Święty Andrzej Bobola: Obrońca wiary (16 maja)

publikacja 16.05.2006 12:33

"Życie Andrzeja Boboli jaśniało blaskiem prawdziwej wiary. Jej moc, mająca swe źródło w Bożej łasce, rozwijała się i wzrastała z biegiem lat, ozdabiała go szczególnie i uczyniła niezłomnym w obliczu męczeństwa" – tak napisał o nim papież Pius XII w encyklice "Invicti athletae Christi".

Święty Andrzej Bobola: Obrońca wiary (16 maja)

Dalej w papieskim dokumencie czytamy: "«Sprawiedliwy z wiary żyć będzie» – mówi Apostoł narodów. Wymownym tego dowodem jest życie świętego Andrzeja. Z głębi duszy przyjmował wszystko, co Kościół katolicki naucza i każe czynić, i całym sercem do tego się przykładał. Już w młodości tłumił w sobie burzące się złe skłonności, które po nieszczęsnym upadku Adama tak bardzo targają naszą ludzką naturą; przeciwstawiał się im oraz je ujarzmiał, a także usilnie wyrabiał w sobie chrześcijańską postawę i cnoty.

Płonął wielkim umiłowaniem Boga i bliźnich. Gdy tylko mógł, spędzał długie godziny przed Najświętszym Sakramentem i wedle sił wspierał wszelką nędzę i wszelkie potrzeby. Boga miłował ponad wszystko i wedle wskazań swego Ojca i Zakonodawcy szukał jedynie chwały Bożej. Nic zatem dziwnego, że ten bojownik Chrystusa, wyróżniający się takimi przymiotami ducha, tyle zdziałał, i że jego praca apostolska przyniosła tak wiele zbawiennych owoców. Bo gdy został kapłanem, oddał się cały pracy apostolskiej i jako wędrowny misjonarz nie szczędził sił w głoszeniu prawdziwej wiary, która przynosi owoce dobrych uczynków. Ów niestrudzony wyznawca Chrystusa sam żył tą wiarą i za nią oddał w ofierze własne życie. Przerazić może wspomnienie okrutnych cierpień, które zniósł nieustraszony w wierze polski męczennik, a świadectwo przez niego złożone zalicza się do najszlachetniejszych wśród tych, które sławi Kościół.

Dzisiaj również religia katolicka jest w świecie wystawiona na ciężką próbę i ze wszelkich sił trzeba jej strzec, głosić ją i szerzyć. Wiele tu trzeba przezwyciężyć trudności i wiele ofiar ponieść, nie godzi się jednak od nich uchylać, bo chrześcijanin ma być niezachwiany w działaniu i w przeciwnościach. Ale Bóg stokrotnie mu to wynagrodzi szczęśliwością wiecznego życia. Jednakże, jeżeli istotnie chcemy mężnie dążyć do doskonałości chrześcijańskiej, wiedzmy, że i ona jest swoistym męczeństwem. Bo nie tylko przez rozlanie krwi dajemy Bogu dowód naszej wiary, ale i przeciwstawiając się powabom grzechu i oddając się całkowicie i wielkodusznie Temu, który jest naszym Stwórcą i Zbawcą, a który będzie kiedyś w niebie naszą nieprzemijającą radością.

Niech więc będzie nam przykładem męstwo Andrzeja Boboli. Bądźmy jak on ludźmi niezwyciężonej wiary, zachowajmy ją i brońmy z całą mocą. Niech i nam się udziela jego gorliwość apostolska i niech każdy według swoich sił i możliwości przyczynia się do umocnienia i szerzenia królestwa Chrystusowego na ziemi".

Św. Andrzej Bobola żył na przełomie XVI i XVII wieku. Był jezuitą. Pełnił obowiązki kaznodziei i moderatora Sodalicji Mariańskiej w Wilnie, następnie został wędrownym misjonarzem i utwierdzał wiarę ludu w tych trudnych dla Kościoła katolickiego czasach. "Jestem kapłanem katolickim, urodziłem się w katolickiej wierze i w tej wierze chcę umrzeć, albowiem prawdziwa wiara prowadzi do zbawienia. Przyjmując moją wiarę poznacie prawdziwego Boga i ocalicie wasze dusze" – tłumaczył Kozakom. Zginął w roku 1657 śmiercią męczeńską w Janowie na Polesiu, zamęczony z nienawiści do katolicyzmu przez zbrojną grupę Kozaków.

