Boże Narodzenie w rodzinie Fryderyka Chopina

Wojciech Wielgoszewski

publikacja 26.12.2003 08:22

Sławny kompozytor i wirtuoz, jeden z najlepiej zarabiających Polaków, ulubieniec pierwszych salonów ówczesnej stolicy świata, „arbiter elegantarium” Paryża – w czasie Bożego Narodzenia uświadamia sobie pustkę i blichtr wielkiego świata.

Lektura korespondencji Fryderyka Chopina z rodziną i z przyjaciółmi jest pasjonująca i może skłaniać do różnorakich spostrzeżeń. Listy napisane w okresie Bożego Narodzenia to nie tylko zapis pięknego obyczaju; to również źródło niewesołej refleksji, jak wielka historia nieuchronnie wpływa na sposób przeżywania przez nas tych najpiękniejszych, rodzinnych świąt. Jak wkracza do naszego życia i najczęściej jest gościem niepożądanym. Dotyczyło to również rodziny Chopinów.

Wigilie w „kraju lat dziecinnych”


Któż mógłby się spodziewać, że kiedy trzydziestopięcioletni Lotaryńczyk, nauczyciel domowy hrabiostwa Skarbków z Żelazowej Woli koło Sochaczewa zawierał w 1806 roku ślub z dwudziestoczteroletnią Justyną Krzyżanowską, ubogą szlachcianką, ochmistrzynią dworu nad Utratą, powstanie niezwykły dom, w którym wszystko będzie oddychało Polską ... W oficynie dworu przyjdzie na świat w 1807 roku Ludwika, zaś w trzy lata później - Fryderyk. Zbiegiem okoliczności pan Mikołaj uzyska posadę profesora języka francuskiego w Liceum Warszawskim. W pałacu Saskim, w którym przybysze z prowincji otrzymali lokum i założyli internat dla chłopców z dobrych, ziemiańskich rodzin, urodzą się jeszcze Emilia oraz Izabela.

Tam kilkumiesięczny Frycek po raz pierwszy usłyszy kolędy. O nich prof. Józef Reiss napisze, że „są muzyką najbliższą sercu polskiemu”. „Lulajże, Jezuniu” – intonowała pani Justyna rodzinne śpiewanie po kolacji wigilijnej

Żadnego święta nie obchodzono u Chopinów tak uroczyście, jak Boże Narodzenie. W salonie pojawiało się drzewko, nowość w polskich i katolickich domach na początku XIX stulecia przyjęta od Niemców – ewangelików. W rogach jadalni stawiano snopy niemłóconego zboża, pod śnieżnobiały obrus ścielono siano. Przy stole, nad którym lekko kołysały się, wycięte z bernardyńskich opłatków, gwiazda i kołyska, matka przełamywała się najpierw z ojcem, później z dziećmi, opłatkami zlepionymi miodem. „Bodajbyśmy znów za rok...” – dalsze słowa życzeń więzły w gardle... Powściągliwy zwykle pan Mikołaj nie wstydził się łez. Gdy zasiadano do stołu, zanim podano sakramentalne dwanaście przepisanych tradycją potraw, każdy z biesiadników znajdował pod obrusem jakiś podarunek. Po wieczerzy ojciec dawał znak, że można przejść do salonu, gdzie zaczarowany wieczór kolęd trwał prawie do północy, kiedy rodzina wybierała się na pasterkę do pobliskiego kościoła Wizytek. W źródłach pisanych nie znajdziemy informacji, czy maleńki Fryderyk w Wigilię Roku Pańskiego 1810 słuchał melodii kolęd granych na organach, przy których później zasiadał jako student Konserwatorium Warszawskiego.

Chopin zapamiętał na całe życie wieczory wigilijne w rodzinnym domu. Później, na emigracji, z każdą gwiazdką spędzoną z dala od bliskich, pamięć przywoływała tamten niezwykły nastrój i melodię kolędy – kołysanki nuconej przez matkę. Po latach wyraził to w sposób sobie właściwy – liryzm ojczystej kolędy „Lulajże, Jezuniu” przeciwstawił innym, burzliwym taktom „Scherza h – moll”.

