Święta Polaków

Marek A. Koprowski, Krystyna Jagiełło, Leszek Śliwa

publikacja 23.12.2002 21:12

z dala od Ojczyzny

Na Litwie: tradycyjnie, po polsku


„Pośrodku stołu pofalowanego bielą obrusa, na pękach siana, stawiano tak zwaną kucję - ogromną saletrę poczwórną, w której mieściły się cztery zasadnicze potrawy Wilii, cztery paskudztwa ku tradycji przyrządzane, których nikt nigdy nie tykał. (...) Był tam kisiel owsiany, wyglądający jak brudny klajster, rozdęte ziarna gotowanej pszenicy, groch, jęczmień oraz mleko makowe.

Babka tylko, jako pani domu, musiała każdej potrawy spróbować i podlać sytą (miód z wodą), bo inaczej nadchodzący rok nie dałby dostatku. Krzywiła się zwłaszcza przy kisielu, ale mus to mus” - tak Melchior Wańkowicz w „Szczenięcych latach” pisał o wigilii spędzanej u babki na Kowieńszczyźnie.
Dziś to już przeszłość. Nie ma na Litwie polskich dworów i przechowywanej przez nie tradycji. Na wigilijnych stołach u naszych rodaków nad Wilią nie stawia się już saletry na cztery potrawy. Tylko w niektórych domach podczas wigilii podaje się ów „brudny klajster”, a także rozgotowaną kaszę jęczmienną z migdałami i orzechami włoskimi, rodzynkami, miodem, cukrem i makiem, zwaną kutią. Dawne zwyczaje są pielęgnowane w polskich rodzinach i są nadal jednym z wyznaczników ich narodowej tożsamości.

Po latach sowieckiej okupacji z litewskich wsi i miasteczek znikli kolędnicy, kościelnym i organistom nie wolno było roznosić po domach opłatków. Nie wszyscy Polacy, zwłaszcza mieszkający w Wilnie, kupowali na święta choinki. Tradycje bożonarodzeniowe były kultywowane zwłaszcza w podwileńskich wsiach i miasteczkach, takich jak Mejszagoła, Soleczniki, Rzesza, Turgiele, Niemenczyn czy Ejszyszki, których większość mieszkańców do dziś stanowią Polacy. Pomimo biedy i niesprzyjających okoliczności, obchodzono je radośnie, hucznie, żarłocznie i głośno. Wigilia zawsze zaczynała się modlitwą oraz dzieleniem się opłatkiem. Tradycja ta jest nadal pielęgnowana.

Głównym daniem na wileńskich stołach są ryby, a przede wszystkim śledź. Tutejsze gospodynie przyrządzają go na wiele sposobów. Wileńską specjalnością są także śliżyki, czyli małe kuleczki z drożdżowego ciasta z makiem, upieczone w piekarniku. Wysuszone, jada się je z tzw. podsytą, czyli zupą składającą się z mielonego maku z dodatkiem orzechów zalanych wrzątkiem i słodzonych miodem.
Innym daniem wciąż królującym na wileńskich stołach są smażone uszka z grzybami z czystym barszczem, a także kapusta z grzybami.

Po kolacji nie sprząta się ze stołu. Czyni się to dopiero następnego dnia. Zwłaszcza na wsiach, gdzie wierzenia ludowe są silniej zakorzenione. Po wigilii wszyscy domownicy, a przynajmniej dorośli, udają się na Pasterkę do parafialnego kościoła, mimo że bardzo często jest on oddalony o wiele kilometrów. W pierwszy dzień Bożego Narodzenia po Sumie w Wilnie i na Wileńszczyźnie nastaje czas odwiedzin i zabaw. Mieszkańcy wsi bawią się aż do Trzech Króli. Poza karmieniem zwierząt domowych nie wykonują wtedy żadnych ciężkich prac, tylko składają sobie wizyty z życzeniami.

Niegdyś w tym okresie także kolędowano. W latach władzy sowieckiej przestrzeganie tego zwyczaju było surowo zakazane, ale obecnie wraca on do łask. Podobnie jak odwiedziny duszpasterskie, zakazane w czasach sowieckich. Do wielu miejscowości księża są dowożeni na saniach i witani na rogatkach wsi przez wszystkich mieszkańców.

W Kazachstanie: wracają do tradycji


Polacy żyjący w Kazachstanie nie przywiązują zbyt wielkiej wagi do zachowywania tradycji bożonarodzeniowych. Ateizacyjne i rusyfikacyjne działania władzy odniosły tu lepszy skutek niż w środowiskach polskich mieszkających w innych częściach byłego ZSRR. Społeczność polska była tu odcięta od korzeni i pozbawiona jakichkolwiek możliwości pielęgnowania swojej tożsamości narodowej. Jej ostoją była rodzina. Spełniała ona swoją funkcję, dopóki żyły starsze babcie, mogące przekazywać narodowe wartości następnym pokoleniom. Gdy ich zabrakło, przekaz treści religijnych i narodowych został znacznie utrudniony. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w większości polskich skupisk w Kazachstanie zapomniano zupełnie o polskim języku, tradycji i wierze katolickiej. Sytuacja zaczęła się zmieniać na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy posługę w Kazachstanie podjęli przybyli z Polski księża i rozpoczęto tu odbudowywanie struktur Kościoła katolickiego. W Czkałowie np. o polskich tradycjach bożonarodzeniowych przypomniał znany czytelnikom „Gościa” ks. Krzysztof Kuryłowicz.

