Brat naszego Boga

Piotr Blachowski

publikacja 04.03.2008 21:32

"Gdziekolwiek znajdują się ludzie, którym brak pokarmu i napoju, ubrania, lekarstw, pracy, oświaty, środków do prowadzenia życia godnego człowieka, ludzie nękani chorobami i przeciwnościami, tam miłość chrześcijańska winna ich szukać i znajdować, troskliwie pocieszać i wspierać."

"Powinno się być dobrym jak chleb.
Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży
na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i
nakarmić się, jeśli jest głodny."





Urodzony 20 sierpnia 1845 r. w Igolami, w zubożałej rodzinie ziemiańskiej, Adam Chmielowski – Brat Albert, malarz, zakonnik, publicysta, chodzące dobro. Wcześnie osierocony (ojciec 1853, matka 1859), lecz właśnie rodzicom zawdzięcza wpojenie ideałów duchowych i patriotycznych. W czasie powstania 1863 roku walczy w oddziałach, kończąc ten rozdział życia 30 września 1863 r. W przegranej bitwie pod Mełchowem został ciężko ranny i dostał się do niewoli, gdzie w prymitywnych warunkach amputowano mu nogę. W maju 1864 r. znalazł się w Paryżu, gdzie dzięki pomocy Komitetu Polsko-Francuskiego poddał się dalszemu leczeniu i otrzymał najlepszą w tym czasie protezę. Po amnestii w 1865 r. powrócił do Warszawy. Realizując swoje malarskie powołanie podjął studia w warszawskiej Klasie Rysunkowej. W 1869 r., dzięki uzyskanemu od hrabiego Włodzimierza Dzieduszyckiego stypendium, wyjeżdża do Monachium, na Akademię Sztuk Pięknych. W Monachium Chmielowski poznał wybitnych malarzy, m. in. Maksymiliana i Aleksandra Gierymskich, Józefa Brandta, Józefa Chełmońskiego, Stanisława Witkiewicza. Przedstawił swój pogląd na twórczość artystyczną: "Istotą sztuki jest dusza wyrażająca się w stylu." Najciekawszym okresem twórczości były lata 1879-1880 – z tego okresu pochodzą głównie pejzaże i pierwsze obrazy religijne, wśród nich "Wizja św. Małgorzaty" oraz najlepszy obraz religijny Chmielowskiego "Ecce Homo".








 





Dzieło to dobitnie odzwierciedla przemiany zachodzące w jego duszy. Na początku 1880 r. odprawił rekolekcje w klasztorze jezuitów w Tarnopolu, zaś dnia 24 września tegoż roku wstąpił do jezuickiego nowicjatu w Starej Wsi, gdzie przeżył silne załamanie duchowe, o który sam wspomniał po latach: "Byłem przytomny nie postradałem zmysłów, ale przechodziłem okropne męki i katusze i skrupuły najstraszliwsze. Wstąpiłem do Zakonu Towarzystwa Jezusowego, ale Bóg chciał inaczej." Opatrzność Boża przygotowała dla Chmielowskiego duchowego przewodnika: był nim św. Franciszek z Asyżu, którego Regułę III-go Zakonu odnalazł w bibliotece proboszcza Szarogrodu, ks. Leopolda Pogorzelskiego. W warunkach miejskiej nędzy, nie zrywając z artystycznym i arystokratycznym światem, usiłował kontynuować rozpoczęte na Podolu dzieło odnowy poprzez franciszkański Trzeci zakon. Ugruntowała go w tych zamierzeniach wydana w tym czasie encyklika Leona XIII "Auspicato", poświęcona właśnie roli tercjarstwa wśród ogółu społeczeństwa. Troska o "chorych i umarłych" na skutek grzechu członków Kościoła nakazała mu rezygnację z kariery artystycznej i przekształcenie się w mnicha w zgrzebnym tercjarskim habicie, poświęcającego swoje życie służbie ubogim.

