Mój Chrystus Frasobliwy

publikacja 21.02.2009 12:18

Konkurs serwisu Liturgia na Wielki Post 2009.

Jest w Twojej okolicy przydrożna kapliczka z figurką Chrystusa Frasobliwego? Wiąże się z nią jakaś ciekawa historia? A może modlitwa przy niej miała istotny wpływ na życie Twoje lub kogoś bliskiego?
1. Zrób zdjęcie figurki w możliwe najciekawszym ujęciu;
2. Opisz związaną z miejscem historię;
3. Wyślij zdjęcie i tekst na adres liturgia@wiara.pl
4. Termin nadsyłania prac: do 5 kwietnia 2009 r. (Niedziela Palmowa)

Najciekawsze zdjęcie zostanie nagrodzone cyfrowym aparatem fotograficznym. Pięć kolejnych albumami o św. Pawle. Zwycięzców ogłosimy w Wielki Czwartek, tj. 9 kwietnia.

Sponsorem nagród jest redakcja Gościa Niedzielnego.


Uwaga:

1. Zdjęcie nie powinno przekraczać w podstawie 300 pikseli;
2. Tekst maksymalnie 1 strona Worda;
3. Nie zapomnij podać w mailu swojego imienia, nazwiska i adresu. Jeśli chcesz, by praca była publikowana pod pseudonimem, zaznacz to w treści maila.

Zapraszamy do udziału w konkursie


9 kwietnia 2009 r.


Z przyjemnością informujemy, że nagrodę główną - cyfrowy aparat fotograficzny - otrzymuje:

Iwona Bejnar za pracę "Kapliczka mojego ojca".


Albumy o św. Pawle otrzymują:
  1. Łasica 1 za pracę "Na styku dwóch ulic"
  2. Łukasz 38 za pracę "Chrystus mojej codzienności"
  3. Grażyna Przybyło za pracę "Kapliczka smutków Jezusowych"
  4. Małgorzata Głowacka za pracę "Zamyślona twarz"
  5. Agnieszka Szarek za pracę "Wiktorówki"

Dziękujemy za zainteresowanie i udział w konkursie. Nagrody wyślemy pocztą.



Grażyna Przybyło

Kapliczka smutków Jezusowych




Zdjęcie zrobione w Żegiestowie w pobliżu kościółka. Pojechałam tam z Krynicy Górskiej ok 15. Odmawiałam Koronkę. Zwykle wchodząc do kościoła wyłączam komórkę. Tam byłam sama. Jakoś mi się zapomniało tę komórkę wyłączyć. Piękne góry, pusty kościółek i ja... Czułam obecność Pana Jezusa. Podziwiałam piękno gór i prostotę wiejskiego życia . Lubie w takich miejscach się modlić...

Modliłam się o zdrowie chorej na raka 25 letniej przyjaciółki mojej córki. W trakcie modlitwy usłyszałam gong sms. Troszkę się zezłościłam na siebie że tej komórki nie wyłączyłam, ale dalej odmawiałam.
Wyszłam z kościółka i zobaczyłam ten napis na desce obok krzyża. Przeczytałam sms. Jedno słowo. Umarła. Miała 25 lat. Tyle co ma moja córka. Pół roku temu bawiłam się na jej ślubie.

Pomyślałam, że Pan jest bardzo delikatny także w przekazywaniu takich informacji. Przekazał mi ją w tak pięknym miejscu i tak subtelnie. Obok moje przyjaciela, św. Antoniego.
Pokazał mi ten napis Jezusowe smutki. Dzięki temu nie byłam sama w swoim smutku. Pomyślałam, że skoro Pan Jezus ma ich tyle co na tej desce jest napisane to ja ze swoim smutkiem poradzę sobie, bo On jest przy mnie w każdej chwili. W tych górach też.