Kanonizowany w roku 1938. Jego ciało spoczywa w kościele Ojców Jezuitów w Warszawie.

Życiorys



Ród Bobolów należy do najstarszych rodów w Polsce. Już w wieku XIII spotykamy Bobolów na Śląsku, a od wieku XIV również w Małopolsce pieczętujących się herbem Leliwa. W wieku XVI należą oni raczej do szlachty średnio tylko zamożnej. Wyróżniali się jednak zawsze przywiązaniem do religii katolickiej.

Św. Andrzej urodził się prawdopodobnie 30 listopada w roku 1591. Ojciec, Mikołaj Bobola, miał brata Andrzeja, który wówczas piastował urząd podkomorzego koronnego króla Zygmunta III. Imię matki jest nieznane. Do niedawna uważano Świętego za syna ziemi sandomierskiej. Jednak według najnowszych badań opinia przychyla się raczej na stronę ziemi sanockiej. Św. Andrzej miałby pochodzić ze Strachocina.

Nauki humanistyczne wstępne i średnie wraz z retoryką pobierał św. Andrzej w jednej ze szkół jezuickich, prawdopodobnie w Wilnie w latach 1606?-1611. Tu zdobył sztukę wymowy i doskonałą znajomość języka greckiego, co mu ułatwi w przyszłości rozczytywanie się w greckich ojcach Kościoła i dyskusje z teologami prawosławnymi.

Dnia 31 lipca 1611 roku zgłosił się do jezuitów. Po dwóch latach nowicjatu w Wilnie składa św. Andrzej śluby proste (1613). Magistrem jego był Wawrzyniec Bartilius, mąż prawy i surowy, autor kilku dziełek ascetycznych.

Z kolei studiuje św. Andrzej filozofię na Akademii Wileńskiej w latach 1613-1616, którą kończy z wynikiem dobrym. Teraz zwyczajem ówczesnym jako kleryk został przeznaczony do jednego z kolegiów do pracy pedagogicznej. Po dwóch latach nauczania młodzieży (1616-1618): w Brunsberdze (w Braniewie), w stolicy Warmii, a potem w Pułtusku, wraca Andrzej na Akademię Wileńską na dalsze studia teologiczne (1618-1622), które ukończył święceniami kapłańskimi (12 III 1622). Z kolei przygotowuje się o. Andrzej do tak zwanej „trzeciej probacji" (próby) w Nieświeżu (1623). Tak więc po 12 latach studiów, mając już 32 lata życia był gotów nasz Święty do swojej misji. Nigdy jednak nie przypuszczał, że przyjdzie mu ją przypieczętować krwią męczeńską.

A oto stenogramem streszczone lata jego pracy w klasztorach i ośrodkach zakonu w Polsce: w latach 1623-1624 jest rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem bursy dla ubogiej młodzieży w Nieświeżu. Jako misjonarz Andrzej obchodził zaniedbane wioski, chrzcił, łączył pary małżeńskie, wielu grzeszników skłonił do Spowiedzi świętej, nawracał prawosławnych. W latach 1624-1630 kieruje Sodalicją Mariańską mieszczan, prowadzi konferencje z Pisma świętego i dogmatyki, wreszcie zostaje mianowany rektorem kościoła w Wilnie przy kościele Św. Kazimierza. W latach 1630-1633 jest przełożonym nowo założonego domu zakonnego w Bobrujsku. Następnie widzimy go w Połocku w charakterze moderatora Sodalicji Mariańskiej wśród młodzieży kolegium w Połocku (1633-1635). W roku 1636 jest kaznodzieją w Warszawie. W roku 1637 jest ponownie w Połocku jako kaznodzieja i dyrektor studiów młodzieży. W latach 1638-1642 pełni w Łomży urząd kaznodziei i dyrektora w przykolegiackiej szkole. W latach 1642-1643 jest ponownie w Wilnie moderatorem Sodalicji Mariańskiej i kaznodzieją. Podobne obowiązki spełnia w Pińsku (1643-1646) a potem ponownie w Wilnie (1646-1652). Od roku 1652 pełni w Pińsku urząd kaznodziei w kościele Św. Stanisława i oddaje się pracy misyjnej nad ludem w okolicach Pińska. Tam go też spotyka śmierć męczeńska.