To przeobrażenie nastąpiło dnia 25 sierpnia 1887 r. w kaplicy loretańskiej u oo. kapucynów w Krakowie. Wraz z habitem przyjął imię: BRAT ALBERT. Poprzez swoich podopiecznych trafił do miejskiej ogrzewalni dla mężczyzn. Tam zobaczył moralną i materialną nędzę, nieludzkie warunki życia i podjął ostateczną decyzję: "muszę wśród nich zamieszkać". Aby móc z całą swobodą poświęcić się służbie ubogim, dnia 25 sierpnia 1888r. złożył na ręce biskupa krakowskiego Albina Dunajewskiego dozgonny ślub czystości. Za jego pozwoleniem i z jego błogosławieństwem dnia 1 listopada 1888 r. podpisał z gminą miasta Krakowa umowę, poprzez którą przejął na siebie całkowity ciężar utrzymania ogrzewalni i zapewnienia należytych, moralnych i materialnych warunków życia jej mieszkańców, nic w zamian nie żądając. Jedyne źródło dochodów to kwesta i praca zarówno podopiecznych, jak i współbraci. Przykład jego heroicznej, powodowanej miłością Boga i ludzi decyzji pociągnął pierwszych naśladowców, których Brat Albert nazwał Braćmi Posługującymi Ubogim III Zakonu św. Franciszka. Od dnia 15 stycznia 1891r. podobną pracę podjęły w żeńskiej ogrzewalni pierwsze Siostry Posługujące Ubogim III Zakonu św. Franciszka. Zgromadzili się wokół podjętego przez niego dzieła mężczyźni i kobiety, którzy zdecydowali się, tak jak on, oddać życie posłudze ubogim. Podstawą ich życia i pracy było radykalne, ewangeliczne ubóstwo. Główną formą ich działalności były przytuliska czyli, według Brata Alberta, domy, "gdzie najniższy proletariat, a więc ludzie bezdomni, nędzarze, niedołężni, żebracy, wyrobnicy bez zajęcia znajdują ratunek w swych ostatecznych potrzebach, a w dalszym celu mogą mieć poprawę stanu materialnego przez dobrowolną pracę zarobkową." Sam również wyznaczył sposób pełnienia posługi w przytuliskach. Mówił "Każdemu głodnemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież." Obok przytulisk zakładał domy dla bezdomnych dzieci i młodzieży, zakłady dla kalek, starców i nieuleczalnie chorych. Podczas pierwszej wojny światowej polecił siostrom otoczyć opieką szpitale wojskowe i epidemiczne. Pierwszych członków obu zgromadzeń sam osobiście pouczał o charakterze ich działalności.
 

Według niego: "W przyjmowaniu domów i pełnieniu dzieła miłosierdzia o tym pamiętać trzeba, że do nas należą najbiedniejsi i najnieszczęśliwsi, a pierwszeństwo ma się dawać tam, gdzie nędza wielka, ubogich dużo, opieka niezbędna, a warunki nędzne, niewygodne, których by inni przyjąć nie chcieli." Wolno nam jednak - twierdził Brat Albert - przyjmować domy wygodniej urządzone, jeśli wchodzą w zakres naszego działania. "Gdziekolwiek znajdują się ludzie, którym brak pokarmu i napoju, ubrania, lekarstw, pracy, oświaty, środków do prowadzenia życia godnego człowieka, ludzie nękani chorobami i przeciwnościami, tam miłość chrześcijańska winna ich szukać i znajdować, troskliwie pocieszać i wspierać." Życiu i pracy zarówno Braci, jak i Sióstr przyświecała zasada głoszona przez ich Założyciela: "Idziemy prosto do źródła, chcemy naśladować ubóstwo św. Ojca naszego, Franciszka, który nie chciał mieć na własność ani domu, ani roli, ani miejsca, ani żadnej rzeczy." To radykalne ubóstwo traktował jak najwyższy skarb i postawę istnienia Zgromadzeń. Obawa przed zniekształceniem ducha ubóstwa powstrzymywała go od ujęcia w paragrafy prawne sposobu życia tworzących się wokół niego wspólnot zakonnych. Nie zostawił napisanych Konstytucji, ale zostawił przykład swojego życia jako duchowy testament.

Brat Albert pozostawił po sobie, obok innych pism, swój rekolekcyjny notatnik, który pozwala prześledzić tajemnicę jego obcowania z Bogiem, odzwierciedlając kształtowanie się jego osobistej świętości. Na kartach tego notatnika najpełniej uzewnętrzniła się dusza Brata Alberta przepełniona miłością do Jezusa Ukrzyżowanego i ukrytego w Eucharystii, pełna czci dla Tajemnicy Wcielenia i Odkupienia. Trwając na adoracji Najśw. Sakramentu rozważał: „Pan Jezus ustanawiając Najśw. Eucharystię oddał nam swoje Ciało d. Krew (...) Czy Panu Jezusowi mogę czego odmówić?" oraz: „Patrzę na Jezusa w Eucharystii. Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego? Skoro jest chlebem, i my bądźmy chlebem, dawajmy siebie samych." W Całym swoim życiu zdecydowane pierwszeństwo przyznawał Woli Bożej: „Wola Boża przede wszystkim i tylko to." Głęboka zaś miłość Boża kazała mu ciągle rezygnować z siebie, bo: „dla zjednoczenia się z Bogiem należy wszystko poświęcić." Spędzając długie godziny na modlitwie przed znajdującym się w kaplicy na Kalatówkach Chrystusem Ukrzyżowanym i ukrytym w Tabernakulum, czerpiąc z niej siły do walki z nędzą i ze swoimi słabościami, przekonywał się o roli modlitwy w życiu człowieka. Od niej uzależniał wartość każdego przeżytego dnia. Według Brata Alberta: „Jaka modlitwa, taka doskonałość, jaka modlitwa, taki dzień cały." W niej widział siłę przemieniającą duszę, bo: „na darmo usiłujemy postąpić przez inne środki, inne praktyki, inną drogę. Modlitwa jest warunkiem nawracania dusz." Szczególnie mocno podkreślał rolę modlitwy w życiu zakonnym twierdząc, że „bez modlitwy nie podobna wytrwać w powołaniu." Swoje życie, swoje powołanie Ojca Ubogich i założyciela zgromadzeń zakonnych zawierzył Brat Albert Matce Bożej. W notatniku rekolekcyjnym wyznał: „Matkę Najświętszą obieram za opiekunkę w moich trudnościach. Chcę Ją czcić osobnym nabożeństwem przez cały ciąg życia i całą wieczność." Uznając Ją za Fundatorkę swoich zgromadzeń, do Niej zwracał się z prośbą: „O przebłogosławiona Pani, przez tę radość, którąś miała, tuląc się do Zmartwychwstałego Syna Twojego (...) obdarz nas świętą jednością, zgodą i miłością wzajemną." Obok nabożeństwa do Matki Bożej, otaczał też święty Brat Albert szczególną czcią św. Franciszka z Asyżu i św. Jana od Krzyża. Żywił też kult do innych świętych, których czynił orędownikami w swoich trudnościach, zwłaszcza świętego Józefa. Był otwarty na całe duchowe bogactwo Chrystusowego Kościoła, pomnażając je swoją osobistą świętością.
 