To zdjęcie często oglądam, szczególnie wtedy jak mi źle. Widzę ile smutków ma Pan Jezus , od tamtego czasu są to i moje smutki. I nie o przeżywanie samego smutku chodzi tylko o to, że przypominając sobie napis inaczej patrze na ludzi i staram się w każdym człowieku dostrzegać Pana Jezusa.



Małgorzata Głowacka


Zamyślona twarz


Niedzielne popołudnie. Odrobina ciszy i spokoju. Gdzieniegdzie nieśmiałe promienie słońca wychylają się zza chmur, ukazując w pełni piękno budzącej się do życia przyrody. Wszystko zaprasza mnie do spaceru. Wyruszam więc przed siebie. A idąc rozmyślam.

Okres Wielkiego Postu to przecież czas szczególny. Czas refleksji, dokonywania wyboru rzeczy lepszych, zaczynając czasami od tego, co pozornie najmniejsze, czas tracenia siebie (jakkolwiek by to dumnie brzmiało) .... czas nawracania się. To niezwykły okres zadumy nad szaleństwem miłości Boga do człowieka, wyrażonej w tajemnicy krzyża ...

Spacerując mijam przydrożne kapliczki. W mieście nie ma ich już wiele. Każda z nich to osobna historia, tajemnica, fragment czyjegoś życia. Była darem indywidualnego sponsora, całej rodziny, bądź jakieś ludowej społeczności. Wszystkie kapliczki są takie zwykłe. Pełne prostoty, zadumy, naiwnego piękna, rozczulenia i tak często bardzo surowe w swym pięknie, bez zbędnych ozdobników… Przeważającym tematem we wszystkich napotkanych kapliczkach jest : krzyż z rozpiętym na nim Jezusem, Pieta, Matka Boska z Dzieciątkiem, Madonna, czy Frasobliwy Chrystus. Stanowią trwały element lokalnego krajobrazu i są dowodem historycznej i religijnej tożsamości tych, którzy tu żyli i żyją …

Zatrzymuje się przed jedną z nich. Nieduża kapliczka tuż obok parafialnego kościoła, skrywa zafrasowanego Chrystusa, który w milczeniu i zadumie, siedząc boleje nad losem, opuszczeniem i ignorancją ...

Przyglądam się Tobie, mój Jezu. Wydajesz się być bardziej człowiekiem aniżeli Bogiem. Widać, że się z czymś zmagasz, rozpaczasz, frasujesz ….. Siedzisz tu taki samotny, nie mający znikąd pomocy, poniżony, pozbawiony godności ... A równocześnie swym niemym gestem, w skulonej pozie, mówisz przechodzącym obok o zatroskaniu Boga nad trudem ludzkiego życia.

Panie – Twój zafrasowany wizerunek zmusza mnie do zamyślenia się nad sobą. „Gryziesz się” przecież przeze mnie. Tak często uciekam, odrzucając swój krzyż i ...odchodzę, łudząc się że ten wybór da mi poczucie szczęścia. Przyglądam się Twojej zbolałej twarzy. Twarzy zadumanej nad sensem bólu i losem człowieka. Twarzy przypominającej mi prawdę, że życie jest pielgrzymką, że czeka mnie trudna droga, że by żyć a nie egzystować, muszę każdego dnia na nowo, porzucać wszelkie ziemskie zabezpieczenia, zmagać się z codziennością, dorastać i brać swój krzyż w ramiona, by pójść za Tobą...

Patrze na Ciebie. Twoja frasobliwa twarz Boga, który stał się Człowiekiem, spokrewniona przez świat poprzez samotność i cierpienie, jest mi tak bliska. Dostrzegam w Tobie odbicie mojej znękanej twarzy .... I ja muszę usiąść, przemyśleć siebie. Muszę powalczyć z władcą tego świata, zmierzyć się z własnym grzechem, słabością, zaniedbaniem dobra ... Muszę poczuć się samotna, by dostrzec pragnienie bycia z Tobą i radość wynikającą ze zjednoczenia...