Wędrujące relikwie


Na wiadomość, że zbliża się do Janowa poważny oddział polskich żołnierzy, Kozacy wycofali się do miasta. Wtedy ciało Męczennika przeniesiono do miejscowego kościoła. Potem jezuici przenieśli ciało do Pińska i pochowali je w podziemiach kościoła klasztornego. Po latach o miejscu pochowania Świętego zapomniano. Dnia 16 kwietnia 1702 roku św. Andrzej ukazał się rektorowi kolegium pińskiego i wskazał, gdzie jest w krypcie kościoła pod ołtarzem głównym jego grób. Ciało znaleziono nietknięte, mimo że spoczywało w wilgotnej ziemi. Ciało było nawet giętkie, jakby świeżo zmarłego człowieka. Zaczęły się mnożyć łaski i cuda. Od roku 1712 podjęto starania o beatyfikację. Niestety, kasata jezuitów i wojny, potem rozbiory przerwały starania. Ku wielkiej radości Polaków miała ona miejsce dnia 30 października 1853 roku.

W roku 1773 papież Klemens XIV zniósł zakon jezuitów. Carowa Katarzyna nie pozwoliła jednak na kasatę jezuitów na Białej Rusi, przez to, że nie pozwoliła ogłosić na terenie Rosji papieskiego dekretu kasacyjnego, od którego to ogłoszenia była uzależniona sama kasata. W Połocku mieli jezuici nowicjat i akademię. W Pińsku po pewnym czasie kościół i klasztor jezuitów przeszedł na własność duchowieństwa unickiego (1784), a potem (1793) prawosławnego. O. Gruber wyrobił u cara Aleksandra I pozwolenie na przeniesienie relikwii św. Andrzeja do Połocka (1808). Ale w roku 1820 zostali jezuici z Rosji usunięci a opiekę nad ciałem Świętego objęli pijarzy (1820-1830). Potem przeniesiono relikwie do kościoła dominikanów. Wreszcie po wydaleniu dominikanów (1864) przejęli straż nad kościołem i relikwiami kapłani diecezjalni. W roku 1857 arcybiskup Mohylewa W. Żyliński część lewego ramienia bł. Andrzeja przesłał do Rzymu, w darze papieżowi Piusowi IX, w podzięce za beatyfikację Męczennika.

W roku 1917 przy udziale metropolity mohylewskiego K. Roppa dokonano przełożenia relikwii. Wyjęto wtedy trzy żebra, z których jedno otrzymał o. Jan Roztworowski jako zaproszony kaznodzieja dla kościoła jezuitów pod wezwaniem Sw. Barbary w Krakowie. W roku 1922 po wybuchu rewolucji ciało zmumifikowane zostało przeniesione do Moskwy do muzeum medycznego. W roku 1923 rząd rewolucyjny na prośbę Stolicy Apostolskiej zwrócił śmiertelne szczątki bł. Andrzeja. Przewieziono je do Watykanu do kaplicy Św. Matyldy, a w roku 1924 do kościoła jezuitów w Rzymie al Gesu (Jezusa). W 1920 roku w Warszawie zarządzona przez kardynała Aleksandra Kakowskiego nowenna modłów (31 VII) zakończyła się dnia 8 sierpnia procesją, w której wzięła udział cała stolica, z relikwiami bł. Andrzeja Boboli i bł. Władysława z Gielniowa.

