąć czy ucho uzdrowić?




„Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę, aż się spełni w królestwie Bożym”
(Łk 22,15-16)


Realizm; wyjrzyjmy przez okno. Piękna dziś pogoda. Długo na taką czekaliśmy. Miesiąc temu już wydawało się, że będzie trwała, słoneczna; ale znowu przyszły chłodne dni. Jutro będzie Niedziela Palmowa. Niedziela Palmowa jest pamiątką przybycia Chrystusa do Jerozolimy. Po tym świecie, który widzimy za oknem, lata temu chodził Jezus.

Po dwóch tysiącleciach wciąż w pewnym sensie Go witamy i nadal nie rozumiemy. Zdradę zapowiedział. Nie tylko Judasza i Piotra, ale każdego z nas. W Ogrójcu w trwodze modlił się do Ojca. Przyszli po Niego; prowadził ich Uczeń. Piotr staje w obronie Mistrza i odcina ucho słudze kapłana. Jezus ucho uzdrawia. Zostaje doprowadzony przed oblicze arcykapłana. I przed Piłata. Tłum, który Go witał, woła „Ukrzyżuj”. Zostaje ubiczowany i cierniem ukoronowany. Ma nieść patibulum (lub cały krzyż łaciński). W drodze pod ciężarem upada. Tłum Nim gardzi. Zostaje wyniesiony nad tłumem.. na krzyżu. Summum Suplicium. Jego organizm został zdruzgotany. Jeszcze się w nim kołata świadomość. Śmieją się żołnierze. Rzucają losy za Jego szaty. To jest obraz ludzkości, który widzi, gdy oddaje za nią życie. W chwili konania woła „Eli, Eli, lema sabachthani?”

Tylko kilka osób z najbliższych jest z Nim do końca. Niedziela Palmowa zaczyna Wielki Tydzień, w którym wierni przeżywają na nowo mękę Chrystusa.

Bóg w postaci człowieka... Odegrała się jakaś wielka walka o wartości. Można ją ulogicznić jak to zrobił Anzelm. Anzelm stworzył system, w którym wielkość obrazy zależy od obrażonego. Wtedy wyrównać obrazę wobec Boga, zwykły, skończony człowiek nie jest w stanie. Ale też wtedy mamy do czynienia z beznamiętnym legalizmem. Przekaz biblijny jest inny. Jezus poszedł tam, gdzie człowiek jest bardzo daleko od Ojca: „Boże mój! Boże mój! Czemuś mnie opuścił?” Jezus jest z tymi, którzy przebywają daleko od Ojca. Jego śmierć nie jest dla człowieka do końca zrozumiała, gdyż nigdy nie będzie dla człowieka do końca zrozumiałe co czyni Bóg.

Jego śmierć pokazuje nam też, co czyni z Bogiem grzech. Jak bardzo wypacza grzeszny człowiek obraz Boga. Tak bardzo, że jest gotów Boga ukrzyżować. Człowiek chętnie spożywa z Drzewa poznania dobrego i złego. Człowiek w głębi duszy adoruje grzech. A znać dobro i zło w Biblii, oznacza być początkiem i absolutnym Panem tego co istnieje. Człowiek dąży do zastąpienia sobą Boga; przez to cierpi, bo wypacza obraz siebie i swej natury; a człowiek jest szczęśliwy tylko wtedy, gdy jest w zgodzie z tym, czym jest. Jezus przywraca człowiekowi utraconą godność.

Piotr w świętym gniewie odcina ucho słudze kapłana, który przyszedł Jezusa pojmać. Jezus ucho uzdrawia. Od tego momentu Jezus przestaje być dla Piotra zrozumiały. Piotr może tylko patrzeć. Nic nie jest już dla niego jasne. Pomijając kilka racjonalizacji, ja też nie wiem dokładnie, czemu Jezus uczynił co uczynił, gdyż dobro, które się dokonywało przekroczyło moje możliwości pojmowanie świata – tylko Bóg widzi nas takimi jakimi jesteśmy. W każdym razie Bóg pozwolił zrobić człowiekowi raz jeszcze to, co człowiek chciał uczynić.