Więcej na następnej stronie

Pierwsza rozłąka


Boże Narodzenie pamiętnego roku 1830 Fryderyk spędził w Wiedniu. Niespełna dwa miesiące wcześniej pożegnał Warszawę w poszukiwaniu sławy. Niestety, oczekiwania dwudziestoletniego artysty, rozbudzone entuzjastycznym przyjęciem w lecie 1829 roku, nie spełniły się. Wiedeńczycy niechętnie odnieśli się do listopadowego zrywu powstańczego Polaków. Widzieli w nim zagrożenie dla swego ustabilizowanego życia i względnego dobrobytu zbudowanego po czasach zawieruchy napoleońskiej. Kąśliwe uwagi w rodzaju: „Bóg popełnił błąd, stwarzając Polaków” Chopin boleśnie odczuwał. Pamiętajmy, że w szeregi powstańcze wstąpili jego koledzy. Boże Narodzenie pogłębiło w nim poczucie osamotnienia. Stan ducha młodego artysty najtrafniej oddaje list do przyjaciela – Jana Matuszyńskiego; znajdziemy tu opis wrażeń doznanych w katedrze św. Stefana w Wigilię Bożego Narodzenia: „Przyszedłem, jeszcze ludzi nie było (...) stanąłem w najciemniejszym kącie u stóp gotyckiego filara. (...) Cicho było – czasem tylko chód zakrystiana zapalającego kaganiec w głębi świątyni przerywał mój letarg. Za mną grób, pode mną grób(...).Czułem więcej niż kiedy osierociałość moją.” Tymczasem w warszawskim domu przy Krakowskim Przedmieściu ukradkiem spoglądano na pusty talerz.

Smutne Wigilie


Boże Narodzenie 1831 roku, drugie z kolei spędzane przez Chopina poza domem, tym razem w Paryżu, przyniosło chwile tęsknoty i nostalgii. Fryderyk niepokoił się o rodzinę, nasłuchiwał wieści z ujarzmionej przez Iwana Paskiewicza Warszawy. Jeszcze dymiły się zgliszcza reduty Ordona, dogasająca epidemia cholery zbierała ostatnie ofiary. Czarę goryczy przepełniła wiadomość, że Konstancja Gładkowska, „ideał (...) na którego pamiątkę stanęło Adagio od (...) „Koncertu” [f – moll]”, w styczniu zostanie panią Grabowską, żoną bogatego ziemianina. W liście napisanym 25 grudnia Chopin zwierzy się Tytusowi Woyciechowskiemu: „ ...nie uwierzysz, jak mi tu smutno, że nie mam komu się wyjęzyczyć, (...) z nikim razem westchnąć nie mogę.”

Wigilia A. D.1833 przypadła we wtorek. W jadłospisie państwa „Szopę” znalazły się strucle z „najlepszej mąki marymontskiej z migdałami i pierniki z cukrowymi wierszami”. Gorzko musiały chyba smakować, gdyż nie minął jeszcze miesiąc, jak powieszono 25 - letniego Artura Zawiszę (bohatera spod Grochowa i Ostrołęki), niegdyś mieszkańca pensjonatu Mikołaja Chopina; dopiero co ucichła salwa egzekucji trzech innych „zbrodniarzy ze spisku Zawiszy”. Sytuacja polityczna znów położyła się cieniem na bożonarodzeniowe świętowanie.

Życie jednak toczy się dalej, przypominając rytmem następujących po sobie smutków i radości swoistą sinusoidę. Tak też dzieje się ze świętami Bożego Narodzenia u Chopinów: Rodzina sławnego już „fortepianisty” przeczyta z ulgą w sprowadzanym przez warszawskiego księgarza paryskim „Journal des Debats” z 24 grudnia 1835 roku, że Fryderyk będzie improwizował podczas „wenty” na rzecz polskich emigrantów. Wiadomość o koncercie to rzecz zwyczajna; notatka prasowa rozwiała natomiast szerzące się pogłoski o jego śmierci. Mikołaj Chopin napisze do syna: „...przed świętami owa fatalna nowina doniosła się do nas ... . Wyobraź sobie więc naszą sytuację, nasz śmiertelny lęk.”