17 kwietnia 1938 roku, w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, papież Pius XI dokonał uroczystej kanonizacji bł. Andrzeja wraz z bł. Janem Leonardii i bł. Salvato-rem de Horta. Z okazji 300-letniej rocznicy śmierci papież Pius XII wydał osobną encyklikę (16 V 1957) ku czci św. Andrzeja, wychwalając wielkiego Męczennika. W roku 1938 relikwie Świętego zostały uroczyście przewiezione do Warszawy, gdzie spoczęły w srebrno-kryształowej trumnie-relikwiarzu w kaplicy Św. Andrzeja Boboli przy ul. Rakowieckiej. W roku 1939 relikwie zostały przeniesione do kościoła jezuitów na Starym Mieście, w czasie pożaru tegoż kościoła przeniesiono trumnę do kościoła dominikanów Św. Jacka, by w roku 1945 przenieść je ponownie do kaplicy Św. Andrzeja przy ul. Rakowieckiej. Tam są do dnia dzisiejszego.
Oprócz 62 miejscowości pochodnych od imienia św. Andrzeja, zapewne Apostoła, istnieje nadto 9 miejscowości pod nazwą Bobolice. Wśród nich jest miasto Bobolice.

Żarliwy jezuita


Gdy chodzi o charakter św. Andrzeja, to znany i świątobliwy jezuita, Mikołaj Łęczycki, określa go, że miał temperament choleryczny z przymieszką sangwinicznego. Był przeto skłonny do gniewu i zapalczywości, do uporu we własnym zdaniu, niecierpliwy. Jednak świadectwa przełożonych, zostawione na piśmie podkreślają, że o. Andrzej pracował nad sobą, że miał wybitne zdolności, był dobrym kaznodzieją, miał dar obcowania z ludźmi.

Dowodem tego były usilne starania ówczesnego prowincjała zakonu w Polsce u generalnego przełożonego, aby o. Andrzeja dopuścić do „profesji uroczystej", co było przywilejem tylko jezuitów najzdolniejszych i moralnie stojących najwyżej. Wytrwałą pracą nad sobą doszedł o. Andrzej do takiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej i zakonnej, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym. A więc potrafił dzięki Bożej łasce przeciętność wznieść na wyżyny heroizmu.

Św. Andrzej wyróżniał się żarliwością o zbawienie dusz. Dlatego był niezmordowany w głoszeniu kazań i w spowiadaniu. Mieszkańcy Polesia żyli w wielkim zaniedbaniu religijnym. Szerzyła się ciemnota, zabobony, pijaństwo. Święty chodził po wioskach od domu do domu i nauczał. Nazwano go apostołem Pińszczyzny i Polesia. Nawrócił wielu prawosławnych.

Jak zginął?


Czasy, w których przyszło św. Andrzejowi pracować, były bardzo burzliwe: nieudana wyprawa królewicza Władysława na Moskwę po koronę carów (1617-1618), wojna turecka, zakończona Cecorą (1620), wojna ze Szwecją również o koronę (1621-1629), powstanie chłopsko-kozackie pod wodzą Tarasa Fedorowicza (1630), ponowna wojna z Rosją (1632-1634), ponowna wojna z Turcją (1635), nowe powstanie na Ukrainie pod wodzą Pawluka (1637), wspólna akcja polsko-rosyjska przeciwko Tatarom (1646-1647), wybuch powstania na Ukrainie pod wodzą Bohdana Chmielnickiego (1648-1654), wojna polsko-rosyjska (1654-1656), najazd szwedzki na Polskę (1655-1660) i najazd Rakoczego (1657) — oto obraz sytuacji politycznej.

To powodowało zamęt i obniżenie obyczajów. Do napięć politycznych przyłączyły się religijne. W obronie prawosławnej cerkwi wystąpił najpierw wódz Kozaków, Piotr Konaszewicz, potem zaś z wiele większą gwałtownością Bohdan Chmielnicki. Cały kraj znalazł się pod „ogniem i mieczem”, jak to trafnie określił w swojej powieści Henryk Sienkiewicz. Pińsk jako miasto pogranicza Rusi i prawosławia był szczególnie narażony. Zniszczony w roku 1648, odbity przez wojska polskie, w roku 1655 zostaje ponownie zajęty przez wojska carskie, które wśród ludności miejscowej urządziły rzeź. W roku 1657 Pińsk jest w rękach polskich i jezuici mogą wrócić tu do normalnej pracy. Ale jeszcze w tym samym roku wkracza do Polski z Węgier Rakoczy i zajmuje Brześć nad Bugiem. Korzystają Kozacy i ponownie najeżdżają Polskę. W maju roku 1657 Pińsk zajmuje oddział kozacki pod dowództwem Jana Lichego. Najbardziej zagrożeni jezuici: Maffon i Bobola opuszczają miasto i chronią się ucieczką. Muszą kryć się po okolicznych wioskach. Dnia 15 maja o. Maffon zostaje ujęty w Horodcu przez oddział Zielenieckiego i Popeńki i na miejscu ponosi śmierć męczeńską.

