Nie ma się czego bać

publikacja 25.12.2004 07:43

W nieustannym hałasie, jaki zewsząd nas otacza, nie słychać dziś głosu anioła. A my jacyś tacy przestraszeni. A my jacyś tacy smutni.

Nareszcie spokój. Koniec tej zwariowanej gonitwy w jakiej żyliśmy przez ostatnie kilkadziesiąt dni. Zakupy zrobione. Porządki skończone. Ozdoby powieszone. Życzenia złożone. Prezenty pod choinkę wsadzone.

Święta.

Nastrój. W telewizji kolędy. Światełka migają kolorowo w każdym kącie. Wszyscy są tacy mili. Ciepło rozchodzi się wokół. Nikt na nikogo krzywo nie patrzy.

Fajnie jest. Mogłoby tak być zawsze.

Dzieciom można pokazać w kościele stajenkę. Jednak taka namacalna jest o wiele bardziej atrakcyjna, niż nawet najciekawsze filmy na ekranie. Ten bobasek na sianku taki milutki. A ci dwoje po bokach tacy wzruszający. Chociaż można by im dać twarze jakichś bardziej znanych ludzi...

Bobasek?

Jaki znowu bobasek?

Jak to jaki? No to Dzieciątko. O tam...

Zaraz, co my właściwie świętujemy?

Boże Narodzenie!

Nie znasz tego? Malutki Jezusem się urodził w jakiejś szopie pod Betlejem. To takie wzruszające. Jezus malusieńki leży wśród stajenki... I ta biedna Jego Matka. Rodzić w takich warunkach. Ubogim zawsze wiatr w oczy. Nawet w zajeździe nie dostali pokoju. Skandal. Żeby niemowlę musiało leżeć w żłobie...

Jakie narodzenie?

No jak to jakie? Boże. Albo Pańskie jak piszą w niektórych kalendarzach.

To znaczy, że kto się narodził?

Bóg?

O rety, czy myśmy w tym pędzie, jakim jest nasze życie codzienne na początku XXI wieku, o czymś nie zapomnieli?

„Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu; dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan. A to będzie znakiem dla was: Znajdziecie Niemowlę, owinięte w pieluszki i leżące w żłobie”.

W nieustannym hałasie, jaki zewsząd nas otacza, nie słychać dziś głosu anioła. A my jacyś tacy przestraszeni. A my jacyś tacy smutni.

44 procent Polaków cieszy się ze świąt Bożego Narodzenia - podało Polskie Radio. Jest to mniej niż w ubiegłych latach. W 2000 roku zadowolonych z powodu świąt było ponad 60 procent Polaków.

Sam Boży Syn przyszedł na ziemię. To niebywałe wydarzenie. To po prostu trudno pojąć. Tego się nie da zrozumieć. W to trzeba uwierzyć.

Więcej na następnej stronie

A nie jest łatwo uwierzyć. Naprawdę uwierzyć.

Pewien młody człowiek napisał maila, którego rozesłał do znajomych. Gdy w tych dniach wszyscy życzą sobie wszystkie dobrego, wesołych świąt itd., on wystukał na klawiaturze komputera dramatyczne słowa:

„Podobno Bóg się stał człowiekiem. No i co z tego? Mój ojciec nadal nie ma pracy. Moja matka nadal jest chora, a lekarze odmawiają jej pomocy, bo się wyczerpały jakieś limity. Moja siostra nie chce ze mną gadać, bo nie pożyczyłem jej paru złotych. Moi kumple kradną, żeby mieć na flaszkę i na jakiegoś skręta. A w gazetach zamiast ‘Pójdźmy wszyscy do stajenki’ widzę wielki napis ‘Pójdźmy wszyscy po prezenty’.

Podobno Bóg stał się człowiekiem, a na świecie nadal króluje draństwo, korupcja, układy, cierpienie, strach, nienawiść.

Podobno Bóg stał się człowiekiem, podobno wierzy w to miliony ludzi na świecie. To dlaczego żyją tak, jakby nic się nie stało?”

„Przyjście Syna Bożego na ziemię jest tak wielkim wydarzeniem, że Bóg zechciał przygotowywać je w ciągu wieków. Wszystkie obrzędy i ofiary, figury i symbole "Pierwszego Przymierza" Bóg ukierunkował ku Chrystusowi; zapowiada Go przez usta proroków, których posyła kolejno do Izraela. Budzi także w sercu pogan niejasne oczekiwanie tego przyjścia” - czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego.