- Było to bardzo trudne - wspomina. - Ludzie, zgodnie z sowiecką tradycją, świętowali tylko Nowy Rok, przy okazji którego spożywali ogromne ilości alkoholu. Dzieci oczekiwały natomiast w grudniu Dziadka Mroza, który przynosił prezenty. Trzeba było wiele katechez, by wierni zrozumieli sens i znaczenie Świąt Narodzenia Pańskiego. Aby ludzie bardziej odczuli ich wyjątkowy charakter, starałem się odtworzyć całą związaną z nimi polską tradycję.

Na pierwsze święta ks. Krzysztof przywiózł z syberyjskiej tajgi 15-metrowe drzewo świerkowe. Gdy ozdobione i oświetlone stanęło na placu budowy nowego kościoła, kapłan zaczął opowiadać wiernym o znaczeniu choinki w polskich zwyczajach. Potem pokazywał i tłumaczył symbolikę opłatka. Dziś czkałowskie dzieci nie czekają już na Dziadka Mroza. Boże Narodzenie jest obchodzone przez większość polskich rodzin. Choinki, specjalnie przywożone z Rosji, są ustawiane w ich domach. Podczas wigilii, zwanej tu „kolacją”, dzielą się opłatkiem. Na stole jest również ryba, chociaż uczta nie składa się wyłącznie z dań postnych. Zgodnie z kazachskimi zwyczajami, na stole dominują potrawy z mięsa. One są podstawą tutejszej kuchni i są jednocześnie najłatwiejsze do przygotowania. Nastrój świąteczny można w tym dniu odczuć w domach kazachskich Polaków dopiero wieczorem. Wigilia, podobnie jak Boże Narodzenie, jest w Kazachstanie, kraju muzułmańskim, zwykłym dniem pracy. Utrudnia to wiernym wypełnienie obowiązku uczestnictwa we Mszy św. czy Pasterce. Tym bardziej że liczba nabożeństw jest ograniczona. Kapłan jest jeden, i musi w okresie świąt dojechać do kilku sąsiadujących z Czkałowem miejscowości. Z tego powodu w parafii nie ma również kapłańskiej kolędy.

W Wielkiej Brytanii: Opłatek nie do zdobycia


W Europie Zachodniej najwięcej Polaków mieszka w Niemczech i w Wielkiej Brytanii. W Niemczech przeważają jednak „nowi” emigranci, którzy na święta często przyjeżdżają do Polski. Inaczej jest z naszymi rodakami na Wyspach. Większość z nich osiadła na obczyźnie pół wieku temu lub tam się urodziła. Wrośli oni w brytyjskie społeczeństwo, a polskie zwyczaje świąteczne wymieszały się w ich rodzinach z miejscowymi.

Adwent jak karnawał

Ci, którzy zamieszkali za granicą stosunkowo niedawno, bardziej tęsknią za „polskimi” świętami, które pamiętają z dzieciństwa. Aleksandra Szymańska-Turner wyjechała z Polski dziesięć lat temu. - Podczas Bożego Narodzenia szczególnie tęskni się za ojczyzną i tymi bliskimi, którzy są daleko - mówi. Tęsknotę tę pogłębia różnica w przeżywaniu Adwentu przez Polaków i Brytyjczyków. W Anglii kupuje się wprawdzie kalendarze adwentowe i odlicza dni do świąt, jednakże Adwent nie rozpoczyna czasu refleksji nad duchowym znaczeniem Bożego Narodzenia. To okres przyjęć biurowych, obiadów z przyjaciółmi i świątecznych zabaw. Jest to okazja do tego, żeby się zabawić. Jada się i pije obficie, bawi się w takt muzyki zabawowej, jak w karnawale. Dekoracje świąteczne pojawiają się wcześnie nie tylko w sklepach. - Moi angielscy znajomi ubrali choinkę już 20 listopada - śmieje się Aleksandra.
W Wielkiej Brytanii religijność przeżywa ogromny kryzys. Nie tylko kościoły katolickie, ale nawet anglikańskie są zwykle puste. Pasterka i poranna Msza w pierwszy dzień świąt to dwie bardzo rzadkie okazje, kiedy się zapełniają. Ludzie przychodzą zwabieni tradycją i nastrojem kolęd.

Jedzenie z Polski

Przygotowywanie potraw na polską wigilię w Anglii nie jest łatwym zadaniem. Chociaż supermarkety są przepełnione indykami, ciastem świątecznym i ciasteczkami nadziewanymi rodzynkami i innymi owocami kandyzowanymi, o wiele trudniej jest „wyśledzić” np. karpia lub ciasto makowe. Mak nie jest używany powszechnie w Anglii i sprzedaje się go w małych ilościach, jako przyprawę. Większe ilości, potrzebne do ciasta, są bardzo drogie. Większość angielskich sklepów spożywczych ma też bardzo ograniczony wybór grzybów, tak więc zakup prawdziwków do świątecznych uszek jest prawie niemożliwy. Buraki, pakowane ciśnieniowo i podgotowane, są natomiast łatwo dostępne i ugotowanie barszczu jest możliwe, ku zdumieniu angielskich przyjaciół, którzy w większości nie znają takiego zastosowania buraków.

