Siedem boleści Matki Bożej

S. Anna Łukasińska CMW

publikacja 22.02.2009 21:57

Wszystkim, którzy przeżywają bóle i uczą się mówić o swoich cierpieniach...

Siedem boleści Matki Bożej ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość Obory. Cudowna figura Matki Bożej Bolesnej.

Różne są formy modlitwy i naszego bycia z Bogiem w codzienności. Każda refleksja nad tekstami biblijnymi jest z pewnością piękną modlitwą , a jeśli jeszcze uda się ją ubrać w słowa, które choć trochę wyrażą stan naszej duszy...

Moje rozważania w formie modlitwy - rozmowy, a tak naprawdę listów pisanych do Maryi, Matki Bolesnej wraz z Nią dedykuję wszystkim, którzy przeżywają bóle i uczą się mówić o swoich cierpieniach, a także tym, którzy zawsze cierpliwie i z radością czytają listy pisane przeze mnie.

 

 

Boleść pierwsza: Proroctwo Symeona


Klękam dziś przed Tobą Maryjo, całuję Twoje bolesne dłonie i oczami, które niejednokrotnie widziały ból wypatruję Twoich bolesnych oczu. Czekam… czekam na Matczyne spojrzenie pełne miłości, chcę ujrzeć czyste oczy, które potrafią dojrzeć to, co dzieje się w najbardziej skrytych zakamarkach mej zbolałej duszy.

Maryjo, ja tak często płaczę i doświadczam bólu, niezrozumienia, samotności…
Modlę się dziś słowami Psalmu, które i Ty pewnie znałaś:

 

„Boże mój Boże, czemuś mnie puścił?
(…) o Panie, nie stój z daleka;
Mocy moja, spiesz mi na ratunek.
Ocal od miecza moje życie… „
( Ps 22,1.20-21)


Lecz od miecza nie da się uciec, on przecież jest częścią człowieczeństwa. Rani, przenika, zadaje ból, a wszystko po to, by kształtować mnie na Boży obraz i według Jego świętej Woli.

Klęczę przed Tobą Matko Bolesna, bo stać już nie mam sił. W postawie uniżenia i pokory znów odczuwam, że coś mnie boli, kłuje w sercu… coś we mnie umiera.

Marzyłam o życiu szczęśliwym, radosnym, usłanym kwiatami. I żyję! Jak dobrze jednak, że Bóg prostuje moje pragnienia; jak mądrze, że On sam planuje jakimi sytuacjami kształtować moje serce. A kwiaty - owszem daje - ściele mi na drodze cudne róże, którym nie brak kolców!

Teoria wydaje mi się prosta i znam ją już na pamięć: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami” (Iz 55,8) - tak mówi Bóg… Tylko dlaczego sztuka życia w tej perspektywie wydaje mi się zbyt trudna lub z góry nastawiona na przegraną?

Cierpieć, odczuwać ból, być wzgardzonym, poniżonym, chodzić ze zranionym i płaczącym sercem, to przecież strasznie nieludzkie!

A może właśnie bardzo nasze? Może bez cierpienia nie bylibyśmy w pełni ludźmi? Nie mielibyśmy prawa sięgać po miłość, szczęście i niebo?

Maryjo, pomóż mi wierzyć, tam, gdzie rozum mnie już zawodzi. Przecież twoje wrażliwe serce jest sercem przeszytym mieczem boleści. Ty dzieląc boleść Syna cierpiałaś podwójnie, aby Jezus był „znakiem sprzeciwu, przeznaczonym na upadek i powstanie wielu…” (Łk 2,34), a jednak pozostałaś człowiekiem, kobietą, Matką…

W Nazarecie przez Anioła Bóg oznajmił Ci, Maryjo, wielką radość: „Oto poczniesz…, będziesz Matką…” A teraz w świątyni słyszysz kolejna wiadomość, myślałam, że równie dobrą i piękna, bo to przecież Symeon, „człowiek sprawiedliwy i pobożny” miał Tobie ją oznajmić… I początek był radosny: ten starzec błogosławił dziecko, Józefa i Ciebie… nie mógł, więc równocześnie złorzeczyć i przeklinać. Wypowiadał proroctwo, które w Bożych planach miało być rzeczywistością dla dobra. Twoje serce, należało przecież do Boga, a „tym, którzy kochają Boga, wszystko służy dla ich dobra” (Rz 8,28).