Wielka tęsknota za Bogiem. Wielkie oczekiwanie na Boga. To nie tylko w czasach Starego Testamentu. To także dzisiaj powszechne zjawisko. Chociaż się do tego nie przyznajemy, czekamy, że w nasze życie wkroczy sam Bóg. Że wybawi nas od tych wszystkich bólów, problemów, kłopotów, z którymi zmagamy się każdego dnia. Które nas przytłaczają. Które nas przerastają. Czekamy na Niego tak bardzo, a przecież gdy przychodzi, nie zauważamy jego obecności. Czekamy na Niego tak bardzo, ale gdy staje u naszych drzwi, wołamy jak właściciele zajazdu w Betlejem - „Nie ma miejsca!” i zatrzaskujemy Mu drzwi przed nosem.

Nie bez powodu anioł zwiastujący narodziny Jezusa, Bożego Syna, najpierw woła do ludzi „Nie bójcie się!”. Minęło dwadzieścia wieków, a my wciąż się boimy przyjąć na serio Boga, który stał się człowiekiem. On się uniża, wchodzi między nas, a my wpadamy w przerażanie, bo wydaje nam się bezradny wobec zła tego świata.

Dlaczego bardziej niż w narodziny Bożego Syna wierzymy w tryumf zła?

Dlaczego widząc Boga, który nie zawahał się przyjść na świat jako dziecko, przestajemy Go traktować poważnie? Czy z tego powodu jest mniej Bogiem, niż gdyby przyszedł jako wódz wielkich zastępów anielskich. Czy przyjęlibyśmy Go chętniej, gdyby zamiast urodzić się w ciszy podbetlejemskiej groty, wkroczył z wielkim hałasem i muzyką do centrum handlowego?

Więcej na następnej stronie

Przed wiekami św. Hieronim napisał: „O gdybym mógł ujrzeć żłobek, w którym leżał Chrystus! Bo my teraz jakoby dla przydania czci Chrystusowi zabraliśmy gliniany żłobek, a ustawiliśmy srebrny. Ale dla mnie cenniejszy jest ten, który został zabrany! Poganom potrzebne są złoto i srebro, natomiast wierzącym chrześcijanom wystarczy ów gliniany żłobek, bo Ten, który narodził się w tym żłobku, pogardzał złotem i srebrem. Nie pogardzam bynajmniej tymi, którzy dla uczczenia Jezusa wykonali srebrny, nie potępiam także i tych, którzy dla świątyni wykonali złote naczynia - ale podziwiam Boga: On, Stwórca świata, narodził się nie pośród złota i srebra, ale pośród błota!”.

W dzień Bożego Narodzenia Kościół wspomina to wszystko, co wydarzyło się w Betlejem, ale nie poprzestaje na zewnętrznej stronie wydarzeń - tłumaczył mozolnie jeden z teologów. Bóg, który w przedziwny sposób stworzył człowieka, w jeszcze przedziwniejszy rozpoczyna dzieło jego zbawienia. Chrystus staje się człowiekiem podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu. Dochodzi do „przedziwnej wymiany”: Chrystus przyjął naszą ludzką naturę, słabą i ograniczoną, aby dać nam udział w swej Boskiej naturze.

Czym jest przyjście Chrystusa dla człowieka? Człowiek ujrzał Boga w widzialnej postaci, Chrystus przyniósł ludziom nowe życie, przywraca im utraconą godność dzieci Bożych, człowieka śmiertelnego wprowadza do życia wiecznego, wyzwala ludzkość ze starej niewoli grzechu i obdarza ją wolnością. Boże Narodzenie tak rozumiane łączy się nierozerwalnie z tajemnicą śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. (Ojcowie żywi t. 4).

Ten elektroniczny list nastolatka, w którym padło sformułowanie „Podobno Bóg stał się człowiekiem. I co z tego?” jest wielkim pytaniem o to, po co Bóg narodził się jako człowiek. Dlaczego to zrobił? W jakim celu?

Odpowiedź brzmi prosto i jasno - po to, aby nas zbawić. Aby nas wyrwać z mroku grzechu. Aby te słowa „Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło” - odnosiły się dokładnie do mnie, do ciebie, do twoich bliskich.

Święta Bożego Narodzenia kojarzą się z ogromną ilością wszechobecnych światełek. Świeczki. Lampki. Gdzie się da. Na choinkach. Na balkonach. W oknach. Na ulicach. Nawet w samochodach. Nie pamiętamy, dlaczego z tej okazji tak bardzo mnożymy źródła sztucznego światła. A to po prostu wyraz naszej tęsknoty za tym światłem, jakim jest Jezus, Boży Syn. To pragnienie Światła, które nie przeminie, nie zgaśnie z braku energii.

Chrystus się rodzi, wielbijmy Go; Chrystus z nieba przychodzi, wyjdźmy Mu na spotkanie; Chrystus na ziemi, wznieśmy się na wyżyny niebios! Śpiewajcie Panu wszystkie krainy, niech cieszy się niebo i ziemia raduje (por. św. Grzegorz z Nazjanzu).

„Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu; dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan”, Boży Syn. Jezus.

Niech napełnia nas radość. Niech ogarnia nas spokój. On jest wśród nas. Nie ma się czego bać.