Pełnia miłości dla niechcianych i serce dla wszystkich

Piotr Blachowski

publikacja 23.02.2008 21:39

„Rozsiewaj miłość, dokądkolwiek się udasz: najpierw we własnym domu. Ofiaruj miłość swym dzieciom, swej żonie lub mężowi, sąsiadom... Niech każdy, kto do ciebie przyjdzie, wychodzi z twego domu lepszy i szczęśliwszy. Bądź żywym obrazem dobroci Boga; niech dobro mieszka w twej twarzy, w twych oczach, w twym uśmiechu, niech zawsze gości w twym ciepłym powitaniu.”

Pełnia miłości dla niechcianych i serce dla wszystkich

Urodziła się 26.08.1910 roku w Skopje (obecnie w Macedonii) w rodzinie katolickiej jako Agnesa (Agnieszka) Gongea (Antigona) Boiagi. Z pochodzenia była Arumunką, Albanką. Świetna organizatorka i siła napędowa wszelkich akcji. Miała dar przekazywania wiedzy innym. Była uczuciowa, zdolna, romantyczna, kochała poezję i sama też pisała, a jej dwa felietony ukazały się w miejscowej gazecie. Być może, gdyby jej losy potoczyły się inaczej, zrobiłaby karierę literacką lub muzyczną. Ciągle dość chorowita, była istotą słabą, lecz wielkiego serca i umysłu, miała słabe płuca. Miłość i wiara to podstawowe wartości w jej domu rodzinnym. "Choć dom rodziny Bojaxhiu był zawsze otwarty dla wszystkich, niezmiennie szczególną serdeczność okazywał ubogim. Ich ojciec pouczał: moje dzieci, nie bierzcie do ust nawet kęsa, jeśli wcześniej nie podzielicie się z innymi." W wieku 12 lat poczuła powołanie do służby zakonnej. Sześć lat później wstąpiła do zakonu sióstr loretanek w Irlandii, przyjmując imię zakonne Maria Teresa od Małego Jezusa. Nowicjat odbywała w Indiach. Tam od 1929 pracowała w katolickiej szkole dla dziewcząt w Kalkucie, której została później dyrektorką. Śluby wieczyste złożyła 24 maja 1937. Motto Jej służby: „Nigdy nie zajmuję się tłumami, lecz jedną osobą. Gdybym spojrzała na tłumy, nigdy bym nie zaczęła."

W 1946 udała się z Kalkuty na rekolekcje do Darjeeling. W czasie długiej podróży miała usłyszeć wezwanie od Boga, jak to sama określiła "powołanie w powołaniu", ażeby opuścić zgromadzenie loretanek i poświęcić się pracy dla ubogich, żyjąc wśród nich. W porozumieniu ze swym ojcem duchownym otrzymała od papieża Piusa XII pozwolenie na opuszczenie loretanek. Przywdziała charakterystyczne białe sari z niebieskim obrzeżem i 21 grudnia 1948 wyszła na ulice Kalkuty do slumsów pomagać trędowatym, umierającym i porzuconym dzieciom. "Tamtej nocy - wspominała Teresa swoją jazdę pociągiem - moje oczy otworzyły się na cierpienie i zrozumiałam do głębi istotę mojego powołania. (...) Czułam, że Pan oczekuje ode mnie, abym zrezygnowała ze spokojnego życia w łonie mojego zgromadzenia zakonnego i wyszła na ulice, aby służyć ubogim. Było to przesłanie jasne i wyraźne: miałam opuścić mury klasztoru i żyć pośród ubogich. Ale nie jakichkolwiek ubogich. On wzywał mnie, abym służyła zrozpaczonym, najuboższym z ubogich w Kalkucie - tym, którzy nie mają nic i nikogo; tym, do których nikt nie chce się zbliżyć, ponieważ są źródłem zarazy, brudni, pełni mikrobów i robactwa; tym, którzy nie mogą nawet pójść żebrać o jałmużnę, ponieważ są nadzy, nie mają nawet łachmana, aby na siebie włożyć, i w tej sytuacji nie mogą wychodzić; tym, którzy już nie jedzą, gdyż z wycieńczenia nie mają nawet siły, by cokolwiek jeść; tym, którzy wykończeni padają na ulicach, wyniszczeni, świadomi swojej śmierci; tym, którzy już nie płaczą, ponieważ zabrakło im łez."