Matko moja, Matko Bolesna, ja wiem, że gdy miecz przenika ciało, to ból trwa krótko, a śmierć szybko odbiera siły fizyczne. Jednak zapowiedź, którą Ty usłyszałaś dotyczyła miecza, który dosięga duszy… a dusza boli długo, boli bardzo, mocno krwawi i płacze. Wyciska z serca przez oczy łzy słabości i niepokoju.

Ciało boli tylko wtedy, gdy rana dotyczy go bezpośrednio, lecz dusza boli, gdy jest wrażliwa na zło, które jest wokół, na grzech, który zapuszcza niszczycielskie korzenie; na cierpienie innych, zwłaszcza na boleści niezawinione tych najbardziej bezbronnych…

Dziękuję Ci Maryjo za kobiecą wrażliwość. Z Tobą chcę zachować i rozważać w sercu wszystkie te trudne sprawy…

Powstaję, umocniona Twym czystym spojrzeniem odchodzę pełna ufności w moją codzienność. To, co zbyt ciężkie, by dźwigać samemu oddaję Bogu w ufnej modlitwie, łącząc swój głos razem z Twoim:

 

 

„Podnieś mnie, ilekroć mnie trwoga ogarnie
W Tobie pokładam nadzieję
W Bogu wielbię Jego słowa
W Bogu ufam nie będę się lękał:
Cóż może uczynić mi człowiek?”
(Ps 56, 4-5).

 

 

 

 

 

Boleść druga - Ucieczka do Egiptu


Klękam przed Tobą Maryjo, całuję Twoją zatroskaną, bolesną skroń i delikatnym dotknięciem dłoni przesuwam palce po twym policzku, aby poczuć drżenie, aby otrzeć z niego łzy cierpienia. Czekam… tak naprawdę czekam, byś Ty spostrzegła i otarła moje łzy i pomogła zrozumieć, dlaczego…?

Maryjo, ja tak często uciekam przed Bogiem, przed sobą, przed innymi. Może uciekam od wymagań, odpowiedzialności, od życia. Uciekam i wewnętrznie godzę się na te ucieczki, choć doświadczam ogromu bólu, który rodzi się z lęku o życie.

Modlę się dziś słowami Psalmu, które i Tobie są bliskie:

 

„Drży we mnie moje serce
i ogarnia mnie lęk śmiertelny.
Przychodzą na mnie strach i drżenie
i przerażenie mną owłada…
( Ps 55,5-6)


Maryjo, przecież Twoja rzeczywistość nie była inna. Bóg nie stworzył dla ciebie warunków cieplarnianych, nie zaplanował dla Ciebie specjalnej oazy dobra i ciepła rodzinnego.

Patrzyłaś na zmartwionego Józefa, maleńkie Dziecko i myślę, że dzięki intuicji kobiecej wiedziałaś, że znów będzie bolało…

Matko moja, Bolesna, jak kobieta zatroskana o przyszłość rodziny, oddałaś się w ręce Tego, który przecież zna wszystkie nasze ziemskie trudy. Usłyszałaś kolejną wiadomość. Tym razem przyniesioną nie przez anioła, ani nie przez proroka, ale smutnym głosem oznajmioną przez ukochanego Józefa - czystego, mądrego, sprawiedliwego przed Bogiem. Kolejny miecz boleści pewnie przeszył Cię do głębi duszy: Trzeba uciekać!

Znów trzeba wejść w noc i w chłód. Należy wyruszyć w nieznane i bez przygotowania. Ale trzeba uciekać, nie tracąc pokoju serca i z iskrą nadziei, że Bóg wie lepiej, po co to wszystko…

Klęczę przed Tobą Maryjo w hołdzie wdzięczności za świadectwo wiary, odwagi i mądrości… We mnie nawet myśl o obcych, wrogo nastawionych ludziach wywołuje lęk i niepewność… Ty raczej modliłaś się i za Heroda, i za tych, do których zmierzałaś w nieznane. Nie chcę Cię idealizować, wpatruję się w Twoją bolesną Twarz i w Twoich oczach odczytuję tamte chwile. Ty wiedziałaś, że nie ma czasu na zbędne pytania: dlaczego dziś?, Dlaczego nocą? Dlaczego nie do Londynu, do Nowego Jorku; gdzie może żyć byłoby prościej, wygodniej , na pewno z perspektywami dla Syna…. Ale Egipt…? Ale bez znajomych, bez zabezpieczenia?