Polacy, odwiedzający ojczyznę w ciągu roku, radzą sobie w ten sposób, że przywożą torby pełne jedzenia. Powody są dwa: po pierwsze w Polsce jest ono tańsze, a po drugie na Wyspach brak dobrych wyrobów wędliniarskich. - Moja przyjaciółka w październiku odwiedziła rodziców w Polsce. Wróciła z torbami przepełnionymi jedzeniem, które starannie przechowuje na święta - mówi Aleksandra Szymańska-Turner.

Christmas crackers

Polacy, zwłaszcza ci, którzy osiedli w Anglii lub Szkocji już dawno, przejęli niektóre angielskie zwyczaje. W wieczór wigilijny dzieci wywieszają skarpety lub poszewki na poduszki, żeby św. Mikołaj je napełnił. Często zostawia się coś do jedzenia i picia dla Mikołaja oraz marchew dla reniferów.
Przed posiłkiem wigilijnym nikt nie dzieli się opłatkiem, bo w Wielkiej Brytanii jest on praktycznie nieosiągalny.

Po obiedzie w pierwszy dzień świąt większość Anglików oczekuje przemówienia królowej i słucha go z uwagą. Polacy w tym czasie słuchają Radia Watykańskiego.

Większość rodzin brytyjskich ma na święta pudełko z christmas crackers, które otwiera się w czasie wieczerzy wigilijnej. Crackers to zwinięte kartoniki papieru, zakręcone jak cukierek na końcach. W środku znajduje się papierowa korona, żart napisany na karteczce i mały prezencik. Jest także „urządzenie” powodujące wystrzał, kiedy dwie osoby ciągną crackera w przeciwnych kierunkach.

W Niemczech: Cicha, spokojna noc


Święta emigrantów nie mają tego uroku, co Boże Narodzenie spędzone we własnym kraju. Za granicę można wziąć ze sobą walizkę, wspomnienia, krewnych, a nawet przyjaciół, ale trudno zabrać ze sobą całą tradycję. Może to jest najtrudniejszy problem emigracji. To brak tradycji nazywa się przecież wykorzenieniem. Owszem, ludzie wierzący pójdą w Wigilię na Pasterkę do polskiego kościoła, jednak nie o północy, bo o tej porze w Niemczech kościoły są zamknięte, ale dużo wcześniej. Wezmą też z kościoła opłatek i podzielą się nim przy stole wigilijnym, czym zadziwią Niemców, jeśli któryś z nich będzie zaproszony na tę uroczystą kolację, bo oni tego zwyczaju nie znają. Nie pójdą do obory podzielić się opłatkiem z bydłem, bo polskich rolników w Niemczech nie ma. Nie znajdzie się więc i sianko pod wigilijnym obrusem.

Ale przecież tradycja nie jest najistotniejsza. Emigrant bardzo się stara, aby przystosować się do obcego środowiska, aby zostać przez nie zaakceptowanym, być w nim lubianym. Czy można zatem na trzy świąteczne dni zapomnieć o mitrędze pozostałych 12 miesięcy i stać się nagle tradycyjnym Polakiem?

Zaniedbywać tradycji też nikt nie ma chęci. Będzie więc choinka, zwłaszcza że to niemiecki obyczaj, pielęgnowany przed Bożym Narodzeniem przez wszystkie targowiska i kwiaciarnie. Na stole pojawi się ryba, a także chyba makowiec (można kupić w cukierni, Niemcy lubią mak). Babcia z Polski, która przyjedzie w gościnę, opowie wnukom o tym, jak to kiedyś nad Wisłą i na Litwie jedzono makiełki, jagiełki, pierogi z grzybami.

Na pewno będą prezenty. O to wszystkie domy towarowe, butiki i stragany zaczynają dbać już dwa miesiące przed świętami. Święta to handlowy boom, którego nie można przeoczyć. Oferty, przeceny, okazje, rynki bożonarodzeniowe są w Niemczech śliczne, tradycyjne i wesołe, może bardziej niż niejeden świąteczny obiad w rodzinie.

Polska gospodyni powinna koniecznie wziąć od niemieckiej sąsiadki przepis na gęś pieczoną z kasztanami i podać ją na obiad pierwszego dnia świąt. To bardzo tradycyjna w Niemczech i pyszna potrawa, jedzona oczywiście również w Wigilię, ryba nie jest tu obowiązująca.

Dawniej były w Polsce świąteczne kuligi, niekończące się odwiedziny i zabawy. Dziś, chyba na całym świecie, łączy ludzi podczas świąt pragnienie odpoczynku. I w kraju, i na emigracji Boże Narodzenie podarowuje nam trzy dni wolne od pracy, a uczniom ferie.