Patrze głęboko w Twoją świętą twarz. Cierpliwą twarz. Pewnie najłatwiej przychodzi zrozumieć Cię z perspektywy pocieszenia, próbując identyfikować swoje cierpienia z Twoimi … Jednak uczynię inaczej. Nie będę Cię pocieszać, lecz oddam Ci całą siebie, ze wszystkimi smutkami i radościami, z tym co we mnie dobre i złe … i z Tobą, na nowo, podejmę dalszy trud wędrówki, wspierając swój krzyż na Twoim chwalebnym krzyżu.


Foto : Figura Chrystusa frasobliwego wg projektu Krzysztofa Brzuzana. Wotum wdzięczności za Wielki Jubileusz Roku 2000. Odlew z brązu wykonany przez rzeszowską WSK. Parafia św. Józefa. Rzeszów.

Dorota Skrobska

Wielkomiejska kapliczka




W wielkim mieście trudniej niż na wiejskich rozdrożach znaleźć przydrożną kapliczkę. Należałoby powiedzieć: przyuliczną. Długo szukając, nie znalazłam. Jednak któregoś dnia czekając dłuższy czas na tramwaj, który nie nadjeżdżał i widać na horyzoncie też go nie było, z nudów zaczęłam oglądać pobliskie wystawy. Gdy podeszłam bliżej zaciekawiło mnie zagłębienie w ścianie. Gdy podeszłam jeszcze bliżej moim oczom ukazał się krzyż. Nie jest to wprawdzie kapliczka Chrystusa Frasobliwego, ale jedyna jaką znalazłam, a która by nie była kapliczką maryjną.

Postanowiłam się chwilę pomodlić. Ponieważ był to czas, kiedy mój poprzedni spowiednik zmarł, a nowego jeszcze nie znalazłam, prosiłam w swojej modlitwie właśnie o spowiednika. Nagle z modlitewnej zadumy wyrwał mnie głos: - Ładna kapliczka, prawda? - Odwróciłam się przez ramię i przytaknęłam. Mój nowy rozmówca kontynuował: - To jest dla mnie szczególne miejsce. - Po chwili rozmowy dostrzegłam koloratkę. Dziś, jak nie trudno się domyślić, jest to mój nowy spowiednik, za którego codziennie dziękuję Bogu. Często też odwiedzam kapliczkę, przy której się spotkaliśmy. To miejsce, gdzie odkrył swoje powołanie, choć jego droga do seminarium była jeszcze długa. Czy ja również odkryłam? - czas pokaże.

Wysłuchawszy tej opowiastki mógłby ktoś zapytać, skąd się wzięła ta kapliczka? - Otóż pod koniec XVIII wieku na rozstaju dróg z Łodzi do Zgierza znajdowało się kilka chałup, dwór i karczma. Była to wieś Bałuty, o której pierwsza drukowana wzmianka pochodzi z 1430 r. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem granice wsi od osad wyznaczały krzyże. Fragment właśnie takiego krzyża zachował się w tej kapliczce. Mimo, że w latach późniejszych Bałuty stały się osiedlem fabrycznej Łodzi, a potem jej dzielnicą, tradycja oznakowania dawnej granicy między miastem a wsią przetrwała w kapliczce przy ul. Zgierskiej 17 w Łodzi.