Przyszłam, byś otarła moje łzy, ale uczę się od Ciebie cierpienia, Maryjo. Próbuję patrzeć sercem. Jak wielki musiał być Twój ból, gdy myślałaś o wychowaniu dziecka, o stabilizacji rodziny, a doświadczałaś strachu, lęku, niepewności i prowizoryczności na każdym kroku?

Maryjo, ja jeszcze trochę płaczę, bo bliscy uciekli od Boga i wiary, od Ojczyzny i korzeni narodu, od pracy i obowiązków, od…

Czy na obczyźnie im lepiej?

Klęczę przed Tobą i Tobie ich przynoszę, wyproś im dar powrotu, zawsze wskazuj, gdzie jest Nazaret! Przypominaj, że nie każdy człowiek na drodze to Herod, że są tacy, którzy wypatrują ich powrotu… Ty, która boleśnie przeżyłaś ucieczkę w nieznane, by chronić życie Syna i całej rodziny, pomóż mi uwierzyć, że „ w miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,18).

Dziękuję Ci Maryjo, że kolejną boleść zniosłaś z takim męstwem. Z Tobą chcę zachować i rozważać w sercu wszystkie trudne sprawy i wypowiedzieć je w ufnej modlitwie:

 

 

„Boże wybaw mnie w Imię swoje
swoja mocą broń mojej sprawy…”
( Ps 54,3).
„Wieczorem, rano i w południe
skarżę się i jęczę
a głosu mego On wysłucha
ześle pokój - ocali moje życie „
( Ps 55, 18-19).
 

 

Boleść trzecia - Zgubienie Jezusa


Klękam przed Tobą Maryjo, całuje Twoje drżące dłonie i wtulam się w Twoje miłosierne ramiona, by poczuć ciepło, dobroć, by w biciu zatroskanego serca Matki wysłuchać rytm cierpliwie znoszonego bólu. Maryjo ja tak często jestem zagubiony i drogi do Boga odnaleźć nie umiem… Modlą się za mnie inni, podtrzymując mnie, gdy modlić się nie potrafię; a jedynie przez łzy cierpienia powoli odczytuję piękne słowa psalmu:

 

„A we mnie duch mój omdlewa
serce we mnie zamiera…
Wyciągam ręce do Ciebie
moja dusza pragnie Ciebie…
(Ps 143,4.6)


Lecz pragnienia moje nie zawsze są dobre. Matko moja Bolesna tak często jestem zagubiony w świecie uczuć, relacji, w codziennym świecie pracy, obowiązków, przyjemności. I znów stoję na rozdrożu, zmartwiony i zbolały, szukając choćby bladego promienia światła, który nieśmiało wskaże właściwą drogę.

Maryjo jak to się stało, że zgubiłaś Syna…? Ile myśli bolesnych nie pozwalało, Ci spocząć przez trzy dni poszukiwań? Czy ktoś Go porwał, skrzywdził, zabił? Czy dobra matka może przestać szukać, czy może być spokojna, gdy dziecko trzeba ratować od nieszczęścia i chronić jego życie?
Matko moja, na pewno trzeba być czujnym by się nie zagubić…, ale jeszcze bardziej trzeba mieć kochające serce, gotowe do szukania, z zapałem, z pasją, z dobrą ciekawością!
Maryjo, kolana mnie bolą od szukania po omacku i czasem już zapominam, czego szukałem… Zdrowia?, Radości? Uzdrowienia? Pociechy? Namiastek miłości?
Nie! Ja nie szukam „czegoś”!
Ja razem z Tobą pragnę odnaleźć Kogoś! Tego Jedynego, Prawdziwego – Jezusa, który ma Słowa życia wiecznego i potrafi wydobyć światło, które przygasił ból w moim wnętrzu.