Św. Andrzej Bobola schronił się do Janowa, odległego od Pińska około 30 kilometrów. Stamtąd udał się do wsi Peredił. Dnia 16 maja do Janowa wpadły oddziały i zaczęły mordować Polaków i Żydów. Wypytywano, gdzie jest o. Andrzej. Na wiadomość, że jest w Peredilu wzięli ze sobą jako przewodnika Jakuba Czetwerynkę. Św. Andrzej na prośbę mieszkańców wsi, którzy dowiedzieli się, że jest poszukiwany, chciał wozem użyczonym ratować się ucieczką. Kiedy dojeżdżali do wsi Mogilno napotkali oddział żołnierzy. Zdarto ze świętego suknię kapłańską, na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano go do słupa i zaczęto bić nahajami, było to na wiosnę. W polu pracowało wielu wieśniaków, którzy byli świadkami. Kiedy jednak ani namowy, ani krwawe bicie nie złamało Męczennika, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na głowę kapłana tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęto go policzkować, aż wybito mu zęby, wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki.

Odwiązali go wreszcie oprawcy i okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Tak musiał Święty biec za końmi, popędzany kłuciem lanc. W Janowie był właśnie targ. Tłum zaczął się gromadzić. Przyprowadzono kapłana przed dowódcę. Ten zapytał: „Jesteś ty ksiądz?". „Tak", odparł Święty. „Moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się". Dowódca zamierzył się szablą i byłby zabił Świętego, gdyby ten nie zasłonił się ręką, która została zraniona. Kapłana zawleczono do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać go ogniem. Na miejscu tonsury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypywano sieczką, odcięto mu nos, wargi, wykłuto mu jedno oko. Kiedy z bólu i jęku wzywał stale imienia Jezus, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język u nasady. Potem powieszono Męczennika twarzą do dołu. Uderzeniem szabli w głowę zakończył dowódca nieludzkie męczarnie kapłana dnia 16 maja 1657 roku.

Szaleńcy Boży (fragmenty z „W puszczy”)


Zofia Kossak-Szczucka

Ojciec Andrzej patrzył na mnie zadziwiony. Samotna gorycz zbyt mądrego w swym doświadczeniu uśmiechu zasępiła jego łagodną twarz, okoloną siwiejącą brodą. Na każdym kroku, mając przed oczyma tak cudowne wzory ładu, pracy, dostosowania się i współżycia, czemuż człowiek jeden w nieposkromionej chciwości i pysze staje się zbójem drapieżnym i postrachem świata, wnoszącym trwogę w struchlałe, ufne niegdyś serce przyrody?

— Człowiek! Sam jest zły na świecie...

Ojciec Andrzej Bobola znał dobrze ten kraj. Poznał wszystkie jego szlaki. Spłynął je łodzią na wiosnę, uchodził zimą po lodzie, przebrnął latem po suchych kępach i kłodach, w bagno przez smolarzy zwalonych. Dziesięć lat minęło, jak w borach apostołował. Z zacisznej katedry profesorskiej, od ulubionych studiów i rozstrząsań naukowych oderwały go w te zapadłe knieje posłuszeństwo i ciekawość zarazem. Dziś dobrowolnie nie odszedłby stąd za nic...

Wszystkich rozbudzić! Uczłowieczyć! Wszystkich ogarnąć! Smolarzy czarnych od dymu, z kształtu ledwo do ludzi podobnych; rybaków nad wodą ustawicznie żyjących, karmiących się surową rybą, nędznych rolników, drewnianą sochę, zaprzężoną w żonę i dziewkę nałożną, orzących szmat wykarczowanego z trudem piachu.

Zrazu z przewodnikiem, potem sam brodził po puszczy, szukając nowych poddanych dla Pana nad pany; a że umiłował ich serdecznie, przeto znajdował bez trudu słowa trafiające do serc ludzi, do których nikt dotąd, jak do ludzi nie przemawiał.