Szczególne miejsce w jej sercu zajmowały dzieci, których ratowanie przed śmiercią i opiekowanie się nimi stało się niezwykle trudnym wyzwaniem. Wiedziała doskonale, że nędza dzieci była kontynuacją straszliwej biedy ich rodziców, a na ulicach znajdowały się nie tylko dzieci zdrowe, ale często dzieci porzucone przez rodziców, dzieci okaleczone i chore. Niejednokrotnie na kalkuckich śmietnikach Matka Teresa znajdowała dzieci umierające – spotykała się z zarzutem, że w jej ośrodku dla sierot i dzieci, zwanym Siśu Hawan, procent śmiertelności jest zbyt wysoki; wiedziała o tym doskonale, ale dla niej najważniejszym był fakt, że śmiertelnie chore czy wycieńczone dzieci chociaż na sam koniec życia miały szansę na odrobinę godności i miłości.

Aby prowadzić swoją akcję, wynajęła dwa pokoje - jeden to szkoła, a drugi dom dla chorych i umierających. 7 Października 1949 nowe zgromadzenie – Sióstr Misjonarek Miłości – zostało zatwierdzone przez arcybiskupa Kalkuty, Ferdinanda Periera, na prawie diecezjalnym. Po odbyciu nowicjatu 12 pierwszych sióstr złożyło pierwszą profesję zakonną 12 kwietnia 1953, a założycielka profesję wieczystą jako misjonarka miłości. „Nie jesteśmy ani pracownikami socjalnymi, ani nauczycielami, ani pielęgniarkami, ani lekarkami, lecz siostrami zakonnymi. Służymy Jezusowi w ubogich. Pielęgnujemy Go, karmimy Go, ubieramy Go, pocieszamy Go w ubogich, w chorych, w sierotach, w umierających."

Służba Jezusowi pod postacią potrzebujących to program Matki Teresy i taki będzie program jej zgromadzenia, który posłała do Rzymu. Reguła ta spodobała się papieżowi, który 7 października 1950 roku zatwierdził nowe zgromadzenie o nazwie Misjonarki Miłości, ze znakiem stroju sari. 1 lutego 1965 zgromadzenie otrzymało zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską. Misjonarki Miłości prowadzą w Indiach i na całym świecie sierocińce, domy dla chorych i umierających. W 1963 Matka Teresa założyła męską wspólnotę czynną Braci Misjonarzy Miłości. W 1968 papież Paweł VI poprosił Matkę Teresę o przysłanie sióstr z jej zgromadzenia do Rzymu, do opieki nad biedakami. W 1976 Matka Teresa utworzyła wspólnotę kontemplacyjną dla sióstr, w 1979 dla braci. Przez całe swoje życie, aż do samego końca, pracowała pomagając ludziom, głosząc i prosząc zawsze o poszanowanie godności drugiego człowieka. Sprzeciwiała się kategorycznie aborcji, eutanazji i antykoncepcji. "Początkowo siostry były troskliwie wychowywane i kształtowane dzięki osobistemu przykładowi Matki, gdy patrzyły, jak obmywała rany, szorowała podłogi i tuliła do serca niemowlęta promieniując przy tym niewyczerpaną energią, czułością i radością. Teraz odwiedzała różne domy tak często, jak tylko mogła, i usiłowała jeszcze do nich pisać, choć coraz częściej przepraszając, że nie uczyniła tego wcześniej (...). Dużymi, okrągłymi literami pisała krótkie listy i notatki, będące później źródłem natchnienia i przewodnikiem dla tych sióstr."