Więcej na następnej stronie

Emigracja i dom


Sławny kompozytor i wirtuoz, jeden z najlepiej zarabiających Polaków, ulubieniec pierwszych salonów ówczesnej stolicy świata, „arbiter elegantarium” Paryża – w czasie Bożego Narodzenia uświadamia sobie pustkę i blichtr wielkiego świata. Zwierza się bliskim: „Dziś Wigilia Bożego Narodzenia, nasza panna gwiazdka.[podkreślenie moje – W.W.] Tutaj tego nie znają (...) zwyczajny paryżanin nie czuje różnicy między dziś i wczoraj. Tutaj smutna Wigilia...” Innym razem wyrazi w lakoniczny sposób prawdę o swoich świętach i o sobie; tutaj trzeba czytać między wierszami: „Wigilię onegdaj jak najprozaiczniej spędziłem. Wam życzenia najpoczciwsze jak co rok.” Przedtem jednak kupował mnóstwo prezentów, które okazją wysyłał do Warszawy. A tam? „ Trzeba było widzieć radość dzieci na widok podarunków gwiazdkowych” – pisze Mikołaj Chopin. Innego roku pani Justyna dzieli się z bratem matczynym szczęściem: „Cóż to za radość tych uroczych istotek na widok tylu drobiazgów stosownych do ich wieku. Miałbyś wiele przyjemności, widząc, jak biegali od jednej rzeczy do drugiej, podskakując ciągle.” „Nie przestajemy wspominać Cię, jesteś ustawicznie przedmiotem naszych rozmów” – zapewnia ojciec.

Nie każda emigracyjna gwiazdka była smutna, nostalgiczna i przesycona tęsknotą. Świadczy o tym wspomnienie Eustachego Januszkiewicza o spotkaniu z okazji imienin Adama Mickiewicza w Wigilię 1836 roku; nieodparcie nasuwają się słowa ówczesnego solenizanta:

„Jedyne szczęście, kto w szarej godzinie
Z kilku przyjaciół usiadł przy kominie
Drzwi od Europy zamykał hałasów,
Wyrwał się z myślą ku szczęśliwszym czasóm...”

Czyż można sobie wyobrazić znakomitsze grono? Mickiewicz, Chopin, nestor polskich literatów – Julian Ursyn Niemcewicz ... Oddajmy głos gospodarzowi wieczoru: „Stary Julian (...) opowiadał nam, d z i e c i a k o m, czasy Czteroletniego Sejmu. Nieporównany Chopin grał, śpiewał, improwizował i tak wszyscy grą [jego] i serdeczną zabawą byli zajęci, że nikt nie widział zorzy północnej, co nam przez pół godziny przyświecała.”

„...już go nie ma...”


W 1849 roku „panna gwiazdka” nie zastała już Fryderyka Chopina w jego ostatnim paryskim mieszkaniu przy placu Vendome. Ludwika towarzyszyła ostatnim chwilom brata. W jej liście do męża napisanym w nocy z 16 na 17 października wśród kilkunastu słów znajdziemy cztery, w których zastygł cały ból utraty. Wigilia tego roku była smutna, bo nie spodziewano się już świątecznego listu od Fryderyka, zaś jego starszej siostry, zajętej porządkowaniem spraw po zmarłym bracie, oczekiwano w domu dopiero w ostatnich dniach grudnia. Z powodu śnieżyc i mrozów zawitała do Warszawy dopiero po święcie Trzech Króli. Po latach utrwali tę chwilę; „...chociaż późno, wstąpiłam, aby matkę i siostrę uściskać, nie spały jeszcze, bo mnie oczekiwały instynktowo. (...) Przyjechałam na koniec do domu, uściskawszy dzieci, które mnie rozrzewniły swoją radością...”

Ludwika przywiozła rodzinnemu miastu spóźniony, lecz niezwykły podarunek świąteczny, przewieziony przez kordon graniczny pilnie strzeżony przez celników i policję rosyjską – serce brata. Obecnie znajduje się ono w kościele Świętego Krzyża nie opodal domu, w którym Fryderyk Chopin przeżywał swoje młodzieńcze Wigilie.