Boleść kolejny raz przeszyła Twoją duszę i teraz, gdy wyraźniej słyszę bicie Twego serca myślę, że umiejętność szukania przychodzi wraz ze wzrostem wiary i dojrzałością ducha. Uczę się od Ciebie Maryjo z bólem serca wracać do Świątyni, chować wiernie każdy szczegół z trudnych poszukiwań na dnie duszy, w najpiękniejszym sanktuarium, gdzie tylko Bóg ma dostęp. Idę cierpliwie drogą boleści, wyciągam wnioski na przyszłość i powtarzam słowa psalmu:

 

 

„Boże, Ty Boże mój Ciebie szukam
Ciebie pragnie moja dusza…
( Ps 63,1)


Dopomóż Matko trwać i pokornie ufać, że każdy człowiek, choć może zagubić Boga, sens życia, swoją wartość; równocześnie może wytrwale szukać Drogi, Prawdy i Życia. Z pomocą łaski może odnaleźć szczęście, skarb Boga właśnie we wspólnocie Kościoła, w świątyni parafialnej, która tak często wydaje się nie po drodze, za daleko…

I jeszcze dziękuje Ci Maryjo, za postawę matki, żony, wychowawczyni, która z Józefem podejmuje dialog, wspólna drogę powrotu i próbę zrozumienia, czemu Syn Wam to uczynił?
Polecam ci Moich bliskich, przyjaciół, małżeństwa i ich poplątane ścieżki nocnych rozmów i planowania przyszłości rodziny. Ich rozterki i bolesne wybory proponowanych przez świat prostych rozwiązań.
Czy Ty naprawdę nie wiedziałaś gdzie mógł podziać się twój Syn? A niestety, rodzice dziś tak rzadko domyślają się gdzie są ich dzieci. Kościół to chyba ostatnie miejsce, w którym szukaliby swoich pociech… Pogubiły się w wirtualnym świecie gier, złudzeń, anonimowych rejsów w nieznane. Same cierpiąc zadają ból najbliższym.

Maryjo, Ty podpowiadasz mi modlitwę:

 

 

„Przed Nim serca wasze wylejcie
Bóg jest nasza ucieczką…
(Ps 62, 9)


Więc ja dołączam swój głos pełen ufnego zawierzenia:

 

 

„ Weselę się i cieszę z twojej łaski
Boś wejrzał na moja nędzę
Poznałeś udręki mej duszy
i nie oddałeś mnie w ręce nieprzyjaciela
Postawiłeś me stopy na miejscu przestronnym
(…) w Twoim ręku są moje losy (…)”
(Ps 31,8-9.16)

 

 

 

 

 

 

 

Boleść czwarta - Spotkanie na Drodze Krzyżowej


Matko moja Bolesna, dziś nie klęczę, nie stoję, ale idę z Tobą po trudnej, kamienistej drodze. Wspinam się ku nieznanej, odległej górze, nie wiedząc, co czeka mnie na końcu tej stromej ścieżki.

Znów mam Cię blisko i chce dorównać tempa, ale to nie takie proste. Jestem dzieckiem niespokojnym, znasz mnie przecież dobrze… Dzieckiem wychowanym na grach komputerowych i reklamach, które dość skutecznie wmawiają, że wszystko jest naj…, ze można to mieć od razu, na życzenie, od ręki… jednak w realiach codzienności doświadczam czegoś zupełnie innego i dlatego przypominam sobie słowa proroka:

 

Chodźcie, wstąpmy na Górę Pańską
do świątyni Boga Jakubowego!
Niech nas nauczy dróg swoich,
byśmy kroczyli Jego ścieżkami.
(Iz 2,3)


Więc doganiam Ciebie Matko, która idziesz stałym, równym tempem, rozsiewając wokół miłość, dobro i pokój. Maryjo czy to jest aleja szczęścia? Przecież to drastyczna droga dla skazańców i tu nie powinno być miejsca dla Ciebie! A może właśnie dlatego tu jesteś, że inni już się wycofali, uciekli…?
Maryjo, idziesz mając w pamięci Boże zamierzenia:

 

 

„On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,
a Pan zwalił na Niego
winy nas wszystkich”.
(Iz 53,4-6)