Zgromadzenia i stowarzyszenia założone przez Matkę Teresę:

  • Misjonarki Miłości – gałąź aktywna
  • Misjonarki Miłości – gałąź kontemplacyjna
  • Bracia Misjonarze Miłości
  • Ojcowie Misjonarze Miłości
  • Świeckie Misjonarki Miłości
  • Cierpiący współpracownicy
  • Corpus Christi Movement

W 1983 r. otrzymała z całego świata ponad sto próśb o otwarcie domów. W 1985 r. w Nowym Jorku otwarła hospicjum "Dar Miłości" dla mężczyzn chorych na AIDS – trąd Zachodu. W krajach dobrobytu, w wielkich miastach Europy i Stanów Zjednoczonych odkryła kolejne obszary nędzy – ubóstwo duchowe, samotność, poczucie bycia niechcianym. W latach 1990/91 powstały cztery nowe domy w ZSRR – dwa w Moskwie, jeden w Armenii, jeden w Gruzji. W 1990 r. założyła domy w Rumunii i Czechosłowacji. Wreszcie w 1991 r. spełniło się jej marzenie – powstał dom w ojczystej Albanii, która była niegdyś największym bastionem komunizmu w Europie i jej najbiedniejszym krajem.
W 1991 r. założyła w Bengalu Zachodnim dom dla kobiet przebywających w więzieniach za prostytucję, do której zostały zmuszone przemocą lub przekupstwem. Na początku zamieszkało tam 40 kobiet.


Matka Teresa była laureatką kilkudziesięciu nagród krajowych i międzynarodowych, m. in. najwyższych odznaczeń Indii, USA, b. ZSRR i Anglii. W 1979 za swoją pracę Matka Teresa otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla. Dzięki temu wiele krajów otworzyło drzwi dla sióstr. Na wniosek włoskich dzieci została Kawalerem Orderu Uśmiechu (1996). Matka Teresa otrzymała również m.in.: pokojową Nagrodę Jana XXIII (1971), Klejnot Indii (1980), tytuł doktora honoris causa prawa (1975) i medycyny (1981), a także doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego (1993). W 1996 przyznano jej honorowe obywatelstwo USA. Myśli i medytacje Matki Teresy zebrano w publikacji Prosta droga (1994, wydanie polskie 1996). Zaszczyty przyjmowała z głębokim poczuciem, że nie jest ich godna, podkreślając, że czyni to tylko w imieniu ubogich. Nie przypisywała sobie żadnych zasług, powtarzając: "Ja niczego nie robię. To Bóg czyni wszystko. To On posługuje się moim ubóstwem, aby ukazać swoje wielkie bogactwo; moim życiem, aby obdarzać (...) swoim Życiem i swoją wielką Miłością." Oprócz osób konsekrowanych działają z siostrami Współpracownicy Świeccy. W 1969 r. powstało Międzynarodowe Stowarzyszenie Współpracowników Matki Teresy. Jego celem jest organizacja pomocy materialnej dla Misjonarek Miłości.

Matka Teresa zmarła na zawał serca 5 września 1997 w Kalkucie. Jej pogrzeb w dniu 13 września 1997, decyzją władz Indii, miał charakter należny osobom o najwyższej randze w państwie, transmitowała go na cały świat telewizja Mondavision. Ciało Matki Teresy przewieziono ulicami na armatniej lawecie, którą wieziono ciała Mahatmy Gandhiego i innych bohaterów indyjskich. Oficjalna msza żałobna odbyła się na krytym stadionie Netaji, uczestniczyło w niej wiele osobistości z całego świata. Pozostawiła po sobie ogromne dziedzictwo – ok. 4 tysiące sióstr, ok. 400 braci, ok. 20 kapłanów, 35 seminarzystów, ponad 600 domów w 127 krajach, niezliczone rzesze współpracowników i wolontariuszy. Siostry wraz ze współpracownikami dokarmiają rocznie ok. 500 tys. rodzin, uczą 20 tys. dzieci i opiekują się 90 tys. trędowatych.

Już w niecałe dwa lata po śmierci Matki Teresy Jan Paweł II uznał, że za jej wstawiennictwem dokonał się pierwszy cud (uzdrowienie chorej na raka macicy). Rozpoczął się proces beatyfikacyjny. Pomimo wątpliwości związanych z tym uzdrowieniem i pojawiających się głosów, że Matka Teresa powinna zostać ogłoszona świętą już za życia za swoją niezwykłą działalność, zostaje ona beatyfikowana 19 października 2003. Jeszcze nigdy we współczesnej historii chrześcijaństwa nikt nie został wyniesiony na ołtarze tak szybko, bo zaledwie sześć lat po swojej śmierci.