Ewa odpowiedziała na pytanie Szatana, że nie może jeść z drzewa rosnącego w środku ogrodu – z Drzewa Życia. Co z prawdą się mijało, gdyż nie z tego drzewa Bóg zabronił jeść. Ale Ewa zaczęła z Szatanem dyskutować i już w tym momencie zaczęła wchłaniać kłamstwo. Jej grzech poprzedzało więc przedstawienie miłosiernego zakazu, który kazał żyć człowiekowi w zgodzie z jego prawdziwą naturą tak by był szczęśliwy, jako czegoś co uniemożliwia życie. Człowiek miał jedynie nakaz pozostania człowiekiem. A stał się sam dla siebie Przykazaniem.

Piotr w głębi duszy musiał wiedzieć, że nie czyni dobra; że nie kieruje się miłosierdziem. Piotr nie szukał Boga, gdy odcinał ucho tamtemu słudze.

Jezus musiał widzieć więcej. Tylko Bóg widzi nas takimi jakimi jesteśmy naprawdę. Wspaniałymi Dziećmi Ojca, które żyją bez prawdziwego obrazu siebie. Jezus poszedł tam, gdzie my jesteśmy, byśmy mogli pójść za Nim do Ojca.


Piotr Blachowski

Zdrada, wybaczenie i miłość


Odwieczny problem – miłość czy zdrada, śmiech czy smutek, wolność czy niewola, zdrowie czy choroba. Można by jeszcze dodać – awans czy degradacja, postęp czy uwstecznienie, a nawet życie czy śmierć... Jesteśmy niewolnikami czasów w których żyjemy, nigdy nie wiemy, kiedy nadejdzie godzina próby.
Opowiem Wam historię, która mogła się zdarzyć wszędzie, nawet w naszym mieście:
„Spotykaliśmy go prawie codziennie. W końcu musiała jednak nadejść ta chwila, rozstaniem pachniało już od progu. Czyżby dlatego nas zaprosił na uroczystą kolację? Usiedliśmy wkoło stołu; chleb, masło, wędliny, słowem pełna uczta, a na deser smakowite ciasto i czerwone wino.
Rozmawialiśmy wiele o naszej przeszłości. PRZYJACIEL – tak go nazwijmy – przypominał nam różne momenty wspólnego bytowania. Jak pomógł w łowieniu ryb wędką amerykańską – bez urządzenia przywabiającego ryby, jak pomógł w zbudowaniu nowej kaplicy, czy wreszcie jak pomagał nam w różnych momentach codziennego życia swoją obecnością, swoim dobrym słowem, swoim uśmiechem.
Powiedział nam: „Chciałbym, abyście, gdy mnie tutaj nie będzie, wspomagali się nawzajem tak, jakbym był pośród was, robili dla innych to, co ja robiłem dla was, zapraszali ich na ucztę, częstowali ich tak, jak ja was dzisiaj uraczyłem – na pamiątkę tego naszego dzisiejszego spotkania. Nie mogę wam wiele zostawić, ale jeśli będziecie mnie pamiętać i robić tak, jak wam przekazałem, to ja będę wśród was.”
Przeleciały mi przez głowę różne myśli, szukałem w myślach tych sformułowań – przecież ja już to gdzieś słyszałem – ale nie mogłem się skupić, w końcu dzisiaj żegnaliśmy przyjaciela, nie wiadomo, czy jeszcze wróci.
W sumie to nikt tak naprawdę nie wiedział skąd on się wziął w naszej społeczności, po prostu przyszedł i był, korzystaliśmy z jego umiejętności, jakby była to biblioteka lub darmowy sklep. Wiecie? On nawet znał się na medycynie, podpowiadał takie rozwiązania, które pomagały nam nie tylko w codziennej pracy, ale i w chorobie, problemach rodzinnych, naprawdę we wszystkim.
Tylko jeden z nas nie był zadowolony z tego, że PRZYJACIEL zamieszkał w naszym miasteczku. Może dlatego – mimo że był zaproszony na kolację – przyszedł, ale bardzo szybko wyszedł, chyba zadowolony z faktu pożegnania z naszym przyjacielem. Potem się okazało, że przygotował nam „niespodziankę”.