Idziesz jednak szepcząc cierpliwą modlitwę, którą po raz kolejny zrodził ból w Twoim matczynym sercu. To właśnie te słowa zdają się ranić jak mieczem błękit nieba:

 

 

„Wysłuchaj mego wołania,
Na moje łzy nie bądź nieczuły”
(Ps 39,13)


Dziwna to droga… W mojej codzienności spotykam wiele drogich mi osób. Są to przeróżne spotkania: oczekiwane i radosne, przelotne i nic nieznaczące, przemyślane i pełne miłości, czasem wytęsknione i bardzo budujące. Na pewno są to spotkania, po których rodzi się zawsze modlitwa będąca Litanią Ludzkich Twarzy. Twarzy , które są bardzo wyraźne, choć przywoływane na pamięć najczęściej oczyma duszy.

Maryjo, jak Ty przeżyłaś to spotkanie z Jezusem… Przecież widok Syna niesłusznie skazanego, potwornie umęczonego jeszcze przed podjęciem krzyża, a teraz wlokącego się i upadającego na kamienistej drodze, był kolejnym ogromem bólu, który przeszył do głębi Twoją duszę. Dzieciństwo się skończyło, a teraz masz pewność, że Symeon był prorokiem… Jezus wydoroślał, wziął całkowitą odpowiedzialność za swoją drogę, za służbę, za życie, które tera z Niego uchodziło.

Maryjo, trzymam mocno twą bolesną dłoń, by nie zdezerterować z tej drogi, by nie szukać skrótów i ścieżek prowadzących w doliny. Proszę prowadź mnie na spotkanie z Jezusem. Uczę się z Tobą cierpieć; uczę w krótkim spotkaniu dostrzegać ból i pytania o sens zła, w oczach drugiego człowieka.
Jezus spojrzał na Ciebie i Ty już wiedziałaś: Trzeba współcierpieć i być blisko. Nie potrzeba słów, mądrych rad, wspominania, że przecież tyle razy prosiłaś i przestrzegałaś…

Maryjo, zwalniam tempo i równam je z Twoim. Dziękuję za ten przystanek na drodze, za to, ze znów mój wzrok skierowałaś na Jezusa i za to, że z Tobą cierpienie nie boli tak bardzo. Na Spotkanie z Tobą pragnę przyprowadzić rodziców i wychowawców, którzy nie potrafią wymagać od młodych. Twoja boleść, łzy wypłakane na drodze krzyżowej niech będą im wzorem odważnej , mądrej i ofiarnej miłości wychowawczej. Bardzo pragnę, by potrafili być jak Szymon, który pomaga mimo wszystko; jak Weronika, która jest odważna i zachowuje indywidualność mimo wszystko; jak zawodzące Niewiasty, które mimo wszystko zapłaczą także, gdy ich dzieci zejdą na złe drogi, tak dalekie od Bożej Drogi Zbawienia.

 

 

 

 

 

 

 

Boleść piąta - Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa


Matko moja, jakże Bolesna i strapiona , czy to możliwe , że stoimy razem na szczycie Kalwarii. Milczałem całą drogę , ale tylko zewnętrznie. Myśli moje płynęły ku Bogu jako modlitwa za tego, który

 

„wyrósł przed nami jak młode drzewo
i jakby korzeń z wyschniętej ziemi.
Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic"
(Iz 52,2-3).


Teraz jakby czas się zatrzymał. Wiesz Maryjo, czas na świecie wydaje mi się bardzo nierówny. Gdy cierpię na samotność, gdy bólu duszy nie potrafię już znieść , wtedy każda minuta wydaje się długą godziną. Ale droga tutaj, gdy wspinałem się z Tobą po śladach Jezusa, szlakiem Jego Męki i Krzyża sprawiła, że czas jakby przestał istnieć. Tak nagle zobaczyłem szczyt góry i niebo, które zaczęło zaciemniać się chmurami i bronić Prawdy oślepiającym ostrzem błyskawicy. Staję wobec Twego bólu bezsilny, nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co czujesz patrząc na agonię Syna, dlatego z serca znów płynie moja modlitwa:

 

 

„ Nie opuszczaj mnie Panie,
Mój Boże, nie bądź daleko ode mnie!
Śpiesz mi na pomoc,
Panie ,zbawienie moje!”
(Ps 38,22-23).