(René Lejeune)

Trzy lekcje Matki Teresy z Kalkuty


PIERWSZA LEKCJA: RADOŚĆ

Pierwsza zatem lekcja, jaką pozostawia nam ta bardzo wielka święta, to lekcja radości. Czy można być naprawdę chrześcijaninem bez posiadania w sobie radości Chrystusa, „jakiej nikt nie zdoła odebrać?" (J 16,22). Co mówi na to Matka Teresa? „Radość to modlitwa. Ona jest siłą i miłością. Ona jest siecią rybaka, w którą łowi się dusze. Serce pałające miłością to serce radosne." I ona porównywała „głęboką radość" do busoli wskazującej nieomylnie kierunek, jaki powinno się nadać życiu: „Trzeba więc jej się oddać, nawet jeśli idziemy drogą usianą przeszkodami." Busola i sieć. Ewangelia jest busolą chrześcijańskiego życia. Ewangelia, a nie jakaś teoria filozoficzna lub ideologia polityczna. I chrześcijanin, który posługuje się tą pewną busolą, nie może nie zarzucać sieci, aby przyprowadzić dusze do Jezusa spragnionego dusz aż po Krzyż. Tak, Chrystus wzywa nas wszystkich do bycia rybakami ludzi z radością jako przynętą. Smutny chrześcijanin nigdy nikogo nie nawróci.

DRUGA LEKCJA: PRAWDA

Druga lekcja, jaką nam pozostawia apostołka z Kalkuty, to prawda. Mówić prawdę wiernie, odważnie, jeśli trzeba, wbrew wszystkim. Społeczeństwo końca tego wieku w krajach, nazwijmy je rozwiniętymi, zbudowało w swej kulturze śmierci (jak mówi Jan Paweł II) całą serię tabu. Jeśli się ich nie respektuje, spotyka się pogardę, zostaje się zaklasyfikowanym do grupy niepoprawnych dinozaurów. Zabijanie dzieci nienarodzonych to jeden z tematów tabu, bez wątpienia najmocniejszy. Matka Teresa nie omieszkała go naruszać. Uczyniła to m. in. jakieś cztery, może pięć lat temu, wobec Prezydenta Stanów Zjednoczonych i rządu amerykańskiego w czasie National Prayer Breakfast, w którym i ja brałem udział trzy razy. Ona zaś była gościem honorowym. Wobec jakichś trzech tysięcy Amerykanów należących do klas przywódczych wyznała, czym jest w istocie przerywanie ciąży: to nie komfortowa operacja pozbawiona ryzyka, lecz zabójstwo niewinnej istoty w łonie własnej matki. „Zabija się dzieci mające się narodzić, milionami. A my nic nie mówimy... nikt nie mówi o milionach małych istnień, poczętych, mających takie samo życie, jak wy i ja, życie Boże. A my nic nie mówimy... Narody rozwinięte są najbiedniejsze. Boją się maleństw, boją się mającego się narodzić dziecka, dlatego to dziecko musi umrzeć. Bo nie chcą żywić jeszcze jednego dziecka, nie chcą wychowywać jeszcze jednego dziecka, dziecko musi umrzeć..." Głosić prawdę wobec wszystkich i przeciw wszystkim. Jeśli uczniowie Chrystusa, Syna Boga, nie ośmielają się już głosić i szerzyć prawdy, któż to uczyni? Czy żelazna pokrywa nie spadnie na ludzkość, zamykając ją w więzieniu błędu. Dziękujemy, Matko Tereso, za odważne i wieczne wypełnianie tego obowiązku miłosierdzia, jakim jest głoszenie prawdy. Jej właśnie, niezmiennej, naucza nas Słowo Boże.