Dariusz Mączka

Święte schody




Jestem w Rzymie. Mieście, w którym przeplatają się historyczne miejsca za każdym rogiem widać coś innego i za każdym rogiem widać inny zabytek sakralny. Pielgrzymka była jednym z najtrafniejszych decyzji w moim życiu. Trzydziestostopniowy upał. Zbliżając się do Świętych schodów zastanawiałem się, co to takiego, ale rewelacyjny przewodnik mieszkający we Włoszech będący polakiem opowiedział całą historię. Wchodzę z jasnego, słonecznego podwórza do pomieszczenia gdzie przede mną stoją wysokie schody. Wiem, że nie trzeba iść na kolanach w stronę obrazu ukończonego ręką anioła, ale wiem, że muszę to zrobić ból, jaki odczuję wchodząc do góry przybliży mnie do cierpienia Chrystusa, cierpienia, jakie musiał doświadczyć na własnym ciele przed swoim ukrzyżowaniem. Padam na kolana i zaczynam wchodzenie. Jeden schodek, drugi schodek, trzeci… zaczynam odczuwać dotkliwy ból kolan i nóg. Idąc do góry zaczynam się modlić. Powiedziałem sobie w myśli, że każdy schodek i dyskomfort, jaki mi towarzyszy dedykuję mojej rodzinie, a przede wszystkim moim rodzicom. Odmawiam różaniec. Modlitwa moja przeplatana jest prośbą o zdrowie dla mnie i moich bliskich, podziękowaniem za dar życia mojego i moich bliskich. Każdy odczuwalny ból traktuję, jako pokutę za moje grzechy i próbuję wcielić się w rolę Chrystusa. Nic nie dorówna bólowi, jaki odczuwał Jezus przed własną śmiercią, ale chodź trochę mogę odpokutować własne grzechy i grzechy mojej rodziny, bo każdy z nas jest grzeszny, po to by stać się mocniejszym, by wytrwać we własnych postanowieniach po to by na końcu zejść ze schodów na własnych nogach i zobaczyć figurę Chrystusa, który pokornie wysłuchuje sądu Piłata nad własną osobą. Po to bym sam zaczął pokornie wsłuchiwać się w Jego słowa i umiał odczytywać to, co mi daje każdego dnia, bo nic nie dzieje się bez przyczyny, bo niezbadane są wyroki Boskie ….. Łasica

Na styku dwóch ulic




Kapliczka z kamienia postawiona została przez burmistrza Franciszka Piotrkowskiego w 1892 roku. Upamiętnia epidemię cholery w Denkowie. To kaplica 3-stopniowa, na planie kwadratu, otynkowana, murowana. W górnej części kaplicy znajdowała się nisza z rzeźbą Chrystusa Frasobliwego.

W miejscu, gdzie posadowiono kapliczkę, stał jeden z większych kopców granicznych, które kiedyś wyznaczały granice między dobrami właścicieli ziemskich. Widoczny z daleka kopiec nazywano Wielkim, co zapisane jest w niektórych źródłach historycznych. Stał na styku tych dwóch ulic: Ostrowieckiej oraz Denkowskiej. I wyznaczał granice między dwoma miastami.

W 1997 roku - w 400 rocznicę powstania Ostrowca - kapliczka została poddana renowacji. Wówczas w niszy umieszczona została postać Chrystusa Frasobliwego, którą wykonał nieżyjący już artysta plastyk Tadeusz Maj oraz nauczyciele i uczniowie Zespołu Szkół Plastycznych w Kielcach. Wtedy też wykonano nakrycie kapliczki.

Kapliczka i sama figurka wiele w moim życiu zmieniła. Nie będę się tu rozpisywać i zanudzać szczegółami. Ale śmiało mogę powiedzieć, że żyję dzięki niej i pomogła mi w najtrudniejszych życiowych chwilach, m.in. śmierci mojego dziecka. Dzięki niej odzyskałam wiarę w życie i samego Zbawiciela.



Barbara Karpała

Krościenko n/Dunajcem




Chrystus Frasobliwy
U Ociemnej doliny,
przy dróżce w Pieniny,
na smrekowym pieńku,
w podartym odzieńku
przysiadł Chrystus Frasobliwy.
Utrudzony mocno,
bo noc całą moknął
chodząc po wioseczkach
w góralskich kierpeckach,
Jezus Chrystus Frasobliwy.
Rankiem Kinga Święta
otarła oczęta,
a tu nad strumyczkiem
widzi Jezusicka,
Chrystusa Frasobliwego.
Otworzyła drzwiczki
do swojej kapliczki,
prosi do środeczka
Jezusa w kierpeckach,
Chrystusa Frasobliwego.
A On niby ptaszek
wsunął się pod daszek
i tam do dziś siedzi
ciesząc ludzi w biedzie
- Jezus Chrystus Frasobliwy.