Gdy jego pełne trudu dla Boga i ludzi życie dobiegało końca, starał się uporządkować organizacyjne sprawy Zgromadzenia, przeczuwając swój rychły koniec. W marcu 1916 r. mianował pierwszy zarząd generalny, mający pomagać Siostrze Starszej Bernardynie Jabłońskiej w kierowaniu zgromadzeniem sióstr. Odwiedzając teraz domy sióstr i braci żegnał ich słowami: "Już się nie zobaczymy, nie chcę sprawiać wam kłopotu mą chorobą i śmiercią, pojadę do Krakowa i tam umrę", co świadczy o tym, że spełniając do końca swoje obowiązki na ziemi, myślał jednocześnie o czekającym go spotkaniu z Bogiem. Ostatnie dni życia spędził w Krakowie, w przytulisku przy ul. Krakowskiej 43. Wierny nawet w wielkim cierpieniu swojemu umiłowanemu ubóstwu spoczął na twardym tapczanie, otoczony czuwającymi przy nim braćmi i siostrami. Dnia 23 grudnia w ich obecności przyjął Sakrament Chorych. Świadom ostatnich chwil życia, na prośbę swojego długoletniego spowiednika, ks. Czesława Lewandowskiego, pobłogosławił wszystkich członków obu zgromadzeń, a także wszystkich ubogich znajdujących się w albertyńskich przytuliskach. Mimo ogromnego bólu konania, do końca zachował świadomość odpowiedzialności za powierzone mu przez Boga duchowe dzieci. Odchodząc do Boga pozostawił mi testamentalne słowa, nie tylko na chwilę jego śmierci, ale na wszystkie przeciwności i trudy codziennego życia: "Co tu płakać! z wolą Boską macie się zgadzać i za wszystko Bogu dziękować! Tak jest! Trzeba Bogu dziękować za chorobę i za śmierć, jak ją zsyła! Zmówić trzeba Magnificat."

Brat Albert pożegnał ziemię dla nieba w sam dzień Bożego Narodzenia, 25 grudnia 1916 r., kiedy dzwony krakowskich kościołów dzwoniły na "Anioł Pański". Dnia 28 grudnia 1916 r. zgromadził się pod przewodnictwem swojego pasterza, biskupa Adama Stefana Sapiehy, prawie cały Kraków, by od przytuliska przy ul. Krakowskiej drogą od dawna królewską zwaną przeprowadzić ciało zmarłego Brata Alberta na Cmentarz Rakowicki. W orszaku żałobnym szli obok siebie duchowni, profesorowie uniwersytetu, przedstawiciele władz miejskich, w końcu najbardziej – oprócz duchowych dzieci Zmarłego – osieroceni i zasmuceni jego odejściem ubodzy z przytulisk albertyńskich.

Żal po śmierci Brata Alberta i przekonanie o jego świętości usunęło więc choć na moment jego pogrzebu na dalszy plan różnice społeczne dzielące ludzi na bogatych i tych, którym on poświęcił życie. Owocem oddania się Bogu jest udział w chwale świętych. Świętość Brata Alberta potwierdził Kościół przez usta Jana Pawła II, który dnia 22 czerwca 1983 roku dokonał na krakowskich Błoniach jego beatyfikacji. Sześć lat później, dnia 13 marca 1989 r., podpisał dekret uznający cud zdziałany za przyczyną Błogosławionego i zezwolił na jego kanonizację. Odbyła się ona uroczyście w Rzymie, dnia 12 listopada 1989 r.