TRZECIA LEKCJA: MIŁOŚĆ DZIAŁAJĄCA

Trzecia, największa lekcja, jaką pozostawiła nam Matka Teresa, to lekcja miłości działającej. Nie tylko słownej, błyskotliwej, na czas homilii utkanych z dobrych intencji. Miłość działająca to Słowo Chrystusa przemienione w złoto miłosierdzia. Matka Teresa wspięła się na szczyty rzadko osiągane w czasie 2000 lat chrześcijaństwa. Ona jest, wraz z kilkoma innymi, których zliczyć można na palcach, na samym czele szeregu wspinających się na absolutny szczyt miłości. „Gdy dotykam cuchnących członków – mawiała – wiem, że dotykam Ciała Chrystusa takiego, jakim je przyjmuję w Komunii św., pod postacią chleba. To z tego przekonania czerpię siłę i odwagę. Z pewnością bym tego nie robiła, gdybym nie była pewna i przekonana, że w tym trędowatym ciele opiekuję się Jezusem." Doszliśmy do serca Ewangelii, do bezcennego jądra Dobrej Nowiny Jezusa Chrystusa, do żywotnego ośrodka tajemnicy Boga-Człowieka. Niech przykład ognia miłości Matki Teresy wpije się jak drzazga w ociężałość naszego ciała. Drzazga, zadająca ból dopóty, dopóki miłość nie przekształci się w prawdziwe miłosierdzie. „Miłość, żeby była prawdziwa, musi zadawać ból... Pamiętajcie, że mamy kochać biednych aż do bólu." – mówiła z uporem święta z Kalkuty. Pan nałożył na nas obowiązek dzielenia się dobrami z ubogimi, bogactwami duchowymi z nieszczęśliwymi, bogactwami materialnymi z nędzarzami. Jeśli tego nie czynimy, czy nie powinniśmy przestać uczęszczać do kościoła i przestać przyjmować Ciało Chrystusa? Zaoszczędzilibyśmy Mu łez z powodu tego, że tak źle żyjemy Jego orędziem miłości wcielonej, żyjącej. Jaka powinna być miara tego dzielenia się, podyktowana miłością? Dziesięcina... dziesiąta cześć naszych dochodów, jakiekolwiek by nie były. To jedynie minimum... Kościół powinien jak młotem uderzać serca wiernych tą bardzo starą biblijną tradycją dziesięciny. A nie zapominajmy, że gdy dajemy, Pan zwraca nam stokrotnie. W swych wizjach stygmatyczka Katarzyna Emmerich widziała jak rodzice Najświętszej Panny, ludzie żyjący dostatnio, dzielili co roku stado na trzy części: jedną oddawali Świątyni, drugą – biednym, a trzecią zostawiali sobie. Ich dobra nie pomniejszały się. Matko Tereso, teraz, gdy jesteś w wiecznej radości Pana, po Jego prawicy (Ps 15), wstawiaj się za nami, aby Duch Święty dawał nam moc do rzeczywistego życia tymi trzema wartościami, najcenniejszymi z przekazanych nam przez Chrystusa. Wkrótce, nikt w to nie wątpi, będziemy mogli przyzywać Ciebie jako świętej, Ciebie, która potrafiłaś tak cudownie odbijać jedyną świętość Boga w Twojej wstrząsającej drodze tu na ziemi! Twoje słowo, obrazy z życia są dla nas jak promieniejąca księga: „Pewnego dnia podniosłam człowieka, który żył w rynsztoku. Widziałam, że jego koniec był bliski. Gdy go wzięłam w ramiona powiedział z uśmiechem: ‘Całe życie żyłem na ulicy jak zwierzę, ale umrę jak anioł, kochany i zadbany.’ Pobłogosławiłam go zapewniając, że teraz odejdzie kontemplować Boże Oblicze przez całą wieczność." Dziękujemy, Matko Tereso, za skarby, jakie nam zostawiłaś. Gdy odeszłaś do Domu Ojca, zapadała noc. Setki milionów ludzi poczuły się osierocone, ale przypomniały sobie o swej wartości. Ty błagałaś: „Niech każdy, kto do ciebie przyjdzie, wychodzi z twego domu lepszy i szczęśliwszy!"