Rzeczywiście nad wejściem do kapliczki świętej Kingi, w niewielkiej niszy, umieszczona jest figurka Frasobliwego. Kapliczka stoi przy szlaku biegnącym z Krościenka na Sokolicę, Czerteź, Czertezik…W pobliżu szemrze strumyczek wpadający do Dunajca po drugiej stronie drogi. Podobno tędy św. Kinga uciekała, by skryć się przed Tatarami na górze zwanej teraz Zamkową. Przy tej kapliczce zatrzymuję się w wakacyjnych wędrówkach, bo szlaki pienińskie tu się zaczynają lub tutaj kończą. W zamyśleniu czytam modlitwę spisaną na jej ścianach jeszcze w 1864 roku przez naszych przodków:
Kunegundo święta niegdyś Polska Królowo
Błagamy cię tam w kraju twą rodzinną mową,
My potomki dziś jeszcze wielkiego narodu
Na klęski swej Ojczyzny patrzymy za młodu.
Nasza ziemia co chowa, z nóg nam się usuwa
I straszniejszy i większy grób nam się wykuwa.
Już Cię, kraju kochany cudze stopy gniecą.
Gdzie lasy są tam barwne, łąki też się świecą.
Opiekunko święta ślicznych gór w Pieninach
Wzbudź szlachetne czyny w biednych Polskich synach,
Daj nam cnoty starodawne, skromne życie, mądrość w pracy,
By bez wrogów, zjednoczeni z Bogiem żyli tu Polacy.

Jakże inne od naszych i piękne wartości kierowały życiem tamtych ludzi!
Agnieszka Szarek

Wiktorówki



„...Nie wszyscy turyści z wycieczki
Wrócili do domu niestety.
Z niektórych przy szlakach zostały
Samotne, milczące szkielety.
Więc jeśli napotkasz ten szkielet
Turysto prawdziwy bez skazy
To przystań na chwilę i pomyśl
Nadawszy powagę swej twarzy:
O tych, którzy wczoraj wyszli
I wciąż jeszcze idą
I o tych co po długim marszu
Wyjściowy ujrzą widok.
O tych, których kompas skierował
Na składnicę złomu
I o tych, których GOPR sprowadził
Z wycieczki do domu.
O tych co poszli dobrym szlakiem
Ale w złym kierunku
I o tych co po górach nocą
Wołają: RATUNKU!...”



Miejsce magiczne, gdzie człowiek się z pewnością zatrzyma i na chwile zastanowi nad swoją życiową wędrówką....To miejsce to symboliczny cmentarz Ofiar Gór obok Kaplicy na Wiktorówkach w Tatrach . To tutaj pośród wielu tablic upamiętniających młodych ludzi , którzy odeszli , jest skromna drewniana mała kapliczka ... Zamieszkał w niej Chrystus Frasobliwy, który rozmyśla nad losem ludzi ,których pochłonęły na zawsze Tatry...Tatry choć niedostępne dają wędrowcom wiele radości, zachwycają niepowtarzalnym krajobrazem, przynoszą natchnienie i chęć tworzenia, wpływają kojąco na rozterki egzystencji pozwalając spojrzeć optymistycznie na to co przed nami. Pewnie dlatego tak wielu turystów wyrusza na górskie szlaki aby wrócić do codzienności wzbogaconym w te szczególne doznania. Nie wszystkim się to udaje. Dla nielicznych wysoka przełęcz, strome podejście na szczyt czy ośnieżona grań to miejsce, w którym ich lampka się wypaliła, świeczka zgasła.....

Choć jestem mieszkanką Podhala, to w tym miejscu dopiero zdałam sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwo niosą za sobą góry....Chrystus Frasobliwy uświadomił mi , że góry to żywioł, uśpiony ale groźny żywioł... To była moja ostatnia tak niebezpieczna wyprawa w Tatry... Dzień wcześniej , przed wizytą w tym miejscu , pokonywałam ze znajomymi nieprzetarte górskie szlaki zagrożone 4 stopniem lawinowym...