A był to dzień meczów klubowych – tzw. derbów, kibice rozrabiali i władza szukała prowodyrów. Dlatego też nawet dworzec był „obstawiony” przez „stróżów prawa”.
Cała nasza pozostała jedenastka?, nieświadoma sytuacji w mieście, postanowiła odprowadzić PRZYJACIELA na dworzec; w końcu przyjaciele tak robią. Niestety, nie dane mu było spokojnie nas pożegnać. Nagle, nie wiadomo skąd wychynęli przedstawiciele prawa wraz z dwunastym? z naszego grona, żądając od PRZYJACIELA dokumentów, a potem zaaresztowali go pod zarzutami równie bezsensownymi, co śmiesznymi. Jeden z naszych się zdenerwował, doskoczył do tamtej grupy i szarpiąc się rozerwał komuś fragment odzieży. Wiecie co zrobił PRZYJACIEL? Zdjął z siebie bluzę i podał poszkodowanemu, jakby to jego winą była ta szkoda.
Nie byliśmy w stanie pomóc PRZYJACIELOWI. Oni go odprowadzili do więzienia, a my... no cóż, poszliśmy za nimi licząc na to, że jednak uda nam się jakoś mu pomóc.
Następnego dnia chcieliśmy go odwiedzić. Niestety, nie pozwolono nam się z nim widzieć, a nawet zagrożono oskarżeniem o współudział. A my nadal nie wiedzieliśmy, co takiego on zrobił.
Wracałem przez rynek, martwiąc się o PRZYJACIELA i zastanawiając się, co z nim będzie, jak go wyratować z opresji. Nagle jakaś kobieta prosto w oczy mi woła; „ty przecież zawsze byłeś z NIM, z tym, co tutaj nam szkodził i utrudniał normalne życie”. Ja? – odpowiedziałem – chyba ci się pomyliło, kobieto, nie znam człowieka. Potem poszedłem po gazetę, mając nadzieję, że w niej przeczytam, o co go oskarżają, ale kioskarz, zamiast mi ją sprzedać, już z daleka wołał – „patrzcie, on chodził razem z NIM”. Ja oczywiście zaprzeczyłem, zmykając stamtąd jak zając, płochliwie, długimi susami. Wreszcie poszedłem do knajpy z myślą, że napiję się, posiedzę i pomyślę nad ewentualnym ratunkiem. Zamówiłem piwo, kelnerka podeszła, stawiając kufel krzyknęła – „patrzcie to jeden z tych od NIEGO”. Tego już miałem dość, uciekłem z knajpy, biegnąc gdzie wzrok poniesie, wreszcie usiadłem gdzieś pod wsią; było cicho, spokojnie, tylko koguty piały nad ranem, budząc przyrodę do życia. I wtedy sobie przypomniałem wszystkie słowa, wszystkie gesty, zrobiło mi się strasznie smutno. Pojąłem, że idąc ratować trzy razy zaprzeczyłem znajomości z PRZYJACIELEM, zaprzedałem go trzy razy.
PRZYJACIELOWI postawiono ostre zarzuty, niewinnie go ukarano (procedura sądów 24-godzinnych) wydając najwyższy możliwy wyrok – dożywocie … za zabójstwo, którego nie popełnił.
A my? Spotykamy się w jego domu, wspominamy tę ostatnią kolację z nim i marzymy o chwili, kiedy znowu się z nim spotkamy, w czasach bezwzględnej sprawiedliwości i miłości. Ja w każdym bądź razie, gdyby czas mógł się cofnąć, już nie zaparłbym się tej znajomości. Wprawdzie teraz ja przewodzę naszym spotkaniom, ale zawsze mamy świadomość, że PRZYJACIEL jest z nami.”

Ta historia ma nam uzmysłowić sens trzech słów użytych w tytule – zdrada, wybaczenie i miłość. Oczywiście, niekoniecznie w tej kolejności. Wybrałem tę akurat, bo jakoś przypomina mi pewne zdarzenia znane z kart historii i biblii. Zastanówmy się nad nią, a potem nad sobą. Czy znajdziemy podobieństwa? Różnice? Pozostawiam to Wam.