Wiesz Maryjo, ja kocham chodzenie po górach, trud wędrowania i niepewność podróży, ale dziś jest inaczej, bo dotarłem na Golgotę. Brak mi słów, aby Ciebie pocieszyć. Na Twojej twarzy widać ból, łzy płyną już nieprzerwanie. Tak bardzo chciałbym to zmienić, ale myślę wciąż o sobie. Wspominam sytuacje z mojego życia, które miały się zakończyć szczęśliwie. Miały rozwikłać problemy, wyjaśnić trudne sprawy, dokończyć poważne rozmowy. Niestety, ból rozczarowania nie jeden raz przeszył mnie do głębi!

Maryjo, czy znasz to uczucie? Niema agresja w duszy i w ciele, każdym drgnieniem i biciem serca wrzeszczy, że nie tak miało być, że to jakaś pomyłka i trzeba jeszcze czasu… Czasu, w którym dobro zwycięży!

Zatykam uszy , by nie słyszeć odgłosu wbijanych gwoździ. Aby zagłuszyć dźwięki skarg i żalów tych, którym nieraz zadałem ból, sprawiłem przykrość i uciekłem. Teraz patrzę na Ciebie. Ty się nie chowasz w tłumie, nie zasłaniasz, trwasz przy Synu, który z szubienicy krzyża woła do Ciebie: „Oto Syn Twój” (J 19,26).

Boże, jakie to trudne… Tak to ja- dziecko Twoje – Ty bądź Matką moją Bolesną!
Bardzo chcę wziąć Cię w moje życie. Uczę się od Ciebie wiary i sztuki cierpienia. Ty patrząc na śmierć ukochanego dziecka, razem z Nim potrafiłaś w bólu wyszeptać : „Przebacz im , bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23,34). Choć przecież nie żyjesz mrzonkami i widziałaś:

 

 

„Jak wielu osłupiało na Jego widok -
- tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd
i postać Jego była niepodobna do ludzi”
(Iz 52,14)


Nie zamknęłaś się w bólu cierpienia, izolacji i smutku, ale wyostrzając słuch zaufałaś Jego słowom i pozostałaś Matką dla wszystkich, Którzy chociaż teraz umierają, w Chrystusie będą ożywieni (por. 1Kor 15,22).

Miecz boleści kolejny raz doświadczył Twoją duszę, nawet słońce się zaćmiło, by w jedności z Tobą przeżywać noc odejścia. Także ziemia z trwogi zadrżała, by okazać, że nie jest jej obojętne co czuje Matka…

Maryjo, słyszałam: „Wykonało się!” (J 19,30). Jezus odszedł, umarł…

Czy nie mógł wtedy zabrać Twego bólu i smutku? Pewnie mógł, ale zostawił mnie, jak zatrwożonego, ale wiernego pod krzyżem Jana, bym nie wypuszczał ręki z Twej Matczynej Dłoni. By odtąd każdy ból dzielony, stawał się połową boleści, a trud dobrze przeżyty przywracał niebu bezchmurny błękit i uczył, że w śmierci jest początek nowego życia.

Z Tobą Maryjo wierzę, że to jest realne, wystarczy, ze pokornie poproszę: „Jezu wspomnij o mnie” (Łk 23,42).

 

 

 

Boleść szósta - Zdjęcie z krzyża


Maryjo ja już naprawdę nie mam sił. Siedzę zbolała i z trudem podnoszę wzrok ku Tobie. Skąd Ty masz siłę? Przecież widok przed nami to istne cmentarzysko nadziei. Tłum gapiów powoli się rozchodzi, a Ty szepczesz modlitwę :

 

„Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy”. (2Kor1,3-5)


Tyle razy byłam już przy śmierci bliskich. Trudny to moment: gromnica dogasa, ktoś wycofuje się delikatnie, na palcach, z kata pokoju słychać tylko cicho odmawianą Koronkę do Miłosierdzia Bożego.
I wciąż uczę się od Ciebie trwać do końca. Ty czekasz na Jesusa, by jeszcze fizycznie z Nim pobyć, by Go przytulic, wziąć w bolesne ramiona matki i wyszeptać, jak dawniej : „Czemuś nam to uczynił” ( Łk 2,48)