Kocham góry.. Chce tu wrócić... i wrócę w te miejsca latem.. Postanowiłam od tego momentu spotkania z Chrystusem Frasobliwym być ostrożniejsza, i nie igrać, z tak wspaniałym darem jakim jest życiem!!

Iwona Bejnar

Kapliczka mojego ojca




Mój Tato urodził się rok po wojnie. Jego dziadek i ojciec byli wiejskimi rzeźbiarzami, spod dłuta których wyszedł niejeden ptaszek i konik. Mając takie geny i mój Tata szybko odkrył w sobie talent dlatego tez postanowił uczyć się w liceum plastycznym. Jednak ze względu na złą datę urodzenia jaką wpisano Mu do aktu urodzenia nie został On przyjęty do niej. Cóż miał zrobić mały Adam, pochodzący z ubogiej wiejskiej rodziny. Porzucił marzenia o zostaniu artystą i został nauczycielem. Przez lata pracował z tym zawodem, który okazał się Jego powołaniem. Do dziś spotyka się z wyrazami szacunku i uznania ze strony swoich wychowanków. Od 5 lat jest na emeryturze i to właśnie wtedy znalazł czas aby poświęcić się swojej ukochanej pasji - rzeźbiarstwu. Spod Jego dłutka wychodzą istne cudeńka, można by wiele wymieniać... Chrystus Frasobliwy zajmuje szczególne miejsce w Jego dorobku. Pierwszą taką figurkę wykonał na prośbę (nieżyjącej już dziś) swojej Mamy. Figurka ta znajduje się w przedstawionej na zdjęciu kapliczce, którą również wykonał własnoręcznie. Schorowana Babcia była szczęśliwa, że ma tak piękną kapliczkę i często modliła się przed nią wraz z sąsiadkami gdyż w ich wsi nie ma Kościoła. Od tego czasu spod dłutka Taty wyszedł jeszcze niejeden taki Chrystus, niby każdy taki sam a jednak niepowtarzalny. Jak mówią, każdy z nich ma swoją własną duszę i wystarczy spojrzeć na nie by zrozumieć, że tak właśnie jest!







Łukasz 38
Chrystus mojej codzienności



Chrystus mojej codzienności,
moich smutków i radości,
zamyślony, zatroskany,
zapatrzony, zakochany.
Do człowieka wołający
pełen smutku i nadziei,
czekający w swej miłości
trochę ludzkiej wzajemności.
Chrystus ranków i wieczorów
blasków i zachodów,
próśb i podziękowań.
Chrystus moich dni i nocy.


Figurka Chrystusa Frasobliwego zakupiona z rąk rzeźbiarza z Żywca towarzyszy mojej codzienności. Zawsze w asyście Anioła Pocieszyciela. Zawsze w mojej przestrzeni, w zasięgu mojego wzroku.








Łukasz 38

Jeszcze raz Krościenko




Przypadkowo na mojej drodze,
w lokalnej przestrzeni
turystycznego szlaku,
na mapie wędrówki nieoznaczona,
zaistniała rzeźba mała.
Niepozorna a siłę rodząca.
Nieożywiona a ożywiająca,
nieruchoma a poruszająca.
Bez słowa przemawiająca.

I zostawiła ślad.
gdzieś na dnie duszy,
gdzieś w głębi serca.
Zrobiła to dyskretnie
bez uprzedzenia,
z delikatnością tajemnicy.

I rozbudziła przemyślenia.
I wywołała wzruszenia.
Rzeźba Jezusa Frasobliwego,
Rzeźba Wołającego.
Rzeźba nieobojętna
bo przecież święta.


Figura Jezusa Frasobliwego z Krościenka nad Dunajcem, napotkana na turystycznym szlaku wakacyjnej wędrówki. Rzeźba poruszająca.