Jakie to ważne, ale jakże teraz trudne…

Maryjo, pamiętasz Betlejem, Nazaret, Kanę…? Jezus potrafił przybiec, przytulic się, ucałować cię, a teraz nie może już nic… po ludzku. A Ty Go tulisz jak niemowlę, bo to wciąż Twój Jedyny, Kochany Syn. Maryjo – ból rozdziera mi serce, ale gdy myślę o tym, co Ty czułaś przypominają mi się mesjańskie zapowiedzi, które właśnie wypełniły się w Nim:

 

 

„Pan Bóg otworzył Mi ucho,
a Ja się nie oparłem
ani się cofnąłem.
Podałem grzbiet mój bijącym
i policzki moje rwącym Mi brodę.
Nie zasłoniłem mojej twarzy
przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg Mnie wspomaga,
dlatego jestem nieczuły na obelgi,
dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz
i wiem, że wstydu nie doznam.
(Iz 50,5-7)


Co bardziej bolało – patrzeć na martwe dziecko, czy słuchać drwin i śmiechów tych, którzy tej śmierci nie doświadczyli w sercu. Tych, co zadali rany Jemu i Tobie i trwając w zawinionej nieświadomości teraz spokojnie wracali do domów lub jeszcze rzucali losy, by cos mieć na własność po całej tej dziwacznej scenerii.

Maryjo, ja też trochę odszedłem. Klęczę w oddali, spoglądam na krzyż i nie śmiem się zbliżyć. Jezus był i ciągle jest dla Ciebie wszystkim. Dlatego pewnie nie mogę zajmować Jego miejsca ani w Twoim życiu, ani w codzienności kogokolwiek. Chce się teraz nauczyć współczucia. Moje skamieniałe na wiele rzeczy serce, przy tej scenie znów drgnęło, odczuło ból, który przecież już wcześniej przeszył Twoje wnętrze.
Tyle już razy krzyczałem do Boga, że On nie ma litości, patrząc jak się wiję w bólach, bezsilnie szukając tylko ludzkich wyjść i zabezpieczeń. Patrzyłaś Matko na ten trudny moment śmierci Jezusa i nie prosiłaś, by skrócono Jego mękę, by zastosowano jakąś lżejszą, humanitarną formę eutanazji.

Matko Ukochana, razem ze mną są tu wszyscy, którzy boją się ostatnich posług przy umierających, omijają hospicja, domy starców, oddziały w szpitalach dla dzieci z chorobami nowotworowymi… a potem spazmują na widok martwego ciała i szukają najlepszych firm pogrzebowych, byle tylko nie pozostać człowiekiem do końca. Przyprowadzam do Ciebie tych, którzy walczą o „szczęśliwą śmierć na życzenie”, albo stale podnoszą ceny lekarstw, by utrudnić do nich dostęp.

Dziękuję Ci Maryjo, że i teraz stajesz w obronie życia, że chronisz martwe już ciało Jezusa, wyrażając w ten sposób wiarę, ze to jeszcze nie kres, ale początek nowego…
Złącz swój głos z moja modlitwą i wyproś nowe siły:

 

 

„Usłysz, o Panie, moją modlitwę, przyjm moje błaganie
w wierności swojej, wysłuchaj mnie w swej sprawiedliwości
Naucz mnie czynić Twą wolę,
bo Ty jesteś moim Bogiem.
Twój dobry duch niech mnie prowadzi po równej ziemi.
Przez wzgląd na Twoje imię, Panie, zachowaj mię przy życiu;
w swej sprawiedliwości wyprowadź mnie z utrapień!
(Ps 143,1.10-11)

 

 

 

 

 

 

 

Boleść siódma - Złożenie do grobu


Matko Bolesna, przypomniałem sobie Twoje poszukiwanie w Betlejem. Tam nie było miejsca dla Ciebie i dla Jezusa, który dopiero miał się narodzić. Tu w Jerozolimie sytuacja się powtarza: nie masz przygotowanego miejsca, by godnie złożyć martwe ciało Syna. Ból przenika Cię do głębi, bo chyba trzeba będzie zostawić Jezusa wśród niewiernych, u podnóżka skazańców, którzy jeszcze pozostali na krzyżach w mękach agonii. Nie znajdujesz słów, które w modlitwie skargi wylałyby cały Twój ból przed Bogiem. Pozostaje tylko ciche i prawdziwe wspomnienie proroka:

 

„Po udręce i sądzie został usunięty,
a kto się przejmuje Jego losem?
Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących;
za grzechy mego ludu został zbity na śmierć.
Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi,
i w śmierci swej był na równi z bogaczem,
chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy
i w Jego ustach kłamstwo nie postało”.
(Iz 53,8-9)


Podchodzę nieśmiało, bo znam ból żałoby i trud uczestniczenia w pogrzebie. Łzy znów płyną same i bardzo ważny jest wtedy każdy gest życzliwości: uśmiech, wyciągnięta dłoń, przytrzymane ramię, zapewnienie, że ktoś współczuje, że chciałby pomóc… i Twój ból zostaje przerwany , gdy słyszysz dobry, ciepły głos sprawiedliwego człowieka. Tym razem jest to Józef z Arymatei, który przyniósł nowe płótna i wskazuje Ci nowe miejsce dla Syna- grób w skale, który miał być wypełnieniem słów Izajasza:

 

 

„Owego dnia to się stanie:
Korzeń Jessego stać będzie
na znak dla narodów.
Do niego ludy przyjdą po radę,
i sławne będzie miejsce jego spoczynku”.
( Iz 11,10)


Nie wiem, gdzie będzie moje miejsce.. mój grób. Myślę o tym rzadko, najbardziej w obliczu śmierci bliskich i znanych mi osób. Wiesz Maryjo co napełnia mnie bólem? Myśl, ze słowa „ Świętej Pamięci” na moim grobie mogły by być kłamstwem! To bardzo bolesne, gdy inni chcą o nas zapomnieć ze wszystkich sił, albo wspomnienie o nas rozrywa w nich dopiero co zabliźnione rany nienawiści, wrogości i niepokoju…!

Maryjo proszę, nie płacz tak bardzo, widzisz, że ja też się zmieniłem i nie przychodzę już tylko po pocieszenie i z prośbą, byś mi łzy otarła. Przy Tobie umacnia się moja wiara, że On jest naszym Zmartwychwstaniem i Życiem, a nad grobem nie można spędzić całego życia. Twoja miłość okazała się silniejsza niż śmierć; nie pozwoliłaś w sobie umrzeć nadziei. W bólu Matki cierpiałaś także z tymi, którzy na siłę chcą zachować swoje życie tu na ziemi. Oni gromadzą wszelkie dobra, zabiegając o nie i martwiąc się o ich brak lub zniszczenie. Naucz mnie Maryjo, bym tak jak Ty „tracił swe życie z powodu Jezusa i Ewangelii” (Mk 8,35) i stał się uczestnikiem skarbów duchowych, którym nie zagraża ani mól, ani rdza (Mt 6,20).

Pragnę do Ciebie przyprowadzić tych, którzy nieutuleni w żałobie, nie potrafią pogodzić się z odejściem bliskich i stale płaczą nad ich mogiłami. Spojrzyj swym bolesnym, ale dojrzale Matczynym wzrokiem także i na takich, co omijają cmentarze, szukając wciąż wymówek, ze to jeszcze odległa przyszłość lub przeszłość niewarta zatrzymania. Może dojrzysz i takich, którzy zatracili w sobie poczucie szacunku dla nekrofilii, afiszują swoja agresję przez dewastowanie krzyży i nagrobków.

Zamknij nas wszystkich, przeżywających siedmiorakie boleści, nieludzkie cierpienia w Twoim Matczynym Bólu i naucz modlitwy płynącej z serca przebitego mieczem. Matko, stoisz u wejścia do Grobu Syna, jak drogowskaz mówiący : „Czemu szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma go tu – Zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6).

Dziękuję Ci Maryjo, ze jesteś i kroczysz ze mną droga moich ludzkich zranień, kłopotów, cierpień i frasunków. Z Tobą jest lżej, a miecz, ucieczki, poszukiwania, krzyż i grób już nie są już takie straszne i maja sens na drodze wzrastania w wierze i miłości.